- Oj, widać, że dawno nie byłeś na spowiedzi. Ale to może innym razem. Otóż Sehon, a dokładniej Sehon Aszurbanipal, był kapłanem za czasów starożytnej Asyrii, setki lat przed narodzinami Chrystusa. Nie dotarłem co prawda do przekazów dotyczących daty jego urodzin, ale bez wątpienia już wtedy, jakieś dwa i pół tysiąca, może nieco więcej lat temu, był magiem, prawdopodobnie porządku Hermesa, choć nie potwierdzę tego z całkowitą pewnością. Nie sposób opisać jego... kariery... jeśli tak można to nazwać, gdyż imię to ginie w pomroce dziejów, ale osobiście przypuszczam, że Sehon zgłębił tajniki i pokusy wampiryzmu na długo przed Tremerem i całym domem Tytalusa, choć i za to nie mogę zaręczyć. Nie ulega natomiast wątpliwości, że wśród wszystkich Kainitów tego kontynentu był jednym z najstarszych, jeśli nie najstarszym w ogóle. Tyle jeśli chodzi o historię najstarszą i niejasną.
Korothir znów sięgnął po herbatę, której przyjrzał się z dziwnym rozbawieniem po upiciu kolejnego łyku. Odstawił kubek i ciągnął dalej.
- Sehon i Poznański poznali się około piętnastego wieku, dość szybko po przemianie Poznańskiego. Sehon prawdopodobnie już wtedy wiedział, że w tych okolicach znajdują się silne źródła mocy i prawdopodobnie już wtedy miał zarys swego późniejszego planu. Wiedział też, że pomimo całej swej mocy i wiedzy nie sforsuje pewnych rozwiązań i nie dostanie się w pewne miejsca bez kogoś bardziej... okrzesanego, światowego, życiowego. Tym kimś był Poznański. Przez stulecia obaj byli dla siebie jak bracia, co nie pozostało bez znaczenia, gdy Sehon dokonał swojego małego przewrotu. Ostrzegałem księcia, ale on nie chciał w to uwierzyć do końca, co sprowadziło na niego jego własny koniec. Zapewne wiesz jak wyglądała walka z nim ze strony magów pozostałych, ja do spółki z Reznorem przebiłem się bezpośrednio przez portale w jego posiadłości pod Zgierzem. Wcześniej odkryłem jedną z jego pracowni w okolicach śródmieścia, wiem też o kilku innych, ale o nich też pewnie słyszałeś. Pytasz o przebieg walki z nim samym?
Zrobił pauzę, spuścił wzrok, najwyraźniej przypominając sobie całą scenę.
- Zacznijmy od jego twierdzy i domeny, przez którą musieliśmy się przedostać, uprzednio odwiedzając więzienie, w którym przetrzymywał swoich licznych wrogów od wielu, wielu lat. Chętnie zobaczyłbym twoją minę na widok Księgi Umarłych, mina Reznora była całkiem warta zapamiętania. Ale do rzeczy... Sehon przygotowywał rytuał, który pozwoliłby mu przejąć moc Poznańskiego, bo niełatwo dziś o krew Kainity szóstego pokolenia, nawet dla takiego diabolisty jak Sehon. Na nasze szczęście zdążyliśmy dotrzeć do niego zanim jeszcze w pełni wybudził się z transu i wyleczył z ran, jakie odniósł w walce z księciem. Gdyby nie artefakty, którymi dysponowałem ja i Reznor, nie udałoby się go zniszczyć. Nawet potem, gdy już się to stało, pojawił się jego strażnik, zapewne jakaś bardzo stara, mistyczna istota, wyglądająca po prostu jak smok. I tu znów Opatrzność miała nad nami pieczę, bo Rafał (słyszałeś już na pewno o nim, skoro rozmawiasz ze mną) zjawił się w samą porę by się nim zająć.