Jak na komendę zaraz po wypowiedzeniu przez ciebie tych słów przez drzwi wyłoniła się twarz żołnierza pilnującego zbrojowni.
- Nie, żebym poganiał, ale jeśli chcesz pan załatwić coś w tym sektorze, to radzę ruszać szanowne dupsko, bo zaraz wracamy do jednostki głównej.
Gulgot rozłożył szerokie łapska.
- Jestem zwarty i gotowy - Rzucił przekrzywiając lekko głowę - Gdzie transporter, czy czym tam można się dostać na powierzchnię?
Żołnierz uśmiechnął się w sposób tak perfidny, że wiedziałeś od razu, iż nie może wróżyć nic dobrego.
- Jeżeli masz do stracenia dość czasu, to polecisz z nami do bazy i tam pomodlisz się o jakiś transport na powierzchnię z następnym desantem piechoty. Jeśli masz go do stracenia trochę mniej, to zapraszam do strefy zrzutu, spadochron dorzucamy do kompletu.
- Spadochron w zupełności mi odpowiada - Odparł obojętnie Łowca.
Gulgot nie bał się desantów. Nie żeby miał w tym jakieś duże doświadczenie, co to to nie. Po prostu upadek był śmiercią tak szybką i bezbolesną, że wręcz nie wywołującą u takich jak on strachu.
Po przejściu do właściwej części statku poczułeś się jeszcze bardziej nieswojo. Ktoś spojrzał na ciebie kątem, ktoś wskazał drzwi, ktoś wcisnął ci w łapy mała paczuszkę, rzucając z łaski jedno zdanie o tym jak założyć i użyć, ktoś jeszcze spojrzał jeszcze większym kątem i machną ręką w stronę otwartych drzwi, wskazując byś skakał poza kolejką.
Sarth'lac nie marnował cennego czasu. Starannie umocował spadochron, wziął głęboki, gulgoczący wdech, po czym w absolutnej ciszy wyskoczył wskazanymi drzwiami.
Spadanie to ciekawa sprawa. Wbrew szalonemu tempu, z jakim podłoże się do niego zbliża "człowiek" może sobie sporo przemyśleć. Gulgot był jednak opanowany przez jedną, niezwykle drogą mu myśl. Była nią instrukcja otwierania spadochronu oraz moment, w którym miał to zrobić. To były ważne myśli...bardzo, bardzo ważne myśli.
Sama czynność otwarcia spadochronu była genialna w swej prostocie. Wystarczyło nacisnąć jeden z dwóch guziczków umieszczonych na jednej z szelek. Spadochron miał zamontowany miernik wysokości. Gdy opadniesz na odpowiedni pułap (facet mówił coś o 4 tys. metrów?), sygnalizator zacznie piszczeć, a ty wciśniesz pierwszy guziczek.
O, właśnie tak piszczeć, jak teraz.
A ty wciśniesz ten.. nie, ten guziczek, o tak jak teraz.
I wtedy spadochron otworzy się tak, jak...
Spadochron otworzy się tak...
Otworzy się...?
Tak, kurwa otworzy się i to dokładnie tak jak trzeba! Musi się otworzyć, nie ma inne opcji, czyż nie? Sarth'lac nie jest idiotą, dla którego tak prosta instrukcja byłaby problemem! Nie ma też mowy, aby po tych wszystkich latach, które przepracował jako łowca zabił go zwykły pech! Nie ma, prawda?
- No dawaj, skurwielu! - Wrzasnął Gulgot, a hełm pochłonął narastającą w jego głosie panikę - Dawaj do kurwy nędzy!
Felucinin przez chwilę histerycznie przyciskał wskazany mu guzik. Gdyby to nie dało efektu spróbowałby z następnym, a potem kombinacją. Generalnie nie chciało mu się wierzyć w to, co się dzieje.
Miernik wysokości darł się histerycznie, gdy ty z uporem maniaka męczyłeś guzik otwierający podstawowy spadochron.
Bez skutku.
Jeszcze raz i jeszcze raz. Nic. Miernik znudził się wreszcie twoimi nieefektywnymi staraniami i zamilkł, a to oznaczało, że spadłeś poniżej wysokości pierwszej reakcji.
Nie musiałeś czekać długo na to, by miernik obwieścił ci radośnie, że wysokość 2000 metrów została przekroczona i trzeba uruchomić spadochron zapasowy.
Uczyniłeś to z fanatycznym wręcz zapałem.
Tym razem skutecznie.
Gdyby to była jakaś fantastyczna historia o walce pomiędzy dobrem, złem oraz Wookie Sarth'lac zapewne wypowiedziałby jakieś epickie, absolutnie męskie zdanie. To nie był jednak ten typ opowieści.
- UGHAAAAAAAAAAAA! - Ryknął rozradowany Łowca na całe gardło.
Radość oczywiście nie trwała długo, Gulgot znajdował się wszak na orbicie ogarniętej wojną planety.
Thrown in enemy teritory... szybko zwijałeś swój spadochron, usiłując się z niego wyplątać. Jednocześnie usłyszałeś dochodzący z pomiędzy drzew i krzaków odgłos trzeszczących gałęzi, nieodległych okrzyków i innych odgłosów świadczących o tym, że ktoś...
Dwóch pierwszych imperialnych w chromowo-metalowych zbrojach, hełmach i z karabinami przedarło się przez duży krzak, wpadając nieomal jeden na drugiego.
W takich chwilach w każdym doświadczonym żołnierzu włączało się coś na kształt odruchowych systemów reakcji. Sarth'lac nie wiedział ilu jest przeciwników, ani w jaką broń są uzbrojeni. Chciał więc wykorzystać ich chwilowy brak organizacji i czmychnąć w najbliższe zarośla bądź w kierunku innej dogodnej kryjówki.
Gdyby mu się to udało planował przypaść do ziemi, uspokoić oddech i jak najciszej dobyć blastera. Chciał poobserwować przeciwnika i przeliczyć jego siły nim podejmie kolejną decyzję.
W razie braku kryjówek pozostawał mu jeszcze jeden z podrasowanych granatów hukowo - błyskowych,które miał przytroczone do pancerza. Miał co prawda szczerą nadzieję, że uda mu się zachować je na później, ale gdy w grę wchodzi przetrwanie nie ma miejsca na marudzenie.
Rzuciłeś się w krzaki akurat wtedy, gdy jeden z Sithów wymyślał drugiemu za jego niezdarność. Po sekundzie dołączyło do nich jeszcze dwóch z których jeden wskazał na twój spadochron i rozdzielił ich po każdym w jednym kierunku. Od imperialnego zbliżającego się do twojej kryjówki ostrożnie, z bronią opartą o bark, dzieliło cię jakieś 10 metrów.
Gulgot jeszcze trochę uspokoił oddech, po czym bardzo powoli i ostrożnie sięgnął do pochewki, w której spoczywał nóż. To była dobra broń - długie ostrze pomalowane matową farbą koloru srebrnego nie odbijało światła, a jego krawędzie były utrzymane w stanie permanentnej ostrości. Dobywszy noża Felucianin zamarł z jedną bronią w każdej ręce. Czekał.
Najlepiej byłoby, gdyby ciemny kolor pancerza oraz całkowity bezruch pozwoliły mu pozostać nieodkrytym aż do czasu, gdy przeciwnik podejdzie na odległość połowy jego ramienia. Wtedy mógłby wciągnąć go za nogi do krzaków, wrazić ostrze noża w szczelinę między hełmem a pancerzem tak, by trafić w tył głowy bądź szyję (w zależności od budowy pancerza może być też szczelina pod pachą bądź pachwina) , po czym natychmiast zerwać się do biegu w kierunku odwrotnym do pozycji reszty oddziału. Przewaga, jaką by w ten sposób zyskał pomogłaby mu w znalezieniu nowej kryjówki.
Gdyby jednak został zauważony wcześniej ważne było, aby strzelić Sithowi w łeb zanim ten zdąży krzyknąć. Wtedy tak czy siak miałby chwilę na zerwanie się do biegu i poszukanie innej kryjówki.
Sithowie rozeszli się, a ten zbliżający się do ciebie był już o 2 kroki. Zobaczyłeś, jak pochyla się nieco z bronią gotową do strzału, jakby zauważył cię w twojej kryjówce. Jednak gdy był już w połowie przyklęku, a ty unosiłeś już broń, coś strzeliło z twojej lewej strony, może gałąź, może coś innego. Sith obrócił się natychmiast, celując w tamtym kierunku, stojąc idealnie bokiem do ciebie.
Takiej okazji nie można było przepuścić. Nie wykluczone, że za chwileczkę Sith ponownie zajrzy w krzaki, które uprzednio zwróciły jego uwagę i odkryje ukrytego Sarth'laca. Łowca nie tracił wiele czasu. Jednym dużym susem rzucił się na Sitha chcąc uderzyć w niego całą swoją masą. Plan obejmował powalenie żołnierza Imperium tak, by móc przycupnąć na jego piersi lub plecach, po czym wrażenie ostrza noża prosto w szczelinę pomiędzy hełmem a szyją. W przypadku powodzenia akcja powinna być szybka i względnie cicha, dzięki czemu istniała duża szansa, że reszta przeciwników nie zdąży zareagować odpowiednio szybko by z miejsca ustrzelić Gulgota.
Ten zaś miał zamiar zeskoczyć z trupa i cisnąć w najbliższego żołnierza jednym ze swych podrasowanych flash-bangów. Przy odrobinie szczęścia mógł ogłuszyć więcej niż jednego przeciwnika dając wyposażonemu w maskę z przyciemnianymi wizjerami Felucianinowi szansę na kontynuowanie ataku. Polegałoby to na szybkim biegu do najbliższego przeciwnika połączonym ze stałym ostrzałem blasterowym. W razie potrzeby mógł użyć noża by skończyć sprawę. Akcję ów można było w razie powodzenia powtórzyć...wszak warto kontynuować zabijanie, jeśli wrogowie są odpowiednio bezbronni.
(Co dalszych akcji to czekam na ocenę szanownego Mg;])
Akcja numer jeden udała się zgodnie z planem. Uderzony w okolicy piersi żołnierz wypuścił dychawicznie powietrze z piersi i był martwy zanim jeszcze upadł.
Akcja numer dwa powiodła się połowicznie. Rzuciłeś granatem w znajdującego się najbardziej po prawej żołnierza, który krzyknął i padł ogłuszony wybuchem. Ten jednak zaalarmował dwóch pozostałych, znajdujących się na wprost i po lewo od ciebie. Ten na wprost osłonił ręką oczy, najwyraźniej lekko porażone błyskiem, ten po prawo zaś otworzył do ciebie ogień.
Gulgot instynktownie rozumiał, że nie może sobie pozwolić na chwilkę bezruchu. Szybko skoczył ku oślepionemu Sithowi chcąc uderzyć go wielką, pełną ssawek lewą łapą w twarz. W ten sposób mógł przywrzeć do gładkiej powierzchni hełmu niczym gekon, czy też inna dziwaczna istota. Następnie chciał schować się za ofiarą i szybkim ruchem wbić jej nóż w szczelinę pomiędzy ramieniem a hełmem celem sięgnięcia delikatnej szyi. Jedno pociągnięcie ostrza powinno wystarczyć, aby zadać celowi śmierć.
Gdyby wszystko poszło gładko miałby przed sobą żywą tarczę złożoną z bojowego pancerza Sithów oraz kilkudziesięciu kilogramów mięsa. Istniała też możliwość, że ów tarcza miała przy sobie jakieś granaty, których użycie zaszkodziłoby zapewne ostatniemu zdolnemu do walki Imperialnemu. Jeśli nie znalazłby granatu mógł zawsze wykorzystać mobilność swej "osłony" aby zacząć przesuwać się ku przeciwnikowi jednocześnie ostrzeliwując go z blastera. Ostatecznie, gdyby odległość mu na to pozwoliła miałby szansę pchnąć zwłoki na Sitha, po czym wykorzystując tak uzyskane rozproszenie jego uwagi zaatakować wpierw blasterem, a potem, gdy będzie dość blisko - nożem.
Zadałeś żołnierzowi śmierć równie szybko, jak się poruszałeś. W jednej chwili seria z blastera przecięła ziemię tuż przed tobą, w drugiej już chowałeś się za bezwładnym, ciężkim ciałem zabitego Sitha. Jego towarzysz najwyraźniej nie był szczególnie sentymentalny, gdyż bez wahania wypalił kolejną serię w twoją stronę, a pociski przelatywały tuż obok lub zatrzymywały się na pancerzu Imperialisty, niektóre nawet go dziurawiąc. Twoja nieżywa tarcza posiadała dwa granaty. Kłopot polegał jednak na tym, że chowając się za tą osłoną nie mogłeś po nie sięgnąć, gdyż znajdowały się bezpośrednio na pasie przewieszonym w poprzek piersi zabitego przez ciebie Sitha.
Piersi, którą jego kompan właśnie dziurawił pociskami z karabinu, wraz ze wszystkim co znajdowało się na niej lub pod nią.
Cóż, należało więc obmyślić nowy sposób, czyż nie? Zasadniczo w umyśle Sarth'laca jaśniały dwa nowe pomysły, z których każdy był przygotowany na inne warunki.
Pierwszy mógł się sprawdzić w przypadku, w którym Łowcę i Sitha dzieliłaby relatywnie mała odległość i polegał na przyssaniu drugiej łapy do pleców trupa tak, że blaster wystawał mu pod pachą. Następnie Felucianin mógł wysilić mięśnie i pobiec w stronę wroga trzymając przed sobą zwłoki jego kolegi i jednocześnie na oślep prowadząc ogień zaporowy. Po podbiegnięciu na odpowiednią odległość mógł odessać się od truchła i pchnąć je na Imperialistę. Potem nastałby czas noża lub przyłożonego do głowy przeciwnika blastera.
Drugi plan miał szanse zadziałać, jeśli Gulgota i Sitha dzieliła pewna odległość, a ten drugi chowałby się za jakąś naturalną osłoną. Felucianin mógłby wtedy rzucić się za najbliższe drzewo lub większy kamień, gdzie w spokoju wydobyłby któryś z granatów trupa i cisnął go w przeciwnika. W razie, gdyby tamten przeżył mógł go zawsze dobić wykorzystując wywołane wybuchem oszołomienie lub rany.