- Bądź pozdrowiony, szacowny mistrzu. - odezwał się zgodnie z twym oczekiwaniem wezyr. Niegdyś zapewne barczysty i postawny, dziś lekko utuczony mężczyzna spoglądał na ciebie dość życzliwie. - W imieniu swoim i swych poddanych witam cię w mym błogosławionym mieście, ufając, że jego wdzięki olśnią cię niemniej, aniżeli ujmie gościnność jego mieszkańców, w tym i moja własna. - uniósł dłoń, patrząc gdzieś w swoje prawo, a dwóch czarnoskórych niewolników natychmiast przyniosło bardzo niską, długą, krytą perkalem pufę, którą ustawili tuż przed tobą.
- Zechciej spocząć i podzielić się wieściami ze wschodu, zanim przyjdzie nam rozmówić się o naszych wspólnych sprawach. - ciągnął, gdy kolejni niewolnicy ustawili obok siedziska niski, artystycznie rzeźbiony stolik, na którym zastawiono złoty gąsior i puchar. - Jak miewa się Tethyr w dzisiejszych czasach i jaka jest twa rola w pomnażaniu jego chwały? - dorzucił pytanie, rozpierając się wygodniej na swoim "tronie".
- Chwała tobie i całemu twojemu rodowi, o czcigodny Wezyrze - Zaczynam regułką grzecznościową. - Jestem pod wrażeniem gościnności mieszkańców - Mówiąc to przez ułamek sekundy spoglądam w oczy Khadijah.
- Ja panie, jestem skromnym sługą mojej frakcji. Posłąńcem, który przynosi pomocną dłoń.
- W dzisiejszych trudnych czasach, mając za partnera handlowego kogoś takiego jak ty panie, to prawdziwy dar. Bogactwa i potęga twojej nacji przyciąga wiele ciekawskich oczu. Lecz proszę się nie martwić. Thay za tą otoczką dostrzega coś jeszcze. Zwycięstwo.
Odpowiednie wprowadzenie, odpowiednia atmosfera, trochę wazeliny...
- Zwycięstwo, powiadasz? - powtórzył po tobie, nie kryjąc ciekawości. - A jakież to zwycięstwo masz na myśli, szanowny mistrzu? I jakimi środkami mielibyśmy je wspólnie osiągnąć?
- Nadchodzące zmiany, panie, zmuszają niejako Thay do podjęcia zdecydowanych kroków. - zaczynam nieco tajemniczo - Bylibyśmy głupcami, gdybyśmy nie wykorzystali szansy i nie wsparli cię panie, w nadchodzących... wydarzeniach. A wesprzeć możemy, i chcemy.
Fanzir na pół skinął, na pół skłonił głowę.
- A jakiego dokładnie wsparcia dotyczy owa możność i chęć, jeśli mistrz łaskaw sprecyzować? - ciągnął wciąż zainteresowany.
- Wsparcie w mojej skromnej osobie, w roli doradcy, emisariusza i pomocnej, magicznej dłoni. Nie będę ukrywał iż nie są nam obce zamiary twe panie, wobec Velenu. - Odpowiadam prosto z mostu, tak by zaskoczyć odpowiedzią.
Twe słowa po raz pierwszy wywołały pewne poruszenie, tak jakby lekki podmuch wiatru wpadł do sali audiencyjnej i przetoczył się po wszystkich zebranych. Fanzir wsparł podbródek na dłoni, krótko uniósł i opuścił brwi w wymownym geście i wyprostował się. Gdy przemówił, jego ton był wciąż niski i dźwięczny, choć znacznie bardziej rzeczowy i władczy.
- I jak rysują się me plany względem Velenu w oczach Czerwonych Magów? I jakie w tych oczach rysują się korzyści z udzielenia rzeczonego wsparcia?
- Nie będę tutaj zwodził iż, im większa potęga twojej nacji panie, tym większe zyski wpadną nam, Czerwonym. - Mówię podobnym tonem tylko teraz bardziej przyjaźniej - Pomoc którą chcemy nieść mój panie, polegać miała by na tym iż jako główny członek delegacji, zajął bym się 'namawianiem' władcę Velenu do twoich racji.
- Dziękuję, w imieniu wezyra, za zaoferowanie doradztwa,... - wtrąciła Khadijah, dla której tego wszystkiego było już najwyraźniej za wiele. - ... lecz tego, zdecydowanie... - wyszeptała - ... nie potrzebujemy. Nasza administracja jest wielce doświadczona i wykształcona, więc jeszcze raz dzięki ci za wielkoduszność, lecz sprawy tyczące się Manshaki pozostawimy w krajowych dłoniach. - Rzuciła ci znaczące spojrzenie, a następnie obdarzyła twarz Fanzira słodkim, lecz niezbyt szerokim, uśmiechem.
Hehehe pani 'jestem księżniczką i brzydzę się wami, wracajcie do nor z których wypełliście' zaczyna się bulwersować? Dooobrze, zabawa zaczyna się rozkręcać.
Odwracam się w stronę kobiety jakby nagle zeskoczyła z sufitu. Z nie mniej zaskoczonym tonem mówię:
- Czcigodny wezyr z pewnością sam dobrze wiem jak bardzo doświadczona i wykształcona jest wasza administracja. Nie jest z pewnością też w gorącej wodzie kompany, by odrzucać i negować propozycje z którymi się nawet dobrze nie zapozna. - Kończąc zdanie robię złowrogą minę w stylu 'niezwykle głupio jest obrażać Czerwonego, tym bardziej że wyciąga pomocną dłoń. Ta dłoń może zmienić się w pięść'. Tak, to wyraz w ten deseń. Następnie poważnym tonem dodaję - W Thay, podwładni znają swoje miejsce, szarże tego typu uznajemy jako niesubordynację.
Reakcja ta, jak i moja wypowiedź miała prosty cel.
Nagły 'atak' kobiety odebrać jak obrazę, odpowiedzieć niby kulturalnie ale z pewną ukrytą groźbą jak i zapewnieniem o posiadanej sile. Tak by nie było wątpliwości co do tego kto potrafi dbać o interesy.
Khadijah w odpowiedzi spojrzała na ciebie niczym prawdziwa Meduza, chcąc zamienić cię w kamień. O ile nie udało się jej, o tyle wezyr odpowiedział:
- W Masnhace również znają swe miejsce, lecz tutaj słowa zaufanych doradców traktuje się z należytą atencją i szacunkiem, podobnie jak słowa naszych gości, którzy również powinni wiedzieć czy i kogo pouczać. - powiedział nie tyle gniewnie, co uszczypliwie. - Mówisz, mistrzu Koell, o przewodzeniu delegacji. Niemożliwością jest udostępnienie ci takiego stanowiska, choćby przez wzgląd na doświadczenie i wykształcenie naszej administracji. Niemniej z radością skorzystamy z każdej bezpośredniej pomocy, jakiej Thay udzieliłoby nam podówczas w twojej osobie. Zanim jednak o tym, chciałbym wiedzieć jakie karty przetargowe miałbyś do zaoferowania lordowi Greystorowi. Słyszałem o nim, że to człowiek przebiegły i sprytny, którego niełatwo będzie przekonać do czegokolwiek.
- Czcigodny Wezyrze - dodaję z lekkim rozbawieniem w głosie - Moje karty przetargowe będą tak mocne, jak mocne będą twoje karty panie. Nie chcemy się pchać z buciorami w wasze interesy, ale chcemy dopomóc rosnącego w siłę sprzymierzeńca.
Myślę, - wtrącił się Jafaar - że czcigodny wezyr mógłby rozważyć tę życzliwą propozycję w spokoju, zdając się przy tym na swych oddanych doradców, zaś mistrz Koell w tym czasie odpocząłby należycie, zakosztował twej niezrównanej gościny i poznał dogłębniej wartość "kart", które dzierżysz, panie, w swej dłoni. - pod koniec z nieokreślonym uśmiechem spojrzał na ciebie.
- W istocie. - zgodził się Fanzir - Dziękuję raz jeszcze ze szczere oferty, nie zamierzam tymczasem dłużej stawać między tobą a snem, o ile nie masz teraz żadnych pytań, mistrzu Koell.
- W istocie czcigodny wezyrze, z chęcią zakosztowałbym słodkich owoców twoich ziem. - Odpowiadam spokojnie, po czym dodaję - Jeśli zapadnie jakaś decyzja w tej sprawie panie, będę do twoich usłóg, jakakolwiek by decyzja nie zapadła.
Kłaniam się na tyle na ile wymaga tego etykieta, nic więcej.
- Wyśmienicie. - odezwał się radośnie wezyr. - Rozgość się zatem, mistrzu Koell, moja służba jest do twych usług. - klasnął dwa razy w dłonie dając sygnał, że wszyscy mogą się rozejść.
Z tajemniczym uśmiechem na ustach wycofuję się z sali wezyra. Kieruję swoje kroki do mojej komnaty.
- Teraz pozostaje mi chwile odpocząć. Może Keira będzie na mnie czekać? - Mówię do siebie cicho, lekko rozmarzony.
W drodze do komnaty towarzyszył ci potężnie zbudowany, czarny jak noc niewolnik (zapewne eunuch), który w milczeniu oczekiwał twych ewentualnych życzeń. Gdy nie zgłosiłeś takowych, po prostu poczekał pod drzwiami. W środku Keira czekała na ciebie. Niestety, ubrana.
- Względnie przyjemnie, większość nadwornych plotkarzy zebrała się chyba na audiencji, więc nie miał mnie kto wytykać palcami. - zażartowała i przeciągnęła się. Magiczny pancerz z jednej strony nadawał jej nieco upiornego wyglądu (do cholery, to faktycznie mogła być skóra bodaka), z drugiej zaś podkreślał jeszcze bardziej i tak nad wyraz interesujące kształty (do cholery...)
- A jak audiencja? Coś ciekawego, nowego? Jak jego fluorestencja wezyr?
- Gruby - Dodaję żartobliwie. - I wydaję się że ufa bardziej doradcą niż sam sobie. Myślę że gdybym zdobył jego zaufanie, to mógłbym nim pokierować niczym marionetką.