Wilkołak [runda 13]

RUNDA 13

Zasady gry

Główne zasady:

- Istnieje kilka klas, do których możecie zostać podporządkowani - wszystko jest dziełem przypadku, jesteście wybierani losowo do poszczególnych ról.
- Każdego dnia musisz zagłosować w temacie gry, aby zlinczować kogoś publicznie (głosowanie na siebie jest niedozwolone). Głos umieszczajcie pogrubiony i na czerwono, aby nie było wątpliwości na kogo głosujecie. Jeśli głos nie będzie sformatowany odpowiednio, nie będzie liczony.
- Trzy dni niegłosowania równoznaczne są ze śmiercią gracza.
- Pierwszego dnia można zdecydować się na NIEGŁOSOWANIE. Należy w tym celu wpisać w temacie po prostu PAS. UWAGA: jeśli wszyscy spasują, to w tym dniu Czuwający/Doktor/Sędzia/Wyrocznia (rola zostanie wybrana losowo) nie będzie mógł skorzystać ze swych mocy!
- Masz prawo zmienić swój głos ile tylko razy chcesz, po prostu pamiętaj o utrzymaniu odpowiedniego formatowania tak, aby tylko Twój finalny głos był zaznaczony na czerwono.
- W razie remisu, ofiara zostanie wybrana losowo spomiędzy linczowanych graczy.
- Dzień w grze kończy się o 22.00
- Podsumowanie dnia odbywa się w następującej kolejności: 1. Zabici przez nieaktywność, 2. Uratowani przez Kaznodzieję, 3. Zlinczowani + osądzeni przez Sędziego, 4. Uratowani przez Doktora, 5. Zabici przez Wilkołaka 6. Zabici przez Czuwającego
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, nie masz prawa pisać w temacie gry.
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, proszę powstrzymaj się od wygłaszania swoich przemyśleń publicznie. Pozwól graczom na własną rękę dowiedzieć się kto jest kim.
- Nie umieszczaj nigdzie screenshotów z PMek, jakie dostaniesz w czasie gry.
- W podsumowaniach kolejnych dni mogą (lecz nie muszą) znajdować się wskazówki i podpowiedzi dla graczy.



Bracia
- Bracia jako jedyni wśród ludzi wiedzą o swoim istnieniu, a co za tym idzie - o niewinności. Niby niewielka pomoc, ale zawsze.

Czuwający
- Czuwający może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, którym poda nicka osoby, którą chce zabić. Ważne, aby był pewien swego wyboru - lepiej nie zabijać niewinnych ludzi.

Doktor
- Doktor może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poda nicka osoby, którą chce dziś uratować. Jeśli dana osoba tej nocy jest celem ataku Wilkołaków, nie zginie.

Incognito
- Incognito, przynajmniej początkowo, nie różni się niczym od zwykłego Człowieka. Jednak z czasem, zależnie od podejmowanych decyzji, ich trafności oraz zbieżności z decyzjami pozostałych postaci, przybiera formę jednej z nich, jako dodatkowa z wyżej wymienionych.

Kaznodzieja
- Kaznodzieja może modlić się za osobę, która zostanie wyznaczona do zlinczowania, jeśli jest święcie przekonany, że głosujący pomylili się i zamierzają stracić niewinnego człowieka. Jeśli to zrobi, wysyłając prowadzącemu PW z nickiem tej osoby, nie zostanie ona zlinczowana niezależnie od ilości głosów, a przez cały następny dzień NIKT nie będzie mógł na nią głosować. Dlatego należy baaaardzo uważnie prosić Niebiosa o wstawiennictwo - marnie by było ratować Wilkołaka i dawać mu immunitet

Sędzia
- Sędzia może raz dziennie wysłać prowadzącemu PW, w którym poda nicka osoby, na którą oddaje drugi głos (pierwszy w oficjalnym głosowaniu, drugi na PW). Jeśli jego głos przeważy, osoba na którą głosował podwójnie, zostanie zlinczowana.

Widziadło
- Właściwie nie różni się niczym od zwykłego człowieka, z jednym wyjątkiem: jeśli zginie z łap Wilkołaków, to wskazuje dwie osoby, z których jedna będzie nocnym zabójcą.

Wilkołaki:
- Wilkołaki muszą zgodzić się co do osoby, którą mają zamiar zabić danej nocy. Śmierć będzie miała miejsce, jeśli cel dostanie przynajmniej (n-1) głosów*. Jeśli w grze zostanie tylko jeden Wilkołak, jego jeden głos wystarczy do zabicia.
*: Jeśli Wilkołaków jest więcej niż 2, to
n = liczba Wilkołaków
lub
jeśli Wilkołaków zostaje 2, to
n = 3
w innym przypadku
n = 2;

Wyrocznia
- Wyrocznia może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poprosi o prawdziwą tożsamość jednego, wybranego gracza.



___________________________
Aktualnie grający:
- Boneclaw
- Dalej...
- Eni
- Hrywi
- Ielenia
- Kota
- Magggus
- Tamc.
- Tig
- Vitanee
- Von Majden
- Wiktul
___________________________



Płatek za płatkiem, maleńkie kryształy połączone z innymi kryształami. Sypały się z nieba, nieustannie, wciąż i wciąż. Płatek za płatkiem lądował na zlodowaciałej ziemi, okrywając ją powoli białym całunem. Zimnym całunem.
Biel, wszechobecna biel, zdająca się grzebać wszystko, co miało barwy. Starająca się oddzielić wszystko od wszystkiego, podzielić świat na setki małych, samotnych światów. Właściwie… Udawało jej się to. Wystarczyło wyjrzeć za okno, przyjrzeć się białym, puchatym płatkom, wyobrazić sobie zimno, panujące na zewnątrz… Na tym innym świecie.

Ogień w kominku, butelka wina, sterta koców – zestaw wręcz idealny na taką pogodę. Nic, tylko się rozsiąść w fotelu, do tego z książką. Albo… skrzyknąć znajomych, usiąść na puchatym dywanie, zasłonić okna. Usiąść w kółku, zapomnieć o świecie za oknem.
Ogień w kominku jedynym źródłem światła, grzańce, turlające się kostki…



Biel, wszechobecna biel. Śnieg tańczący tak, jak po potrząśnięciu z kulą z uwięzionymi w niej figurkami. Biel pokrywająca bezkresne pola, otulająca lasy swą powłoką. Osiadająca na kamiennych murach miast, strzechach chat. Z rzadka pies zaszczeka, jeszcze rzadziej ujrzy się kota czy też inne zwierzę. Strażnicy woleli – wzorując się na zwierzętach – schować się w ciepłych miejscach, z gorzałką i dziewką łoże grzejącą, miast odmrażać nocy na murach.

Cisza, spokój…

Tylko miejsca karczma, jak zawsze, była pełna życia. Lała się gorzałka, lało się piwo. Rubaszne żarty, podszczypywane dziewki, brzdąkający na lutni bard, którego głos był bliższy dźwiękowi wydawanemu przez zarzynaną świnię aniżeli słodkiemu brzmieniu, kojącego uszy.
Codzienny, niezmienny obraz karczmy „Pod wypatroszonym zombie” w miasteczku Psidupy, bowiem – jak fama niosła – psy szczekały nie tą stroną, co trzeba.

Codzienny i niezmienny… Czy aby na pewno…?
Historia jeszcze do tego powróci.



Turlające się swobodnie kostki. Przekomarzanie się, zastanawianie nad kolejnym ruchem, zdobywanie kolejnych itemów. Gorąca kawa, herbata, grzańce. Ale, ale, zdobycie niezwykle cennego artefaktu należałoby uczcić czymś… specjalnym. Drink „Krwawy Walenty” najnowszy wynalazek jednego z uczestników rozgrywki. Ale, ale, dlaczego tylko oni – gracze - mieliby świętować sukces? Niech ich bohaterowie też opiją swój sukces.
W karczmie „Pod wypatroszonym zombie” w Psidupach.

Krwawy Walenty…
W serduszkowe święto.
Krwawy Walenty…
Obecny w obu światach.



Bo traf chciał, że ktoś komuś zalazł za skórę. Jedna kostka domino potrącała drugą, tworząc długi łańcuch wydarzeń, który kończył się na karczmianej dziewce, ciut przygłupiej. Nie do niej miał trafić ten eliksir. Nie ona miała być wykonawcą tej dziwnej zemsty, mającej przynieść niepohamowane uczucie. Przysłowiową miłość aż po grób.
Dziewka ta zajmowała się roznoszeniem piwa. Zapomniała, jak miał wyglądać ten, któremu miała podać przyprawiony trunek. O bogowie…! Gdyby tylko pomyślała, odstąpiła od wykonania tego zadania…!

Niestety.

Zamiast jednego piwa, podanego konkretnej osobie, doprawiła ich znacznie więcej. Kufle z ekstra dodatkiem trafiły do różnych osób. W tym i do bohaterów…

W chwili, gdy postacie graczy, mające nieszczęście trafić na trunek w wersji rozszerzonej, uraczyły się pierwszym łykiem, stało się coś dziwnego. Świat gry zderzył się ze światem realnym, wsysając do niego grupę przyjaciół, również raczących się – i to całkiem świadomie, w przeciwieństwie do ich bohaterów – Krwawym Walentym.

Rzuceni w całkiem nowy świat, nagle wyglądający tak, jak ich dopieszczone postacie, posiadający ich umiejętności i wiedzę, mieli prawo być zdezorientowani. Zszokowani. Tego rodzaju prawda nie mogła łatwo dotrzeć do umysłów, będąc ciągle wypieraną przez myśl: „pewnie za dużo wypiliśmy i mamy pijackie majaki”.

Ach, gdybyż tylko na przeniesieniu się do innego świata skończyło. Gdyby tylko zachował swe miłosne właściwości…! Lecz wiedza, która pojawiła się w umyśle byłego w tej chwili MG, była bezlitosna.

Wstał ze swego miejsca, dalekiego od stołu, przy którym siedziała drużyna, konstatując ze zdziwieniem, iż jest odziany w szaty maga, a obok, oparta o ścianę, znajduje się laska, kryjąca w sobie niewątpliwie wiele pokładów mocy.
- Posłuchajcie uważnie! Nie chcę was zbytnio martwić, ale moje… ekhm, zmysły… mówią mi, że tego wieczoru zaszło dziś coś… złego. Przykro mi to mówić, ale wśród nas kryją się krwiożercze potwory…
Głos uwiązł w gardle, oklapł bez sił na krzesło.

I tak, w wybitnie nieserduszkowych okolicznościach…
___________________________

… zaczął się dzień pierwszy.
Kręciło jej się w głowie, nie wiedziała co się dzieje... Dlaczego była boso? I skąd jej włosy przybrały zielony kolor?
Ach, tak. Grała elfem druidem. Tylko dlaczego wszystko było tak wyostrzone? To chyba przez te grzybki, których miała pełno w sakiewce. Będzie musiała ich później więcej nazbierać, odlot prawie jak po niebieskich kryształkach, które dostała kiedyś od Jesse'go, w ... innym życiu?!
Pas
owałoby w końcu się do niego odezwać, po tamtej nocy... [Ilustracja "muzyczna"]

iluzionista który, jako jedyny chyba, tak po tej jak i po tamtej stronie był abstynentem i miał czystą głowe, wstał z ławy i nie przejmując się otoczeniem powiedział - Wiecie co, ja już kiedyś czytałem o czymś podobnym. Nawet myślałem że było by fajnie tak wylądować w grze, ale może nia na takim wygwizdowie, co? - To mówiąc rozejżał się - O rzesz ty. Trafiliśmy na mocno realistyczną wersje fantazy w wiekach ciemnych. No to o czymś tak abstrakcyjnym jak woda bez dezynteri w zestawie to możem zapomnieć. Ty, Władco Lochów nie mogłeś wymyślić czegoś przjemniejszego. - To mówiąc machnął ręką w kierunku Mistrza gry. Rozległ się rechot żaby i na głowie dalej wyglądającego ciutke nieprzytomnie mistrza gry pojawiły się rogi łosia i ośle uszy. - Ja umiem czarować!? - Krzyknął a w jego głosie dało się słyszeć prócz dużej dawki zdźwnienia także dziecięcą radość. - Ja umiem czarowć. Jasne że ja umiem czarować. - Zganił sam siebie. - Jestem magiem to umiem. - Usiadł z powrotem na ławie poprawiając pas i dalej patrząc z niedowierzaniem na własne ręce. - No może nie będzie tu tak źle. - mruknął do siebie. Nagle poprawionego chumoru nie zepsuł mu ani widok iluzi rozpadającej się na głowie mistrza gry w stado miniaturowych, tęczowych jednorożców, ani dziwne spojrzenia tubylców.

„Powiedziane jest: Światem włada zła siła. Chcąc jej okazać posłuszeństwo, winniśmy być równie niszczycielscy jak ona. Aby mówić o »cnocie« albo »występku«, trzeba dysponować jakąś skalą wartości. A jaką skalą wartości, jakim porównaniem w sensie dobra i zła dysponuje człowiek? Jeśli coś uważam za dobro, czyż istotnie jest to dobrem w oczach Boga? Jeśli coś uważam za zło, czy jest ono nim w istocie? Jeśli Bóg niszczy wszelkie więzi między ludźmi, to czyż nie należy Go naśladować?”

"Achaja"
Tłusty tłuścioch podniósł głowę i otworzył oczy. Musiało minąć wiele czasu, nim widziany przez niego obraz nabrał ostrości.
- Błuuu. - sapnął, a jego brzuch wylał się za pas.
Gdyby miał przed sobą lustro, zobaczyłby, że na jego mięsistym policzku odbiły się wzory pokrywające ławę, na której spał. Zamiast tego zobaczył wokół siebie grupę postaci - jedną paskudniejszą od drugiej.
- Pfff. - powietrze z trudem wydostało się z klatki piersiowej, poruszając faliście popękanymi wargami.
Ruszył głową i zorientował się, że patrzy na czaszkę, którą stale nosi ze sobą - bo przecież jest nekromantą - i zwiesił na niej wzrok.
Jak można było przypuszczać, czaszka nie odpowiedziała.
Na mężczyźnie nie zrobiło to wrażenia i zadał czaszce to pytanie, które zadawał za każdym razem, gdy czaszka nie odpowiadała.
- Być czy nie być? Oto jest pytanie.
Gdyby czaszka mogła na niego spojrzeć, spojrzałaby jak na idiotę.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Wysoka kobieta w ubraniach wykonanych na szydełku, usiadła przy stole. Wyciągnęła zza pasa talię kart, którą zaczęła rozkładać na stole. Obserwatorom, mogło się wydawać, że wybierała z talii odpowiednie karty i rzucała je zupełnie przypadkowo na stół, mrucząc coś pod nosem. Nie zwracała uwagi na ludzi i nieludzi w jej otoczeniu, jakby była w potężnym transie.

-Król Wielkiego Domu Śmierci, na Ogarach z Wielkiego Domu Cienia. Ponurak! Grozi nam niewysłowione niebezpieczeństwo ze strony psowatych istot! Wszyscy zginiemy! - załkała - Ale zaraz, zaraz... Jest też Wielki Dom Życia - Obrońca, Herold i Tkaczka. Może sprawa nie jest jeszcze przegrana, po naszej stronie również są znaczne siły! Ja sądzę, że wiecie o czym ja mówię.Dziękuję bardzo!

Gruby czarny kocur wskoczył na stół, rozrzucając karty. Usiadł na samym środku stołu machając zagniewanym ogonem i zerkając na ludzi wściekle zielonymi oczami.

-Przepraszam, czy ktoś z was ma może marchewkę? - spytała uprzejmie
Krótkie nózki, długa broda, niski wzrost ?
- Krasnolud - rzekły cichutko dwa głosy.
Ciężka zbroja, obosieczny topór, stalowa tarcza ?
- Wojownik - dodały ponownie te same głosy.
- A więc stało się, wcieliłem się we własną postać - rozważał pod nosem jegomość w ciemnym rogu karczmy.
- Karczmarzu podaj piwo, podaj gorzałkę - zawołał podniośle, lecz po chwili nachylił się jakby nasłuchiwał własnej brody.
- Że niby co ? Paskudna egzema po wypiciu choćby najmniejszej ilości alkoholu. Cóż warte życie krasnoluda bez tak zacnych trunków - dodał po czym wyraźnie posmutniał.
Pogładził się delikatnie po swej bujnej brodzie i rozmyślał nad swym położeniem. Gdy jego broda się zatrzęsła znów nachylił się słuchając prawie bezgłośnych szmerów.
- Krwiożercze bestie ukrywają się gdzieś na tej wichurze powiadacie. Hmm trzeba było mówić od razu. Nie ma alkoholu, przynajmniej porządna bitka się znalazła - pomyślał. Wstając od stołu jeszcze raz przeczesał zdawałoby się gadającą brodę i wyruszył przed siebię, kuśtykając na swych niewielkich nóżkach.
Do niewielkiej, karczmowej przestrzeni wdarł się przeszywający do żywego ducha, arktyczny podmuch. W otwartych nagle wrotach ukazała się postać niewielkiej istoty odzianej w pstrokato ubarwione futro z nieznanej zwierzyny, naznaczone runami obcych pieśni. W dość niefrasobliwy sposób założona na głowie mitra mieniła się w blasku księżyca złotawymi symbolami, których znaczenia mógł być świadomy jedynie jej właściel. Grube rękawice z tajemniczym biczem kusiły wzrok żądnych posiadania rzezimieszków.

- Co się gapicie!? Bezpańskie bękarty i moczymordy. Szatańskie pomioty. PIWA!! Ty! Dziewko o niebiańskim, niewinnym spojrzeniu, daj spróbować tego naparu, który zasłania Twój bujnie obdarzony biust. Nalej bożemu słudze! Na starość demony w mych stawach nie dają mi spokoju. Ugaś moje pragnienie.

Złotowłosa, której zakłopotany wzrok raz po raz kierował się w stronę niesionych kufli a następnie po całej sali, zwracał na siebię uwagę bacznych obserwatorów, którzy mogli odnieść wrażenie jakoby młoda dziewka nie za bardzo wiedziała co ma z nimi zrobić...czy możę bardziej, komu podarować konkretny napój?

- Co się dziewko miła tak zastanawiasz?! Stoisz jak słup soli! Co?! Może nie odpowiada Tobie obsługiwanie gnoma?! Jam jest Haron Wrzącylodołamacz, syn Garona Świętoustego! Dawaj no ten kielich i won mi z oczu!

Onieśmielona dziewka tracąc kielich z dłoni, uciekła w pośpiechu na zaplecze niewielkiej karczmy. Haron w tym czasie wyżłopał jednym haustem niecodzienny trunek.

- Uaaghhhh....a co to na światłość jest?! Chcecie mnie otruć?! Zapchlone moczymordy, niech Was wszystkich gniew Boży dopadnie i zamieni w bezimienny pył. Przykucnę sobię na rogu, ten dzień passuje.
"In the name of God, impure souls of living dead shall be banished into eternal damnation..."
Pas
Skrzydła Aasimara drgnęły równocześnie z nim samym, podnosząc go nad krzesło jeszcze w pozycji półsiedzącej. Dzięki temu był w stanie trzepnąć kielichem o stół z pułapu, co znacznie wzmocniło efekt.
- Na wszystkie plagi Baator! Bodajbyś sczezła, dziewko! Cóż to za plugastwo roi się w tej pustej, białej głowie?! Oj, policzymy się i wyrwiemy to czarnoksięstwo jak chwasty... - powiedział groźnie, podchodząc w stronę wyszynku, błyszcząc na lewo i prawo zbroją czystą bardziej, niż biel jego piór, odbijającą wnętrze całego pomieszczenia wraz ze wszystkimi bywalcami. Zatrzymał się jednak, obrócił w pół kroku i zwrócił wzrok ku wróżbiarce-kociarce.
- Miej baczenie, niewiasto. Miej baczenie, bo igrasz z zakazaną sztuką, za którą na tym świecie wymierzę ci sprawiedliwość ja, a na każdym innym jej mroczni mistrzowie. Uważaj tedy, bo pierwiej padnę tu, pod tym stołem jak mogiłą, nim pozwolę wziąć nogi za pas choć jednemu nekromancie. Wilkołaczemu czy nie, jeden dla mnie to pies.
-Arrrr! - Zagruchała niziołcza piratka. Wraz z nią zagruchała czerwono-niebieska ara, siedząca na jej niziołczym ramieniu. Obydwie wyglądały groteskowo. Wielki ptasior, tylko o połowę mniejszy od swej właścicielki. Urocze.
- Rum tu, rum tam, tobie nie dam, a ci dam. - Śpiewała sobie rozkosznie, przechodząc przez główną salę, zataczając się lekko. W ręce trzymała butelkę, która w magiczny sposób się uzupełniała po każdym, nawet najmniejszym łyczku. Spojrzała wodnistym wzrokiem na Wiktula. - Rum tu, rum tam, tobie nie dam... i tobie też nie.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w inną stronę.


PASki z kurczaka bym zjadła...
Doktor Freud spojrzał z rozdrażnieniem na swoje zimne cygaro, uznając jego nagłe zgaśnięcie za personalny atak.
Przypadek Adolfa H. Eric-Emmanuel Schmitt


Grubas przez długi czas spoglądał z zaciekawieniem na leżącą czaszkę, jednak wciąż do niego nie przemówiła.
- Pffff. - Odetchnął z trudem i przyjrzał się otaczającej go reszcie. O ile zdecydowana większość na pierwszy rzut oka nie budziła podejrzeń, o tyle pewien osobnik przykuł jego wzrok. Już grubasowi cisnęło się na usta - Być cz... - Jednak w porę zorientował się, że nie spogląda na czaszkę, a pewnego mężczyznę.
Nabrał powietrza i tłustym, serdelkowatym paluchem wskazał towarzysza przebywającego nieopodal. - Miejcie mnie Niebiosa w opiece, jeśli się mylę, ale jeśli w tym gronie ktoś ma być podejrzany, to w pierwszej kolejności stawiałbym na Magggusa, bo po kim spodziewać się podstępu, jak nie po kimś, kto jest bezczelny i para się iluzją?! Sprawdźmy, czy przedstawiana nam postać nie skrywa czegoś pod pazuchą! - Wykrzyknął, a jego podbródki zafalowały wesoło, bo choć ważył 185 kilogramów i przez swój wielki brzuch nie widział własnego penisa, to dobrze wiedział, że nie można dać się zastraszyć i że w tak paskudnym świecie trzeba czasem zaryzykować, żeby nie dać się komuś wydymać.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Koniec dnia pierwszego.

[Dodano po 2 godzinach]

Podsumowanie

Dzień 2:

Zlinczowani: Magggus

Osądzeni przez Sędziego: brak

Uratowani przez Kaznodzieję: brak

Uratowani przez Doktora: brak

Zabici przez Wilkołaki: Kota

Zabici przez Czuwającego: brak

Nie głosowali i nie pasowali: Dalej…, Tig

___________________________

Od dziś nie można już pasować
___________________________

Aktualnie grający:
- Boneclaw
- Dalej...
- Eni
- Hrywi
- Ielenia
- Kota
- Magggus
- Tamc.
- Tig
- Vitanee
- Von Majden
- Wiktul

___________________________

Bogowie – o ile istnieli (a wedle prawideł systemu, w który sobie pogrywała nieszczęśliwa grupka znajomych, było ich wręcz zatrzęsienie) – musieli być wyjątkowo złośliwi. Bo jakżeby inaczej tłumaczyć fakt przeniesienia graczy do fikcyjnego (!) świata, który okazał się całkiem prawdziwy? Ha, pozostaje chyba tylko mieć nadzieję, że był to jednorazowy przypadek, dający się wytłumaczyć dziwacznym sprzężeniem. W przeciwnym wypadku, skutki dla obu światów byłyby iście opłakane.

Ale, ale, wróćmy do naszych bohaterów. Logicznie rzecz ujmując, karczma powinna być natychmiast zamknięta, bez możliwości wyjścia bądź wejścia do środka. Ale… ile osób przekroczyło próg przybytku, zanim został ogłoszony fatalny, wilkołaczy fakt? No właśnie.

Polem bitwy było całe miasteczko.

Ale, ale, niby się nie pali, prawda? Choć się pali. Niemniej, strzelanie na ślepo niekoniecznie było mądrym posunięciem. Zwłaszcza, że pojawiało się także pytanie: co się stanie z graczem, który zginie w tym świecie? Czy jego istnienie zakończy się również w tym macierzystym? Czy uda im się w ogóle powrócić? Czy będą mogli swobodnie spojrzeć w lustro, ze świadomością, że krew kumpla z drużyny znajduje się na ich rękach i za nic w świecie nie chce z nich zejść?

Mnożące się pytania wybitnie nie ułatwiały sprawy. Bo i jakżeby inaczej? Co za tym idzie – nikomu nie spieszyło się do opuszczenia ciepłego wnętrza „Pod wypatroszonym zombie”. Nawet upierdliwego grajka można było znieść, tym bardziej, że i tak przycichł. Może się wystraszył, że i na niego spadła klątwa, przez co straci swój „bezcenny” głos?

Być może nic by się nie stało, gdyby nie to, że sztuka iluzji najwyraźniej ukłuła w oczy niewłaściwe osoby. Iluzje… sztuka zwodzenia, mamienia, naginania rzeczywistości. Wręcz idealna przykrywka dla kogoś, kto chciałby ukryć futro, prawda? A może to po prostu wina maleńkich, tęczowych jednorożców, które rozpierzchły się po całej izbie. Błogosławiona tutejsza ludność, że nie wie, co to Internet i z czym wiążą się takie istoty.

Wracając do wspomnianego kłucia… Dziwne. Część prawideł gry najwyraźniej wciąż miała zastosowanie. A może wszystkie? Nie wiadomo. W każdym razie, gdy tylko przesądził się los iluzjonisty, w dłoni chyba-nie-tak-znowu-byłego-MG pojawiły się kości. Och, jakże się nieszczęśnik zdumiał, czując ich niecierpliwość i ten przymus rzucenia nimi!

Alea iacta est.

Potoczyły się po długim blacie stołu, hipnotyzując swym ruchem. Obrót za obrotem, zmiana losu za zmianą losu. Cóż się stanie? Dach spadnie mu na głowę, mag go znienacka usmaży, wojak mieczem przebije, odejdzie, by samotnie zawisnąć na drzewie?

Stuk. Stuk.

Stuk.

Kości znieruchomiały, błyskając wytrawionymi w nich numerami.

Wyrok zapadł. Magggus jął się krztusić i sinieć, desperacko próbując zaczerpnąć choć odrobiny powietrza. Rozdzieranie szat? Na nic to. Niewidzialna dłoń wciąż i wciąż zaciskała się na jego gardle, niestrudzenie wyduszając życie z mężczyzny. Nikt nawet nie drgnął, nie rzucił się na pomoc, wiedząc, iż wszelkie wysiłki byłyby daremne. Bo jakże można tu walczyć z wyższą siłą? Ostatecznie ciało opadło martwe na stół, strącając przy okazji bezpański w tej chwili kufel.

Oblicze tego towarzysza nie zmieniło się w żaden sposób. Magggus niewątpliwie był człowiekiem, mającym wybitnego pecha. Pierwsza krew została przelana…

… lecz nie po raz ostatni tego dnia.

Nie sposób rozsądzić, czy winowajcą był ktoś, kto po śmierci Magggusa zniknął z karczmy, wymawiając się potrzebą ulżenia pęcherzowi. Równie dobrze to mogła być osoba, której twarzy nie zarejestrowano, bowiem opuściła przybytek znacznie wcześniej. Wilcze wycie rozdarło nocne powietrze, informując, że to nie „zwykli ludzie” są panami tego miejsca.

Zdecydowanie nie.

Potwory wyszły na łowy, zaskakująco trafnie wybierając swą ofiarę. Jak się rankiem okazało, Kota, drobna i cicha dziewczyna, zginęła chyba najgorszą z możliwych śmierci. Dzielnie walczyła, o czym świadczyły ślady w śniegu oraz rozsypane wszędzie korale (oraz podejrzane kawałki czegoś, co prawdopodobnie mogło być szczątkami jakiegoś ciała), w których tak się lubowała. Ale cóż z tego, skoro została znaleziona w korycie z wodą dla koni, już zamarzniętą zresztą? A tak się obawiała wody…

Stracenie tak potężnego sojusznika na samym początku nie mogło zwiastować nic dobrego. Ale nieubłagany czas płynął i…
___________________________
… nadszedł dzień drugi.
Krępy krasnolud właśnie wrócił z nocnego patrolu. Zźiębnięty i nieusatysfakcjonowany usiadł w ciemnym kącię przygnębiony. Jego broda jak gdyby żyła własnym życiem potrząsała się sama to w prawo to w lewo. Nie reagując niewysoki wybryk natury (jakże inaczej można nazwać krasnoluda abstynenta) zamówił mocną kawę. Towarzysze niedoli (i nie tylko) poinformowali go o śmierciu dwojga niewinnych.
- Cóż - westchnął głeboko
- Każda wojna wymaga ofiar. Ale szczątki ciała, które znaleziono przy drugim trupie i fakt iż pewien jegomość nie trafił ze swym osądem.
- Hmm - pomyślał
- A wy co o tym myślicie - zapytał zwracając wzroku ku przemieszczającej się brodzie.
- Aha, aha. Co? Nie możliwe ! - wrzasnął ze sporym zdziwieniem. Pociągnął siarczysty łyk kawy, której wcześniej nie zdarzyło mu się pić i zwrócił się ku pozostałym zebranym w karczmie bohaterom.
- Jakie jest wasze zdanie mości towarzysze ? Cóż uważacie ? Czy wasze domysły też krążą Tam gdzie ciemno ? - zastanawiał się będąc niemalże pewnym swojej racji.
Grubas rechotał, a jego fałdki gibały się wesoło.
- Brawo, brawo, zaiste, brawo! - Mówił i klaskał przy tym w tłuste ręce.
- To, że krasnoludy nie grzeszą wzrostem, widać - że tak zażartuję - na pierwszy rzut oka, ale że nie grzeszą inteligencją?
Mężczyzna pogłaskał czaszkę po jej delikatnym czole i sklepieniu - Nic się nie martw, nie ma tu tak dużo imbecyli. - Powiedział czule.
- Twierdzisz zatem, wracając z nocnego "patrolu" - na którym nie chcę wiedzieć, co robiłeś, że nieszczęście, które dotknęło Kotę, to moja sprawka? Sugestia tak głupkowata, że może nie grzeszysz inteligencją nie dlatego, że masz penisa wielkości fistaszka i ledwo sięgasz do stołu, a może z innego powodu... ?
Tłuścioch podszedł do krasnala i wytarmosił go za policzek. - Jaką macie metodę, smyku? Jeden z Was podaje niewinną ofiarę chwilę po linczu, drugi klepinie rankiem, a potem ludzie w to uwierzą i pójdą jak owce dalej? Tak dzisiaj działają te Wilkoburaki?
Mężczyzna puścił zarośnięty kawałek policzka i wrócił na swoje miejsce, po czym z trudem klapnął.
- Muszę Wam przyznać, że nawet nieźle to obmyśliliście - pomyliłem się co do linczu, więc łatwo mnie wrobić, powinno spodobać się reszcie, takie to życiowe. Ale wiesz co, wcale nie żałuję, że wyssałem życie z tego skurczybyka, bo trzeba się decydować na takie kroki, by wytropić takich zuchwalców jak Ty. Spójrz sam, nawet podziałało - zgiął niewinny (na szczęście!) człowiek, a już nam tu ktoś wyskakuje jak Filip z konopi. Brakuje tylko drugiej osoby, która podbije Twą sugestię, karle.
Grubas westchnął ciężko.
- Wiesz co, z Nekromancją jest jak z dziwką - każda ją lekceważy i przedstawia w złym świetle, ale ten sam każdy chciałby z nią spędzić choć trochę czasu. Nie dam sobie, bratku, w kaszę dmuchać i chętnie wytknę Wam drobnostkę, która w mym mniemaniu nieco niszczy tę paskudną teorię - jakim cudem mogłem mieć przy sobie resztki JAKIEGOŚ ciała, skoro jednym plugawym zaklęciem wyssałem z drania żywot, nie dotykając nawet ciała ofiary? Ja wiem, że Wy, krasnale, nie przepadacie za magią, ale żeby nie znać choć podstawowych podziałów? Co ja, zjadłem Kotę? Nerkę wyciąłem, bo była w cenie? Tak działają Nekromanci? Resztki ciała, też mi coś. Nie to, żeby karczma zwała się "Pod wypatroszonym zombie". Doprawdy, prawie mnie przekonałeś do tego, że faktycznie jestem winny. Brawo, brawo, zaiste, brawo!
Grubas musiał zrobić przerwę i chwilę pooddychać w spokoju, bo trudno było dotlenić wszystkie tkanki, zużywając tyle sił na siedzenie i mówienie. W końcu mógł kontynuować:
- Cóż mi pozostaje, bratku? Cieszę się, że nieudany lincz nie poszedł na marne i że tak wyskoczyłeś z tym oskarżeniem. Może właśnie najciemniej jest nie tam, gdzie jest ciemno, co z pozoru oczywiste i w co każdy może bez problemu uwierzyć - no bo jakże - a może właśnie pod latarnią? Może to JAKIEŚ ciało należało do kogoś, kogo spotkałeś podczas "patrolu"? Wszakże wyraźnie widzę, że być może winny jest ktoś, kto opuścił przybytek wcześniej. Czy to nie Ty ucieszyłeś się z - że tak Cię zacytuję: przynajmniej porządna bitka się znalazła - i to nie Ty opuściłeś karczmę? Sprawdzałeś na kimś ostrość topora? Brawo, karle. Może jestem tłusty i nie grzeszę warunkami fizycznymi, ale głowę, karle, głowę to ja mam mocną. Cieszę się, że to mnie wybraliście. Pozdrawiamy ja, mój tłusty tyłek, czaszka i Nekromancja.

[Von Majden]
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Gnom, z wieloma niepokojącymi przyrządami i pudełkiem zapałek oraz kuszą imponujących rozmiarów krzyknął:
-Dzieci, siadać bo się te wasze kłótnie *hihi* wysadzi w powietrze!
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
- Nekromancja, szmancja - parsknął pogardliwie krasnolud gdy nekromonta skończył już biadolić swoją nędzną wymówkę.
- Znam ja was trupoluby, niejednokroć spotkałem Tobie podobnych, ale tak tłustego zada jak Twój jeszcze nie zdarzyło mi się ujrzeć. Co więcej mój topór nie raz posmakował waszej plugawej krwi. Wiem jak działacie najpierw wysysacie życie, a następnie bezmógie, bezduszne i bezwolne skorupy denatów skradają się za plecami gotowe wbić nóż w plecy drugiej ofierze. Dobrze to obmyśliłeś: najpierw wydałeś samotnie wyrok na biednego Magggusa (czymże Ci on zawinił), następnie wyssałeś życie by wykorzysać jego martwe członki jako "żywą marionetkę". Zapomniałeś wszakże o jednym czyż nie ? Nie posprzątałeś po sobie jak jakiś świeżak, jak amator, jak zwykły neofita. Grunt sypie Ci się pod nogami i dobrze o tym wiesz, toteż rzucasz oskarżeniamia by zmylić innych. Nie obawiaj się nie są na tyle głupi aby Ci uwierzyć i pewnie sami się już dawno domyślili prawdy.- wysapał długą wiązankę, a następnie wypił kolejny łyk kawy którą w zastępstwie alkoholu sączył jedną za drugą i delikatnie włożył drobne okruszki w swą zmierzwioną brodę, która jak już wiadomo żyła własnym życiem i jeść też musiała.
- Nie martw się - rzekł znów do spasionego nekromanty
- Mój topór prędzej czy później posmakuje i Twojej krwi - po czym odwrócił się aby więcej nie patrzeć na szpetotę swego rozmówcy.
- Hue, hue, skąd te nerwy, skąd ta agresja, karle?
Grubas uradowany kręcił głową z rozbawieniem.
- Życie nie jest takie łatwe, choć wiem, że najlepiej by dla Was było, gdybym z uśmiechem zgodził się z Twym oskarżeniem i dał się wrobić w tę durną pułapkę.
Spojrzał na leżącą obok czaszkę i z powrotem na rozmówcę.
- Ilu Was tam jest, dwójka, trójka? Trzeba to było lepiej to obmyślić, ludzie nie są debilami. Taka sugestia chwyta się kory; szczątki to nekromanta, a co. Wszyscy to klepną! - zachichotał, a fałdy zatrzęsły się żwawo.
- Ale spokojnie, ja Cię rozumiem - jak już w coś wdepnąłeś, to teraz musisz konsekwentnie brnąć dalej. Proszę bardzo, oczerniaj mnie, wołaj braci, bo wielki, gruby, zły nekromanta Cię zje, hue, hue. Taa...
- A propos, mnie się sypie grunt pod nogami? Co w takim razie robi ta kupa w Twoich spodniach?
Mężczyzna przygramolił się i poklepał krasnoluda po ramieniu.
- Nie martw się. Dziewka wspominała, że toaleta jest za rogiem.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Krasnolud siedział poirytowany i starał się nie zważać uwagi na bełkot nekromanty. Kiedy jednak usłyszał o rzekomej kupie w we własnych spodniach odwrócił się i rzekł:
- Mój drogi. W przeciwieństwie do Ciebie ja nie mam się czego obawiać, bo to nie przeciwko mnie świadczą dowody, które tak starannie bagatelizujesz i próbujesz odwrócić od nich uwagę. Marne z Ciebie nekro coś tam, marny i kłamca. Com miał powiedzieć już powiedziałem i Twoje nieudolne próby nastraszenia mnie nic nie pomogą. Pozdrów włochatych kumpli kiedy znów będziecie obmyślać linię obrony i planować kolejny atak. - wypowiedział się po czym zwrócił się cicho do swojej brody.
- Potrzeba wam jeszcze coś ? - zapytał. Widząc iż broda potrząsa się poziomo uznał to za zaprzeczenie i znów zajął się konsumpcją czwartego już kawowego naparu.
- Eh, karle, karle.
Grubas pokręcił głową ze współczuciem.
- Jak dowody mogą świadczyć przeciwko mnie, zważywszy na to, że wyssałem życie z Magggusa na oczach Was wszystkich? W myśl Twych oskarżeń nikt miałby się nie zorientować, jak na środku karczmy 185 kilowy mężczyzna robi z niego "żywą marionetkę", a potem zabiera się z nią i spokojnie opuszcza karczmę, by zapolować na Kotę? Tak, tak, rzeczywiście dobra teoria. Już widzę, jakby to przeszło...
Mężczyzna wywinął oczami.
- A ile napiwku dałem przed wyjściem w tej bajce?
Tłuścioch chwycił kufel i rzekł:
- Twoje zdrowie, karle.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

O porannym brzasku, w cichej i spokojnej jak dotąd okolicy, zapanowało wielkie poruszenie. Haron masując skronie starał się pobudzić krążenie w swojej zmęczonej mózgownicy. Nie mógł uwolnić myśli od wszechogarniającego lęku, który go całego paraliżował.

- Ehh..jak to możliwę, że na takim zadupiu, na takim cholernym bezludziu, pojawiła się czarcia hołota.

Bół głowy dodatkowo potęgowała kłótnia dobywająca się z drugiego końca sali. Dwóch krnąbrnych wyrzutków starało się przekrzyczeć, obwiniając wzajemnie.
W jego głowie nagle zabłysnęła pewna myśl...ponownie założył na głowę, lekko znoszoną mitrę. Chwycił kufel świeżego, chmielowego naparu i ruszył w stronę dwójki zawadiaków.

- Hola! Hola! Panowie. Wasze wzajemne oskarżenia wskazują na jedno - któryś z Was, to wilkołak. Tylko, który? He? Jak Pan mawia w Świętych Zwojach "...wystrzegajcie się Zła w przebraniu, Jego Czcicieli, oskarżających dzieci Światłości o czyny zbrodnicze!" winny ten kto bardziej wmawia innym swą niewinność! Panie Tamc, wytłumacz proszę wiernemu Słudze Bożemu, dlaczego tak się wystraszyłeś po oskarżeniach Von'a? Wszak, miał rację! Wystawiłeś na lincz bezbronną istotę, dziecko Światła, którego dusza błąka się teraz po Kazamatach Czyśćca! Ani jedno słowo skruchy nie wypłyneło z twych plugawych ust. Tylko istota zrodzona z diabelskiego nasienia nie okazuję cienia goryczy po skazaniu niewinnej istoty!
Odpowiedz Mi!! Rozkazuję! Przyznaj się do popełnionej zbrodni, a łaska Pana oczyści Twą splugawioną Duszę!
"In the name of God, impure souls of living dead shall be banished into eternal damnation..."
← Wilkołak
Wczytywanie...