Ponaddźwiękowy pęd i rosnący ciężar grawitacji wgniatały cię coraz mocniej w ściankę kapsuły, która nabierając wibracji wchodziła w atmosferę ogromnego pieca galaktyki, jakim był Tatooine. Jeszcze chwila, a poza przeciążeniem będziesz mógł poczuć rosnącą do absurdalnie wysokich wartości temperaturę poszycia. Wycieńczony fizycznie i psychicznie miałeś prawo wątpić o tym jak uda ci się znieść cały ten proces i najwyraźniej twój towarzysz Huminro podzielał te wątpliwości, co wnioskowałeś po stopniu w jakim zaciskał szczęki, trzymając się kurczowo czegokolwiek się dało, gdy turbulencje targały nim na prawo i lewo.
Z resztą - skąd założenie, że jeśli nawet kapsuła nie spłonie i nie rozpadnie się w atmosferze, to nie roztrzaskacie się na jakimś skalnym masywie?
- Spisałeś testament Humiro? Jakieś ostatnie słowa mądrości dla potomnych? - chwytając się czegokolwiek z trudem wypowiadam ów słowa. - A może chcesz jeszcze pożyć i masz jakiś zbawienny plan?
Huminro zdobył się na szyderczy uśmiech i przekrzykując odgłosy płonącego kadłuba odparł:
- Jak to zwykli mawiać Jedi: "Jeśli przyjdzie nam połączyć się z Mocą..." - urwał, nie dokończywszy dowcipu.
Zamknąłeś oczy, przestając orientować się w wysokości i prędkości spadania. Nie zdążyłeś nawet zanotować wstrząsu, gdy pod twoimi powiekami zapanowała oślepiająca jasność i praktycznie natychmiast po niej nieprzenikniona ciemność.
Sprzeczne sygnały
ból
i miękkość.
Ciemno nadal, choć nieco jaśniej.
Powieki...
tak, niewątpliwie masz coś takiego
... ważyły o jakieś pół tony za dużo.
Ból, jak cię uczono, był niezbitym dowodem na to, że wciąż żyjesz.
Próbuję się zorientować co się stało. Jakie mam obrażenia,gdzie jestem itp.
Lewa noga, lekki ruch, prawa lekki ruch, reka jedna druga, kark, głowa, twarz, piersi. Szlag! myślę.
Z niezwykłą ostrożnością sprawdziłeś wszystkie dostępne twej woli kończyny i organy by stwierdzić, że przedziwnym zrzędzeniem Mocy nie doznałeś żadnego poważniejszego uszczerbku. Huminro, leżący teraz mniej więcej na wysokości sufitu (gdyż kapsuła spadła pod kątem "do góry nogami"), był nieprzytomny, ale oddychał miarowo i nie krwawił.
Wstaję powoli na nogi rozmasowując stłuczone miejsca. Delikatnie rozprostowuję kości, po czym podchodzę do Humiro i sprawdzam dokładnie co z nim, próbuję go ockoąć.
Kapitan najwyraźniej solidnie przydzwonił łbem w ściankę kapsuły tracąc przy tym przytomność, ale raczej nic poważniejszego mu się nie przydarzyło.
Kapsuła lekko zadrżała i jakby posunęła się do przodu. Zobaczyłeś przez przekrzywiony wizjer, jak ziarna piasku osuwają się razem z nią z bliżej nieokreślonej przyczyny.
Rozglądam się po całej kapsule szukając jakiegoś wyjścia. Zbyt wiele widziałem na pustyni Tatooine, zeby wiedzieć że taki 'spacer' piasku to nic dobrego. Jeśli znajdę takowe, staram się otworzyć drogę.
Właz, tkwiąc do połowy w piachu, za cholerę nie chciał się otworzyć. Pchałeś z całej siły, ale nie przyniosłoby to żadnego efektu gdyby nie Huminro, który stękając przepchnął go na tyle, byście mogli nie tyle wyjść, co wypełznąć na zewnątrz przez powstałą szparę.
Wyszedłeś na strome, piaszczyste zbocze wielkiego leja, do którego spadła wasza kapsuła. Jak zdążyłeś zauważyć, kapsuła z Nautolaninem i Trandoshaninem spadła kilkadziesiąt metrów dalej na obwodzie wielkiego zagłębienia, do którego zsuwał się właśnie piach, a wraz z nim, coraz bardziej wasze kapsuły. W tym zagłębieniu, a raczej tym zagłębieniem był ogromny, paskudny Sarlack.
Widząc z czym mamy do czynienia od razu zabrałem się do wspinaczki, starając się rozkładać ciężar ciała. Nie starając się w jakiś sposób pomóc pozostałym, mając na uwadze swoje przeżycie.
Nie tyle idąc, co płynąc przez piach usiłowałeś wspiąć się jak najwyżej. Szło ciężko, a wciąż jeszcze oszołomiony Huminro miał z tym jeszcze większy problem, co trochę zsuwając się do pozycji, z której dopiero co zdołał się wydostać. Dostrzegłeś także Nautolanina, najwyraźniej dźwigającego na plecach jaszczura, który usiłował wyskoczyć z leja przy użyciu Mocy.
Odwracam się plecami do piachu po czym przytwierdzam się mocno do zbocza. Następnie kumuluję moc aby wykonać długi skok wzdłuż linii zbocza. Staram się następnie natychmiast znów przyczepić. Tak do momentu aż całkowicie się wydostanę.
Tym oto sposobem, wyciskając z siebie dosłownie siódme poty, dowlokłeś się tyleż pokracznie co akrobatycznie na krawędź leja. W samą porę, bo kapsuła spadała właśnie do ohydnej paszczy Sarlaca. Gorzej, że spadając pociągnęła ze sobą sporo piachu, który z kolei zaczął ciągnąć za sobą drugiego Sitha.
Wydrapawszy się się z śmiercionośnego kanionu patrzę jak Humiro próbuję wygrzebać się z opadającego piasku, niczym mucha w kaurzy. Kontem oka obserwuję jedi i ich zmagania.
Nautolanin po raz kolejny w ciągu ostatnich godzin potwierdził, że jest ulepiony z twardej gliny, wyskakując z Trandoshaninem na plecach na krawędź leja, w którego czeluści pogrążyła się także ich kapsuła. Podobnej sztuki usiłował dokonać Huminro, choć piach odjechał mu jednak spod stóp na jakieś pół metra, więc jedną ręką wbił się w zbocze, drugą zaś wyciągnął w twoim kierunku.
Dalej nie wykonuję żadnej akcji względem Humira. Stojąc tak nieporuszenie niczym posąg targany pustynnym wiatrem krzyczę do Sitha.
- Powiedz mi Humiro, kto był twoim mistrzem?
Sith podparł się drugą ręką i zbierając w sobie wypluł:
- Ktoś... kogo zdecydowanie nie chciałbyś... poznać.
Następnie pchnął Mocą w hałdę przed sobą, wzbijając tumany piachu, który dzielił go od bezpiecznej powierzchni. Zakryłeś twarz, by ziarna nie oślepiły cię i w miarę możliwości nie powpadały do ust, a gdy tuman opadł, Huminro wychodził już obok ciebie.