1. Sprzęt schowaliście pod plandekami, nie w skrzyniach. Możecie go wziąć i mieć przy sobie.
2. Wrota są dość duże, byście przelecieli przez nie wszyscy czterej leżący wzdłuż obok siebie. Otwierają się na chwilę przed wleceniem robota i zamykają zaraz za nim.
3. Do szybów się zmieścicie, ale są tutaj dość wysoko. Możecie spróbować użyć linek z hakiem albo wspomóc się robotem, który wlatując i wylatując leci blisko nich.
Po chwili namysłu zdecydował się na wentylację. Nie wiadomo gdzie dokładnie przenoszone są kontenery i co dzieje się z nimi po drodze lub na miejscu, a wystarczy nadprogramowa zmiana wagi czy temperatury ładunku by jakiś droid wszczął alarm. Z szybu zawsze zdążą się cofnąć jeśli coś pójdzie nie tak, a robot niekoniecznie odwiezie ich z powrotem. Podzielił się tymi spostrzeżeniami z resztą i nie czekając na to, czy droid przyleci czy nie przyleci zaczął wspinać się na górę.
Mając mało czasu, skorzystaliście szybko z dostępnego sprzętu. Wspinaczka po ścianie nie wchodziła w grę, więc użyliście linek, które zaczepiliście o różne krawędzie i rury. Poczęliście się wspinać. Było to dla was jak kaszka z mleczkiem, ty nie musiałeś nawet używać nóg. Nie minęła minuta, a już ze wszystkim znaleźliście się przy wentylacji. Następnie wykręciliście śruby od kratki i weszliście do środka. Zakręciliście za sobą kluczem magnetycznym z możliwością łamania.
- No to spokój - powiedział Sky, prawie wbijając ci w oko lufę karabinu.
Na dole droid zaczął się ruszać.
- No to spokój. - powtórzył, nakazując ciszę i możliwie największą ostrożność, po czym stosując się do własnych zaleceń zaczął ostrożnie iść (opcjonalnie - czołgać się, w zależności od ilości wolnej przestrzeni i materiału z jakiego wykonano szyb [blacha mniej strzela przy równomiernym rozłożeniu ciężaru, czyli czołganiu się] ) przed siebie.
Zaczęliście czołgać się we czterech w kierunku, w którym uważacie jest wyjście z tych magazynów. Przeczołgaliście się nad korytarzem, którym szliście. Przed wami pojawiła się kratka, za którą było widać szyb windy, natomiast nad swoimi głowami widzieliście pionowo idący tunel, miał z kilkaset metrów.
- No to chyba czeka nas wspinaczka. - powiedział Papa z grymasem na twarzy.
Skrzywił się lekko. Nie była to zabawa jego marzeń, ale nie ma co wydziwiać.
- Znacie zasady chłopcy: najlżejsi z przodu, Papadopulos ostatni. Któremu się ostatnio przytyło? - zapytał, patrząc to na Sitha to na Trandoshanina, a następnie zarzucił część sprzętu na plecy, podobnie jak reszta. To, czego nie dało się wygodnie i bezpiecznie założyć obwiązali liną, którą następnie obwiązali w pasie Papadopulosa, idącego na końcu.
- Tylko bez szału. - zagderał komandosowi. - Wiemy wszyscy, że jesteś potworem, ale jak ci się nagle łapki zmęczą i spadniesz, to w pierwszej kolejności opłaczemy sprzęt. - rzucił kąśliwie i klepnął siłacza w ramię, po czym zaczął wspinać się ostrożnie w swojej kolejności. [80kg + to, co na sobie]
Włączyliście pole magnetyczne w kombinezonie i z przyczepnymi rękawicami i butami zaczęliście się wspinać. Pierwszy szedł Almanhandr, najlżejszy i najniższy z was, potem byłeś ty, następnie Sky, który wziął trochę więcej sprzętu, stawkę zamykał Papadoupulos. Wspinaczka szła gładko, metr za metrem pędziliście do góry, by wydostać się z wentylacji. Minęliście raz czarnego robocika czyszczącego, ale wiedziałeś, że nie ma systemów nadawczych, więc zostawiliście go w spokoju. Po kilkuset metrach znaleźliście się w tunelu poziomym, który rozchodził się w dwie strony. Nie wiedziałeś zbytnio, dokąd prowadzą. Na ścianie zobaczyłeś dwie tabliczki, jedna w korytarzu po lewej, na której było napisane "H1", w korytarzu po prawej napis głosił "D5".
Zatrzymał się i podrapał po głowie.
- Jakieś propozycje? - zapytał resztę, w gruncie rzeczy nie oczekując niczego sensownego. Jeśli będą wiedzieć tyle, co i on, to chyba wybierze drogę do H1. Cokolwiek znaczyła literka, lepiej było wylądować na jakimś względnie określonym początku, niż po środku czegoś piątego, nie wiadomo jak i gdzie.
- Widziałem, że lądowaliśmy w doku D4. Więc pewnie w prawo jest dok D5. Szedłbym do H1. - powiedział Papa.
Wszyscy pokiwaliście głowami na zgodę i poszliście w lewo. Mijaliście dużo odnóg, zazwyczaj mniejszych, wszystkie równie czyściutkie, jednakże trzymaliście się dalej głównej trasy. Po jakimś czasie doszliście do kratki zamykającej.
Spojrzałeś przez nią. Wygląda na to, że jesteście przy holu głównym hali odpraw. Kręci się tu sporo podróżnych z bagażami, słychać głos z głośnika informujący o przylotach i odlotach. Jak w każdym innym porcie kosmicznym.
- Zniknę na chwilę, największym cichaczem znajdę jakieś szmaty albo wózek z mopami, zniknę je i podjadę tutaj. Wy przebierzecie się za ludzi, tak, żeby nie było widać sprzętu, a w razie czego wrzucicie spluwy do mydlin, nic im się nie stanie. - wymyślał na szybko sposób na najmniej podejrzane wyciągnięcie z szybu wentylacji czterech byków pod bronią i wyrokowymi ryjami. - W kosmicznych portach widziałem już dziwniejsze rzeczy, niż ekipa sanitarna wysypująca się z sufitu, choć nigdy żaden z jej członków nie był łuskowaty. - wyszczerzył się do Ala. - Inne propozycje?
- Skąd weźmiesz wózki z mopami, skoro czyszczeniem zajmują się roboty z wewnętrznymi zbiornikami wody? - odparł Papa. Skrzywiłeś się, miał rację. - Musimy tylko wyjść z portu kosmicznego, potem będzie można się poruszać po mieście w miarę normalnie. Nie będą kontrolować każdego obywatela. Przynajmniej teraz. Proponuję na razie ukraść ubrania obsługi albo wyjść innym szybem. Po co się pchać do głównej hali?
[Taak, pisanie postów o 1 w nocy czasem nie służy czytaniu ze zrozumieniem ]
Mandalorianin zaliczył klasyczny facepalm.
- Cholera, mózg musiał wypaść mi gdzieś przy wyjściu z nadprzestrzeni. Dobra ekipo, pełzniemy zatem w inną odnogę i szukamy wyjścia na kibel lub inne ustronne miejsce. Jeśli tam ktoś na zastanie, to pozostaje mieć nadzieję, że gejoza nie jest sprzeczna z tutejszym prawem. - puścił oko do Sky'a i zaczął przemieszczać się w kierunku innego wylotu.
Sky też mrugnął i poszliście w bok. Nie opisując malowniczych i czystych kanałów wentylacyjnych, powiem, że doszliście do wyjścia w jakiejś małej kanciapie. Spojrzeliście na zewnątrz, nikogo nie było. Nie czekając dłużej otworzyliście kratkę i zeszliście do środka. Był to prawdopodobnie pokój robotów sprzątających. Różne środki do czyszczenia stały na metalowych regałach, a w powietrzu unosił się delikatny zapach mydła.
Zaciągnął się powietrzem, jakby unosił się w nim jakiś cudowny aromat.
- Aachh, mydło... Pamiętam, jak pewnego razu na Kashyyk marzyłem... - zaczął rozmarzonym tonem, ale nagle zmienił go, jakby się czegoś przestraszył. - Rany, Al! Wziąłeś maskę gazową?! Taka ilość środków czystości może zagrozić twojemu życiu!
Opatulił się płaszczem, automatycznym ruchem sprawdził czy wszystkie narzędzia mordu i pracy są na miejscu i skierował się do drzwi.
- Przed nami najtrudniejszy etap misji, "wyglądanie normalnie - mode". - spojrzał na nich przez ramię i zapytał już zupełnie poważnie. - Gotowi?
Al syknął, nie wiedziałeś, czy ze złości, rozbawienia, czy czegokolwiek innego. Zawsze brzmiało to tak samo.
- Czkajcie, tylko się płaszczem opatulę i zdejmę hełm. - powiedział Papa, po czym przymocował hełm swojego pancerza do paska pod płaszczem. Kto tego jeszcze nie zrobił, zrobił to teraz. - Możemy iść.
Głęboki wdech, po czym wydech i otworzyliście drzwi. Przed wami była hala pełna ludzi.
Wszedł w strumień przechodniów i poruszając się nieco wolniej od nich rozglądał się wokół, nie obracając zbytnio głowy.
- Ktoś się tu chwalił, że już tu bywał, więc może niech poprowadzi. - powiedział przez ramię do Trandoshanina. - Nie mamy więcej czasu do stracenia.
Al nic nie powiedział, tylko wyszedł trochę przed was i udał się przez hol. W takim tłumie przyjezdnych i opuszczających planetę nikt nie zwracał na was uwagi. Bez przeszkód wyszliście z portu kosmicznego na zewnątrz. Było po południu, chociaż słońce nadal grzało mocno i było parno. Staliście na placu przed portem, z którego odjeżdżały różne pojazdy - busy, taksówki, poduszkowce. Co i rusz coś podjeżdżało, wychodzili ludzie, po czym robiono miejsce dla kolejnego.
- Jesteśmy na jednym z bocznych Mostów, musimy się udać na Centralny, gdzie jest Pałac Cesarza. Lepiej było by się tam udać pojazdem, bo to kawałek drogi stąd, będziemy musieli przejechać przez płaskowyż. - powiedział Almanhandr. - Przy wjeździe na Most Centralny czeka nas już kontrola.
- Jaka dokładnie kontrola? - zapytał, rozglądając się za czymś w rodzaju busa lub czegoś równie dużego. - Rewizja? Bramki magnetyczne? Droidy? Jakieś sugestie jak to obejść? - spróbował zorientować się co jedzie na most centralny. - Korzystamy z publicznej komunikacji, czy wolicie taksówkę? - uśmiechnął się, widząc w myślach jak tłoczą się we trzech na tylnym siedzeniu, z Papadopulosem po środku.
Widziałeś kilka busów, ale żeby znaleźć odpowiedni musielibyście chwilę poszukać wśród przystanków.
- Nigdy nie wjechałem, ale z tego co widziałem z daleka, to sprawdzają każdego pasażera, cel podróży, wwożone rzeczy. Chyba, że ma się kartę mieszkańca, ale za przeproszeniem, na takich nie wyglądamy. Nie wiem, czy nie lepiej byłoby dostać się tam inaczej, ale nie mam pomysłów jak. - powiedział Almanhandr, zakańczając swoją wypowiedź wieloznacznym syknięciem.
Usiłując połapać się w oznaczeniach i zasięgając języka u uprzejmych podróżnych kierował się w stronę odpowiedniego postoju.
- To niedobrze. - skwitował krótko wypowiedź Trandoshanina. - Ale jojczeniem nic nie załatwimy. Proponuję podjechać jak najbliżej, zorientować się jak tam sprawy stoją i wtedy pokombinować, czy da się to jakoś obejść. Płaci się tu przy wejściu, czy mam polować na jakieś bilety? - zmienił temat, przeglądając kolejny rozkład jazdy.