Wilkołak [runda 17]
- Nein, nein, nein !!! Do gazu miały iść tylko żydołaki nie ludzie. Jak mam budować tysiącletnią Rzeszę bez ludzi - pytał sam siebie zdruzgotany Hitler.
- Tak Hans, tak masz rację - kontunuował już do swojej maskotki
- Poślijmy do komory Hrywiego Bonaparte, zobaczymy jak drapie w szybkę swymi wilczymi pazurami - dodał niezmiernie uradowany.
- Tak Hans, tak masz rację - kontunuował już do swojej maskotki
- Poślijmy do komory Hrywiego Bonaparte, zobaczymy jak drapie w szybkę swymi wilczymi pazurami - dodał niezmiernie uradowany.
Dzień 485.
- Ahh moi mili. Pośród Nas kryje się wilcza zaraza. Wytwór piekielnych trzewi. Skąpany w odmęcie okrucieństwa, pożogi gniewu i rozpusty szaleństwa, kreatura która pragnie naszej krwi!! Widzę ich!! WIDZĘ! Smolista czerń ich futra kontrastuje z krwiobladymi gałkami oczu. Ich pozbawione człowieczeństwa spojrzenie emanuje bestalskim szałem. TAAAK!! Ja wiem w kim się czai zło! Dajcie mi płotno...namaluje! Namaluję obraz zła pierworodnego. Krew niewinnych ofiar ukaże na pięknym, delikatnym płótnie twarz bestii! DAJCIE MI PŁÓTNO! Piękne, jedbwabiście delikatne płótno. Jestem artystą! Powiernikiem Światła, które rozjaśni Ciemność i wskażę Nam prawdziwy obraz bestii!
Van zaczął nerwowo rozglądać się po twarzach zgromadzonych pensjonariuszy, raz po raz mrużąc jedno to drugie oko.
- Ohh...Taramelion, wyglądasz mi na bardzo zmartwionego człowieczka. Bardzo umęęczoooneeeego. Co wyczyniałeś ostatniej nocy? Co Cie tak zmęczyło? Może były to małe "łoooowy"?
- Ahh moi mili. Pośród Nas kryje się wilcza zaraza. Wytwór piekielnych trzewi. Skąpany w odmęcie okrucieństwa, pożogi gniewu i rozpusty szaleństwa, kreatura która pragnie naszej krwi!! Widzę ich!! WIDZĘ! Smolista czerń ich futra kontrastuje z krwiobladymi gałkami oczu. Ich pozbawione człowieczeństwa spojrzenie emanuje bestalskim szałem. TAAAK!! Ja wiem w kim się czai zło! Dajcie mi płotno...namaluje! Namaluję obraz zła pierworodnego. Krew niewinnych ofiar ukaże na pięknym, delikatnym płótnie twarz bestii! DAJCIE MI PŁÓTNO! Piękne, jedbwabiście delikatne płótno. Jestem artystą! Powiernikiem Światła, które rozjaśni Ciemność i wskażę Nam prawdziwy obraz bestii!
Van zaczął nerwowo rozglądać się po twarzach zgromadzonych pensjonariuszy, raz po raz mrużąc jedno to drugie oko.
- Ohh...Taramelion, wyglądasz mi na bardzo zmartwionego człowieczka. Bardzo umęęczoooneeeego. Co wyczyniałeś ostatniej nocy? Co Cie tak zmęczyło? Może były to małe "łoooowy"?
Elżbieta była dość leciwa i przespała wczorajszy dzień. Spoglądała to na jednego, to na drugiego należącego do plebsu jegomościa poprawiając okulary na oczach. Wzrok i słuch już nie ten, oj nie... pewnie ci z plebsu zastanawiali się kiedy wreszcie abdykuje, a może planowali spisek? Korona spadła jej na czoło. Wilkołaki? Totalna sodomia i gomoria!
- Kapciowaty twój kolega też chce wyskoczyć na ring? Boneclaw, bronisz kudłacza czy jak?
Powiedział nibyTyson. NibyTyson wiedział, że jest nibyTysonem.
W przeciwieństwie do reszty czubów zdawał sobie sprawę z tego, że ukrywając się tu jest bezpieczny. Tak przynajmniej było do tej pory. Poza zakładem zostanie oskubany przez swoją Ex. Musi udawać NibyTysona. Jako Tyson nie ma już tam dla niego miejsca. Udało mu się nawet zmienić kolor skóry a nie było to łatwe. Poznał tu nawet Jacksona, tyle że ten wciąż jest czarny. Jacksonowi nie udało się wyciągnąć tajemnicy NibyTysona. Nikt nie może się dowiedzieć, że jest prawdziwym Tysonem. Nikt. Teraz Jackson chodzi bez ucha, ale przynajmniej nie zawraca mu już głowy. Oreille mutilé z Arles też już jest bez ucha. Tak na wszelki wypadek.
Powiedział nibyTyson. NibyTyson wiedział, że jest nibyTysonem.
W przeciwieństwie do reszty czubów zdawał sobie sprawę z tego, że ukrywając się tu jest bezpieczny. Tak przynajmniej było do tej pory. Poza zakładem zostanie oskubany przez swoją Ex. Musi udawać NibyTysona. Jako Tyson nie ma już tam dla niego miejsca. Udało mu się nawet zmienić kolor skóry a nie było to łatwe. Poznał tu nawet Jacksona, tyle że ten wciąż jest czarny. Jacksonowi nie udało się wyciągnąć tajemnicy NibyTysona. Nikt nie może się dowiedzieć, że jest prawdziwym Tysonem. Nikt. Teraz Jackson chodzi bez ucha, ale przynajmniej nie zawraca mu już głowy. Oreille mutilé z Arles też już jest bez ucha. Tak na wszelki wypadek.
Królowa Elżbieta zmrużyła oczy przypatrując się Niby-Tysonowi, czy kimkolwiek nie był ten człowiek z plebsu. Machnęła dłonią, uciszając i jednocześnie pozdrawiając pozostałych, po czym rzekła tonem nie znającym sprzeciwu:
-Moi drodzy poddani! Wasze oczy kierują się w niewłaściwą stronę. Myślę, że ten oto pan, ma rację i że winny jest Kapciowaty! Zapewne to on przeszkadza Jej Królewskiej Mości i straszy moje Corgi!
-Moi drodzy poddani! Wasze oczy kierują się w niewłaściwą stronę. Myślę, że ten oto pan, ma rację i że winny jest Kapciowaty! Zapewne to on przeszkadza Jej Królewskiej Mości i straszy moje Corgi!
Mężczyzna spędził większą część nocy na modłach przy zmarłej. A gdy miało się ku świtaniu, wstał i znalazł sobie w miarę dobry kąt na krótką drzemkę. Obudziły go podniesione głosy osób pozostałych przy życiu. Kiedy dotarło do niego, co powiedział Boneclaw: "Powiernikiem Światła, które rozjaśni Ciemność i wskażę Nam prawdziwy obraz bestii!" zdenerwował się na całego.
- Bluźnierca! - krzyknął na całe gardło - Nie słuchajcie go, prawdziwą bestią jest Szatan! A światłość należy do Boga, Ojca mego. Każdy, kto go wyznaje wiarę w bestię, nie pochodzi od Boga! Zaiste, on musi być sprawcą zdarzeń, jakich doświadczamy! Przejrzyjcie na oczy!
- Bluźnierca! - krzyknął na całe gardło - Nie słuchajcie go, prawdziwą bestią jest Szatan! A światłość należy do Boga, Ojca mego. Każdy, kto go wyznaje wiarę w bestię, nie pochodzi od Boga! Zaiste, on musi być sprawcą zdarzeń, jakich doświadczamy! Przejrzyjcie na oczy!
- Kapciowaty? - Co prawda Hitler nie rozważał wcześniej tej kandydatury, ale nie spodziewał się też, że Al Capone może być "uczciwy".
- Hans ? Doradz mi - Zwrócił się do swej maskotki.
- Co o nim wiemy? A czego nie wiemy?
- Hans ? Doradz mi - Zwrócił się do swej maskotki.
- Co o nim wiemy? A czego nie wiemy?
Słysząc oskarżenia wobec swojej iście wybuchowej osoby Kapciowaty przetarł brodę i zastanowił się przez moment w poszukiwaniu argumentu, który pozwoliłby mu wybrnąć z sytuacji. Czując siłę tych błędnych i bezpodstawnych pomówień wobec jego skromnej osoby na karku musiał się ratować. W końcu odrzekł do rozjuczonego widocznie tłumu:
- Panowie i panie - zaczął urojony król terroru rozkładając ręce, a w jego spojrzeniu i postawie zmieniło się coś. Jakby był mniejszym czubkiem. - Widzę, że macie wobec mnie niecne zamiary. Rozumiem to - jestem znakiem zapytania. Stoję z boku i przyglądam się, potakuję grzecznie głową, a dookoła się dzieje. Muszę jednak zaznaczyć, że to nie ja jestem tutaj włochaczem którego szukamy. Póki co stawiałbym na Hrywiego, chociażby z powodów czysto logicznych - przecież o on podjudza nas tutaj i wskazuje coraz to kolejne cele, ciągle niewinne. Z drugiej strony jednak modlę się, by ta noc była spokojna. Wy również powinniście się pomodlić, bracia i siostry - rozłożył ręce w stronę reszty i teatralnie zamknął oczy.
- Panowie i panie - zaczął urojony król terroru rozkładając ręce, a w jego spojrzeniu i postawie zmieniło się coś. Jakby był mniejszym czubkiem. - Widzę, że macie wobec mnie niecne zamiary. Rozumiem to - jestem znakiem zapytania. Stoję z boku i przyglądam się, potakuję grzecznie głową, a dookoła się dzieje. Muszę jednak zaznaczyć, że to nie ja jestem tutaj włochaczem którego szukamy. Póki co stawiałbym na Hrywiego, chociażby z powodów czysto logicznych - przecież o on podjudza nas tutaj i wskazuje coraz to kolejne cele, ciągle niewinne. Z drugiej strony jednak modlę się, by ta noc była spokojna. Wy również powinniście się pomodlić, bracia i siostry - rozłożył ręce w stronę reszty i teatralnie zamknął oczy.
Koniec dnia trzeciego.
[Dodano po godzinie]
Dzień 3:
Zlinczowani: Kapciowaty
Osądzeni przez Sędziego: brak
Uratowani przez Kaznodzieję: brak
Uratowani przez Doktora: brak
Zabici przez Wilkołaki: Wiktul
Zabici przez Czuwającego: Boneclaw
Nie głosowali i nie pasowali: Dalej... (1), Boneclaw (1), Ielenia (1), Wiktul (1)
___________________________
Aktualnie grający:
-Boneclaw
- Charon
- Dalej...
- Hrywi
- Ielenia
-Kapciowaty
- Kota
-krzyslewy
-Magggus
-Noire Panthere
- Piastun
- Taramelion
-Vitanee
- Von Majden
-Wiktul
___________________________
Jeśli odpowiednio spojrzy się na dzień trzeci, można pomyśleć, że kac, który od samego rana towarzyszył doktorowi i asystentowi, udzielił się też im pacjentom. Ci prędko podzieli się na dwa obozy - pierwszy, który od początku za wszystkie złe rzeczy obwiniał mężczyznę podającego się za Napoleona. - Sacrebleu. Sacrebleu. Sacrebleu! - wykrzykiwał ten, gdy kolejni wskazywali go palcem. Niby doskonały taktyk, a same wpadki. Jednak czyż nie ludzkim jest mylić się?
Gdy mogło się wydawać, że Napoleon zawiśnie, obudziła się druga grupa. - Kapeć! Palić brodacza! - niosło się korytarzem na prawo i lewo.
- Co on im zrobił? - zapytał sam siebie doktor, gdy w końcu przejrzał na oczy. Godziny mijały, a obie grupy trały się z sobą łeb w łeb, los Napoleona i Osamy zmieniał się jak w kalejdoskopie. Jeżeli ktoś myślał, że z niskiego mężczyzny marny jest taktyk (serio tak napisałem?), to może się puknąć w czoło żabim udkiem z racji tego, że rzutem na taśmę, cudnie zaplanowaną po-po-pokerową zagrywką popisał się nie kto inny, jak właśnie Napoleon. - Armia baranów, której przewodzi lew jest lepsza niż armia lwów prowadzona przez barana. - wyrecytował, wypinając dumnie pierś. Gdy ekran przestał doktorowi i asystentowi śnieżyć, zobaczyli martwego Kapciowatego i zdziwienie w oczach niskiego pacjenta, który tyle co musiał pojąć prawdę - właśnie zabił Kaznodzieję.
Trzeba przyznać, że Wiktul ma intuicję. Gdy wilkołaki wlazły do jego celi, stał na środku sali ze statywem i śpiewał:
There's no time for us
There's no place for us
What is this thing that builds our dreams yet slips away from us
Who wants to live forever
Who wants to live forever...?
Kłaki wykorzystały przewagę liczebną i niewiele trzeba było czekać, by na statyw została nabita głowa Freddy'ego. Jeden wilkołak ubabrał ręce krwią i zaczął malować po ścianie.
- Znów bazgrzesz? - zapytała go smukła postać.
- Zboczenie zawodowe. - odpowiedział i po chwili pozostał w sali sam, nucąc pod nosem: My soul is painted like the wings of butterflies...
- Wariaci, kurwa, wariaci! - pielęgniarz wrzeszczał, oglądając wszystko na monitorze. - Teraz na pewno pójdziemy do pierdla! Szlag to!
Jeśli ktoś tego dnia miał szczęście, z pewnością był nim Czuwający. Był gotów stwierdzić, że codzienny obchód zakładu znów nie przyniesie oczekiwanego skutku, kiedy zauważył Boneclawa ubabranego krwią i malującego słoneczniki na ścianie. Oparta o nią była głowa jakiegoś mężczyzny, którego ciało leżało parę metrów obok. Nie czekał długo, wykonał dwa szybkie kroki i populacja wilkołaków została uszczuplona o jednego z członków. Odchodząc nucił:
Więc chodź, pomaluj mój świat
Na żółto i na niebiesko,
Niech na niebie stanie tęcza
Malowana twoją kredką.
Doktor siedział zrezygnowany i delikatnie kręcił w powietrzu szklanką z trunkiem. Dziś się z tym pogodził. Dziś się do tego przyznał - jego ukochane dziecko, jego TB001 nie jest tym, czym być w jego założeniach miało. - W dupę, no. Gdy noc na dobre zastąpiła dzień, a on wciąż użalał się nad sobą, na jednym z ekranów błysnęła złocista łuna, rażąc mężczyznę w oczy. - A to co? - zapytał wytrącony z równowagi. Los znów zakpił z doktora, gdy on nie miał zielonego pojęcia, że jeden z jego pacjentów zasnął jako Incognito, a obudzi się jako Doktor właśnie. Być może dowie się o tym...
___________________________
... dnia czwartego.
[Dodano po godzinie]
Dzień 3:
Zlinczowani: Kapciowaty
Osądzeni przez Sędziego: brak
Uratowani przez Kaznodzieję: brak
Uratowani przez Doktora: brak
Zabici przez Wilkołaki: Wiktul
Zabici przez Czuwającego: Boneclaw
Nie głosowali i nie pasowali: Dalej... (1), Boneclaw (1), Ielenia (1), Wiktul (1)
___________________________
Aktualnie grający:
-
- Charon
- Hrywi
- Ielenia
-
- Kota
-
-
-
- Piastun
- Taramelion
-
- Von Majden
-
___________________________
Jeśli odpowiednio spojrzy się na dzień trzeci, można pomyśleć, że kac, który od samego rana towarzyszył doktorowi i asystentowi, udzielił się też im pacjentom. Ci prędko podzieli się na dwa obozy - pierwszy, który od początku za wszystkie złe rzeczy obwiniał mężczyznę podającego się za Napoleona. - Sacrebleu. Sacrebleu. Sacrebleu! - wykrzykiwał ten, gdy kolejni wskazywali go palcem. Niby doskonały taktyk, a same wpadki. Jednak czyż nie ludzkim jest mylić się?
Gdy mogło się wydawać, że Napoleon zawiśnie, obudziła się druga grupa. - Kapeć! Palić brodacza! - niosło się korytarzem na prawo i lewo.
- Co on im zrobił? - zapytał sam siebie doktor, gdy w końcu przejrzał na oczy. Godziny mijały, a obie grupy trały się z sobą łeb w łeb, los Napoleona i Osamy zmieniał się jak w kalejdoskopie. Jeżeli ktoś myślał, że z niskiego mężczyzny marny jest taktyk (serio tak napisałem?), to może się puknąć w czoło żabim udkiem z racji tego, że rzutem na taśmę, cudnie zaplanowaną po-po-pokerową zagrywką popisał się nie kto inny, jak właśnie Napoleon. - Armia baranów, której przewodzi lew jest lepsza niż armia lwów prowadzona przez barana. - wyrecytował, wypinając dumnie pierś. Gdy ekran przestał doktorowi i asystentowi śnieżyć, zobaczyli martwego Kapciowatego i zdziwienie w oczach niskiego pacjenta, który tyle co musiał pojąć prawdę - właśnie zabił Kaznodzieję.
***
Trzeba przyznać, że Wiktul ma intuicję. Gdy wilkołaki wlazły do jego celi, stał na środku sali ze statywem i śpiewał:
There's no time for us
There's no place for us
What is this thing that builds our dreams yet slips away from us
Who wants to live forever
Who wants to live forever...?
Kłaki wykorzystały przewagę liczebną i niewiele trzeba było czekać, by na statyw została nabita głowa Freddy'ego. Jeden wilkołak ubabrał ręce krwią i zaczął malować po ścianie.
- Znów bazgrzesz? - zapytała go smukła postać.
- Zboczenie zawodowe. - odpowiedział i po chwili pozostał w sali sam, nucąc pod nosem: My soul is painted like the wings of butterflies...
***
- Wariaci, kurwa, wariaci! - pielęgniarz wrzeszczał, oglądając wszystko na monitorze. - Teraz na pewno pójdziemy do pierdla! Szlag to!
***
Jeśli ktoś tego dnia miał szczęście, z pewnością był nim Czuwający. Był gotów stwierdzić, że codzienny obchód zakładu znów nie przyniesie oczekiwanego skutku, kiedy zauważył Boneclawa ubabranego krwią i malującego słoneczniki na ścianie. Oparta o nią była głowa jakiegoś mężczyzny, którego ciało leżało parę metrów obok. Nie czekał długo, wykonał dwa szybkie kroki i populacja wilkołaków została uszczuplona o jednego z członków. Odchodząc nucił:
Więc chodź, pomaluj mój świat
Na żółto i na niebiesko,
Niech na niebie stanie tęcza
Malowana twoją kredką.
***
Doktor siedział zrezygnowany i delikatnie kręcił w powietrzu szklanką z trunkiem. Dziś się z tym pogodził. Dziś się do tego przyznał - jego ukochane dziecko, jego TB001 nie jest tym, czym być w jego założeniach miało. - W dupę, no. Gdy noc na dobre zastąpiła dzień, a on wciąż użalał się nad sobą, na jednym z ekranów błysnęła złocista łuna, rażąc mężczyznę w oczy. - A to co? - zapytał wytrącony z równowagi. Los znów zakpił z doktora, gdy on nie miał zielonego pojęcia, że jeden z jego pacjentów zasnął jako Incognito, a obudzi się jako Doktor właśnie. Być może dowie się o tym...
___________________________
... dnia czwartego.
- Uciekałeś śmierci wiele razy, wiele razy ratowałeś swój tchórzliwy zadek - krzyczał Führer
- Przyszedł czas i na Ciebie Napoleonie Hrywi. Oto Twoje Waterloo !!!
https://www.youtube.co...?v=q4_2TGXZubQ
- Przyszedł czas i na Ciebie Napoleonie Hrywi. Oto Twoje Waterloo !!!
https://www.youtube.co...?v=q4_2TGXZubQ
Tego dnia większość zdecydowanie potępiała Hrywiego, ale czy słusznie? Mężczyzna nie był tego pewny. Może wilkołaki zmówiły się i stanowczo głosują na niewinnego. A może powinien dołączyć się; podobnie jak oni krzyknąć jego imię. Po chwili zastanowienia odezwał się szeptem sam do siebie:
- Ojcze, wybacz mi jeśli dokonuję złego wyboru.
Po tych słowach odezwał się głośniej:
- Wskazuję na Von Majdena
- Ojcze, wybacz mi jeśli dokonuję złego wyboru.
Po tych słowach odezwał się głośniej:
- Wskazuję na Von Majdena