Sesja Vena

Poczułeś, że wracasz do siebie. Twoja siła jakby zmniejszyła się, lecz nabrała z powrotem znajomych, "właściwych" norm i ryzów. Wokół wszystko płonęło i rozpadało się, kawałek gorejącego płótna upadł tuż obok ciebie. Trzeba było się stąd zbierać, tym bardziej z takimi włosami jak twoje.
- I...iii co teraz? - zapytał niepewnie człowiek, powoli wstając na nogi.
Szybka, przelotna myśl przeleciała mi przez głowę. Zabić go? Nie będzie mi się plątał pod nogami.
Jednak ostatecznie postanowiłem go nie zabijać, na razie. Może się do czegoś przydać.
Nie mówiąc nic, staram się opuścić płonące miejsce. Może jakiś namiot nie zajął się ogniem? Można by gdzieś przekoczować i przeczekać zimno.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Chwilowo trudno było to ocenić, choć wszystko wokół pozwalało ci wątpić w taki łut szczęścia. Póki co musiałeś wydostać się z labiryntu płonących jurt do zewnętrznej strefy obozowiska. Nie było to proste, i choć unikałeś jak ognia płonących fragmentów materiału, fruwających nad twoją głową, niebezpiecznie blisko łatwopalnych dredów, to i tak rękaw twego grubego płaszcza zdążył zająć się niewielkim ogniem.
Gasząc płomień w zarodku, zakładam szybko kaptur. Nie na daremno zapuszczałem włosy, by teraz spaliły mi się w kilka sekund.
Omijając płonące namioty, niczym pochodnie, staram się odtworzyć drogę jaką ty przybyłem. Może trafie do pojazdu.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Lawirując między przeszkodami zdołałeś dojść do głównej "alei", nazwijmy to tak. O dziwo, tłumacz jakimś cudem doczłapał się za tobą. Brama obozowiska znajdowała się jakieś 30 metrów dalej, jednak dojście do niej również nie należało do najprostszych. Nie chodziło bynajmniej o ogrodzenie, które zmieniło się w wielką pochodnię. Innym problemem były dwie "żywe pochodnie" pędzące na oślep w twym kierunku. Samo w sobie to również nie byłoby problemem, gdyby nie fakt, że jeden z płonących Tuskenów miał na sobie dwa naręcza granatów.
Zabicie oszalałego bombermana nic by nie dało. Płomienie, które go pochłaniały mogły wywołać eksplozje granatów.
Jedynym rozwiązaniem jest wysadzenie delikwenta.
Szybko kumuluję w sobie Moc i czekam aż tusken znajdzie się dostatecznie blisko by uderzyć w niego piorunem.
Mam tylko nadzieję że plan ten się powiedzie.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Gdy płonący Tusken podbiegł na jakieś 6 metrów, zaatakowałeś. Strumień energii zamieniony w wyładowania elektryczne poraził jego ciało, nakazując mięśniom stanąć w miejscu. Czy to twa technika, czy pożerające go płomienie sprawiły, że któryś z granatów zagrzał się i wybuchł, a za nim natychmiast następny, i następny, i następny, i następny...
Siła skumulowanych eksplozji, podobna poprzedniej, której efektem było postępujące zniszczenie całego obozowiska, odrzuciła cię jak z procy dobre kilka metrów w tył, gdzie upadłeś ciężko na plecy.
Kaszlając kilka razy otrzepuję się z piasku i próbuję wstać. Rozglądam się wokoło w poszukiwaniu kolejnych niespodzianek.
jeśli nic takowego nie znajdę, idę dalej.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Wstałeś, odwróciłeś się. Po okręgu stało przed tobą pięciu kolejnych Tuskenów. Dwaj celowali w ciebie ze strzelb, dwaj trzymali jakieś przedpotopowe karabiny, piąty, stojący naprzeciwko ciebie, miał na sobie coś, co przypominały zarzucony na plecy odkurzacz. Wydarł się głośno, celując w ciebie z gumowej rury i zrozumiałeś od razu - miotacz płomieni.
Postanawiam kolejny raz skumulować Moc. Który to już raz dzisiaj?
Skupiam się na przyśpieszeniu moich ruchów. Staram się momentalnie ruszyć biegiem w stronę przeciwników, lecz nie wprost na nich, lecz po ukosie, tak by mieli znacznie utrudnione celowanie.
Jako mój pierwszy cel wybieram tego z miotaczem, kiedy znajdę się w odległości rzutu mieczem, staram się posłać jeden w stronę tuskena. Mam nadzieję że miecz uszkodzi zbiornik, co wywoła eksplozję, kolejną.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Tym razem świat nie tyle zwolnił, co po prostu stanął w miejscu. Przebiegłeś między zastygłymi w czasie przeciwnikami i rzuciłeś miecz z chirurgiczną precyzją w kierunku zbiornika. Obracając się niczym w gęstym oleju ostrze rozcięło zbiornik, z którego równie powoli, jak pomarańczowy kisiel, rozlały się w powietrze strugi i obłoki płomieni, które natychmiast pożarły dwóch najbliższych Tuskenów oraz tego, który dzierżył miotacz. Nawet w tak zwolnionym tempie wybuch rozrastał się bardzo szybko, do tego w niezwykle jaskrawym odcieniu, przechodzącym niekiedy w błękit. Co to było do cholery?! Paliwo atomowe? W sumie znając złomiarsko-śmieciarskie zacięcie Ludzi Piasku nie było to aż tak nieprawdopodobne, zwłaszcza przy ich głupocie. Tym bardziej bardzo dobrze, że nie dosięgnęła cię ta broń.
Przywołałeś miecz... który nie miał ostrza.
Czyżby eksplozja miotacze uszkodziła miecz?
Najprawdopodobniej się tak stało.
Nie zrażając się próbuję go włączyć. jeśli okaże się że nie działa, chowam go szybko za pasek i wyciągam trzeci, zapasowy.
Nie mitrężąc więcej czasu pędzę ku pozostałym napastnikom.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
O walce nie było co mówić, bo nawet nazwać tego w ten sposób nie można było. The last of the bodies had hit the flour, schowałeś broń i przyjrzałeś się trzeciemu mieczowi. Część rączki stopiła się w taki sposób, że zakryła przycisk aktywujący ostrze.
Rozejrzałeś się wokół. Z obozowiska została już w znacznej mierze kupa płonących szmat, których skrawki unosiły się wraz z dymem wysoko w niebo.
[Ostatnie ciało uderzyło mąkę?? ]

- Ale rozpiździel - mówię do siebie cicho spoglądając na obraz destrukcji.
Napawając się chwile tym widokiem, powoli zaczynam odczuwać nadchodzący chłód.
Rozglądam się jeszcze raz, tym razem w poszukiwania jakiegokolwiek miejsca do przeczekania nadchodzącego zimna.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
[O takich godzinach mój angielski nie zna ortografii ]

Zakładając, że wielka pochodnia, w jaką zamieniła się siedziba Ludzi Piasku, zapewnia wystarczająco dużo ciepła, by nie zamarznąć, to było go również wystarczająco dużo, by spłonąć żywcem. Nawet jeśli skombinowałbyś kiełbaski z banthy i rozsiadł się przy ognisku, to za jakąś godzinę zgaśnie na tyle, by nie tylko z kiełbasek zrobiła się mrożonka.
Światła pożaru odbijały się lekko od moich źrenic. Małe ogniki, szalały niczym diabły.

Odwracając się od tego wszystkiego bez emocji, postanawiam udać się do transita.

[ ;] ]
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
W myśl tego postanowienia udajesz się do transita, przechodząc przez gorejące zgliszcza obozowiska, odgłosy agonalnego, panicznego kwiczenia oraz walącą się bramę. Jedynie banthy zachowały spokojną bezmyślność, podchodząc nawet nieco bliżej, zapewne by ogrzać cielska w cieple pożaru. Gdy wskoczyłeś do pojazdu zdążyłeś już zadrżeć na nocnym powietrzu, które ukąsiło cię na tej krótkiej przestrzeni, którą pokonałeś za obozem.
Wybierając jakiś odpowiedni kont na przeczekanie zimna, szczelnie obwijam się płaszczem. Chowam ręce w rękawy, głowę szczelnie zakrywam kapturem.
Zostawić w sobie jak najwięcej ciepła, jak najmniej wypuścić.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Powiedzieć, że było zimno, to jak powiedzieć, że na Tatooine można się trochę opalić. Powiedzieć, że było pieruńsko lodowato, to jak stwierdzić, że na Hoth przydałby się szalik. Całą siłę woli koncentrowałeś na nie zaśnięciu, mając jedynie nadzieję, że świt przyjdzie zanim w wyniku drgawek połamiesz sobie wszystkie zęby, które uderzały o siebie z częstotliwością pięciu szczęknięć na sekundę. Jakby tego było mało, wokół pojazdu, raz daleko, raz niepokojąco blisko, rozbrzmiewały odgłosy nocnej fauny Morza Wydm. Nieomal podskoczyłeś zaalarmowany, gdy coś wielkiego i ciężkiego zaszurało tuż obok ściany kabiny, lecz po chwili odór kału i ciche, basowe mruknięcie zdradziły ci, że to tylko niezadowolona z życia bantha.
To będzie dłuuuga noc...
Słyszałem kiedyś, z opowieści mistrza, jak jeden jedi by przeżyć zabójczy zmrok na Tatooine, wlazł banthcie do dupy i siedział tam dopóki wesołe słoneczka nie wygoniły go.
Swoją drogą pomysłowa, ale ja nie mam zamiaru zniżać się do takiego poziomu. Oj na pewno nie. Nie będę się zniżał do poziomu gówna, nie po tym jak zdobyłem to cacko.
Pieszczotliwie, lekko drżącą od zimna ręką głaszcze nowy nabytek.
Próbując w jakikolwiek sposób ogrzać ciało, wyciągam z kieszeni perłę, ściskam ją i przykładam do piersi. Mając nadzieję że sama obecność nasyconego mocą kamienia, doda mi otuchy i ogrzeje mnie.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
← Sesja SW
Wczytywanie...