Sesja Kiyuku

[Fajny motyw, brawo ]

Dwaj jedi spadli, w dwaj kolejni przecięli powietrze w miejscu, w którym stałeś przed momentem. Po chwili konsternacji wszyscy czterej ramię w ramię podbiegli do ciebie.
Rzucam podwójny mieczem w przeciwników, starając mu się nadać ruch obrotowy, tak by przeciął klatki piersiowe Jedi. Gdy miecz jest tuż przy pierwszy przeciwniku, włączam Mocą drugie ostrze - jedno może zblokują, ale wątpię, by z drugim zrobili to samo.
Zgodnie z twym planem miecz wysunął się tuż przed nimi, rozcinając brzuch jednego i raniąc drugiego mistrza, który zdołał połowicznie zblokować ostrze. Zanim jednak to powróciło do twej ręki, trzy kolejne poleciały w twoją stronę z trzech stron, znajdując się na wyciągnięcie ręki od ciebie.
Sztuczka ze zmiażdżeniem miecza nie wchodziła w grę. Za dużo obiektów na skoncentrowania się na nich w zbyt krótkim czasie. Zamiast tego, ciskam Mocą w lecące miecze, sprawiając, by powróciły do swoich właścicieli. To, czy je złapią w rękę, w głowę czy w brzuch, nie obchodzi mnie w zupełności.
Miecze na ułamek sekundy zatrzymały się w locie i cofnęły może o milimetry, lecz wówczas napotkały opór z drugiej strony. Wszyscy pozostali mistrzowie niemal równocześnie z tobą również użyli Pchnięcia. Poczułeś ogromny napór na siebie i swoją technikę, zupełnie jakbyś siłował się na obie ręce z kilkoma przeciwnikami. Odpierając napór z wysiłku pot skroplił ci się na czole, miecze trzepotały się szaleńczo, jakby zakleszczone między dwoma wielkimi magnesami, a świątynia zaczęła drżeć od zawirowania Mocy.
Nie przerywając techniki, używając Mocy odgarniam miecze na boki, tak by wbiły się w ściany świątyni.
Nacisnąłeś jeszcze bardziej i trzy miecze wbiły się po jednym w każdą z pobliskich kolumn podtrzymujących wyższą kondygnację. Wraz z tym świątynia zatrzęsła się jeszcze bardziej, a ze sklepienia zaczął sypać się tynk.
Jedi napierali niestrudzenie, zaś jeden z nich z wysiłkiem "sięgnął" drugą ręką po jeden z mieczy, który wyskoczył ze ściany i wbił się w "ścianę" Mocy w poprzednim miejscu, niecały metr od twej twarzy.
Moc trzęsła budynkiem tak bardzo, że dwie najbliższe kolumny zaczęły pękać.
Nie zwracając uwagi na zawirowania Mocy, która dosłownie niszczyła budynek, skupiam się na jednym mieczu bardziej - zaciskam na nim Moc, by zmiażdżyć go, tak jak miażdżę krtań i tchawicę podczas duszenia Mocą. Rzucam okiem na niewalczących mistrzów. Medytacja bitewna? Wyjaśniałby, dlaczego te śmiecie jeszcze nie są martwe...
Miecz rozpadł się, tak jak i poprzedni podczas walki w ogrodzie. Zauważyłeś, że znajdujący z tyłu dwaj Jedi faktycznie usiedli w pozycji medytacyjnej. Ty dalej napierałeś, mając wrażenia przepychania się ze ścianą. Jednocześnie stojący naprzeciwko ciebie Jedi odpuścił technikę i wyskoczył w przód, wyprowadzając pchnięcie w twój brzuch.
Czas odpuścić, bo ta gówniana świątynia zaraz się rozleci. Także odpuszczam sobie technikę, skacząc przy pomocy Mocy za jedną z kolumn, przelatując nad atakującym mnie Jedi. W powietrzu, kieruję obie ręce w kierunku medytujących Jedi, wystrzeliwując w ich kierunku wiązki błyskawic.
Atak przeciął powietrze pod tobą, zaś dwaj medytujący Jedi zostali przyciśnięci do ziemi twoją techniką. Zanim jednak zdołałeś wytrząść z nich trochę życia sam zostałeś ciśnięty bardzo nieprzyjemne o kolumnę, obok której przelatywałeś, a po której zacząłeś się teraz zsuwać, z całkiem sporej wysokości.
Używając mocy robię dziwną sztuczkę - przestaję się zsuwać, tak jakbym stanął na tej kolumnie i robię backflipa odbijając się od niej. Gdy wyląduję, staję w pozycji do walki, z jednym mieczem chwyconym odwrotnie, a drugim normalnie.
Wylądowałeś mniej więcej w tym miejscu, z którego wybijałeś się unikając pchnięcia jednego z Jedi. Z szeregu (nieco rozsypanego) mistrzów wyszedł dobrze znany ci Zabrak - mistrz Frey.
- Dość tego Kyle... Czy kimkolwiek myślisz, że się stałeś. To nie plac ćwiczeń. Albo poczekaj na poranny trening akrobatyczny, albo stawaj. - okazał broń, młynkując krótko fioletowym mieczem i wyzywając na pojedynek. - Jeśli starczy ci odwagi. - zakończył z zaczepnym uśmiechem, patrząc na ciebie zza świetlnego ostrza.
Uśmiecham się półbębkiem. - Naprawdę to nie jest plac ćwiczeń? Bo czułem się, jakbym walczył z jakimiś nieopierzonymi padawanami. - Wyłączam ostrze podwójnego miecza, po czym kieruję włączone ostrze w stronę Zabraka.
Frey podszedł do ciebie powoli, trzymając miecz ostrzem wzdłuż prawej nogi. Gdy zbliżył się na odległość ciosu, zaatakował z nadgarstka błyskawicznym cięciem z dołu, bardziej przypominającym strzelenie z bicza, kierując samą końcówkę ostrza na wysokość twoich oczu, co zbiłeś dosłownie w ostatniej chwili, cofając się instynktownie o krok. Kolejny krok Zabraka - kolejna taka akcja, równie szybka i równie bliska celu.
Zręcznie podrzucam miecz, łapię go ostrzem w dół, kieruję go na bok, ustawiając wzdłuż przedramienia, i atakuję z całego ramienia Zabraka, starając się ciąć pod żebra.
Frey obrócił się bokiem do ciebie a przodem do ciosu, który przyjął na blok, jednocześnie lewą nogą zadając wysokie kopnięcie w twoją twarz, cofające cię o krok w tył i twoją lewą.
Robię piruet w lewo, markując cios mieczem, a tak na prawdę ciskam Mocą w nogi Freya, w celu przewrócenia go.
Zgodnie z twą intencją Zabrak złożył się do bloku ciosu, który zamarkowałeś i upadł, jakby ktoś złapał go od tyłu za nogi.
Kopię go z całej siły w twarz, po czym podnoszę Mocą i staram się cisnąć o najbliższą kolumnę.
← Sesja SW
Wczytywanie...