No to ja teraz sobie popiszę. Ściąganie, odpisywanie itp. Hmmm... Może po kolei:
Podstawówka:
Pamiętam, ze w którejś z pierwszych klas miałem paskudny zwyczaj odpisywania homeworku od kolegi. Jak się jakoś mamusia dowiedziała to mi powiedziała co o tym myśli i zostałem skłoniony do zaprzestania procederu. Co w sumie wyszło mi na dobre bo widocznie odbijało się to na moich ocenach. (była to chyba głównie matematyka). Ściągania sensu stricte jakoś nie pamiętam.
Gimnazjum:
Ściąganie odstawiałem tylko na jednym przedmiocie - j.niemieckim. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, ze nie lubię tego języka i wcale nie przepadałem za jego nauką. A po drugie, ważniejsze, dlatego, ze pani nauczycielka miała zwyczaj nam podawać dokładnie co będzie na klasówce na dzień przed podając dokładnie te same zdania co będą do tłumaczenia. Zakuwanie ich na pamięć jakoś mi nie służylo więc pozostawały różne karteczki. Więcej grzechów nie pamiętam.
LO:
Ściąganie? Szczerze mówiąc nie kojarzę jakoś. Zdarzyło mi się pary razy pomóc jakimś kolegom ale to sporadyczne przypadki były. Sam nie korzystałem. Odpisywanie prac? Też jakoś specjalnie nie kojarzę, szybko zrozumiałem, ze tylko samodzielna praca mi coś daje.
Studia:
No tutaj to jest dopiero śmiechowo. Są studenci dla których nie tknięcie się do książek jest punktem honoru. Jeśli kiedyś widzieliście na filmach ziomków obklejonych ściągami to musicie wiedzieć, że w realu wygląda to dużo zabawniej. Widziałem już tak wytapetowanych gości, że to już żałosne, a nie śmieszne. Jak to już ktoś wspomniał wcześniej tak i u mnie są osoby, które szykują ściągi i które je rozprowadzają. Na szczęście nikt za to nie chce pieniędzy bo słyszałem, ze takie procedery na innych uczelniach są dosyć powszechne.
Jeśli chodzi o odpisywanie prac to niestety też jest masakra. Ze względu na charakter studiów mamy całą masę projektów, operatów i ćwiczeń do wykonania. Większość z nich, by nie powiedzieć, ze wszystkie bazują na arkuszach kalkulacyjnych. Istnieje bogata sieć skrzynek pocztowych na których po prostu odchodzi maksymalne udostępnianie wszystkiego. Nie będe ukrywał, że jeden z takich węzłów był mojego autorstwa ale nie wypalił z kilku powodów. Od razu mówię, że docelowo miała to być platforma informacyjna, a nie bazar prac. Brutalna prawda jest taka, że samodzielnie projekty wykonuje może
20-30% studentów, a cała reszta zżyna wstawiając tylko swoje dane i zmieniająć delikatnie wygląd.
A teraz słowo na mój temat.
Jak już jestem studentem trochę czasu tak nie miałem w zwyczaju korzystać ze ściąg. Karteczki, gotowce i inne pierdółki to nie mój styl. Co jak co chcę być inżynierem i nie wyobrażam sobie odstawiania takiej szopki. Wolę zakuć coś na pamięć i zapomineć szybko niż się błaźnić z czymś takim.
Jeśli chodzi o kopiowanie czyichś prac to chyba nigdy mi się nie zdarzyło i żywię głęboką pogardę do wszystkich co stosują tego typu metody. Staram się jak mogę by nie udostępniać swoich prac publicznie. Co jak co ale nie po to siedzę nad czymś czasem po kilkanaście kilkadziesiąt godzin żeby jakiś leser sobie to wziął i twierdził, że to jego praca, bo 'on nie mial czasu'. A ludzie, którzy udostępniają sowje prace publicznie masowo? Cóż... pogratulować braku szacunku do samego siebie. Uważam, że powinno coś takiego być karane, moze nie z urzędu i wywalaniem z uczelni ale powinno się temu przeciwdziałać.
A teraz troche kwestii pozytywnych. Z grupką kumpli stosujemy system samowsparcia. Wymieniamy się swoimi pracami i przeprowadzamy proces debugingu wychwytując błędy lub dokonując porównań w celu wychwycenia różnic 'dlaczego mi nie działa, a tobie tak'. Grono jest wąskie i dosyć hermetyczne, a system działa świetnie. Oddajemy pracę najwcześniej i zazwyczaj nie dostajemy zwrotów. A wszystko jest przynajmneij uczciwe, wobec nas samych i prowadzących.
Jeśli chodzi o bazy wymiany wiedzy to toleruje je głównie z powodu możiwości zdobycia pytań i materiałów egzaminacyjnych. Niestety niewielu jest prowadzących co dają nam zestawy pytań obowiazujących na sprawdziany. Ale jakoś sobie radzimy i to pochwalam.
A na koniec pewna anegdotka.
Był sobie taki przedmiot co się Budownictwo nazywał. Co o nim mogę powiedzieć? Leżał w nim spory potencjał ciekaowści ale niestety prowadzacy - podstarzały doktor- stracił już całą parę by przekazywać materiał odpowiednio. Gubił się w swoich wywodach, błądził, a materiały które pokazywał były takiej jakości, że x '=' i gamma wyglądały tak samo. Nie muszę chyba mówić, ze nie za wiele dało sie z tego zrozumieć. W każdym razie na ostatnich paru wykładów frekwencja wynosiła jakieś 7-9 osób ze 130-140. Jednak w końcu nadszedł czas zaliczenia - kolokwium pisemne.
Na studentów padl oczywiście blady strach bo 98% z nich nie było na większości wykładów, notatek żadnych i ogólnie inkt nic nie wie. A doktor podał zakres materiału - kosmos jakiś. Brać studencka zatem zaczęła zatem zdobywać materiały ze starszych roczników, kserować, skanować książki itd.
Co się działo przed egzaminem? Widzieliście kiedyś zwierzęta idące na rzeź? To był podobny poziom zdenerwowania, paniki i strachu. A do tego wielki handel ściągami. Nim się zorientowałem miałem już plik jakiś głupot, których nawet nie zdążyłem przejrzeć. Ogólnie cała sala postanowiła iść na żywca.
Kolokwium się zaczęło. Padły pytania i... no cóz, doktor nie żartował. Dowalił takie coś, że nawet ciężko mi powiedzieć czy było to na wykładach. Po czym usiadł sobie i zaczął studiować powierzchnie stołu. Jak się okazało było to przyzwolenie do ściągania. Warunek był jeden - ma być cisza. A poza tym można było robic co się chcę. A co się działo? Hmm, 3 pierwsze rzędy wolne pozostałe 10 zajętych tłumami. Wszędzie powyjmowane na chama książki, zeszyty i kartki ze ściągami A4. Pierwszy raz coś takiego widziałem. Doktor oczywiście udawał, ze nic nie widzi. Jak raz podszedł bliżej by upewnić się, że podał dobre pytania to na sali zapanowało coś jak fala odpływu. Tam gdzie się pojawił magicznie poznikały wszystkie niedozwolone materiały, by zaraz wrócić ponownie. Niezwykły widok.
Ale przejdźmy do meritum. Usiadłem sobie na skraju sali, mniej więcej po środku i obserwowałem ten cały cyrk. Oczywiście na pytania nie znałem odpowiedzi tak jak nie znał ich nikt za wyjątkiem doktora. Wyjąłem te wszystkie kartki i zacząłem studiować. Tu jakieś opracowanie, tam jakiś skan książki. Coś tam zacząłem pisać ale po paru minutach przestałem. Ponownie popatrzyłem na salę i... strasznie mi się chciało śmiac wtedy. Jak popatrzyłem na tych wszystkich luzaków, prymusików i grzeczne panienki zżynające jak jeden mąż. To był chyba jedyny raz kiedy cały rok był tak jednolity
. Nie będe się dalej rozpisywał o tym co myślałem bo było to spowodowane różnymi czynnikami (osobistymi głównie). Wyjąłem z plecaka zszywacz, wziąłem moją pracę i zszyłem ją z plikiem ściąg. Po czym napisałem na kartce coś pokroju: "Pan wie i ja wiem. Nie będe pana oszukiwał, a zwłaszcza siebie. System jest jaki jest i nie winie za to pana". Po czym złożyłem pracę i zaniosłem ją doktorowi.
Szczerze mówiac to miałem wtedy, na tym sprawdzianie wielką ochotę rzucić to wszystko (czyt. studia). Powody były różne ale miałem nadzieje, że może się zrobi jakaś afera z tego mojego wybryku. Jak odchodzić to przy najmniej z hukiem.
A efekt? Oczywiście cały rok zaliczył (to był najgorszy wariant. Bo mogło się okazać, ze doktor naprawdę nie wiedział nic o ściąganiu i po takim wybryku mógłby uwaliśc cały rocznik. A to by było niezbyt fajne dla mnie). Ja zostałem wezwany na rozmowę. Doktor wyjął pracę, przyjrzał się jej, przyjrzał się ściągom. Popytał skąd je mam bo część rzeczy jest z ksiazek których nie zna. Potem wdaliśmy się w rozmowę nt. systemu edukacji, ogólnie ludzkiej uczciwości itd. itd.. Na koniec wziął ode mnie indeks i powiedział jaką chcę ocenę. Wykręcając się od odpowiedzi powiedziałem, zeby sam podjął decyzje. Summa summarum dostałem 4.0. Choć sądząc po tonie i zachowaniu doktora jakbym tylko powiedział słowo to bym dostał wyższa ocenę.
Reakcja kolegów? Większość przyjęła to jako zabawną ciekawostkę, paru potępiło jako głupotę i narażanie skóry (głównie ich) tylko jeden pogratulował.
Dziękuje za uwagę bo jak zwykle sie rozpisałem.
[Dodano po 2 godzinach]
Aha, no klasyka. Ekh się wypowiedział i wszystkich zatkało? Przepraszam, na przyszłość będe uprzedzał.