Sesja Grabarza

[ Ilustracja ]

Stałeś przed wielką tablicą z durapleksu, wpatrując się w spis aktywnych ogłoszeń i zleceń na wszelkiego rodzaju roboty i kontrakty w miejscu, które bez wahania można było nazwać bardzo polową kantyną.
Teoretycznie bywali tu żołnierze imperialnych "oddziałów porządkowych", jak Sithowie zwykli nazywać swoje wojska okupacyjne, a także miejscowi technicy, mechanicy i projektancie maszyn i droidów.

Balmora...

Praktycznie panował tu właśnie ruch jak przy pożarze na Felucii, co oznaczało, że niemal wszyscy i wszystko spieprzali we wszystkich możliwych kierunkach załatwiając wszelkie możliwe sprawy w możliwie największym pośpiechu. Chyba jako jedyny unikałeś ciągłego potrącania w tłoku i ogólnej zawierusze, co zawdzięczałeś zapewne swej przebojowej aparycji.

Balmora właśnie ponownie stała się głównym kotłem tej części galaktyki. Nawet tutaj czuć było wstrząsy towarzyszące toczącej się na orbicie walki między wojskami Republiki i Imperium, a miejscowi Sithowie już dawno uciekli do punktów zbornych by przygotować się na ataki republikańskich podziemnych bojówek, które bezskuteczne próbowali wytępić przez ostatnie cztery lata po podpisaniu Traktatu z Coruscant.

W samym centrum tego bajzlu stał pewien Felucianin, ze stoickim spokojem przeglądający oferty zleceń.
Odpowiedz
Kocioł...tak, tym właśnie stała się teraz stara dobra, fabryczna Balmora. Sarth'lac lubił znajdować się w takich właśnie miejscach. Były w centrum. To, czego był to środek nie miało wielkiego znaczenia, choć najemnik w oczywisty sposób preferował konflikty zbrojne. Tam, gdzie wielkie mocarstwa tłukły się nawzajem po metaforycznych łbach była masa pracy dla takich jak on.

Gulgot nie lubił za to pośpiechu. Jeżeli życie czegokolwiek go nauczyło to było to właśnie unikanie zbędnego spieszenia się. Och, oczywiście pośpiech jest wskazany w wielu ważnych sytuacjach (np. gdy ktoś do ciebie strzela), ale ogółem znacznie lepszym rozwiązaniem jest planowanie i chłodna, analityczna perfekcja. Sarth'lac stał więc spokojnie swoim zwyczajem mocno przygarbiwszy plecy i ugiąwszy kolana. Łapy trzymał luźno zwieszone wzdłuż tułowia tak, aby znajdowały się w bezpiecznej odległości od kabur z bronią. Nigdy nic nie wiadomo.

Jego złączone błoną ssawki pulsowały powoli, jakby coś w nich zaciskał.

Ktoś nie znający Gulgota (czyli zapewne większa część populacji planety) mógłby stwierdzić, że jest on całkowicie zatopiony w lekturze zapisanych na tablicy treści. Cóż, była to tylko połowicznie prawda. Felucianin wychowany w niebezpiecznej głuszy nigdy nie tracił czujności i zawsze starał się kontrolować jak największy skrawek swojego otoczenia. Nieco przeszkadzało mu w tym czytanie.

Zlecenia, praca, wyzwania, pieniądze...najemnik poszukiwał rzeczy, którym poświęcił swoje życie. Rzeczy, dla których ryzykował śmiercią.
Odpowiedz
Przed oczyma rozwija się sieć ogłoszeń holonetu, do części którego odpowiednie "osoby z branży" posiadały odpowiednie hasła. Zwykle figurowały tu klasyczne zlecenia: zabójstwa, porwania, wymuszenia, transport nielegalnych towarów, oscylujących wokół równie typowych pół manewru jak Tatooine, Coruscant, Kashyyk, Naboo czy Nar Shaddaa. Informacje w nich zawarte prezentowały się z reguły szczątkowo, pozostawiając osobę zleceniodawcy i szczegóły zlecenia w tajemnicy przynajmniej do nawiązania bezpośredniego kontaktu. Tym razem jednak wszystko wyglądało inaczej.
"Klasyczne" ogłoszenia tonęły w istnej lawinie ogłaszanych i przyjmowanych hurtowo, od których nawet ty dostawałeś oczopląsu. Większość z nich sygnowana była kodem oznaczającym eliminację celu. Wszystkie natomiast ogłaszane były przez tego samego zleceniodawcę - Imperium.
Odpowiedz
Oho, widać Imperium miało kłopoty. Wielkie mocarstwa takie jak oni woleli zwykle wysługiwać się własnymi żołnierzami- tacy wojownicy wykazywali odpowiedni poziom fanatyzmu i wiary w to co robią. Najemnicy byli zwykle potrzebni, gdy ilość rąk (i sztuk broni) była zbyt mała w stosunku do liczby zadań do wykonania. Przydawali się też, gdy coś (lub ktoś) musiało zostać załatwione w jak najbardziej apolityczny sposób.

Na Felucii tego typu konflikty w zasadzie nie istniały. Plemię było zjednoczone i każdy znał w nim swoje miejsce, a większość zagrożeń była tak swojska, że wręcz sympatyczna (Zwykle posiadała też jakieś ostre wypustki, którymi chciała cię rozerwać). Tak...pośród grzybowo-roślinnych dżungli ojczyzny Gulgota najemnik cierpiałby zapewne skrajne ubóstwo (O ile wcześniej nie zostałby pożarty przez jakiś swojski gatunek).

Wspomnienia na bok. Trzeba było wrócić do pracy. Sarth'lac nie miał nic przeciwko pracy dla karteli, jednak zawsze preferował nieco bardziej...słownych pracodawców. W sumie chodziło mu o takich, którym większa ilość wyżej postawionych osób patrzy na ręce. Imperium wydawało się tu solidnym wyborem, gdyż w ich sytuacji nie mogli sobie pozwolić na przesadne matactwa...potrzebowali wszak najemników. Inna sprawa, że pies wojny nie pracujący dla nich mógł wraz z większą grupką kolegów zatrudnić się u konkurencji.

Gulgot powoli przeglądał oferty w poszukiwaniu takiej, która w jego ocenie byłaby najbezpieczniejsza. Nie to, że nie lubił sprawdzać swych umiejętności w misjach "niewykonalnych". Problem z nimi był taki, że często rzeczywiście mogły się one okazać no...niewykonalne. Takie roboty nie oznaczały zwykle zysku, a jedynie kłopoty. Starał się też, aby celem nie była kobieta lub dziecko. Gulgot nie lubił zabijać istot z definicji bezbronnych.
Odpowiedz
Istot z definicji bezbronnych (bez względu na to jaką definicją chciałbyś się posłużyć) nie sposób było uświadczyć wśród wyświetlanych opcji.
W kilkanaście sekund znalazłeś cztery pozycje o republikańskich oficerach - jedną na Coruscant, trzy na Balmorze, w tym jedno na Jedi. Następnie pojawiły się trzy zlecenia na dyplomatów, jedno na Coruscant, dwa na Tythonie / Coruscant, oba również na Jedi.
Kolejne opcje pojawiały się i znikały nieustannie - Belsavis, Balmora, Alderaan, Tatooine...
Odpowiedz

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Wiktul dnia czwartek, 17 marca 2011, 03:17 napisał

Istot z definicji bezbronnych (bez względu na to jaką definicją chciałbyś się posłużyć) nie sposób było uświadczyć wśród wyświetlanych opcji.
W kilkanaście sekund znalazłeś cztery pozycje o republikańskich oficerach - jedną na Coruscant, trzy na Balmorze, w tym jedno na Jedi. Następnie pojawiły się trzy zlecenia na dyplomatów, jedno na Coruscant, dwa na Tythonie / Coruscant, oba również na Jedi.
Kolejne opcje pojawiały się i znikały nieustannie - Belsavis, Balmora, Alderaan, Tatooine...


Jedi...Sarth'lac jak każdy felucianin darzył ów tajemniczy zakon wojowników mieszanką szacunku i nieufności. Rycerze korzystali w końcu z mistycznej energii, którą jego lud znał i którą traktował z dużą dozą ostrożności. Nie mniej jedi oraz rodaków Sarth'laca łączyło jedno- zawsze starali się unikać ciemnej strony mocy i mrocznej, krwawej potęgi, jaką dawała.

Gulgot przez chwilę studiował wybrane fragmenty tekstu. Zadania, których wykonanie wymagałoby opuszczenia planety wydawały mu się stratą czasu. Skoro już był na Balmorze to po co mu była robota na, na przykład Tythonie? Podróże międzyplanetarne nie było co prawda przesadnie kłopotliwe, ale toczone na orbicie starcia raczej ich nie ułatwiały.

Najemnik powoli sięgnął do plecaka, po czym wydobył z niego niewielki, mocno podrapany i przechodzony cyfronotes (umownie nazwałem tak przedmiot służący do zapisywania. W razie problemów zmienię co trzeba). Trzy zwinne palce jego pomniejszego ramienia poczęły szybko wprowadzać do pamięci urządzenia dane związane z polowaniem na Balmorskiego jedi. Chciał wiedzieć wszystko o celu, jak i również o osobie, do której powinien się zgłosić celem zdobycia dokładniejszych danych.

Klawisze notesu pikały cicho pod naciskiem paluchów Gulgota...
Odpowiedz
Kubba Kallot, jak zwał się twój potencjalny cel, był kapitanem floty Republiki, odznaczonym Gwiazdą Walecznych za bitwę o Hoth, dwukrotnie Srebrną Gwiazdą za walki o Ord Mantrell i Alderaan. Przed dziesięciu laty zaginiony podczas akcji bojowej nad Dagobah i uznany za poległego, obecnie dowodzi oddziałami zabezpieczającymi desant sił Republiki na Balmorę, co oznaczało ni mniej ni więcej, że Jedi jest bezpośrednim dyrygentem odbywającego się nad twoją głową koncertu.
Wszelkie pozostałe informacje, podobnie jak ewentualne wynagrodzenie za wykonanie zlecenia, otrzymasz - jak to zwykle w wypadku Imperium - u najbliższego rezydenta - oficera Imperialnej Armii.
- Na dupę Rancora, a cóż to za szpetna gęba? - ktoś za tobą przekrzyczał wszechobecny gwar. Odwróciłeś się, by zobaczyć charakterystyczną mandaloriańską zbroję i jej właściciela, którym był Trent "Starfucker" Hiks, Łowca Nagród o sporej renomie, którego miałeś okazję poznać już przy kilku zleceniach i to po obu stronach lufy.
- Co ty tu robisz? - pytał z uśmiechem, zaskoczony twoją obecnością - Wpadłeś na największą balangę na 10 parseków od Nar Shadda?
Odpowiedz
Gulgot roześmiał się. Cóż, w każdym razie tak można było zinterpretować serię gardłowych, wilgotnych chrząknięć zniekształconych dodatkowo przez hełm.
- Najdziksza impreza w okolicy i mnie miałoby na niej nie być?- Zagulgotał felucianin przekrzywiając głowę niczym zaciekawiony ptak.- Choć muszę przyznać, że nieco tu za mało kelnerek z gołymi cyckami, a i kuchnia trochę monotonna.
Mówiąc o "kuchni" Gulgot wskazał ruchem głowy tablicę za sobą. Z akcentem Sarth'laca coś było nie tak. Po pierwsze mówił nieco wolniej niż inni, a poza tym jego basowy głos był wzbogacony o dziwne, mokre gulgotanie. Brzmiało to trochę, jakby próbował mówić przez wypełniającą gardło gęstą flegmę i robiło dość nieestetyczne wrażenie.
Należy też zaznaczyć, że Gulgot wcale nie podzielał zachwytu, jaki ogarniał większość samców na widok organów kobiecych zwanych piersiami, cyckami i czym tam jeszcze(na jego planecie panowały inne poglądy na temat tego, co wzbudza samcze pożądanie). Nie mniej lata obracania się w najemniczym towarzystwie wyrobiły w nim charakterystyczne dla zawodu poczucie humoru, którego integralną częścią były właśnie cycki.
-A ty co? Przybyłeś tu marząc o bogactwie, chwale i takiej ilości drinków, jaką zdołasz wypić?- Rzekł Sarth'lac płynnym ruchem chowając notes do plecaka i podchodząc do rozmówcy.
Gulgot na swój sposób lubił "Starfuckera", o którego niewątpliwym talencie zdołał się już nie raz przekonać. Och, należy oczywiście pamiętać, że najemnicy traktują sympatię inaczej niż reszta wszechświata. Nie oznacza ona u nich zaufania i zdecydowanie nie oznacza, że w razie potrzeby nie wycelują blastera między oczy jej obiektu.
Łowcy nagród, którzy wierzyli w przyjaźń ginęli zwykle paskudną i bardzo, ale to bardzo smutną śmiercią. Przykra sprawa.
Odpowiedz
- Bogactwa owszem, chwałę już mam, a na drinki chwilowo nie mam czasu. Bliżej mi teraz do szukania na gwałt jakiegoś imperialnego jełopa, któremu opchnę pół tony broni i amunicji prędzej, niż "zajebiście szybko" - "Starfucker" spojrzał z przyzwyczajenia na listę zleceń migających w holonecie, nie wykazując zainteresowania. Trent miał już swoją renomę, na tyle dużą, by móc mieć coś na kształt własnej "etyki pracy" i pozwalać sobie na odrzucanie tych zleceń, które jakoś z nią kolidowały. Nie puszył się też i nie wymachiwał bronią jak fujarą na prawo i lewo, pokazując jaki jest groźny, co w jego fachu było niemal unikalnym przypadkiem. Był z niego kawał twardego skurwysyna, ale pozostawał przy tym prosty i szczery. Wiesz, że te cechy, dawno przestały być w cenie. - Robota niegodna takiego geniusza i rasowego playboya jak ja, ale pieniądze solidne, więc... - żartował, lecz przerwał mu męski głos rozlegający się w jego komunikatorze.
- ...iks!! ....pierdalaj z tego baru i s...ójrz w gór...! Na niebie mamy pie...one dwa w jednym! Zasuw... a Śnieżną Strzałę. Jeśli będ... gł poczekam na lotnisku. Je... dę się musiał stamtą... nieść pokrążę gdzieś w okolicy i nawiążę kontakt.
Łowca natychmiast uniósł do ust komunikator:
- Jakie znowu pierdolone dwa w jednym? Ysz, kurwa, sukinsyny zakłócają eter bojowymi przekazami. - zaklął, gdy w jego sprzęcie rozniósł się szum panujący w całym kanale. - Dobra, spadam, bo chyba zaraz nam tu zleci na łeb jakiś Gwiezdny Niszczyciel, a ja muszę pożyć jeszcze parę minut żeby dostać swoje pieniądze.
Zasalutował ci po mandaloriańsku, przytykając prawą pięść do lewej piersi i wyciągając ją przed siebie, a biegnąc do wejścia rzucił jeszcze przez ramię - Jeśli potrzebujesz taksówki z tego burdelu, to znajdziesz mnie na lotnisku jeszcze przez parę sekund. Tylko ruszaj dupami, bo nie będę czekał z kolacją. - następnie puścił się biegiem wzdłuż ulicy, przepychając się przez rozgorączkowany tłum.
Odpowiedz
Jeżeli w tej galaktyce istniały rzeczy pewne to jedną z nich było to, że elitarny mandaloriański łowca nagród ucieka z jakiejś planety w przepięknych podskokach to najpewniej ów miejsce stanie się niebawem bardzo, ale to bardzo gorącym kotłem. Gulgot nie był tchórzem, ale dobrze wiedział, że gdy ktoś taki jak Trent oferuje podwózkę w lepsze miejsce to najmądrzej będzie z tej oferty skorzystać.
-Niech to wszystko szlag...- Westchnął z rezygnacją felucianin, po czym ruszył ku drzwiom przybytku.
Plany, jakie Sarth'lac miał wobec Kallota musiały zostać odłożone na później (o ile kiedykolwiek będzie miał jeszcze okazję, by do nich wrócić). Poszukiwanie tak ważnej i zapewne dobrze chronionej osoby wymagało sporo czasu i wysiłku, zbyt wiele jak na zaistniałą sytuację. Cóż, nie można mieć wszystkiego, czyż nie?
Obecnym celem felucianina było dostanie się na lotnisko i spotkanie ze "Starfuckerem" celem skorzystanie z jego, jakże przemiłej propozycji.
Odpowiedz
Z piekielnego burdelu wypadłeś do prawdziwego przedsionka piekieł, gdzie pośród walających się wszędzie kup złomu, kabli i prętów, stanowiących standardowy element krajobrazu Balmory, z prędkością światła przemieszczali się zagonieni technicy, handlarze, piloci i zagubieni żołnierze Imperium. Prawdziwe piekło otwierało się natomiast bezpośrednio nad tobą, gdzie jak na dłoni widać było walczące i płonące wysoko nad powierzchnią planety jednostki Republiki i Imperium.
A przede wszystkim coraz większą kulę ognia, będącą najpewniej zestrzelonym niszczycielem, który coraz szybciej spadał w kierunku tego właśnie miejsca.
Odpowiedz
Cóż, na orbicie toczono ciężkie walki, więc spadające na powierzchnię planety płonące statki nie powinny być niczym nieoczekiwanym. Mimo to Gulgot był cholernie zaskoczony. Oceniając po rozmiarach kuli ognia jej uderzenie w ziemię mogło spowodować zniszczenia mniej więcej na poziomie...bardzo zajebiście w cholerę dużo. Sarth'lac bardzo nie chciał skończyć walnięty przez ogromny żelazny meteoryt- to by było zbyt bajkowe i zdecydowanie za mało chwalebne. Choć zapewne odszedłby z hukiem...tak jak cała najbliższa okolica.
Zaskoczenie zaskoczeniem, ale stanie w miejscu i wgapianie się w gorejącą kulę śmierci zdecydowanie nie wydawało się rozsądnym rozwiązaniem. Gulgot ruszył wręcz przed siebie zaopatrzonymi w przyssawki łapami torując sobie drogę pośród przerażonego motłochu. W razie potrzeby mógł też skrócić swoją trasę przysysając się do jakiejś wyjątkowo upierdliwie stojącej mu na drodze ściany celem jej przeskoczenia. Jedno było pewne- musiał jak najszybciej dostać się na lotnisko. Jak to dobrze, że Hiks również dopiero co opuścił karczmę...to znacznie zwiększało szanse Gulgota.
Odpowiedz
Widziałeś nad głowami uciekinierów charakterystyczną sylwetkę Mandalorianina w jego ciężkiej, fioletowej bojowej zbroi. Puściłeś się za nim i od strony portu dobiegły cię odgłosy jakiejś walki. Hiks musiał mieć lepszy ogląd od ciebie, znajdując się jakieś sto metrów dalej, bo rzucił coś (przypuszczałeś, że granat) przed siebie. Nastąpił błyskowo-hukowo wybuch, a gdy dopadłeś bramy portu, zobaczyłeś jak dwóch imperialnych zbiera z pomiędzy prowizorycznych barykad czterech nieprzytomnych bojówkarzy tutejszego podziemia, których najwyraźniej Hiks obezwładnił w biegu.
Za bramą portu rozciągał się dość żałosny widok na kilka zdezelowanych jednostek czekających w dokach, jeden imperialny transportowiec, przy którym kręciło się jeszcze kilku Sithów wraz z dowódcą, z którym "Starfucker" nawiązał jakąś dyskusję, a także na jedną dużą jednostkę, stary koreliański frachtowiec, który przewiózł już nie jedną dostawę i czekał właśnie na odlot z włączonymi silnikami.
Odpowiedz
Gulgot ani na chwilę nie zwalniał tempa. Był w tym dobry- na jego planecie zdolność w miarę szybkiego i długotrwałego biegu stanowiła podstawową umiejętność potrzebną do przetrwania. Och, umiejętności bojowe także były w cenie, ale z niektórymi bestiami zwyczajnie nie dało się wygrać przy użyciu gołych rąk lub prymitywnego noża (Choć oczywiście niektórzy próbowali). Fakt, że Hiks wdał się w dodatkową pogawędkę mógł pozwolić Felucianinowi na dogonienie go.
Gdyby to się udało miał zamiar spokojnie poczekać, aż mandalorianin skończy, po czym gdy się obróci (A doświadczony łowca nagród zawsze reaguje na osoby stojące tuż za nim) uprzejmie skinąć głową. Nie wypadało w końcu przerywać konwersacji komuś, kto sam zaoferował Ci ratunek, nieprawdaż?
Odpowiedz
Faktycznie, Hiks zauważył cię, powitał raz jeszcze i podał swój czytnik kart oficerowi Imperium, który skinął na swych ludzi, a ci pobiegli do koreliańskiego frachtowca, który opuścił rampę towarową. Gdy Sithowie wyładowywali pudła i kontenery z interesującym ich ładunkiem, z jednostki wysiadł człowiek, zapewne pilot, który zbliżył się do was i odezwał do Hiksa.
- Masz wyczucie chwili, cholera. Bardzo tego nie chciałem, ale jakby tych - wskazał na pojmanych bojówkarzy - było więcej, to musiałbym poderwać maszynę i szukalibyśmy się w tym burdelu. Czy to Twój przyjaciel, którego mamy zabrać? - wskazał tym razem na ciebie - No i czy jest wypłacalny?
- Przyjaciel to duże słowo, nie wiem czy stać mnie na takie ryzyko. - zaśmiał się "Starfucker" i z łobuzerskim uśmiechem spojrzał w twoją stronę - No ale właśnie, czy jest wypłacalny? Czy będę musiał go trochę znielubić i zafundować podwózkę?
Odpowiedz
-To zależy od tego czym jest dla Ciebie wypłacalność i o jakiej kwocie mowa.- Zagulgotał swobodnym tonem Sarth'lac.- Znasz mnie chyba jednak na tyle, aby wiedzieć, że nie lubię spraw nie załatwionych jak należy, nieprawdaż? W naszym fachu to ważna cecha.
Gulgot zgarbił się po swojemu, przekrzywił głowę i bulgocząc cichutko czekał, aż mandalorianin wymieni cenę. Pozostawało mieć nadzieję, iż nie będzie ona przesadnie wygórowana...
Odpowiedz
- Cóż, drogi panie... - w tym pilot zrobił znaczącą przerwę sugerującą, że owszem - nie poznał imienia potencjalnego klienta, ale stanowi to dla niego minimalny problem. - Ewakuacja z takiego chaosu jaki tutaj widzimy musi mieć swoją cenę, a pan Hiks może potwierdzić, że jak dotąd moje usługi cechowała najwyższa jakość. Pomimo tego nie jestem ździercą - 2500 kredytów wystarczy. Ponieważ cena nie jest nierozsądnie wywindowana - jest ostateczna i nie podlega negocjacji. Płatne z góry i startujemy za 5 minut.
Odpowiedz
Dźwięki układające się w słowa "dwa tysiące pięćset kredytów" uderzały w Gulgota niczym grad kamieni. Dla typów, którzy tak jak on ryzykują życiem aby zdobyć pieniądze zapłacenie takiej sumy za jeden przelot było niczym gorący pręt wrażony w...takie miejsce ich budowy, które można było utożsamić z dupskiem. Jakie to szczęście, że ubiór Sarth'laca całkowicie maskował małe niewerbalne sygnały jego wewnętrznego wzburzenia.
- Gulgot. - Mruknął z początku nieco ciszej niż planował.- Stoi...chwileczkę...
Sarth'lac odwrócił się plecami do pilota i mandalorianina, po czym dwoma palcami swej niewielkiej, chwytnej łapki wydobył walutę ze skrytki w swoim pasie. Och, oczywiście znajdowała się ona po jego wewnętrznej stronie i dostanie się do niej wymagało sporo wysiłku, ale czegóż się nie robi, gdy w grę wchodzi ochrona tego, co kochamy? Miał przy sobie trzy tysiące kredytów będące pozostałością po dwóch ostatnich zadaniach (Awaryjne półtora tysiąca ulokował w zaufanej, nie do końca legalnej instytucji). TRZY tysiące, z których DWA I PÓŁ miały go za chwilę opuścić. Życie bywa okrutne...jednakże póki żył mógł podreperować swoje finanse. W końcu odwrócił się ku swym towarzyszom.
- Masz pan... - zagulgotał nieco bardziej zbolałym głosem niż zamierzał.- Żywię nadzieję, że jakość twoich usług jest rzeczywiście najwyższa.
JEGO DWA I PÓŁ TYSIĄCA KREDYTÓW opuściło ciepły domek, aby rozpocząć nowe życie w kiesy pilota. Gulgot otarłby łzę wzruszenia, gdyby nie przeszkadzający w tym hełm. Te pieniążki miały się stać nową porcją ładunków wybuchowych...
Odpowiedz
Schował pieniądze do kieszeni i spojrzał przez chwilę na niebo, na którym kilka tysięcy metrów nad ziemią zajaśniała ogromna kula ognia .

- Zmiana planów panowie. Startujemy za 1,5 minuty.

Przez komunikator nadałem do kogoś na pokładzie:

- Mad, grzej naszą ślicznotkę! Wali na nas kupa żelastwa!

Puściliście się biegiem w stronę statku. Wpadliście przez rampę i w biegu przez korytarz do kabiny pilotów człowiek rzucił jeszcze:
- Tu kapitan, witam na pokładzie Śnieżnej Strzały i bla bla bla... Będziemy zapieprzać w atmosferze, więc siedźcie na dupach w zapiętych pasach dopóki nie pozwolę wam wstać.
Odpowiedz
Gulgot nigdy nie przepadał za lataniem. Fakt, przyzwyczaił się do niego, a nawet nauczył się pilotować proste myśliwce (choć żaden był z niego as kosmosu), jednak obawa przed siedzeniem w czymś, co tak na dobrą sprawę niewiele się różni od metalowej trumny pozostała. Dlatego też skrupulatnie zastosował się do światłej rady troskliwego pilota i czym prędzej zajął pierwsze wolne miejsce nie zapominając o pasach.
- Dawaj pan te wstrząsy i miejmy to już za sobą...- Zagulgotał cicho Sarth'lac przyciskając swoje przyssawki do ściany.
Odpowiedz
← Sesja SW

Sesja Grabarza - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...