Filmowi Naziści podbili już księżyc, więc czemu nie nasze ziemskie Stany Zjednoczone. To czy taka koncepcja da się przyjąć, poznacie z recenzji krzyslewego nowego serialu "The Man in the High Castle", który prezentowaliśmy w zeszłym tygodniu.
A tym razem będzie trochę nostalgicznie. Wiecie – okres świąteczny, coroczny brak śniegu i szokujący, wręcz niemożliwy do wyobrażenia sobie, tegoroczny brak w radio "Last Christmas" – tak to musi działać na człowieka demotywująco. A na depresję najlepiej zanurzyć się w klasykę, gdzie wszystko znane i lubiane. Po milionkroć oglądane, a jednak cieszące tak samo, jak przy pierwszym seansie. Traf padł na wampirzą kinematografię i kultową już produkcję "Blade: Wieczny Łowca".
David S. Goyer zdołał zdefiniować na nowo filmowe pojęcie wampira. Nie jest to romantyczna, bajroniczna potępiona dusza jak u Anne Rice w "Wywiadzie z wampirem", ani rządny krwi dzikus z "Od zmierzchu do świtu". To istota pasująca do początku nowego millennium, wykorzystująca pieniądze, intrygę i władzę, traktując ludzkość jak trzodę chlewną. To również uwielbiająca nieustającą zabawę lat 90. postać. Nikt nie zaprzeczy, że właśnie muzyka techno i elektroniczne bity świetnie wpisują się mentalność współczesnego wampira.