Ok, poszedłem w końcu na Big Short. Nie wiem, czy to najlepszy film tego roku, ale nie żałowałem wydanej kasy. Oglądałem go w napięciu, jakby to był thriller.
[Dodano po 4 dniach]
Ołkej, poszedłem na Zjawę, na kompie obejrzałem Joy i jednak wolałbym, żeby oscara dostał Big Short.
Zjawa to film strasznie nahajpowany, strasznie długi (spokojnie można by usunąć jakieś 30 minut), rozwleczony no i dość cichy (w sensie, że w sumie niewiele w nim mówią). Nie wiem, czy di Caprio zasługuje na Oscara za swoją rolę tutaj. Moim zdaniem zasługiwał za Wilka z Wall Street, szkoda że wtedy nie dostał.
Bardziej mi się chyba podobał Hardy. Zjawa na pewno zasługuje na Oscara za zdjęcia - są przepiękne. Na szczęście nie nominowano go za scenariusz, bo właściwie żadnego tam nie ma. Ot, opowieść o zemście i tyle. I choć na oscara film nie zasłużył, uważam że warto się przejść - mimo dłużyzn. Jeśli ktoś, idąc na Zjawę, liczy na kino akcji (jak dwóch nastolatków, którzy siedzieli przede mną i zasnęli w połowie filmu
![](/view/images/emoticons/default/biggrin.gif)
), to się rozczaruje. Akcja jest w pewnych momentach, ale to jednak dramat - nie drugi Mad Max. Groszków wydanych na bilet nie żałuję.
PS. Ciężko mi sobie wyobrazić, jak bohaterom musiało być zimno. Naprawdę. Ja bym się tam już dawno zastrzelił.
Co do Joy - uwaga, dalej możliwe spoilery...
SPOILER- dziewczyna chciała obejrzeć, więc obejrzeliśmy (ale nie w kinie). I musiałem czuć pismo nosem, bo gdzieś w połowie filmu powiedziałem, że scenariusz do niego pewnie pisała sama Joy Mangano. Niewiele się pomyliłem. Joy była producentem wykonawczym.
Do filmu podszedłem jak do "babskiego kina", spodziewając się romansidła lub w najlepszym wypadku filmu o potędze kobiet i drzemiącej w nich sile. Tymczasem Joy to opowieść o kobiecie, która m bujną wyobraźnię, tworzy rzeczy i w pewnym momencie swojego życia stwarza hiper-mopa, który można wyżymać bez dotykania brudnej ściery. Ale nie jest to minus tego filmu. Rozumiem, że kobieta, która poświęca godziny na sprzątaniu domu i wycieraniu podłogi może wpaść na pomysł takiego wihajstra. Problem w tym, że w filmie nie widać tych godzin poświęcanych na sprzątanie, które rzekomo są katalizatorem stworzenia tego mopa. O nie. Przed wynalezieniem go główna bohaterka chyba ani razu nie sprząta, ani razu nie wyciera podłogi, przez co historia zaczyna wyglądać niewiarygodnie.
Z biegiem filmu okazuje się, że główna bohaterka nie jest tylko innowatorką i wynalazczynią. Wydaje się, że jest kobietą renesansu. Świetną prezenterką, świetną negocjatorką, świetnym przedsiębiorcą. Za dużo tych świetności jak na jedną matkę dwójki dzieci po rozwodzie, z długami na koncie i matką uzależnioną od telenowel. Postać Joy w filmie wypada wg mnie bardzo niewiarygodnie.
Mam wrażenie, że ten film powstał tylko po to, żeby Joy Mangano mogła zostać zagrana przez Jennifer Lawrence (nominowana o oscara za rolę - poważnie?!), która - a jakże! - po raz kolejny pojawia się na ekranie z Bradleyem Cooperem. A może to po prostu prawie dwugodzinna reklama mopów i innych gadżetów wymyślonych przez Joy, które wciąż są w sprzedaży? Któż to wie. Nie żałuję, że nie obejrzałem tego w kinie
![](/view/images/emoticons/default/biggrin.gif)