Sesja kami

Grubas zabrał monetę i schował ją pod ladą po czym polał. Za taką zapłatę flaszka już była Twoja. Oczywiście sobie też polał.

Nie, nikt się nie udawał do góry z poza gości, a przynajmniej nie jak byłem przy ladzie. Nikt też nie pytał o Ciebie. Także tu jestem pewny. A czemu pytasz?

Uśmiechnął się i wypił trunek. W tym czasie w karczmie było kilku gości, a przynajmniej tak sugerowały odgłosy rozmów za twoimi plecami. Byli to sami mężczyźni, którzy zaczęli spożywać alkohol o tak wcześniej porze albo nie skończyli biesiadować od wczoraj. Słyszałaś odgłosy jakiegoś toastu... Komuś się dziecko urodziło albo coś w tym stylu. Nie dosłyszałaś, gdyż uwagę skupiałaś na karczmarzu.
Odpowiedz
Flaszka, i pewnie ze trzy kolejne. Chociaż nie za to płaciłam. Ale widocznie karczmarz jest głupszy niż myślałam i szansy na zarobek nie zobaczy, choćby miała mu w nos przyfasolić, tak jak teraz. Chociaż szansa realna właśnie sobie poszła.
- A może zostawiłeś kluczyk przez nieuwagę na ladzie i nie dojrzałeś jak ktoś go zabrał i oddał później...? - Zapoponowałam. - A pytam dlatego, że ktoś porządek mojego pokoju zburzył i skradł mi kilka rzeczy, oto czemu pytam. I teraz pytam znów: mam rozgadać po mieście, że przymykasz oko na rabunki pokoi, abyś żadnego więcej gościa nie miał, czy zaczniesz w końcu prawdę mówić i opowiesz mi co się w okolicy moich drzwi działo wczorem i kto był w moim pokoju!?
Kończąc zdanie plasnęłam ręką w ladę. Twochę zapiekło, ale nie ważne. Obróciłam się za siebie, by sprawdzić, czy nie zaniepokoiłam innych moim wybuchem.
Odpowiedz
Nie, nie zostawiłem Twojego kluczyku!

Powiedział z oburzeniem karczmarz. Jego oczy jednak rozszerzyły się jeszcze bardziej gdy napomknęłaś o kradzieży. Zrobił głupią minę i próbował wyjąkać coś... ale przez chwilę łapał powietrze po czym niemal krzyknął.

Marto! Chodź do mnie!

Krzyknął odwracając się w stronę zaplecza. Jeśli Twoje uderzenie w lad nie wywołało spodziewanego efektu to krzyk karczmarza zwrócił spojrzenia wszystkich zebranych w karczmie w waszym kierunku. Twarz karczmarza natomiast zbladła straszliwie... chyba trochę zaskoczyła go Twoja informacja.
Odpowiedz
- Zatem ktoś go Ci zwędził, grubasku. - Jadu w wypowiedzi było tyle, że pół miasta mogłoby paść trupem. Ale to nie żarty, złodzieja się nie okrada. Każdy złodziej to wiedział. Czyli skoro mnie okradziono, to albo nie był złodziej, albo było mu wszystko jedno.
Moje sojrzenie przeskoczyło z karczmarza na drzwi na zaplecze i z powrotem. Uniosła się brew nad moim okiem, jakby z własnej woli, w niewypowiedzianym pytaniu.
- Przyjdź Marto, albo sama po ciebie pójdę. - Wycedziłam groźbę ledwie słyszalnie przez zaciśnięte zęby. - Ale wtedy nie licz na delikatność i pytania...
Odpowiedz
Z zaplecza wyszła żona karczmarza Marta. Odziana była w brązową suknię nieco poplamioną a ciemne włosy miała spięte w kok. Była znaczne młodsza od karczmarza. Na jej twarzy wymalowało się wielkie zdziwienie i po chwili powiedziała wysokimi głosem.

Czego się drze? Budynek się wali?

Karczmarz odwrócił się w jej kierunku i szepnłą tak by goście nie słyszeli za wiele choć ty to usłyszałaś.

Złodziej tu był u nas! Poleć sprawdzić, czy nic nam nie zginęło.

Tymczasem poczułaś spojrzenie tych nielicznych gości przybytku na sobie, którzy to z zaciekawieniem patrzyli co takiego się tu wydarzyło. Chyba dawno nie widzieli dobrej zadymy.
Odpowiedz
Spojrzałam na kobietę z zaciekawieniem pomieszanym z wyczekiwaniem doprawionym naiwną niewinnością. Ciekawe, czy nic nie wie. Niemal niekontrolowanie brwi podskoczyły nad moimi oczami. Powiodłam za kobietą wzrokiem, niemal zapraszająco. A potem odwróciłam się na obserwujących mnie, dłoń zsunęła się na rękojeść mieczyka. Sugestia. A potem wyczekujące spojrzenie skierowałam na grubasa. A niech się czuje niezręcznie, poci się i drapie po dupie z przykrości.
Odpowiedz
Kobieta zrobiła szerokie oczy i zaraz pobiegła w kierunku schodów, a potem weszła do góry. Najwyraźniej chciała przejrzeć pokój swój i karczmarza, a może i inne. Mężczyzna stał jeszcze przez chwilę osłupiały za ladą po czym spojrzał na ciebie i na ladę. Polał sobie kielonka i wypił co nie uszło twojej uwadze. Karczemni goście zaś złapali sugestie tak, jak chcieli ją rozumieć i zajęli się swoimi sprawami. Nie było w śród nich jakiś wykidajłów toteż nikt nie zamierzał nastawiać karku ani mieszać się w nie swoje sprawy bardziej niż to konieczne. W lokalu znowu nastała cisza.
Odpowiedz
- Właściwie. Pan karczmarz pozwoli. - I położywszy na nim kolejne ciężkie jak kowadło spojrzenie powoli zeszłam ze stołka i poszłam za jego panią. Nadal trzymałam dłoń na rękojeści. Żeby wiedzieli, że nie ma po co zapraszać mnie do tańca.
Poszłam na górę, aby przechwycić Martę wychodzącą z pokoju małżeńskiego i zaprosić ją do siebie na krótką rozmowę. Przyjaźnie chłodną.
Odpowiedz
Mężczyzna spojrzał na Ciebie zdziwiony ale nie zamierzał ruszać się na krok od baru. Wystarczyło, że ukradli Ciebie, a sam nie wiedział co z jego rzeczami toteż pilnował tego co mu zostało...

Pozwoli, gdzie?

Zapytał zmieszany gdy ty wchodziłaś po schodach do góry. Widziałaś jak małżonka mężczyzny biegnie korytarzem na piętrze do jednego z pokoi zapewne ich własnego. Drzwi za nią się zamknęły, a ty zaś zostałaś sama na korytarzu na piętrze. Trwało to chwilę ale w końcu kobieta wyszła na korytarz i spojrzała na Ciebie lekko się uśmiechając choć nieco zdziwiona.
Odpowiedz
- Siedź. - Warknęłam i pokazałam mu palcem gdzie ma zostać. I już na niego nie patrzyłam, już byłam na górze. Całe szczęście nie musiałam czekać długo, pani karczmarzowa zaraz wyszła z pokoju. Nie pozwoliłam jej zamknąć drzwi, wsadziłam między nie a framugę obutą stopę.
- I co, nic nie zginęło? - Zapytałam podejrzliwie.
Zmierzyłam ją również wzrokiem w sposób bardzo ostentacyjny, nieprzyjemny i męski.
- Mam pomysł. Może ja odbiorę od was równowartość moich skradzionych skarbów i oddam kiedy tylko znajdziecie złodzieja, co?
Bo właściwie poszukiwania po mieście nie będą miały sensu, bo miasto jest zbyt wielkie... A może poderżnąć im gardła i mieć to z głowy? Hm, też jakaś opcja. Uśmiecham się zagadkowo.
Odpowiedz
Kobieta w pierwszej chwili się wystraszyła lecz po chwili odzyskała rezon i odpowiedziała stanowczo.

Nic nam nie zniknęło na szczęście. Tobie jednak nie zamierzam nic oddawać ot tak! Wezwiemy straż jak to się ma w zwyczaju i oni odszukają złodziejaszka.

Widać była znacznie odważniejsza od męża i właśnie jej oczy spojrzały w Twoje.

Nie tak się postępuję w tym mieście! Tu rządzi prawo.

Powiedziała z dumą wypinając piersi do przodu.
Odpowiedz
Odetchnęłam ze słyszalną ciężkością. Ramiona mi opadły i na ułamek uderzenia serca przymknęłam oczy.
- Nie zrobimy tak i dobrze wiedz dlaczego.
Odpowiedziałam otwierając oczy i pochylając głowę. Choć nie musiałam, kobieta była ode mnie nieco wyższa.
- A jeśli nie wiesz, to ja ci wyjaśnię. - Uśmiechnęłam się zdawkowo i kontynuowałam. - A to dlatego, że odkąd tu mieszkam, a mieszkam od dziesięciu dni, ani razu nie widziałam w bliższej ani dalszej okolicy ani jednego patrolu strażników miejskich. I nie wmawiaj mi, że to przez to, że dzielnica jest spokojna i dobra bo obie wiemy, że taka nie jest. Znajduje się na tyle niedaleko dzielnicy arystokratycznej, że wyrzucane są tu wszelkie gówna bogaczy, a straż woli łazić po cichych i utrzymywanych w spokoju przez prywatnych ochroniarzy ulicach. A to, co dzieje się tutaj jest zupełnym przeciwieństwem tego, co zobaczyć można tam.
Na chwilę zamilkłam, aby przekaz wsiąkł. A potem kontynuowałam jak gdyby nigdy nic, jakbyśmy o szydełkowaniu rozmawiały.
- Pomysł wciągnięcia w to straży jest zupełnie pozbawiony sensu, bo straż nawet na chwilę nie wściubi tu nosa. Zajrzą ewentualnie z drugiego końca ulicy tu prowadzącej i tyle po nich będzie. Sprawa zostanie zamknięta szybciej niż zobaczę jej otwarcie.
Przyznać się sobie muszę, że wybrałam tą dzielnicę z tego właśnie powodu. Brak straży na ulicach był jedynym z kluczowych argumentów przechylających szalę na stronę tej części miasta. Wolna ręka w załatwianiu spraw, argumenty siły jawnie widoczne w biały dzień, racja silniejszego... Mój ulubiony sos.
- Chyba, że sami się wzbogaciliście moim kosztem.
Postanowiłam sobie zatrzymać kobietę na czas naszej rozmowy. Płacę wymagam, jakby to powiedział mój stary rżnąc moją młodszą siostrę.
Odpowiedz
Mieszkasz tu zaledwie od dziesięciu dni i wydaje Ci się , ze znasz realia tego miasta. Mylisz się! I to bardzo. Strasz na wezwanie przyjdzie i zajmie się sprawą choć znalezienie twoich rzeczy to już całkiem inna sprawa. Nie liczyłabym na to na Twoim miejscu, a taka jest smutna prawda. To miasto pochłania dobra i... ludzi ale takie napady nie są naszą winą. My udostępniamy jedynie pokoje. Nie chronimy ich ale na pewno nie wzbogaciliśmy się Twoim kosztem. Nie ma sensu skoro jeszcze u nas miałaś mieszkać, a nie zapłaciłaś za wszystkie dni. To by było bez sensu, a teraz wybacz.


Spojrzała na Ciebie wyzywająco po czym zrobiła krok do przodu by ruszyć w kierunku schodów.
Odpowiedz
Brew podniosła się nad moim lewym okiem. Pokręciłam głową w niewypowiedzianym chyba żartujesz i prychnęłam z powątpiewaniem. Uniosłam rękę jakby chcąc ją uderzyć.
- Nie jesteś tego warta. - Szepnęłam jej w nos, a potem poszłam do swojego pokoju i zamknęłam, zatrzasnęłam za sobą drzwi. Schowałam suknię do torby...

Wychodząc z karczmy rzuciłam kluczyk na ladę.
- Trzeba posprzątać. I zapłacone mam za kolejne dwa dni.
Przed wyjściem spojrzałam na karczmarza, tudzież karczmarzową, w sposób ciężki i nie zostawiający miejsca na sprzeciw. I wyszłam.
Odpowiedz
Kobieta zeszła na dół, a Ty jak zamierzałaś tak uczyniłaś. Karczmarz nie chciał za bardzo spoglądać na ciebie, gdyż najwyraźniej było mu już wystarczając głupio. W końcu ktoś okradł jego przybytek i jednego z jego gości. W mniejszym mieście to by było nie do przyjęcia ale tutaj... Waterdeep jest zdecydowanie inne. Najwyraźniej za mało płaci gildią za ochronę...

Panienko!

Usłyszałaś za sobą głos jego żony która właśnie stanęła za ladą.

Przed chwilą jakiś mężczyzna zostawił dla Ciebie list!

Ponownie spojrzała wyzywająco. Najwyraźniej nie chciała się ugiąć pod twoim spojrzeniem.
Odpowiedz
Zatrzymałam się w pół kroku. Coż za impertynencja! Zaraz jej przecież język wyrwę, starej dziwce. Odwróciłam się powoli i obrzuciłam ją błotem niemiłego spojrzenia.
- Nie przypominam sobie, bym mówiąc Ci jak się nazywam pozwalała zwracać się do siebie na "ty".
Podałam imię i nazwisko, wymyślone. Zbyt miałam pracę wymagającą sekretywności, by zdradzać nazwisko swoje byle komu. A właściwie komukolwiek. Książątko przystojne i bogate też usłyszało jedną z bajeczek snutych na bieżąco. Ciekawe do kogo był ten list. Karczmarzom przedstwaiałam się jako Issi, a bogaczowi Marrissa. Do kogo było zaadresowane to?
- Pokaż.
Powiedziałam stając znów za ladą. Co do czytania... Wiedziałam jak wyglądają litery. Niektóre. M na przykład, J i G, S bo była łatwa, i I z tego samego powodu. Czytanie szło mi powoli, ale kobieta o tym nie wie.
Odpowiedz
Teraz dopiero kobieta się naprawdę zmieszała co nie umknęło uwadze twojej i gości. Poczerwieniała i położyła list przed tobą po czym zniknęła na zapleczu. Cóż widać była mniej gadatliwa niż wcześniej... świadkowie jednak robią swoje co działa w obie strony. Wzięłaś list do ręki i co najdziwniejsze zaadresowany nie był imieniem lecz pokojem, Twoim numerem pokoju. Gdy go otworzyłaś notka i zaczęłaś czytać nie miałaś w sumie wiele do roboty bo znajdowało się tam jedno zdanie.

Jeśli chcesz odzyskać rzeczy czekam w magazynie siódmym w dokach.

Nie było żadnego podpisu ale pismo było zdecydowanie męskie.
Odpowiedz
- Kurwa. - Wymsknęło mi się. A już położyłam maskę na te rzeczy. Właściwie mogę mieć nowe w niecały dekadzień, i to sto razy ładniejsze. Albo zmyć się z miasta i za dwa dekadnie szaleć gdzieś indziej. Podeszłam do kominka i wrzuciłam zwiniętą notkę między pomarańczore węgle. Patrzyłam jak papiur chwyta pomarańczowy kolor i zmienia się w popiół. Teraz można iść. Pomyśleć, zastanowić się. A co jak nie będzie sam? Nie napisano nic o tym, że mam być sama. Ale kogo? A co jak tamten zaoferuje moim ludziom więcej? NAstępna rzecz jaką zobaczę, to ich tyłki, a potem miecze.
- Kurwa. - To mówiąc kieruję się w stronę drzwi wyjściowych.
- Pamiętaj o pokoju! - Dodaję przed zniknięciem na zewnątrz.
Odpowiedz
Kartka spaliła się bardzo szybko więc nie długo patrzyłaś na płomień. Karczmarz, który Cię pożegnał przytaknął na Twoją uwagę, rzuconą przed wyjściem. Widać, ze był zmieszany całą tą sytuacją, a i żona musiała mu co nieco nagadać. Chyba teraz będzie nieco lepiej dbał o klientów. Ty zaś znalazłaś się z powrotem na dworze. Dzień robił się coraz bardziej ciepły, a słońce wznosiło się coraz wyżej grzejąc niemiłosiernie. Ty zaś pozostałaś sama ze swoimi myślami... i decyzją do podjęcia. Wszystko to mogło wydawać się dość dziwne. Ludzie na ulicy wędrowali jak mrówki w różnych kierunkach by załatwić swoje sprawy... a gdzie Ty się udasz?
Odpowiedz
Jeszcze chwila, jeszcze dwie. Wciąż nie wiem. Na chwilę oddaję się obserwacji ulicy. Zaplatam ręce pod biustem i patrzę...
Odpowiedz
← Sesje FR

Sesja kami - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...