class="lbox">
Książki na podstawie gier są ostatnio całkiem przyjemnie rozwijającym się nurtem i chociaż nie uważam ich za szczególnie ambitne lektury (bo i nie czarujmy się – zazwyczaj nią po prostu nie są), lubię do nich sięgać. Zwłaszcza, jeżeli tak jak “Dying Light. Aleja koszmarów” są rozszerzeniem wydarzeń oraz całego świata wykreowanego na potrzeby gry. Co prawda na samą produkcję trochę ponarzekałam w swojej recenzji, a w szczególności właśnie na tanią fabułę, to nadal muszę się przyznać do pewnej delikatnej fascynacji jej światem. Może po prostu skusiło mnie poznanie Harranu bez ryzykowania małymi zawałami serca, które serwował mi tytuł?