Te, jeśli chodzi o Clannad, to dla mnie jest takie fajne, dlatego że odnosi się do mnie w bardziej osobisty sposób. Nie rzuca mnie na fotelu z wrażeń, nie krzyczę z przerażenia, ani nie skaczę po pokoju z ekscytacji. Nie jest to dla mnie też jakoś niezwykle urocze, więc nie rozpływam się jak czekolada na języku. Jasne, ma jakieś tam swoje minusy, ale powiedz mi czy jakieś anime tego nie ma? Muszą być jakieś minusy, żeby balans powstał przy współudziale tych wielkich plusów. To się odnosi w sumie do wszystkiego, do książek, do gier rpg, ogólnie filmów z żywymi ludzikami (oprócz Piratów) i tak dalej. Minusy muszą być, bo świat nie jest idealny. A jak ja nie widzę w czymś żadnych minusów, to nie chce mi się na to dłużej patrzeć, bo nie mogę sobie ponarzekać. Że ja akurat lubię spędzać czas na produktywnym, potencjalnym nic-nie-robieniu, to świetnie mi się to ogląda. Właśnie zaczęłam Clannad After Story, bo nie wytrzymałam, no i byłam miło zaskoczona. 2 seria nie różni się za bardzo od pierwszej, wszystko pokazywane jest mniej więcej w ten sam sposób i fajnie mi się odmóżdża. Szczerze mówiąc wolę obejrzeć coś takiego, niż jakiś wielki romans, tak strasznie podobny do tych oper mydlanych w telewizji, gdzie mamusia kocha się ze swoim przyszłym, byłym a zarazem obecnym zięciem, a jego narzeczona niestety przypadkiem spada z konia podczas romantycznej przejażdżki ze swoim tajemnym kochankiem, dziwnym trafem znajduje się pod jej głową strasznie ostry kamień, który uszkadza jej i tak do niczego już, móżdżek, potem następuje niemożliwa medycznie transplantacja jej mózgu... Clannad jest proste. Miłe. Przyjemne. Dość ciekawe. I szczerze wierzę w to, że każdy może w tym anime odnaleźć coś, co naprawdę do niego przemówi. Nie zmuszam jednak do tego, aby każdy starał się to zrobić.
Osobiście, zawsze lubiłam oglądać właśnie takie anime, które posiadało postacie, do których mogłam się jakoś osobiście odnieść. Nie dosłownie oczywiście, bo wtedy oglądanie takiej produkcji nie byłoby zbyt ekscytujące. Ale w przypadku Clannad właśnie tak jest, mogę się jakoś do tego odnieść osobiście. Gdzie w przypadku takiego Hellsinga? No sama nie wiem... Nie przyznam się przecież publicznie, że regularnie wzywa mnie tajna organizacja Anglii, abym zwalczała tłumy zombie w imię królowej. Niech se sama pójdzie to zrobić.
Szczerze mówiąc myślałam, że Fullmetal 2 będzie polegać na rozdrabnianiu wydarzeń, które miały miejsce podczas podróży Al'a i Ed'a w 1 serii. Bo jak na razie, 3 odcinek będzie polegał znów na tej jednej świątyni, a że to dopiero początek, nie sądzę, aby to czymkolwiek różniło się od odcinka w 1 serii.
Swoją drogą, Edzio jest narysowany ździebko inaczej czyż nie?
Poza tym, z tego co wiem, anime i manga Alchemika różnią się od siebie drastycznie. Zakończenie ponoć jest inne i choć sama nie wiem jakie, dodatkowo nie czytałam mangi, więc nie orientuję się dokładnie w różnicach, to jestem skłonna jeszcze raz przebrnąć przez to samo nawet, jeśli okaże się, że różnicy nie ma tak wiele. Tak sobie cenię to dzieło i chyba nie trzeba drążyć dlaczego.
Właśnie. Wszyscy o tym trąbią. Ja nie zauważyłam żadnej zmiany w jego głosie. No, może nie jest już aż tak głęboki, ale na razie nie pojawiło się go aż tyle, żebym mogła naprawdę się wsłuchać.
A co do głosów, cieszę się, że Lińcia w Slayers Revolution, Gourry, Zel i Amelia, a już szczególnie Xellosik mają takie same głosy. Inaczej pochlastałabym się w 5 sekund.
Powiem Ci, droga krwio-na-ścianie, że widziałam i serię TV i ova, jeśli chodzi o Hellsinga. Ova nie za bardzo skapowałam, może dlatego, że byłam podczas nałogu - również zeszłe wakacje - i zaczęłam oglądać zaraz po skończonym Alchemiku. Poza tym, w oavce jest troszku inna kreseczka i takie jakby żywsze kolory. Jeśli się mylę i mieszam produkcje to i tak mam minusa : oavka Hellsinga jest za krótka. Zdecydowanie. I to mi się nie podobało.
Ogólnie, co do Hellsinga, to aż kwiczałam na te odcinki, gdzie zgłębiana była właściwa historia Alucarda. Jak dla mnie powinno być tego więcej i nie obchodzi mnie to, że wtedy Alucard byłby mniej tajemniczy. Lud chce wiedzieć więcej!
Krix: tak, chodziło mi o Hamtaro. Teraz mogę umrzeć w spokoju. W odniesieniu do angielskiego podkładu jeszcze, jest on naprawdę zazwyczaj do bani. Najlepiej ogląda mi się zawsze z oryginalnym podkładem, czyli japońskim, i z napisami. Ewentualnie toleruję jeszcze polskiego lektora, ale głosy muszą być w tle. - jak w przypadku Dragon Balla było na RTL7, Łowcy Dusz czy Slayersów. Ten japoński podkład zawsze ma, jak dla mnie, w sobie tyle wyrazu, tyle emocji i tyle realizmu, że jak słyszę takie angielskie bebłanie, to mam ochotę spłukać ich w toalecie. To tak odrzuca i tak razi, jest tak niedopasowane zawsze, tak sztuczne, że odechciewa mi się jeść kokosanek. Dla przykładu, jeśli są tutaj fani Slayersów, posłuchajcie sobie angielskiego wydania Zelgadissa, Liny czy Xellosa. A jeśli naprawdę cenicie sobie to anime i jesteście łatwo podatni na obrzydzanie czegokolwiek, to podarujcie sobie i trzymajcie od tego z daleka. Lepiej nie oglądać swojej ulubionej pozycji czasami, niż rozwalić cały klimat.
A co jeszcze. Ghost in the Shell. Widziałam daaawno jeden z tych dłuższych filmów, wędruje ze mną, mam gdzieś na jakiejś zjechanej płycie. Leciało chyba na jednej z polskich stacji w tv kiedyś. Szczerze mówiąc, opening śpiewany w paru językach po prostu uwielbiam. Kreska mi się podoba i mam jedną płytkę... ale z czym to nie wiem. Kupiłam oryginał, jakieś odcinki tam są, ale włączyłam tylko raz. Niestety nie chce mi się oglądać niczego, co polega na mordercy katującym swoje ofiary i nagrywającym ich cierpienie na kasety, gdy odcina im nogi, ręce i inne kończyny. Tam nie ma się z czego śmiać, nie powodu, żeby się uśmiechnąć. Film oglądam od czasu do czasu, ale to co zakupiłam wiem, że pozostanie nieobejrzane.
Bynajmniej nie jestem zwolenniczką tylko takich pozycji, podczas oglądania których zrywa się boki ze śmiechu. Lubię Elfen Lied chociażby, a tam też nie ma za wiele śmieszności. Uważam jednak, że istnieją granice dla mojej mózgownicy, których nie powinno się przekraczać. Dlatego tą płytkę z Ghost in the Shell najprawdopodobniej sprzedam kiedyś, albo dalej będzie się kurzyć.
Gundam Wing widziałam i... nie przebrnęłam. Na Hyperze kiedyś leciało. Za dużo z tego też nie pamiętam, ale nie chcę powracać zbytnio. Za długie. Takie miałam odczucie wtedy i takie pozostało ze mną do dzisiaj.
Jeszcze kiedyś coś takiego fajnego na Hyperze leciało. Też niby o jakichś tam robocikach i pilotach - główną bohaterką była dziewczyna, z długimi, chyba brązowymi - ale nie ręczę za to - włosami. Takie fajne zdanie było wypowiadane podczas każdego openingu chyba ' Ci, którzy mają skrzydła niech lecą spełniać swe marzenia '. I na tym kończy się moja wiedza na temat tego tytułu.
I tera tak: poleca ktoś Bleacha? Albo Naruto?
Duuużo o tym słyszałam i im więcej o tym słucham, tym mniej chce mi się to oglądać. Ilość odcinków o jakże dumnej cyfrze 200-coś tam, bardzo mnie onieśmiela. Naruto nie wydaje mi się w ogóle jakieś szczególne, Bleach to tam też niby o bogach śmierci jest, a nie chce sobie psuć idealnego wyobrażenia o Death Note, więc się wystrzegam tego. W ogóle Bleach, sama nazwa mnie odstrasza, mogliby od razu to nazwać Detergentem i też by było pewnie dobrze.
Jeszcze, jeszcze co: Grobowiec Świetlików. Kiedyś widziałam na Hyperze - a co tam nie leciało? - i normalnie... pozbierać się nie mogłam. Historia niezwykle wzruszająca, muzyka przepiękna, kreska to już tak idealna dla postaci i samego świata, że rozpłynąć pod wzruszeniem się idzie. Naprawdę, cudo. Arcydzieło.
Dla zainteresowanych: jest na youtube po polskiemu. Jeśli kiedykolwiek trafilibyście na angielski dubbing - radzę wyłączyć. Razi w oczy, uszy, usta i nos. Psuje cały klimat i po prostu nie pasuje.
Księżniczka Mononoke - kolejne arcydzieło. Gdzieś mam na kasecie, nagrałam gdy pierwszy raz wyemitowali na canal+ z tego co pamiętam. Choć niektórych rzeczy nie pojmowałam, to byłam zachwycona - i to wrażenie trzyma mnie do dzisiaj. Wspaniała produkcja. Godna polecenia dla każdego, nawet dla tych, którzy od anime stronią, jak tylko mogą. I kolejna ładna rzecz do polecenia : utwór wykonany przez orkiestrę na youtube jest. Po prostu chwyta za serce i powala na ziemię. Princess Mononoke - Eminence Orchestra - jeśli ktoś byłby zainteresowany.
Jeszcze taka podobna produkcja - no może niezupełnie, ale ogólnie jeśli chodzi o same klimaty - była wyemitowana w ostatnie wakacje, na początku sierpnia, na canal+. Oczywiście zapomniałam jak się nazywała i mniej więcej o czym była. Ale z tego co mogę sobie przypomnieć, chodziło o jakąś wiedźmę i był tam też taki chłopiec, którego przygarnęła jakaś kobieta mieszkająca z taką dziewczynką. Niezbyt sprecyzowane, ale więcej nie mogę sobie przypomnieć.
Ogólnie, bardzo cenię sobie delikatne pozycje, o - można by powiedzieć - trochę dziecinnej kresce. Jasne, fajnie popatrzeć na takiego Alucarda, którego ni kij, ni baseball, nie da się rozwalić, ale jednorazowe, godzinne opowieści w stylu Księżniczki Mononoke, są jak najbardziej ciepło u mnie witane.