Sesja Vena

Wypadliście na zewnątrz, gdzie na chodniku klęczał jeden ze strzelców, który porzuciwszy broń trzymał się za obie dłońmi za twarz. Obok jego kompan stał zgięty w pół w podobnej pozycji, choć ciągle trzymając broń w rękach, trzeci podobnie, zataczając się podążał w stronę drzew, za których uciekli już dwaj bliżsi z czterech pozostałych żuli.
Dopadliście Pontiaca, który jakimś cudem uchował się nienaruszony. Arek odpalił silnik, który zaryczał drapieżnie i niemal natychmiast wycofał, z mocnym szarpnięciem potrącając jednego z oślepionych dresów. Drugi, który wciąż trzymał broń, strzelał na oślep we wszystkich kierunkach, odstrzeliwując boczne lusterko Firebirda.
- Kurwa jebana!!! - zawył infernalnie Arek, wrzucając bieg.
http://www.youtube.co...?v=DwuOPXIbDC4
Oglądam co chwila lusterko, w poszukiwaniu ewentualnego pościgu. Chociaż wątpię by takowy miał miejsce.
- Gdzie teraz kurwa? Masz jeszcze jakiś wesołych kumpli? Mniej... zmartwionych?
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
- Śmiej się kurwa śmiej!!! - wściekał się ciągle łowca, spoglądając co chwila na odstrzelone lusterko. - Chuje złamane, wrócę tam i podpalę to jebane osiedle! - depnął do dechy tak, że po dwóch minutach byliście już w centrum. Na kolejnym skrzyżowaniu z włączonymi światłami zatrzymaliście się na czerwonym. Tuż obok piętrzył się wielki, zbytkownie zdobiony i bez wątpienia astronomicznie kosztowny pałac, za którym znajdowała się widziana przez was wcześniej fabryka, pracująca pełną parą.
Wreszcie znaleźliście się w okolicy, w której toczyło się życie miasta. Ludzie, taksówki, samochody, nocne autobusy, rowery, riksze, bardziej lub mniej zabawowi i wcięci przechodnie wchodzili i wychodzili z licznych pubów i restauracji, które nadawały mijanemu krajobrazowi specyficznego kolorytu. Arek zajechał na parking tuż za skrzyżowaniem, na którym stała tylko jedna taksówka. Zgasił silnik, oparł się o zagłówek, zamknął oczy i westchnął ciężko.
- Miałem tu kiedyś kumpla, studiowaliśmy razem. - odezwał się po chwili. - Może nadal ma swój stary numer. Zaraz sprawdzę. - powiedział, lecz nie sięgnął po telefon, najwyraźniej wciąż uspokajając się po całej akcji.
- Ewentualnie, możemy zrobić sobie z twojego auta szałas - dodaję do rozluźnienia atmosfery. - Która jest w ogóle godzina?
Pytam wyciągając numer telefonu i zdjęcia z kieszeni.
- Przyjeżdżając tutaj miałeś jakiś większy plan? Czy po porostu chciałeś zapolować?
Nie lubię robić coś dla niczego. Jeśli jade do pierdolonej Łodzi, to nie dla tego żeby pozabijać wampiry z kijem w dupie, tylko żeby wziąsć udział w jakiejś większej akcji.
Wtedy trochę bardziej czuję że żyję i mam po co żyć.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Otworzył wreszcie oczy i odpowiedział:
- Tak, otrzymałem polecenie z krajowej "centrali", że w tym mieście pojawiają się jakieś dziwne rzeczy. Nie wampiry ani wilkołaki, tylko coś innego, nowego, jakby jakieś pomutowane duchy, czy cholera wie co... - poklepał się po płaszczu jak ktoś, kto zapomniał kluczy i wyciągnął pomiętą paczkę Marlborasów, z której zębami wyjął jednego i poczęstował cię. - Mam sprawdzić co dokładnie się pojawia, gdzie się pojawia i dlaczego się pojawia. A w miarę możliwości zrobić tak, żeby się nie pojawiało, jeśli jest to coś więcej niż poltergeist straszący stare babcie na poddaszu.
- Pomutowane duchy... no jasne - kryjąc twarz w dłoni stwierdzam swoje niezadowolenie.
Jego arch enemy były wampiry. Nawet jeśli w tym zapyziałym mieście grasował zmutowany duch z kosmosu który zabija wszystkich wokoło, to zawsze będzie to sprawa odległa.
Nienawiści do istot które zniszczyły ci rodzinę nie da się tak łatwo przerobić na licencje wszechstronnego łowcy.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Arkadiusz spojrzał na ciebie przeciągle, jakby usiłując odgadnąć twe myśli. Chyba po części mu się to udało.
- Nie łam się tak, to żadna "Strefa 11". Jeśli w centrali mówią, że to poważne gówno, to na pewno zajebiście poważne gówno. A co ważniejsze - wziął głębokiego bucha i wypuścił dym ustami - to gówno jest ponoć mocno związane z największym wampirzym skurwielem, jakiego nosiła ta ziemia, przynajmniej przez ostatnie stulecia, niejakim... Mmmm... - zamknął oczy i zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć - O! Sehonem. Chyba tak.
- Powiedz mi jeszcze że ten Sehon jest tu gdzieś - Dla akcentu rozpościeram dłonie i spoglądam zagadkowo na miasto. - Gdzie, jak, i kiedy masz zamiar dopaść to gówno? Nie masz nawet żadnych poszlak.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
- Nie wiem, czy jest... Nie, chyba nie ma, chyba go ktoś rozjebał... - wysilał pamięć ponownie. - No, chyba tak, bo przez lata nasi się na niego zasadzali, ale z bardzo marnym skutkiem, chociaż sam nie wiem jak to dokładnie było, słyszałem tylko od starszych. - położył ręce na kierownicy i stukał w nią bezwiednie palcami. - Faktycznie, nie mam nic, ale miałem się kogoś dopytać... cholera... Jakiś facet ponoć, z dziwnym nazwiskiem, nie pamiętam, kurwa... - nerwowo zaczął drapać się po głowie, ale chyba nie pomagało. Chodnikiem przeszła właśnie grupa trzech bardzo skąpo odzianych nastolatek, w sam raz nie tylko dla wampira, najwyraźniej zmierzających na gibanę w mieście.
Odprowadzając 'skąpo odziane nastolatki' wzrokiem, odpowiadam
- Zajebiście. Kurwa, jak mi się chce spać. - Stwierdzam nieprzyjemny fakt - Daleko jeszcze do tego twojego kumpla? Bo się chyba zaraz tu kimne
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
- Tu mieszkał niedaleko, jak pamiętam...- sięgnął po telefon i szukał zapamiętale kontaktu. - O, mam...! - przyłożył komórkę do ucha, czekając. - Skowron? Siema, tu Arek. No czeeść, cześć. Ano tak, trochę tak, hehe, no ale dzwonię wreszcie. Słuchaj, jest taka sprawa...
Tutaj rozpoczęła się rozmowa, przeplatana koleżeńskimi wspominkami i nakręcaniem kumpla Arka na jakieś lokum dla was. Wywnioskowałeś, że ów Skowron mieszka w jakiejś kamienicy w centrum i ostatecznie się zgodził.
- Dobra, dobra... Dobra, nie ma sprawy, dzięki wielkie, napijemy się i tak. Nara. - Arek odłożył komórkę do kieszeni. - To mamy lokum. Tylko, że Skowron zaraz wychodzi na miasto, więc albo go teraz złapiemy, albo mamy go szukać w jakimś Catedralu na Piotrkowskiej, bo się umówił z ziomkami i nie chce czekać.
- No to ciśniemy do niego. Przemyślimy wszystko. Poukładamy. Wyśpimy się w końcu kurwa i będzie okej. Jak mawiał dziadek Bilbo czy Gandalf, już nie pamiętam. Ranek przyniesie nowe pomysły i rozwiązania. Czy jakoś.
Potrzebował się wyspać. Konkretnie i długo.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Ruszyliście zgodnie z postanowieniem. Po drodze na Zachodniej minęło was kilka nocnych, które zjeżdżały na wspólny przystanek. Ulica była jasno oświetlona po obu stronach, ale kilkaset metrów przed wami na skrzyżowaniu nagle zgasły latarnie i światła. Zaraz potem kolejne, nieco bliżej, następne, jeszcze bliżej...
- Co jest kurwa... - zdziwił się Arek i zwolnił, bo w ciemności rozłażącej się po skrzyżowaniu i idącej coraz bliżej was nie było prawie nic widać. Zgasły kolejne latarnie, a teraz widziałeś dokładnie, że wraz z nimi gasły też światła w oknach i neony sklepów i pubów. Jakaś awaria?
Wraz ze światłami jakby wszystko przycichło i sposępniało, a środkiem jezdni, jakieś dwieście metrów przed wami, szedł spacerkiem jakiś człowiek.
- Niezła kurwa pora na spacerek, i do tego ciemno jak w dupie u murzyna - komentuję aktualne wydarzenia. - Jaki normalny człowiek wybiera się na spacer o tej porze?
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Gdy podjechaliście już na tyle blisko, byś mógł przyjrzeć się dokładniej, zobaczyłeś że mężczyzna ubrany był we frak i eleganckie czarne spodnie. Na głowie miał melonik, w ręku trzymał coś jakby kij, czy może raczej elegancką laskę, którą wywijał swobodnie tuż nad jezdnią. Gdy po którymś kroku wsparł się na niej, zgasły wszystkie światła wokół was i ta część ulicy, podobnie jak poprzednie, pogrążyła się w całkowitej ciemności.
- Co do chuja?! - zaklął Arek i zatrzymał się. Pomyślałeś, że to przez nagłą ciemność, ale bezskuteczne próby odpalenia samochodu, który nawet nie mruknął, uzmysłowiły ci, że silnik po prostu zgasł, tak jak wszystkie światła wokół.
- To jakiś pierdolony magik. Kurwa melonik, pewno wyciągnie z niego królika - z lekkim z diwieniem przyglądam się osobnikowi.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Ilustracja

On, chyba z mniejszym zdziwieniem, lecz nie mniejszym zainteresowaniem, przyglądał się wam. W powstałej ciemności ledwo co dostrzegałeś zarysy budynków i jezdni, jednak gościa we fraku widziałeś dość dobrze. Stał pięć metrów przed waszym samochodem, wsparty na lasce, i wpatrywał się w was bez słowa (dałbyś głowę, że z niejakim rozbawieniem). I znowu poczułeś tę dziwną sensację, która towarzyszyła ci parę razy wcześniej. Tym razem jednak znacznie, znacznie mocniej. Niepokój przerodził się w strach, który niemalże zahaczał o panikę. Momentalnie zapragnąłeś znaleźć się jak najdalej od tego dziwaka, jego melonika i jebanych królików, czy cokolwiek mógł z niego wyciągać.
Arek po raz kolejny usiłował odpalić maszynę.
- Jakim... kurwa... cudem...?! - pytał sam siebie, przekręcając kluczyk w stacyjce. Gdy znów nie dało to rezultatu przyjrzał się facetowi i po chwili powiedział cichym, napiętym głosem:
- Hm... Mam wrażenie, że wiem, co to jest... - stwierdził, a jego prawa ręką powędrowała do leżącej obok skrzyni biegów broni.
Nie wiedząc zbytnio z czym mamy do czynienia, również sięgam po sprawdzony pistolet.
- Co to jest i jak z tym walczyć? - Pytam ściszonym głosem.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
- Nie wiem.... - odpowiedział Arek, teraz już wyraźnie niepewny. - ... Na razie nic nie rób...
Facet podszedł jeszcze bliżej, mogłeś dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. Zadbany, około czterdziestki, z krótką, równo przyciętą bródką, patrzył na ciebie z lekkim uśmiechem. Spojrzałeś mu w oczy i natychmiast stanęły przed nimi obrazy gradu kul sypiących się na twoją głowę spomiędzy domów w górskiej wiosce. Widziałeś kolegów z oddziału, którym kule snajpera rozłupywały hełmy, czaszki, serca, słysząc w głowie swój własny głos, wołający wściekle "Gdzie jest wsparcie do cholery?!". Na koniec ujrzałeś twarz Natalii, wściekłą, dziką, nieludzką, na sekundę przed tym, jak rozpadła się w proch. Poczucie smutku, rozpaczy i beznadziei oszołomiło cię jak paralizator i pewnie upadłbyś, gdybyś nie siedział na fotelu samochodu.
Ściskam mocno rękojeść noża. Zimna, ciemna stal. Ona jest prawdziwa.
Tamto, to tylko wspomnienia. To się już wydarzyło! Należy do przeszłości!
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
← Sesja WoD
Wczytywanie...