Obejrzałem ten odcinek (wybitny, choć to było jasne) i o dziwo nie wykastrowali tej sceny, pokazując wszystko bardzo ładnie.
1. Robert nigdy nie był wybitnie politycznym umysłem, więc nie wymagaj od niego niemożliwego. Poza tym myślał, że Joffrey jest jego synem, co gwarantuje spokojną sukcesje. Sansa miała wyjść za następce, co gwarantowało mariaż ze Starkami i pokój. W teorii każdy byłby zadowolony - Lannisterowie, Starkowie i Baratheonowie.
2. Nie docenił uporu Neda i jego umiłowania honoru.
3. Żonie nie ufał, ale traktował ją raczej jak idiotkę (która jest, ale nieważne) i uważał, że wojsko nie posłucha oraz nie pójdzie za kobietą (nawet jeśli to Lannister) - zresztą widziałeś reakcję Ser Barristana, gdyby nie boski "Littlefinger" (
), mogłaby obejść się tylko smakiem.
4. Robert był wybitnie zniesmaczony tym, że wokół niego było pełno lizidupców i dwulicowych ludzi, którzy nigdy nie byli z nim szczerzy, a także za plecami traktowali go jak śmiecia. Tylko Ned był jego jedynym przyjacielem, który zawsze pozostawał szczery i jako jedyny mógł wypełnić jego wolę. Nie chciał widzieć tych parszywych pysków, szepcących mu kłamstwa pod koniec swojego życia.
5. Myślisz, że gdyby nie wyszli, to coś by zmieniło? Cersei powiedziałaby, że król majaczył i był nie w pełni władz umysłowych, a poza tym i tak mają nowego władcę, więc zdanie starego się nie liczy.
6. W Królewskiej Przystani rządzi kasa, co trzeźwo zauważył lord Baelish - ponownie, nic by to nie zmieniło.
7. Robert liczył, że każdy posłucha testamentu króla - pieczęć i własnoręczny podpis.
etc., etc.
Co jak co, ale zwroty akcji u Martina nie pojawiają się "ni z zupy, ni z dupy", zawsze są właściwie uargumentowane