Sesja Morttona

Jeden Genlock skoczył do ciebie, atakując zamaszystym cięciem z góry, drugi natarł na stojącego obok ciebie Deilena. Ludzie stali za waszymi plecami, nie mogąc doskoczyć do Pomiotów na wąskiej przestrzeni. Jednak i tym razem Marcus skorzystał ze swych umiejętności, najpierw zamrażając Hurlocka, a następnie rzucając swoim mieczem nad twoją głową w jego głowę, która rozpadła się w drzazgi.
Bronię się przed uderzeniem Genlock'a i z całej siły atakuje go w pierś cięciem.
Po zbiciu cięcia Genlocka rękę przygięło ci trochę do środka osi ciała, siłą uderzenia, w związku z czym w twojej kontrze wyszło coś pomiędzy cięciem a pchnięciem. To jednak wystarczyło, by przebić się przez wątpliwej jakości pancerz Pomiotu i zanurzyć ostrze w jego piersi.
Nie wystarczyło jednak, by powalić go z miejsca.
Genlock wrzasnął chrapliwie, chwycił za przegub twoją zbrojną rękę i przyciągnął do siebie, wrażając ostrze jeszcze głębiej w ciało. Jednocześnie sam uderzył na odlew w głowę. Mogłoby skończyć się to dla ciebie śmiertelnie, gdyby nie mała odległość między wami. W momencie uderzenia łokieć Genlocka znajdował się na wysokości twojej skroni, więc jego miecz zamiast zdjąć ci głowę z ramion, po prostu zsunął się po policzku i szczęce, rozcinając je paskudnie. Na tyle stać było twojego przeciwnika, który następnie padł, tuż obok swego kompana, zabitego przez Deilena.
-Aaaaaa kur...
Upadam.
- Pokaż to. - Mag podszedł do ciebie, pomógł wstać i obejrzał ranę, następnie za pomocą podręcznych środków opatrzył ją. - Przez pewien czas się nie pośmiejesz.
- Ani nie odezwiesz. - dodał Deilen. - Przy kolejnej okazji może się otworzyć, albo jątrzyć. Radziłbym zaszyć na miejscu, bo bandażom bym nie ufał. Ewentualnie wypalić... - dodał, w zamyśleniu gładząc się po brodzie.
Kiwam głową ze zrozumieniem, ale w oczach mam strach przed bólem.
- Zacznę jednak od was pobierać nauki języka. Jeśli mamy tu trochę posiedzieć muszę wiedzieć czym was leczę.- Marcus pogrzebał w torbie i wyjął z niej kilka słoiczków opatrzonych runami z waszego alfabetu, następnie wyjął z niej ciemny, kolczasty korzeń, którego kawałek rozkruszył w palcach i podsunął ci do powąchania jak przyprawę. Aromat był nieokreślony, ale od razu lekko zakręciło ci się w głowie. Momentalnie przestałeś czuć ból w ranie, ciało przebiegła błogość i lekkość. Domyśliłeś się, że musi być to jeden z silnych narkotyków, które Legioniści pozyskiwali na swoje potrzeby z podziemnych roślin. Następnie Marcus przypalił twą ranę rozgrzanym ostrzem, które - choć pozostawiło swąd przypalanej skóry - przyprawiło cię jedynie o lekkie szczypanie i uczucie ciepła.
Próbuję wstać i mówię:
-Dzięki.
Zatrzymaliście się na moment. Rozglądając się, nie zauważyłeś nikogo, poza wami i paroma nietoperzami, dyndającymi pod sklepieniem. Mimo wszystko wyglądaliście względnie dobrze, jak na dotychczasowe atrakcje. Może poza Lodranem, który stał w miejscu z miną taką, jakby dopadły go na raz szczególnie silna niestrawność i ból głowy.
- Jest ich więcej. - oświadczył ochryple. - Dalej przed nami... Dużo więcej. A wśród nich magia.
- Wyczuwasz ich? - zdziwił się drugi z ludzi - Przydatne. Próbujemy ich ominąć czy zastawiamy pułapkę bo innej drogi nie ma. Pewnie się kiedyś zorientują, że im kilku brakuje.
-Omujmy ich.
Mówię tak i dotykam rany i stwierdzam, że nie mam trzech zębów.
Ominięcie ich oznaczało skręcenie w jedyną szczelinę, która kryła odnogę korytarza. Panowała tam absolutna ciemność. Deilen, jako teoretycznie najbardziej z was wszystkich przyzwyczajony do błądzenia w ciemnościach jaskiń, szedł przodem. Korytarz ciągnął się długo, a wrażenie to potęgowało wasze ślimacze tempo, gdy po omacku usiłowaliście nie potykać się i nie uderzać w wystające skały i kamienie, zwykle z marnym skutkiem. W paru miejscach korytarz zwężał się tak, że musieliście przechodzić bokiem, obawiając się, czy nie utkniecie. Ostatecznie jednak wydostaliście się z niego, by znaleźć się na skraju ogromnych rozmiarów jaskini. Jasne światło znajdujących się w niej pochodni oślepiło was na dłuższą chwilę po kilkudziesięciu minutach trudnego marszu w ciemności. Gdy plamy bieli zaczęły znikać, a wzrok zaczął wychwytywać kształty, doszedłeś do wniosku, że znajdujecie się przed ruinami jakiejś świątyni. Ogromny ołtarz, kilka niskich, zawalonych budynków, a przede wszystkim gigantyczna kamienna rzeźba smoka, z rozłożonymi szeroko skrzydłami.
-Czły tłego szmukalisimy?
Pytam.
Lodran przecisnął się przez szczelinę jako ostatni.
- Tak... chyba tak... - odparł niepewnie, rozglądając się po całym obszarze.
Twoje oczy przyzwyczaiły się już do światła. Zobaczyłeś więc, że do wnętrza ogromnej jaskini prowadzi kilka większych lub mniejszych tuneli, podobnych temu, z którego wyszliście. Choć bez wątpienia znajdowaliście się głęboko pod powierzchnią, to jednak gruz i fragmenty stropu, a nawet większe głazy zalegające na ziemi, zostały jakby zepchnięte pod ściany, tak by zrobić więcej miejsca pod wielkim ołtarzem oraz szczątkami dawnych zabudowań, które również niknęły w głębi skały.
- A niech mnie... - Deilen stał za tobą, oglądając monumentalną rzeźbę smoka i gładząc się po brodzie w zamyśleniu. - Nigdy tutaj nie byłem... Zbudować coś takiego...?
-A móże to tłe pomłotły tło tłu pierdłyknąły?
Mówię wyrzucając czwarty ząb.
- Pfff... widziałeś kiedyś, żeby Genlocki bawiły się w rzeźbiarstwo? - wyraził powątpiewanie Deilen.
- Też mi się nie wydaje, by to Pomioty... - zgodził się z nim Lodran. - Trzeba sprawdzić co to za miejsce... Tylko ostrożnie. Widać, że ktoś tu był.
-Hłej patrzajcie lłudzikowe silady!
Wskazuje miejsce na ziemi.
Lodran podszedł we wskazane miejsce i przykucnął, patrząc w ziemię.
- Nie ludzkie. - ocenił po chwili. - Elfickie. Do tego całkiem świeże. Niedobrze... - rozejrzał się powoli wokół, nie podnosząc się z kucków.
-Chołeła. Móm nadziełe, że tło nie nałemnicy, łałbo inne gewno.
Mówię to próbując zatamować krew z dziąseł.
[Dobra, jedziemy z tym, bo szkoda prądu ]

Mag podszedł do ciebie i przyjrzał się ci z bliska.
- Pokaż to. - polecił i zdecydowanym ruchem ujął twą twarz w dłonie i obejrzał usta. Następnie wyjął z torby jakiś korzonek, polecił porzuć go przez moment, w geście podobnym do uciszania trzymał dłoń tuż przed twą twarzą, mamrocząc coś melodyjnie, na koniec zaś dał ci do przepłukania ust odrobinę wody. Ból i krwawienie ustały, mogłeś też mówić normalnie.
- Przypuszczam, że jednak nie pasjonaci podziemnych wędrówek. - Lodran odniósł się do twej wypowiedzi. - Pewnie się przekonamy... Wy sprawdźcie te ruiny, tylko bez szaleństw. - powiedział do ciebie i Deilena. - Ja i Marcus przyjrzymy się bliżej temu ołtarzowi, poszukamy śladów.
-Chodź. Może znajdziemy coś ciekawego.
← Sesja DA
Wczytywanie...