Sesja Vena
Gdy jedną dłonią dotknąłeś pancerza, a drugą chwyciłeś perłę, poczułeś coś, jakby nagły skurcz, dreszcz, ale nie z zimna, lecz z bardzo specyficznego rodzaju ciepła. Ciepła gniewu, jakby nie twojego, ale przywołującego pewne wspomnienie. "Sith nie ma ciała" - pojawiła się w twej głowie myśl. Kirlan mówił powtarzał ci tę maksymę, gdy uczył jak znosić fizyczne trudności, jak ból czy zmęczenie. Jednak ten głos nie należał do twego starego mistrza.
Byłeś pod ziemią. Świadczyły o tym niezawodnie ściany i piasek sypiący się czasem z wyłożonego kamiennymi płytkami sufitu. Zaskakująco zimno, jak na tę piekielną planetę. Grobowiec... byłeś w nim już wcześniej, jednak teraz wyglądał na nowy... sprawny, w pewnym sensie wciąż pełen żywej, mrocznej Mocy.
W komnacie, w której wcześniej trafiłeś na wielki posąg i holocron, tym razem zastałeś człowieka. Krótkowłosego, w pancerzu identycznym do tego, który miałeś na sobie, patrzącego na statuę przed nim. Odwrócił się, uśmiechnął.
- Witaj Zhaff, jak mogę ci pomóc? - zapytał mężczyzna, którego widziałeś już na holocronowej projekcji - Exar Kun.
W komnacie, w której wcześniej trafiłeś na wielki posąg i holocron, tym razem zastałeś człowieka. Krótkowłosego, w pancerzu identycznym do tego, który miałeś na sobie, patrzącego na statuę przed nim. Odwrócił się, uśmiechnął.
- Witaj Zhaff, jak mogę ci pomóc? - zapytał mężczyzna, którego widziałeś już na holocronowej projekcji - Exar Kun.
- To nie sen... - ku twemu zaskoczeniu odpowiedział Kun. - W każdym razie nie do końca... I nie, nie zamarzłeś. To twoja... nasza wizja. I możesz z niej zrezygnować w dowolnym momencie... - zaciągnął się głęboko zimnym powietrzem grobowca. - Ale coś mi się zdaje, że chyba nie zamierzasz.
Przyjrzałeś mu się dokładnie, tak jak i on tobie. Wysoki, szczupły, krótkie czarne włosy, niegdyś przystojna, teraz popielato blada twarz z czarnymi jak noc oczami, niemal pozbawionymi źrenic, które zdawały się hipnotyzować i zniewalać żelazną mocą niepowstrzymanej woli i siły. Na ustach mężczyzny majaczył nikły, lekko kpiący uśmiech.
Mężczyzna uśmiechnął się szerzej.
- Współpracujemy. Albo raczej - asymilujemy. Jesteś Sithem, w dodatku Sithem solidnie wytrenowanym przez przyzwoitego nauczyciela. To pierwsza łącząca nas rzecz. Druga - znalazłeś się dość blisko śmierci i twe umiejętności we władaniu Mocą zapewniają ci, jak dotąd, przetrwanie. Ja od setek lat znajduje się nie tyle na krawędzi, co poza krawędzią śmierci. A nie zapadam się w nią wyłącznie dzięki swym umiejętnościom i Mocy. To - obrócił się powoli, rozkładając szeroko ręce. - mój grobowiec, jeden z wielu. Przynajmniej metaforycznie. To - wskazał palcem na ciebie - twoja, a zarazem moja podświadomość. Za artefakt, który szczęśliwie dostał się w twe ręce, najwięksi byliby gotowi mordować, wszczynać wojny, płacić fortuny... - zmrużył oczy, jakby oceniając cię. - Proponuję ci układ. Ty oddasz mi do częściowej dyspozycji swoją cielesną powłokę, której - jak zapewne zauważyłeś - mnie trochę brakuje, ja w zamian odwdzięczę się udzielając ci swej wiedzy i zdolności, których próbkę miałeś już okazję wykorzystać.
- Współpracujemy. Albo raczej - asymilujemy. Jesteś Sithem, w dodatku Sithem solidnie wytrenowanym przez przyzwoitego nauczyciela. To pierwsza łącząca nas rzecz. Druga - znalazłeś się dość blisko śmierci i twe umiejętności we władaniu Mocą zapewniają ci, jak dotąd, przetrwanie. Ja od setek lat znajduje się nie tyle na krawędzi, co poza krawędzią śmierci. A nie zapadam się w nią wyłącznie dzięki swym umiejętnościom i Mocy. To - obrócił się powoli, rozkładając szeroko ręce. - mój grobowiec, jeden z wielu. Przynajmniej metaforycznie. To - wskazał palcem na ciebie - twoja, a zarazem moja podświadomość. Za artefakt, który szczęśliwie dostał się w twe ręce, najwięksi byliby gotowi mordować, wszczynać wojny, płacić fortuny... - zmrużył oczy, jakby oceniając cię. - Proponuję ci układ. Ty oddasz mi do częściowej dyspozycji swoją cielesną powłokę, której - jak zapewne zauważyłeś - mnie trochę brakuje, ja w zamian odwdzięczę się udzielając ci swej wiedzy i zdolności, których próbkę miałeś już okazję wykorzystać.
- Twój i mój umysł w pewnym sensie stanie się jednym. - tłumaczył od razu Kun. - Im większa jest twa wiedza, im większa chęć do zgłębienia tajników Ciemnej Strony i odkrycia nowych ścieżek Mocy, im większe oddanie i zrozumienie dla natury i idei Sithów, tym więcej naszych zdolności, myśli i wspomnień będzie się przenikać, uzupełniać i wzmacniać nawzajem. Nie jesteś ograniczonym, upośledzonym na siłę Jedi, nie muszę więc przedzierać się przez bariery twojej ignorancji w dążeniu do swoich celów, które staną się naszymi. Mógłbym opowiedzieć ci teraz o nich długo i obszernie... Ale jeśli się zgodzisz, nie będzie takiej potrzeby. Poza tym długie pozostawanie w tym transie raczej nie posłuży twemu marznącemu ciału. - uśmiechnął się ironicznie. - Na pewno na tym nie stracisz. W każdym razie, jeśli jesteś dość silny...
Spoglądam gdzieś w bok zastanawiając się.
Taka niespodziewana szansa. Na potęgę, siłę. Ale nie uśmiecha mi się dzielić się 'mną' z kimś innym. Jeśli zważyć za i przeciw, myślę że jest to szansa, która się nie powtórzy.
Przypomniała mi się podobna sytuacja. Wtedy byłem na skraju śmierci. Mogłem dołączyć do Mistrza. Wtedy byłem słaby i bojaźliwy. teraz jest inaczej...
- Niech będzie jak mówisz - mówię spokojnym głosem spoglądając spode łba na Sitha.
Taka niespodziewana szansa. Na potęgę, siłę. Ale nie uśmiecha mi się dzielić się 'mną' z kimś innym. Jeśli zważyć za i przeciw, myślę że jest to szansa, która się nie powtórzy.
Przypomniała mi się podobna sytuacja. Wtedy byłem na skraju śmierci. Mogłem dołączyć do Mistrza. Wtedy byłem słaby i bojaźliwy. teraz jest inaczej...
- Niech będzie jak mówisz - mówię spokojnym głosem spoglądając spode łba na Sitha.
Kun uśmiechnął się jeszcze szerzej, jeszcze drapieżniej... Wizja zaczęła się rozmywać, zanikać...
Obudziłeś się. Wściekły, ostry jak tysiąc żyletek mróz natychmiast rzucił się na ciebie, by zatopić kły w każdym fragmencie twego ciała i pożreć je, rozerwać, zmrozić...
Trwało to nie dłużej niż sekundę. Natychmiast odrzuciłeś od siebie zimno, "przypominając" sobie o pewnej starej, trudnej technice. Moc zawirowała wokół ciebie, zastygając pewnie jak ochronny kokon, nie przepuszczający ujemnej temperatury w pobliże twego ciała. Kiedyś słyszałeś, że niektórzy Jedi potrafili koncentrować Moc w ochronną bańkę, która pozwalała im obchodzić się bez tlenu w ekstremalnych sytuacjach, przynajmniej przez pewien czas. Jak się okazało, ta technika działa równie dobrze przy innych okolicznościach.
Obudziłeś się. Wściekły, ostry jak tysiąc żyletek mróz natychmiast rzucił się na ciebie, by zatopić kły w każdym fragmencie twego ciała i pożreć je, rozerwać, zmrozić...
Trwało to nie dłużej niż sekundę. Natychmiast odrzuciłeś od siebie zimno, "przypominając" sobie o pewnej starej, trudnej technice. Moc zawirowała wokół ciebie, zastygając pewnie jak ochronny kokon, nie przepuszczający ujemnej temperatury w pobliże twego ciała. Kiedyś słyszałeś, że niektórzy Jedi potrafili koncentrować Moc w ochronną bańkę, która pozwalała im obchodzić się bez tlenu w ekstremalnych sytuacjach, przynajmniej przez pewien czas. Jak się okazało, ta technika działa równie dobrze przy innych okolicznościach.
Wyszedłeś, zupełnie nie czując chłodu rozwiewanego przez nocny, pustynny wiatr, który szarpał piachem na prawo i lewo. Tuż obok twego pojazdu, dokładniej przy jego prawej stronie, pięć banth zbiło się w ciasną, pochrapującą masę futra. Nisko i daleko nad horyzontem majaczyły pierwsze smugi różu i pomarańczu.
Pozwalając by pierwsze promienie objęły moją twarz, ściągam kaptur z głowy. Niczym zapieczętowanie nowego stanu rzeczy wdycham mroźne powietrze.
Rozglądam się po okolicy, po czym wracam do pojazdu. Staram się ogarnąć jego stery i próbuję odpalić maszynę.
Jeśli mi się to uda, ruszam w losowym kierunku. Niech Moc mnie prowadzi.
Rozglądam się po okolicy, po czym wracam do pojazdu. Staram się ogarnąć jego stery i próbuję odpalić maszynę.
Jeśli mi się to uda, ruszam w losowym kierunku. Niech Moc mnie prowadzi.
Postanowiłeś jechać na zachód, zostawiając za plecami wypełzające z horyzontu słońca. Po pół godzinie jazdy, gdy widoczność stała się już zupełnie dobra, a temperatura wkroczyła w tę wyjątkowo krótką fazę pomiędzy mrozem a piekłem, nie spotkałeś żywego ducha, nie licząc kilku wraithów idących grupą w oddali. Jednocześnie zdałeś sobie nagle sprawę, że zmierzasz w kierunku grobowca, który odwiedzałeś wcześniej, a co za tym idzie - w pobliże Mos Ila i swej poprzedniej kryjówki. Pamiętałeś, że nie zbadałeś grobowca do końca za pierwszym razem, podobnie jak to, że nie zabrałeś wszystkich potencjalnie przydatnych rzeczy z jaskini, z której zabrał cię tamten przeklęty droid. Dodatkowo, nie do końca wiedzieć czemu, w twej głowie jak odległe echo majaczyły wciąż dwa słowa: "Sion" i "Pogromca".
[Spoko, loko, luz i spontan ilustracja ]
Kolejne pół godziny jazdy przebiegało w identycznej, niczym niezmąconej monotonii. W końcu jednak zdałeś sobie sprawę, że poziom w paliwa w baku drastycznie spadł i nie zajedziesz już dużo dalej. Na szczęście jednak byłeś już praktycznie na miejscu, pojazd zaczął rzęzić i krztusić się tuż tuż przed kompleksem skał, w których kryliście się z Kirlanem. Ostateczny sprzeciw nastąpił na skarpie, pod którą znajdował się znany ci już wcześniej sarlack. Po ostatnich wydarzeniach miałeś wobec tych istot jeszcze gorsze odczucia, niż kiedykolwiek wcześniej. Poza tym wokół było absolutnie pusto. Powoli robiło się już bardziej, niż ciepło, nocne zwierzęta ostatecznie pochowały się do swoich kryjówek, zaś drapieżniki południowego skwaru nie wylazły jeszcze na żer.
Kolejne pół godziny jazdy przebiegało w identycznej, niczym niezmąconej monotonii. W końcu jednak zdałeś sobie sprawę, że poziom w paliwa w baku drastycznie spadł i nie zajedziesz już dużo dalej. Na szczęście jednak byłeś już praktycznie na miejscu, pojazd zaczął rzęzić i krztusić się tuż tuż przed kompleksem skał, w których kryliście się z Kirlanem. Ostateczny sprzeciw nastąpił na skarpie, pod którą znajdował się znany ci już wcześniej sarlack. Po ostatnich wydarzeniach miałeś wobec tych istot jeszcze gorsze odczucia, niż kiedykolwiek wcześniej. Poza tym wokół było absolutnie pusto. Powoli robiło się już bardziej, niż ciepło, nocne zwierzęta ostatecznie pochowały się do swoich kryjówek, zaś drapieżniki południowego skwaru nie wylazły jeszcze na żer.