Lot przebiegał szybko, sprawnie i radośnie, nie licząc zawodzenia ekipy i bluzgów "Żółtego".
- Za jakieś 10 minut będziemy na miejscu, zakładając że nie zderzymy się z górą lodową - poinformował radośnie "Tech-Nick"
- Friden! - przekrzyczał zapiewaczy kapitan, rzucając ci polowe radio wielkości średniego pudełka po butach z komunikatorem - Spróbuj złapać falę, na której nadawali ze stacji. Może bliżej planety będzie nam łatwiej. Wywołaj ich. Niech wiedzą, że zaraz będziemy, jeśli jeszcze ktoś tam został, żeby się z tego ucieszyć.
Przez jakiś czas próbuje chwycić odpowiednią falę. Po kilku minutach ustawiania, udało mi się chyba ją złapać.
- Chyba mam! - Krzyknąłem po czym nadałem komunikat - Tu U.S.S.M "Ghost - IV" z US Colonial Marines Force Recon. Czy ktoś mnie słyszy? Odbiór. - Robię chwilową pauzę, po czym dodaję - Lecimy z misją ratunkową. Otrzymaliśmy sygnał alarmowy ze stacji "Starleaf". Odbiór
Po krótkiej chwili słyszysz odpowiedź:
- Stacja zgłasza się. Słyszymy cię głośno i wyraźne, Jankesie. Tu oddział "Space Wolves" i właśnie badamy sprawę. Spokojnie czekajcie na dalsze instrukcje. Bez odbioru.
Po krótkiej chwili padła odpowiedź:
- Спокойный ковбой. Sytuacja jest... jakby to powiedzieć... opanowana. Mamy jednego denata, trwa jego obdukcja. Stacja jest opuszczona, wszyscy naukowcy jakby wparowali. Co ciekawe brak też jakiejkolwiek wrogiej aktywności, istny spokój i cisza - Chwila przerwy... - Zanim wylądujecie żołnierzu, powiedzcie kto wami dowodzi i ilu was jest. I uważajcie tam na siebie, tutaj na dole mocno wieje. Nie chcemy tutaj kolejnych trupów.
Prom podskoczył, wchodząc w atmosferę.
- Trzymajcie się panowie, zaraz lądujemy - wykrzyknął Nick
Gdy podchodziliście coraz bliżej powierzchni planety rzucało wami coraz bardziej. Turbulencje sprawiły, że nawet "Tech-Nick" przestał śpiewać. Przez niewielkie okienko obok siedzącego na wprost ciebie Patona, zobaczyłeś ciemny, nocny krajobraz Victora 7 oraz jeden z jego dwóch księżyców, majaczący na chmurnym nieboskłonie i zalewający wszystko trupio bladym światłem. Przelatywaliście nad sektorem 17, którego matowe, szare i wypłowiałe drzewa porastały gęsto ziemię pod wami.
- Pluton w pełnej gotowości. Po wylądowaniu od razu zabezpieczyć teren wokół promu. Nie mamy pewności co tam się dzieje i jak sobie z tym poradzili Kanadyjczycy! - wykrzykiwał rozkazy kapitan, gdy zbliżaliście się do sektora 18 i stacji "Starleaf". - I niech ktoś wreszcie obudzi Sadowskiego! - krzyknął raz jeszcze, tym razem przekrzykując głośne chrapnięcie, które rozległo się po prawo od ciebie.
Posłałem Sadowskiemu szybkiego mięśniaka w ramię, po czym wziąłem do rąk pulse rifla odbezpieczając go. Stojąc miękko na nogach, byłem w pełni gotowy na otwarcie włazu.
UD-4 zbliżyło się do stacji. Zobaczyliście dwa budynki, jeden większy od drugiego, oświetlone lampami na dachach i przy samej ziemi. W tym obszarze roślinność skończyła się, nie widać było nic poza skałami i ciemną jałową ziemią. Gdy Nick przeleciał nad stacją, by zrobić nawrót do lądowania, zobaczyłeś pas startowy, stojące obok niego drugie UD-4, a także kilku żołnierzy wychodzących z większego budynku z bronią gotową do strzału. Dostrzegłeś także ludzką sylwetkę leżącą bezwładnie na plecach tuż obok mniejszego z budynków...
- Zdaje się, że impreza zaczęła się bez nas... - stwierdził Paton wyglądając przez wizjer.
Nie pewny co do zamiarów kolesi w stacji. Sprawdziłem na szybko czy cały mój osprzęt znajduje się na swoim miejscu.
- Mam jakieś złe przeczucia - Powiedziałem do siebie.
Ledwie klapa zdążyła się otworzyć po wylądowaniu, a wysypaliście się z promu ustawiając w szyku obronnym. "Żółty" schował się za jedną ze skał. Już po pierwszym kroku planeta powitała cię podmuchem silnego, zimnego wiatru, który niósł ze sobą dziwny, grafitowy pył. Widoczność była kiepska, choć najbliższy teren rozświetlały lampy lądowiska i waszego UD-4. Wszystko inne skąpane było w bladym świetle dwóch księżyców.
- Friden, do mnie! - Usłyszałeś głos kapitana - Weź Sadowskiego i sprawdźcie, czy ci dwaj tam to ci sami, z którymi nawiązałeś łączność - wskazał ci dwóch mężczyzn stojących kilkadziesiąt metrów dalej przed mniejszym z budynków, którzy zdawali się na was czekać. - Na wasz znak albo podejdę porozmawiać z ich dowódcą, albo przykryjemy was ogniem żebyście mogli się wycofać. Reszta w pełnej gotowości!
Szybki rzutem oka oceniłem odległość, oraz wyszukałem jakiekolwiek możliwe osłony - na wypadek gdyby gospodarze okazali się nieprzyjaźnie nastawieni.
Szturchnąłem Sadowskiego w ramie, po czym mając blisko siebie jakąś zasłonę, przygarbiony, z bronią w gotowości, szybko ruszyłem w kierunku dwóch ludzi.
Oprócz tych dwóch przed wami zobaczyłeś także dwóch stojących nieco dalej, przy głównym wejściu do większego budynku z podświetlonym napisem "Blok A", który stał w poprzek mniejszego "Bloku B", przed którym właśnie stanęliście. W rozbitym oknie bloku B, na wysokości mniej więcej drugiego piętra, dostrzegłeś kolejną sylwetkę trzymającą broń w pogotowiu.
Podchodząc do dwóch żołnierzy zobaczyłeś, że jeden z nich, mierzący około 180 cm, pali papierosa patrząc na ciebie bez słowa i drapiąc się po ciemnym zaroście. Drugi, podobnego wzrostu, również bez słowa wpatruje się w ciebie, najwyraźniej czekając na to, co powiesz. Na ich mundurach zobaczyłeś także znak sił specjalnych.
Trzymając broń w pogotowiu, powiedziałem bez ceregieli:
- Kto tu dowodzi
Trzymając broń gotową do wystrzelenia w każdym momencie, uważnie przyjrzałem się jegomościom.