Wilkołak [Runda 4]

RUNDA 4

Zasady gry

Główne zasady:

- Istnieje kilka klas, do których możecie zostać podporządkowani - wszystko jest dziełem przypadku, jesteście wybierani losowo do poszczególnych ról.
- Każdego dnia musisz zagłosować w temacie gry, aby zlinczować kogoś publicznie (głosowanie na siebie jest niedozwolone). Głos umieszczajcie pogrubiony i na czerwono, aby nie było wątpliwości na kogo głosujecie. Jeśli głos nie będzie sformatowany odpowiednio, nie będzie liczony.
- Trzy dni niegłosowania równoznaczne są ze śmiercią gracza.
- Pierwszego dnia można zdecydować się na NIE GŁOSOWANIE. Należy w tym celu wpisać w temacie po prostu PAS.
- Masz prawo zmienić swój głos ile tylko razy chcesz, po prostu pamiętaj o utrzymaniu odpowiedniego formatowania tak, aby tylko Twój finalny głos był zaznaczony na czerwono.
- W razie remisu, ofiara zostanie wybrana losowo spomiędzy linczowanych graczy.
- Dzień w grze kończy się o 24.00
- Podsumowanie dnia odbywa się w następującej kolejności: 1. Zabici przez nieaktywność, 2. Zlinczowani + osądzeni przez Sędziego, 3. Uratowani przez doktora, 4. Zabici przez wilkołaka 5. Zabici przez Czuwającego
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, nie masz prawa pisać w temacie gry.
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, proszę powstrzymaj się od wygłaszania swoich przemyśleń publicznie. Pozwól graczom na własną rękę dowiedzieć się kto jest kim.
- Nie umieszczaj nigdzie screenshotów z PMek, jakie dostaniesz w czasie gry.


Wilkołaki:

- Wilkołaki muszą zgodzić się co do osoby, którą mają zamiar zabić danej nocy. Śmierć będzie miała miejsce, jeśli cel dostanie przynajmniej (n-1) głosów*. Jeśli w grze zostanie tylko jeden Wilkołak, jego jeden głos wystarczy do zabicia.

*: Jeśli Wilkołaków jest więcej niż 2, to
n = liczba Wilkołaków

lub

jeśli Wilkołaków zostaje 2, to
n = 3

w innym przypadku

n = 2;

Wyrocznia

- Wyrocznia może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poprosi o prawdziwą tożsamość jednego, wybranego gracza.

Doktor

- Doktor może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poda nicka osoby, którą chce dziś uratować. Jeśli dana osoba tej nocy jest celem ataku Wilkołaków, nie zginie.

Czuwający

- Czuwający może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, którym poda nicka osoby, którą chce zabić. Ważne, aby był pewien swego wyboru - lepiej nie zabijać niewinnych ludzi.

Sędzia

- Sędzia może raz dziennie wysłać prowadzącemu PW, w którym poda nicka osoby, na którą oddaje drugi głos (pierwszy w oficjalnym głosowaniu, drugi na PW). Jeśli jego głos przeważy, osoba na którą głosował podwójnie, zostanie zlinczowana.

-----------------------------------------------------

Aktualnie grający:

- Tar
- Evrina
- Krix
- Matt
- Hubris
- Eni
- Mortton
- kami
- Buka
- Strateks
- Ielenia
- Tig
- Kresselack
- Eldirian
- Dany
- Erich
- Sazanka

---------------------------------------------

[font="Comic Sans MS"]L[/font]as okalający wieś do której zjechaliście, był niezwykle gęsty, mroczny i stary. Drzewa zdawały się szeptać, targane niewielkimi podmuchami zimnego, nocnego wiatru, który szarpał również pomarańczowe płomienie pochodni.
- Oto szesnasty, ostatni jakiego znaleźliśmy. - przygarbiony, korpulentny mężczyzna posunięty już w latach wskazał wam drzewo, wokół którego znajdowało się coś, co przypominało jatkę obłąkanego rzeźnika. - Didko, syn bednarza. Poza nim i piętnastką pozostałych zniknęło jeszcze trzech ludzi, szukamy ich od tygodnia.
Wystawca ogłoszenia za którym przybyliście do zapomnianej przez wszystkie diabły i Boga krainie, odwrócił się do was niezgrabnie. Niegdyś był najlepszym myśliwym w tych stronach - przynajmniej sam tak twierdził - , dziś pozostało po tym tylko wspomnienie młodości, siły i lewego oka oraz zaszczytna rola sołtysa zasranej wsi o pół dnia drogi od najbliższego miasta. Zaprawdę świetne okolice do polowań dla potworów... I na potwory...
- Przeszukałem dzicz i znalazłem kilka świeżych śladów. Nie wiem jaka część z waszmościów zna się na tropieniu i łowach, ale może nie zapuszczajmy się głębiej w las, dopóki księżyc zupełnie nie ustąpi słońcu. Wszystko wskazuje jednak, że bestie gnieżdżą się w naszej wiosce. I to od niedawna...
Wasz pracodawca zawiesił głos, wy spojrzeliście po sobie. Mogło to znaczyć tylko jedno - wilkołaki musiały wiedzieć, że przerażeni i dziesiątkowani mieszkańcy sięgnęli po ostateczność i zaoferowali wysoką nagrodę wszystkim chętnym rycerzom, łowcom, najemnikom, domorosłym wyroczniom, czarownikom, znachorom i innym awanturnikom, którzy gotowi byli przybyć tu za obietnicą sowitej zapłaty. Następnie monstra ukryły się za dnia w samej osadzie, która tak strasznie cierpiała od tygodni za ich sprawą, by ostatecznie podszyć się pod jej wybawców.
Spojrzenia rozeszły się po twarzach, pancerzach, szatach i oczach niczym sztylety. Kilkunastu samozwańczych łowców potworów stało teraz w środku głuszy, w towarzystwie starego sołtysa i jego czterech, zatrwożonych wieśniaków, którzy bardzo starali się udawać strażników miejskich. Miejskich, dobre sobie. Kilkadziesiąt chat, w większości krytych strzechą, raptem jedna większa gospoda, jeden niewielki kościółek, w którym skrył się sam ksiądz pod pretekstem przebłagalnych modłów... Nie było nawet astrologa - szarlatana, jakich pełno w tego typu dziurach, o prawdziwym magu nie wspominając. A na dodatek część z was tu stojących, którzy wywołaliście wielkie poruszenie swym przybyciem, wyglądem i ekwipunkiem, było poszukiwanymi bestiami.
- To wszystko, czym mogę służyć waszmościom. Za parę godzin wstanie świt. - sołtys odwrócił się od wiszących na gałęzi wnętrzności i rozlanej po ściółce krwi. - Tym, którzy uratują nas przed tą zarazą, wynagrodzimy najhojniej jak tylko możemy. Zabroniłem mieszkańcom wychodzić po zmroku z domów, możecie więc bez przeszkód poszukiwać monstrów. Potwory myślą, że są dość sprytne, by przechytrzyć nas wszystkich i pożreć pod osłoną nocy. A jednak taki stary dziad jak ja zdołał zaciągnąć wilki między łowców... - dodał z nieskrywaną satysfakcją, po czym żachnął się. - Aj, za stary już jestem. Reszta do was należy, waszmościowie...eee... i... emm... moje panie. - zająknął się, dostrzegając również kilka kobiet wśród całej zgrai anonimowych "bohaterów". - Udanych łowów życzę...

----------------------------------

Dzień pierwszy - od godziny 00:01

---------------------

[Dodano po 23 godzinach]

Przypominamy - zaczynamy. Dzień 1 za 20 minut. Powodzenia!
-----------------------
PAS
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Rozejrzał się po zgromadzonych, ciężko cokolwiek stwierdzić po tak krótkich oględzinach. PAS
PAS
-Jak mnie głowa boli. Co oni za trunki w tej tawernie serwowali?- Młody łowca spojrzał spod kaptura na pozostałych. Próbował ocenić kto kim jest na oko. Nie miał wyboru. Nikt się nie odzywa, musi sPASować z ocenianiem kogokolwiek. Eh życie. Zwrócił się w stronę resztek po ostatniej ofierze i przykucnął. Zaczął oględziny biedaka.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
PAS

- Hejże, drużyna! Nie ma co nadymać się niepotrzebnie i zawczasu. Co powiecie na wychylenie kilka głębszych, zanim weźmiemy się do roboty? - Ze swojej torby podróżnej wyjął imponujących rozmiarów dzban, odkorkował go i łyknął porządnie. Potem beknął jeszcze przeciągle i z pytającym wzrokiem uniósł w górę dzban.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
- Dzięki.. Wolę zachować jasność umysłu. - "I nie napiję się z czego innego, jak z własnej piersióweczki", dodał w myślach.

PAS

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

-Niech dzisiaj będzie spokój.
PAS
Pas
"Kolejna zabita dechami wiocha"- pomyślał Erich. Poprawił dłuższe opadające na ramiona włosy. Już drugi rok pałętał się po miejscach takich jak to i próbował zarobić na życie. Trupowi poświęcił tylko przelotne spojrzenie i rozejrzał się po otaczających osobach. Usłyszał jak ktoś namawia do wspólnego picia "Czemu nie" i poprawiając pas u którego wisiał miecz skierował się do częstującego dzbanem osobnika.
Przyjrzał się podejrzliwie Matthiasowi oraz jego czarodziejskiemu dzbanowi.
- A co tam waść masz? Nie wino aby?

PAS
-Dziękuję za wino, coś dzisiaj nie mam dnia na picie, więc spasuję kompanie
- To potworne...
Szepnęła zakrywając dłonią usta i zerkając na ciało nad ramieniem Krixa. W oczach kobiety malowało się przerażenie.
- To potworne... - Powtórzyła i odwróciła się od krwawej plamy rozsmarowanej po drzewie i jego okolicy. Pokręciła głową.
- Pasuję, nic mi przez gardło nie przejdzie.
PAS
PAS
hmm... Nie wiem co tu wpisać.
Koniec dnia pierwszego.

(sorki za obsuwę, poszedłem biegać i czas mi uciekł )

[Dodano po 36 minutach]

Podsumowanie

Dzień 1:

Zlinczowani: kami

Osądzeni przez Sędziego: brak

Zabici przez Wilkołaki: Hubris

Zabici przez Czuwającego: brak

Nie głosowali i nie pasowali: Eni (1)

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od dziś nie można już pasować.
Przypominam też tym, którym policzono jedno niegłosowanie, żeby swe kolejne głosy zawsze pamiętali zaznaczać na czerwono

------------------------------------------------------------------------------------------

Aktualnie grający:

- Tar
- Evrina
- Krix
- Matt
- Hubris - pierwsze zabójstwo wilkołaków
- Eni
- Mortton
- kami - pierwszy i od razu zlinczowany wilkołak
- Buka
- Strateks
- Ielenia
- Tig
- Kresselack
- Eldirian
- Dany
- Erich
- Sazanka

----------------------------------------

[font=\"Comic Sans MS\"]P[/font]ierwszy dzień w "Dupczewie", jak zgodnie określili tę dumną osadę wynajęci łowcy, przebiegał bez rewelacji, w atmosferze ogólnego napięcia i strachu ze strony mieszkańców oraz zawodowego znudzenia ze strony grupy myśliwych. Część "podzieliła się" zwłokami wieśniaków, by na własną rękę wybadać jakiekolwiek poszlaki, ślady, wskazówki...
- Ten tutaj, to Kaźko... - oznajmił grabarz jednemu z awanturników wyposażonemu w najdziwniejsze zabójcze i mechaniczne cuda, które nie tylko na chłopskim rozumie pozostawiały piętno oszołomienia. Zwłoki wieśniaka leżały w płytkim grobie, pozbawione głowy. - Razem z bratem, Maćkiem, doglądali krów na polu sołtysa. Głupi, byli, ale duzi...
- Faktycznie... - zgodził się łowca i skinął koledze, który przechodził obok, kierując się do innych denatów. - A gdzie ten Maćko?
- Która połowa?

Inny, bodaj najbardziej ponury i wyglądający na zakapiora najemnik, spowity w ciemne szaty przypominające czarnoksiężnika, usiłował zasięgnąć języka wśród miejscowych. Oględnie mówiąc, nie poszło mu najlepiej. Drzwi zamykały się przed nim równie szybko, co okna, nawet dzieci niknęły we framugach domostw, jakby porwane przez złego wilka. Gdy udało mu się przydybać starowinkę, która nie dość żwawo salwowała się ucieczką od pytań szatańskiego jegomościa, ta - przechylając się przez okiennicę - rzuciła się na niego z bulgocącym i dymiącym zielonkawo wiadrem pomyj.
Dwóch kolejnych łowców, znużonych bezowocnym oczekiwaniem i brakiem wsparcia ze strony samych zainteresowanych, motywowało się gąsiorem wina takiej jakości, że mogliby stracić dlań nieco więcej, niźli zdrowie, gdyby obaj nie byli najlepiej uzbrojonymi i odżywionymi mężczyznami w tej wiosce. Pocieszeni trunkiem postanowili poszukać pomocy u miejscowego księdza. Ten ochoczo wysłał ich do wszystkich diabłów, przeklął we wszystkich językach, które myślał, że zna, a na odchodnym oblał kubłem święconej wody i obrzucił posrebrzanym krzyżem. Ten odbił się od pancerza jednego z łowców i upadł w błoto.
- Przyda się. - stwierdził lakonicznie awanturnik i schował "relikwię", wracając z kompanem do poprzedniego zajęcia.
Dzień chylił się ku końcowi i zdawało się, że nikt niczego dziś nie odkryje, ani nie poważy się na nic ryzykownego. A jednak tuż przed północą jeden z łowców zagadną rosłego, mocno zawianego kowala, który gonił węża nieopodal rynku.
- Hej... ej... Pssst! - nawoływał go, kryjąc się za węgłem. - Przyjacielu, pozwól no... Widziałeś tamtą jedną uzbrojoną? Taką taką, no... kami się zwie.
- Yhymmm.... - potwierdził entuzjastycznie kowal.
- Słyszałem jak mówiła, że twój ojciec umarł na starość.
- CooOOOOO?!!!!!! Mój ojciec był wojo... wojo.... Wojoffnikiem!!! Mój oj-... ciec nie umarł na starość!!!!
Z tym okrzykiem na ustach kowal pobiegł w mrok, by szukać kobiety, która ośmieliła się tak spotwarzyć pamięć jego przodka. Następnego ranka nieopodal płotu znaleziono poszarpane ubranie kami oraz martwe ciała kowala i potwora, którego - sposobem niewiadomym dla wszystkich łowców - zgładził.
Jak się jednak okazało, wilkołaki nie pozostały dłużne. Szukając odwetu za śmierć swojej siostry udały się na polowanie, którego ofiarą był jeden z myśliwych - Hubris. Drzwi jego pokoju po nakłuwane były bełtami z kuszy, której szczątki walały się po pokoju. Miecz i nóż wbite były w dwie połówki stołu, rozrzucone po przeciwległych krańcach pomieszczenia. Gdy wydarzenia tej nocy wyszły na światło drugiego dnia, z uliczek "Dupczewa" poznikały nawet kury.

A łowcy wiedzieli już, że nie ma na co dziś czekać. Trzeba zabrać się za to, za co im płacono.

---------------------------
Rozumu to jednak im bark... podszedł do zwłok kami i zaczął im się przyglądać, szukając dalszych wskazówek.
← Wilkołak
Wczytywanie...