Macie jakieś przemyślenia na temat Oscarów? Faworytów? Typy?
Ja osobiście nie popieram szumnej akcji spowodowanej nominowaniem wyłącznie białych aktorów. Nie dlatego, że w tym roku żaden z innych nacji nie błysnął talentem - z filmów, które oglądałem, od razu myślę o "Beasts of No Nation" i świetnym Idrisie Elbie. Nie miałbym nic przeciwko nominacji dla tego aktora, ba, jestem za. Jednak zdaję sobie sprawę z jednej rzeczy: mój gust często nie pokrywa się z Akademią. Akademia potrafi nagradzać pod publikę, owszem, lecz raczej nie celowo, z pełną świadomością nie nominowała żadnego czarnoskórego w myśl "jesteśmy rasistami, sio czarni!". Po prostu kolejny rok nie przypadli jej do gustu albo miała plany docenienia czegoś innego.
Czy to jest szokujące? Biorąc pod uwagę brak Oscara dla Leo za "Wilka z Wall Street" czy nagrodzenie słabej "Operacji Argo" - kompletnie nie. Dlatego bardziej zacząłbym się czepiać Akademii, że nie zawsze nagradza tych zdecydowanie najlepszych. Z innych uwag:
- nominacje dla "Marsjanina" to śmiech na sali. Ten film nie zasłużył na żadną nominację w kategorii, która nie dotyczyłaby czysto technicznych rzeczy. Nieśmiesznym żartem w ogóle byłaby statuetka - dla scenariusza (hahaha!), Damona (hahaha!) lub najlepszego filmu (hahaha! x3)
- zamiast średniego "Marsjanin" przydałyby się nominacje dla "Nienawistnej ósemki", "Gwiezdnych wojen" lub "Creeda"
- kibicuję Leo, liczę na statuetkę lub dwie dla "Ex Machiny", coś dla "Mad Maxa", a w kategorii drugoplanowego aktora dla Stallone'a bądź Hardy'ego
- zabawne są niektóre nominacje dla "Spotlight", w którym aktorzy nie mają przed sobą żadnego wyzwania i grają zwyczajnie na dobrym poziomie, ni mniej, ni więcej. Ani Ruffalo, ani Rachel McAdams moim zdaniem na nominację nie zasłużyli