No więc jakie wrażenia z wędrówek po Ferelden? Ja jestem póki co zachwycony, bo od czasu Wiedźmina czekałem na grę, która mnie wciągnie, na powrót odświeży wspomnienia starych lat (kiedy cRPG zalewało nas masą dialogów, dylematów i klimatu, a nie graficznymi fajerwerkami oraz walką a'la FPS) i pozwoli mi się cieszyć po prostu rozgrywką Ostatni rok był kompletnie rozczarowujący, a tegoroczne premiery póki co przynosiły mi zawód. Aż do tego względu, że porządnie rozmyślałem, aby darować sobie biznes zwany grami komputerowymi :'d Na szczęście dzięki DA ponownie odzyskałem nadzieje, że twórcy potrafią zrobić coś ambitnego, czego ukończenie nie zajmie mi 15 godzin, a sama rozgrywka nie zaleje mnie uproszczeniami oraz dnem fabularnym, tratującym mnie niczym dumnego ucznia szkoły podstawowej.
Krótki spis co mi się póki co spodobało, a co nie:
+ Świat - widać, że twórcy włożyli sporo czasu w jego stworzenie. Choć nie da się ukryć, że twórcy podpierali się kilkoma innymi uniwersami (D&D, Władca Pierścieni czy nawet Wiedźmin), to wszystko to stoi na mocnych filarach, trzyma się kupy i potrafi zainteresować potencjalnego gracza. Historia różnych ras, opisy regionów czy wierzeń - jest co prawda uczucie niedosytu (że sztampa, i że w sumie gdzieś to było), ale zostało to przedstawione na tyle frapująco, że ma się to gdzieś W odkrywaniu świata znacząco pomaga kodeks (wspaniałe vademecum wiedzy, w bardzo przystępnej formie) oraz historie naszych towarzyszy (którzy opowiadają o fantastycznych krainach, których niestety nie dane nam będzie zobaczyć, co daje pole do popisu wyobraźni).
+ Lokacje - ten kto wymyślił takie regiony jak Pustka czy Głębokie Ścieżki powinien dostać beczkę porządnego, krasnoludzkiego trunku
+ Towarzysze - primo, jest ich całkiem sporo. Secundo - każdy posiada ciekawą i frapującą historię (okrytą oczywiście mgiełką tajemnicy, którą musimy sami odkryć). Tertio - często wcinają się do rozmów, wypowiadają własne zdanie, które powodują, że dialogi pomiędzy niektórymi postaciami są bardziej smakowite (czyli nie jest to banda manekinów). No i pod koniec - interesujący pomysł związany z wskaźnikiem zaufania naszych towarzyszy (im bardziej na ufają, tym zyskują większe umiejętności).
+ Dialogi - wyczerpujące, to raz. No i zapożyczono część systemu z Mass Effect (czyli nasi rozmówcy nie stoją na baczność, jakby kij włożyli im w... no ten tego... , tylko aktywnie gestykulują i biorą faktyczny udział w rozmowie).
+ Długość rozgrywki - grałem z 25 godzin i przeszedłem jakieś 40-50% gry. I to lubię, przynajmniej wiem za co płacę.
+ Zadania poboczne i losowe spotkania - jest ich sporo i duża część z nich nie powoduje naszego zawału, związanego z przekroczeniem dopuszczalnego limitu rutyny.
+ Grywalność - jeżeli potrafię grać ciągiem 3-4 godziny i podczas przerw, myślę co ja zrobię, gdy usiądę na kolejnej sesji i wspominam ciekawe teksty towarzyszy, to to jest to
+ Wymagania sprzętowe - na moim nie najnowszym komputerze chodzi płynnie na wysokich detalach, co bardzo cieszy.
- Muzyka - jestem mimo wszystko rozczarowany. Owszem wpada w ucho i da się tego z przyjemnością słuchać, ale peanów bym o niej nie pisał i wymagałem o DA o wiele więcej. Markiem Morganem czy Jeremy Soulem Inon Zur nigdy nie był i to słychać niestety.
- Częściowa polityczna poprawność - nie żebym coś miał przeciwko homoseksualizmowi, ale jak jeden z towarzyszy mówi mojemu bohaterowi, że go pragnie to najpierw witam to zdziwieniem, potem zniesmaczeniem, a na koniec mam go ochotę wywalić z obozowiska i odruchowo łapię za rękojeść miecza. Tak, wiem - możecie mnie uznać za homofoba.
- Fabuła - intryga jest i owszem ciekawa, ale nie da się ukryć, że znów zabijamy tego złego, znów ktoś na wych... ować nie powinien, gdyż zrobił nas na szaro i ponownie szukamy poparcia u różnych ras i klanów.
- Limit bohaterów - tylko trzech aktywnych? To boli :'/
- Krew - no wiem, że to nie jest gra dla przedszkolaków oraz BioWare dało nam krew, seks i rock'n'roll, ale istnieje pewna granica dobrego smaku, którą twórcy chyba jednak przekroczyli.
- Mało przedmiotów magicznych - nie wiem jak Wy, ale ja zawsze lubiłem biegać, z nożem do masła +5 do kanapek oraz fartuchu pastucha dającego premie do dojenia krów (i najlepiej niech przedmiot błyszczy na odległość 5 km. i będzie jak najbardziej fikuśny), bo czułem wtedy potęgę, i że nikt mojemu herosowi nie podskoczy :'d Nie wiem skąd tendencja na kasacje przedmiotów magicznych - jest stosunkowo niewiele. Moja natura zbieracza mocno cierpi.
Póki co dałbym mocną 9.