Ściąganie - nasz sport narodowy

Czekam na opinie i przemyślenia. Swoimi się oczywiscie podzielę ale trochę później.

Mowa oczywiście o ściąganiu na egzaminach, klasówkach, kartkówkach, zdawaniu za kogoś i odpisywaniu prac domowoych/projektów. A nie o ściąganiu rzeczy z półek w sklepach czy bielizny z dziewczyny .
Odpowiedz
Jest, było i będzie. Nie widzę w tym nic złego, ba, jestem w tym dość nieźle wyćwiczony. Kiedy można, ściągam. Bez zastanowienia i skrupułów. I guzik mnie obchodzi co sobie pomyślą inni, no chyba, że wykładowca, który mnie złapie. Ale jeszcze się nie zdarzyło.

Hough.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Kiedyś zbierałem ściągi. U mnie w gimnazjum panował całkiem dobrze zorganizowany system, siatka wyszukiwaczy, drukujących i rozdających to po klasie. Jeden robił ściągę, konsultując się z klasową kujonką. Drugi to drukował w 20 kopiach, rozdawał to 3 chłopakom w klasie a oni rozdawali wszystkim którzy chcieli ściągi. Biurokracja ściągowa

Zbierałem te ściągi i wieszałem na ścianie. Miałem całą wielgachną tablice korkową na pół ściany. W sumie mógłbym sobie z tych ściąg zrobić tapetę na ścianę
Odpowiedz
A ściągałeś czy tylko je tak hobbystycznie zbierałeś? :u
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Zbierałem. Właściwie nigdy nie ściągałem. Zdażyłyby się może dwie, trzy nieporadne próby, ale co tam. Średnie zawsze miałem baardzo słabe i to chyba miedzy innymi dlatego że nie ściągałem. nikt mi nie wmówi żem głupszy niż moi byli gimnazjalni kumple.
Odpowiedz
Nikt nie próbuje. ;p Ja ściągam, żeby zdać jak mi się nie chce uczyć. Czyli prawie zawsze. ;p A to na ile się udaje ściągnąć i że często na więcej niż ci co piszą sami, to inna sprawa.;p
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Ooo, już wiem z kim się będę konsultować przed sprawdzianami.
Dla mnie też ściąganie nie jest niczym złym. Zwłaszcza, że 90% moich prac domowych jest ściągana, bo w domu nigdy mi się nie chce do tego siadać. No tylko jeżeli temat jest ciekawy, albo coś łatwego co zajmuje mi mało czasu
Na sprawdzianach też się zdarza, ale częściej po prostu przeglądam dany temat tuż przed i viola. I tak najbardziej ubawiłam się, kiedy siedziałam przed samym biurkiem nauczyciela. Na szczęście wiedział, że ci co mają ściągi zawsze siadają z tyłu, a mnie po kilku niewinnych uśmiechach chyba skreślił z listy podejrzanych. Właściwie to chyba nie potrafię się normalnie uczyć.
Odpowiedz
Przyznam szczerze, że nie korzystałem na testach z żadnych papierkowych ściąg ani zeszytów pod ławką. Czuje do tego nawet jakiś rodzaj wstrętu. Czasami (ale też rzadko) pisałem sobie pojedyncze hasła na ławkach.
Zamiast tego natomiast, przez niemalże wszystkie (bo z wyjątkiem pierwszych klas podstawówki) lata spędzone w szkole uprawiałem tzw. "pracę niesamodzielną" - w liceum chyba nawet na każdym sprawdzianie, na którym z kimś siedziałem. Nie miałem i nie mam do tego żadnych oporów, bo jak dla mnie jest to wpisane w naturę testów. Poza tym jak tu nie podzielic się wiedzą, gdy ktoś jej potrzebuje?
Odpowiedz
No to ja teraz sobie popiszę. Ściąganie, odpisywanie itp. Hmmm... Może po kolei:

Podstawówka:

Pamiętam, ze w którejś z pierwszych klas miałem paskudny zwyczaj odpisywania homeworku od kolegi. Jak się jakoś mamusia dowiedziała to mi powiedziała co o tym myśli i zostałem skłoniony do zaprzestania procederu. Co w sumie wyszło mi na dobre bo widocznie odbijało się to na moich ocenach. (była to chyba głównie matematyka). Ściągania sensu stricte jakoś nie pamiętam.

Gimnazjum:

Ściąganie odstawiałem tylko na jednym przedmiocie - j.niemieckim. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, ze nie lubię tego języka i wcale nie przepadałem za jego nauką. A po drugie, ważniejsze, dlatego, ze pani nauczycielka miała zwyczaj nam podawać dokładnie co będzie na klasówce na dzień przed podając dokładnie te same zdania co będą do tłumaczenia. Zakuwanie ich na pamięć jakoś mi nie służylo więc pozostawały różne karteczki. Więcej grzechów nie pamiętam.

LO:

Ściąganie? Szczerze mówiąc nie kojarzę jakoś. Zdarzyło mi się pary razy pomóc jakimś kolegom ale to sporadyczne przypadki były. Sam nie korzystałem. Odpisywanie prac? Też jakoś specjalnie nie kojarzę, szybko zrozumiałem, ze tylko samodzielna praca mi coś daje.

Studia:

No tutaj to jest dopiero śmiechowo. Są studenci dla których nie tknięcie się do książek jest punktem honoru. Jeśli kiedyś widzieliście na filmach ziomków obklejonych ściągami to musicie wiedzieć, że w realu wygląda to dużo zabawniej. Widziałem już tak wytapetowanych gości, że to już żałosne, a nie śmieszne. Jak to już ktoś wspomniał wcześniej tak i u mnie są osoby, które szykują ściągi i które je rozprowadzają. Na szczęście nikt za to nie chce pieniędzy bo słyszałem, ze takie procedery na innych uczelniach są dosyć powszechne.

Jeśli chodzi o odpisywanie prac to niestety też jest masakra. Ze względu na charakter studiów mamy całą masę projektów, operatów i ćwiczeń do wykonania. Większość z nich, by nie powiedzieć, ze wszystkie bazują na arkuszach kalkulacyjnych. Istnieje bogata sieć skrzynek pocztowych na których po prostu odchodzi maksymalne udostępnianie wszystkiego. Nie będe ukrywał, że jeden z takich węzłów był mojego autorstwa ale nie wypalił z kilku powodów. Od razu mówię, że docelowo miała to być platforma informacyjna, a nie bazar prac. Brutalna prawda jest taka, że samodzielnie projekty wykonuje może 20-30% studentów, a cała reszta zżyna wstawiając tylko swoje dane i zmieniająć delikatnie wygląd.

A teraz słowo na mój temat.

Jak już jestem studentem trochę czasu tak nie miałem w zwyczaju korzystać ze ściąg. Karteczki, gotowce i inne pierdółki to nie mój styl. Co jak co chcę być inżynierem i nie wyobrażam sobie odstawiania takiej szopki. Wolę zakuć coś na pamięć i zapomineć szybko niż się błaźnić z czymś takim.
Jeśli chodzi o kopiowanie czyichś prac to chyba nigdy mi się nie zdarzyło i żywię głęboką pogardę do wszystkich co stosują tego typu metody. Staram się jak mogę by nie udostępniać swoich prac publicznie. Co jak co ale nie po to siedzę nad czymś czasem po kilkanaście kilkadziesiąt godzin żeby jakiś leser sobie to wziął i twierdził, że to jego praca, bo 'on nie mial czasu'. A ludzie, którzy udostępniają sowje prace publicznie masowo? Cóż... pogratulować braku szacunku do samego siebie. Uważam, że powinno coś takiego być karane, moze nie z urzędu i wywalaniem z uczelni ale powinno się temu przeciwdziałać.

A teraz troche kwestii pozytywnych. Z grupką kumpli stosujemy system samowsparcia. Wymieniamy się swoimi pracami i przeprowadzamy proces debugingu wychwytując błędy lub dokonując porównań w celu wychwycenia różnic 'dlaczego mi nie działa, a tobie tak'. Grono jest wąskie i dosyć hermetyczne, a system działa świetnie. Oddajemy pracę najwcześniej i zazwyczaj nie dostajemy zwrotów. A wszystko jest przynajmneij uczciwe, wobec nas samych i prowadzących.

Jeśli chodzi o bazy wymiany wiedzy to toleruje je głównie z powodu możiwości zdobycia pytań i materiałów egzaminacyjnych. Niestety niewielu jest prowadzących co dają nam zestawy pytań obowiazujących na sprawdziany. Ale jakoś sobie radzimy i to pochwalam.

A na koniec pewna anegdotka.

Był sobie taki przedmiot co się Budownictwo nazywał. Co o nim mogę powiedzieć? Leżał w nim spory potencjał ciekaowści ale niestety prowadzacy - podstarzały doktor- stracił już całą parę by przekazywać materiał odpowiednio. Gubił się w swoich wywodach, błądził, a materiały które pokazywał były takiej jakości, że x '=' i gamma wyglądały tak samo. Nie muszę chyba mówić, ze nie za wiele dało sie z tego zrozumieć. W każdym razie na ostatnich paru wykładów frekwencja wynosiła jakieś 7-9 osób ze 130-140. Jednak w końcu nadszedł czas zaliczenia - kolokwium pisemne.
Na studentów padl oczywiście blady strach bo 98% z nich nie było na większości wykładów, notatek żadnych i ogólnie inkt nic nie wie. A doktor podał zakres materiału - kosmos jakiś. Brać studencka zatem zaczęła zatem zdobywać materiały ze starszych roczników, kserować, skanować książki itd.
Co się działo przed egzaminem? Widzieliście kiedyś zwierzęta idące na rzeź? To był podobny poziom zdenerwowania, paniki i strachu. A do tego wielki handel ściągami. Nim się zorientowałem miałem już plik jakiś głupot, których nawet nie zdążyłem przejrzeć. Ogólnie cała sala postanowiła iść na żywca.

Kolokwium się zaczęło. Padły pytania i... no cóz, doktor nie żartował. Dowalił takie coś, że nawet ciężko mi powiedzieć czy było to na wykładach. Po czym usiadł sobie i zaczął studiować powierzchnie stołu. Jak się okazało było to przyzwolenie do ściągania. Warunek był jeden - ma być cisza. A poza tym można było robic co się chcę. A co się działo? Hmm, 3 pierwsze rzędy wolne pozostałe 10 zajętych tłumami. Wszędzie powyjmowane na chama książki, zeszyty i kartki ze ściągami A4. Pierwszy raz coś takiego widziałem. Doktor oczywiście udawał, ze nic nie widzi. Jak raz podszedł bliżej by upewnić się, że podał dobre pytania to na sali zapanowało coś jak fala odpływu. Tam gdzie się pojawił magicznie poznikały wszystkie niedozwolone materiały, by zaraz wrócić ponownie. Niezwykły widok.

Ale przejdźmy do meritum. Usiadłem sobie na skraju sali, mniej więcej po środku i obserwowałem ten cały cyrk. Oczywiście na pytania nie znałem odpowiedzi tak jak nie znał ich nikt za wyjątkiem doktora. Wyjąłem te wszystkie kartki i zacząłem studiować. Tu jakieś opracowanie, tam jakiś skan książki. Coś tam zacząłem pisać ale po paru minutach przestałem. Ponownie popatrzyłem na salę i... strasznie mi się chciało śmiac wtedy. Jak popatrzyłem na tych wszystkich luzaków, prymusików i grzeczne panienki zżynające jak jeden mąż. To był chyba jedyny raz kiedy cały rok był tak jednolity . Nie będe się dalej rozpisywał o tym co myślałem bo było to spowodowane różnymi czynnikami (osobistymi głównie). Wyjąłem z plecaka zszywacz, wziąłem moją pracę i zszyłem ją z plikiem ściąg. Po czym napisałem na kartce coś pokroju: "Pan wie i ja wiem. Nie będe pana oszukiwał, a zwłaszcza siebie. System jest jaki jest i nie winie za to pana". Po czym złożyłem pracę i zaniosłem ją doktorowi.

Szczerze mówiac to miałem wtedy, na tym sprawdzianie wielką ochotę rzucić to wszystko (czyt. studia). Powody były różne ale miałem nadzieje, że może się zrobi jakaś afera z tego mojego wybryku. Jak odchodzić to przy najmniej z hukiem.

A efekt? Oczywiście cały rok zaliczył (to był najgorszy wariant. Bo mogło się okazać, ze doktor naprawdę nie wiedział nic o ściąganiu i po takim wybryku mógłby uwaliśc cały rocznik. A to by było niezbyt fajne dla mnie). Ja zostałem wezwany na rozmowę. Doktor wyjął pracę, przyjrzał się jej, przyjrzał się ściągom. Popytał skąd je mam bo część rzeczy jest z ksiazek których nie zna. Potem wdaliśmy się w rozmowę nt. systemu edukacji, ogólnie ludzkiej uczciwości itd. itd.. Na koniec wziął ode mnie indeks i powiedział jaką chcę ocenę. Wykręcając się od odpowiedzi powiedziałem, zeby sam podjął decyzje. Summa summarum dostałem 4.0. Choć sądząc po tonie i zachowaniu doktora jakbym tylko powiedział słowo to bym dostał wyższa ocenę.

Reakcja kolegów? Większość przyjęła to jako zabawną ciekawostkę, paru potępiło jako głupotę i narażanie skóry (głównie ich) tylko jeden pogratulował.

Dziękuje za uwagę bo jak zwykle sie rozpisałem.

[Dodano po 2 godzinach]

Aha, no klasyka. Ekh się wypowiedział i wszystkich zatkało? Przepraszam, na przyszłość będe uprzedzał.
Odpowiedz
Musze przyznać że to dość interesująca anegdotka. Pewnie w sumie zachowałbym się podobnie, ale kto wie.
Ja obecnie idę na studia i mam nadzieję ze nie będę musiał zacząć ściągać.
Odpowiedz
W takim razie ja się wypowiem. Osobiście, rok temu, po przyjściu do LO, przeprowadziłem selekcję przedmiotów na przydatne i nieprzydatne - te które chcę zdawać i te, których nie mam zamiaru zdawać na maturze. Selekcja ta ma główny wpływ na moje podejście do każdego z przedmiotów.

Zacznę od prac domowych. Wiekszość z nich odrabiam w autobusie na kolanie, w drodze do szkoły rzecz jasna. 20 minut to kupa czasu i zawsze coś się tam napisze. To czego nie zdążę, zazwyczaj nadrabiam w szkole. Nie bez powodu tyle mądrych osób mam w klasie. Wyrzutów sumienia i tym podobnych spraw raczej nie mam, tym bardziej jeśli praca została zadana z przedmiotu nieprzydatnego.

Kartkówki, sprawdziany? Tutaj selekcja odgrywa znaczącą rolę. Jeśli tyczą się przedmiotów przydatnych, uczę się na nie. Szczególnie bioligii, której jestem fanatykiem. ~~ W końcu dzień bez nauki biologii, to dzień stracony (przysłowie nie obowiązuje podczas wakacji ). Przynajmniej staram się, a podczas pisania nie ryzykuję wspierać się ściągą.

Nawiązując zaś do nieprzydatnych - tu już jest cyrk. Strachu, paniki czy obawy nie mam żadnej, a wiedząc, że za rok i tak tego przedmiotu nie będę się uczyć, nie mogę powstrzymać się od ściągania. Raz, że jeśli się uczyć, to wolę poświecić czas na naukę przedmiotu przydatnego, a dwa, że... no właśnie, że co? Jestem zdania, że niektóre rzeczy, których na siłę mamy się uczyć, są mi kompletnie niepotrzebne. Dlatego też, ściąga jest doskonałym rozwiązaniem. Po tym roku, każdego nauczyciela mam rozpracowanego i powoli staję się klasowym specem w tej dziedzinie. Oczywiście na przedmiotach nieprzydatnych.

Myślę, że moje podejście jest dobre w perspektywie studiów. To co potrzebuję, to się uczę, a reszta pf. 4/5 na papierze ładnie wyglądają, więc mi tam pasuje. Wracając do tematu - ściąganie jest be! ;>
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Odpowiedz
Weź mi powiedz Tamc. jakie masz kryterium w kwestii przydatne nie przydatne? Czy zdobywanie wiedzy nie jest wartością samą w sobie? Mi tam się podoba. Na większość lekcji uważałem i przykładałem się do nich i wcale nie żałuje.
Odpowiedz
Taa. Ja dopóki nie poszedłem na studia to raczej nie ściągałem. Może zdarzyło się parę razy na takim niemieckim czy gdzieś, ale nie było to nagminne. Prace domowe konsultowałem i poprawiałem bazując na pracach innych.
Studia: proce zaliczeniowe robi się w jakiejś małej grupie lub zrzyna z tych co zrobili szybciej. Na kolokwiach jak się dało to się gadało. Egzaminy, ściągi karteczkowe to u mnie rzadkość ale się zdarzało, za to najczęstszym przypadkiem oszustwa było i jest zdobywanie pytań z poprzednich lat, naprawdę rzadko kiedy prowadzącym chce się układać nowe pytania, a jeśli to robią to i tak model ten sam. Potępiam się za to i nie chce ściągać, ale ta dziwna chęć przetrwania powoduje że jeśli mogę to ściągam
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
To pozazdrościć. U nas nawet jak się pytania powtórzą to czlowiek nie zna dnia ani godziny, kiedy będzie musiał przyjść na poprawę.
Odpowiedz

Cytat

Czy zdobywanie wiedzy nie jest wartością samą w sobie?

Oczywiście, że jest. Staram się jedynie wybierać co warto wiedzieć, a co nie. Nigdzie nie zaprzeczyłem Twemu pytaniu. Tak samo jak Ty nigdzie nie napisałeś, że przeczę.

Hm, priorytetem jest dla mnie biologia, chemia i fizyka. Ponadto uważam, że ważne są również języki: angielski oraz niemiecki. Matematyka jest wszędzie, więc i na nią zwracam uwagę, choć mniejszą niż przypadku wcześniej wymienionych przedmiotów.

Do nieprzydatnych zaliczam m.in. język polski, który sądzę, że zdam bez większego przykładania się. Historię generalnie uważam za nudną i traktuję tak - to co warto i wypada wiedzieć, to wiem. Resztę sobie odpuszczam (Tak propos ściągania, ostatni sprawdzian napisałem najlepiej w klasie - na 5+, a co z tego mam w głowie? Obawiam się, że niewiele. ;>). Geografię lubię, ale za przydatną nie uważam. Traktuję to raczej jako "światowe obycie" i ogólną wiedzę na ten temat. Łatwo mi wchodzi do głowy i w razie brania do odpowiedzi, problemów nie mam - lubię, umiem, czego więcej chcieć, ale nie sądzę, że będę wiedzę tą wykorzystywać na studiach. Po prostu to warto wiedzieć, więc wiem. Przedmioty typu PP czy PO nie mają dla mnie żadnego sensu i myślę, że powinny być na specjalnych do tego profilach. PO jeszcze nawet jako tako, okej, ale PP? Po co mi na biol - chem? Nie wiem do dziś. Informatyka, podstawy opanowane, więcej nie potrzebuję. No i został WOK. Tu zależy od tematu. Czasem koleś ciekawie opowiada i fajnie posłuchać o rzeczach, które widziało się na żywo. Trafiają się jednak takie tematy, że idzie usnąć - dosłownie. Zresztą nie raz mi się udało, na wcześniej wymienionej historii. Pominąłem coś?

Mniej więcej tak to widzę. ;>
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Odpowiedz
Podstawy Przedsiębiorczości

Co do tematu to w sumie u mnie bardzo podobnie jak u Tamc.a
Tyle że priorytety są trochę inne... Matematyka, angielski, polski i przedmioty zawodowe. Reszta jakoś nie specjalnie przydatna... więc się ściąga jak się da ;p czasem się pouczy w sumie też zależy od ogólnego nastroju i od tematu, nauka nie przychodzi mi z jakąś trudnością ogromną, a dodatkowo jak nauczyciel ciekawie prowadzi lekcję to ogromna ilość informacji w głowie zostaje
Co do zadań domowych to zasadniczo staram się wszystkie odrabiać, u nas jest ten plus że zadania praktycznie tylko z matematyki, więc jak się raz na czas z czegoś innego trafi to zrobię ;p Zadania ogólnie są dobrą metodą na utrwalenie wiedzy
Odpowiedz
Podstawy Przedsiębiorczości.

[Dodano po 41 sekundach]

Ha, Nazinek mnie uprzedził. ~~
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Odpowiedz
A racja. Też to miałem. Prowadziła to kobietka co chyba uczyła przy okazji Chemii, Biologii i Informatyki jeszcze. Przebojowa była.

Fajny przedmiot. Choć bardziej by się można na nim skupiać na takich rzeczach jak podatki, kwestia emerytur i to wszystko co potrzbene do życia w dzisiejszym biurokratycznym świecie.
Odpowiedz
Jeśli chodzi o takie typowe ściąganie na klasówkach, to było z tym u mnie różnie na przestrzeni lat i szkół. W podstawówce właściwie nie pamiętam, pewnie coś ściągałem. w gimnazjum ściągałem od kolegi, który był ode mnie lepszy z matmy. Tak to raczej nie miałem od kogo ściągać W liceum właściwie miałem niewiele przypadków ściągania, choć pamiętam ściąganie deklinacji z niemieckiego i kilka rzeczy na mapówce z geografii.
Najciekawiej jest na studiach. Ponieważ przypadek zajrzenia do czyjejś pracy lub spojrzenia na karteczkę miałem chyba 2 razy w ciągu dwóch lat. Doszedłem do wniosku, że nie opłaca się ściągać. Jeżeli zostaniesz przyłapany oblewasz, poza tym najczęściej to ja byłem najlepiej nauczony i ściąganie tylko by pogorszyło wynik. Nie widzę sensu w przychodzeniu na kolokwium lub egzamin i zajrzeniu do zeszytu na kilka godzin wcześniej. Albo się chce studiować albo nie. A tak przychodzisz, oglądasz pytania i wychodzisz po pięciu minutach zamykając za sobą drzwi. Chyba większość osób to widziała, gdy po przeczytaniu pytań połowa sali wychodzi.
Natomiast na naszym wydziale studenci stworzyli serwis internetowy, na którym jest forum oraz pliki. Są to informacje dot. przedmiotów, notatki, z zeszłych lat, zdjęcia wyników, notatki innych, zdjęcia slajdów z wykładów lub nawet projekty w CADzie. Niestety nauczyłem się, że ślepe korzystanie z tych materiałów też może pogrążyć, bo często notatki ze starszych lat mają takie błędy, że ręce opadają
Odnośnie projektów, to są one na tyle dobre, że zawsze ludzie sobie mogą konsultować między sobą swoje prace i szukać błędów. Poza tym muszę przyznać, że mam kolegę, który jest zapaleńcem w projektowaniu mechanizmów i miał normy i materiały do większości części. Warto było się popytać go przed oddaniem pracy.
A ze śmiesznej akcji na kolokwium, to zapamiętałem zwłaszcza jedną. Kolokwium zaliczeniowe z elektroniki, kolega raczej niewiele potrafił. No to by nie oddać pustej kartki, narysował "krowę tranzystorową", czyli krowę z symboli tranzystorów. Inni doktorzy z instytutu zazdrościli jej naszemu wykładowcy
Ash nazg durbatulűk, ash nazg gimbatul, ash nazg thrakatulűk agh burzum-ishi krimpatul.

Odpowiedz
← Karczma

Ściąganie - nasz sport narodowy - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...