"Napierdziałeś na martwy płód nazizombiaka po aborcji" - pierwsze osiągnięcie na Steamie, z którego jestem naprawdę dumny
Co do "Kijka Prawdy", to faktycznie bardzo przyjemna i cholernie grywalna rozrywka - ostatnią grą, która mnie tak mocno przyssała do monitora był nowy "Bioshock". Tytuł jest faktycznie trochę przykrótki - można byłoby rozwinąć wiele elementów (np. wpisy w sieci społecznościowej mogłyby się pojawiać częściej, jak i szkoda, że nie można na nie odpowiedzieć w żaden sposób) lub dodać kilka lokacji (gdzie się podział cmentarz i motyw z wampirami, który przewijał się na przedpremierowych screenach?). Z drugiej strony, jestem w stanie zrozumieć, że duet Parker-Stone ma na głowie tworzenie serialu oraz kilka innych aktywności, a 15 godzin rozgrywki wypełnionej gagami i wszelakimi odniesieniami dla fanów, stanowi i tak olbrzymią zawartość (to tak naprawdę dodatkowy sezon tego telewizyjnego show). Wiadomo również, że ciężko stworzyć 30-40 godzin porządnego komediowego gameplaya, aby trzymał on wysoki poziom (nie starał się być śmieszny na siłę) i nie nużył. Rozgrzeszam więc z tego.
Co do walki... cóż, trudno mi się zgodzić. Przyznam Ci rację, że jest wiele potyczek, które zapadają w pamięć i ciężko przy nich nie parsknąć szczerym śmiechem (starcie z Alem Gorem wykorzystującym usypiającą moc prezentacji o globalnym ociepleniu, poprawiło mi humor na cały dzień), ale pod koniec gry miałem już po dziurki w nosie siekania zwykłej hołoty pokroju nazizombiaków lub zwykłych dzieciaków, bo nie stanowiła ona żadnego wyzwania. Całość robi się wtórna, bo w sumie wykorzystuje się stare i sprawdzone talenty, a zapasy mikstur mocy lub many same szybko się uzupełniają, gdy sprzątamy dokładnie pobojowiska. Tępego naparzania w klawisze nie ma, ale zaczyna się czysta pamięcówka, co też nie jest jakieś okey. Pomijając starcia z bossami, walki są banalne.
O ile historia jest fantastyczna, gdyż pełno w niej charakterystycznego niepoprawnego humoru oraz odniesień do serialu, to brakuje mi w niej dwóch elementów. Po pierwsze, w telewizyjnej produkcji chłopaki często jadą po bandzie i nie ma dla nich żadnych świętości, lecz trzeba im szczerze przyznać, że pod koniec każdego epizodu potrafią przywalić naprawdę świetnym morałem lub konkluzją, która skłania do trudnych przemyśleń na bardzo poważne kwestie. Tutaj tego zwyczajnie brakuje - jest humor, nie ma puenty. Po drugie, w założeniach tytuł miał totalnie wyśmiać różne schematy związane z fantastyką i grami fabularnymi, a potraktowano tę sprawę po macoszemu. Jasne, jest kilka odwołań do "Skyrima" i parę razy twórcy trafnie wyśmiewają mechanikę lub klisze, ale to za mało. Ginie to w morzu innych dowcipów oraz wspomnianych mrugnięć okiem w kierunku betonowych fanów serialu. Jestem trochę rozczarowany.
Tak w ogóle, to pierwsza gra Obsidianu bez błędów natury technicznej (serio, nie spotkałem się absolutnie z niczym konkretnym i nie uświadczyłem problemów, które wymieniłeś) od... chyba zawsze? Nie wiem, czy to wina współpracy z Ubisoftem, czy panowie w końcu spięli pośladki i zainwestowali w testerów, ale za to należą im się spore brawa.
Osobiście dałbym takie 7.5/10 z zaznaczeniem, że to najlepsza egranizacja w historii branży. Warto. Polecam i pozdrawiam.