NOWA niekończąca się opowieść..........

Jego powieki powoli się otwarły. Obok niego siedział Nazin, z uśmiechem na ustach. Od razu wróciły wspomnienia.
-He gdzie nasza panienka? - Powiedział z uśmiechem Roak
-Bierze kąpiel - odpowiedział Nazin ze łzą w oku - Myślałem że umrę ze śmiechu jak ją, go zobaczyłem.
-Taaaa niezła szopka, a jeśli to jakiś podstęp? - Powiedział z powagą w głosie Roak.
-No na pewno - Z trudem opanowując śmiech, odparł Nazin
Nagle Roak upadł na kolana. Chwycił się z całej siły za głowę. Z jego szeroko otwartej szczęki nie wychodził żaden głos.
-Roak? Co jest, to już nie jest śmieszne - Powiedział Nazin przyglądając się Roakowi.
Lecz ten zamiast odpowiedzi nagle powstał z kliczków i z dzikim krzykiem wybiegł na zewnątrz. Nazin nie tracąc czasu wybiegł za nim.
-Ej! Roaku co się dzieje - Na próżno wołał Nazin
Roak w całym swoim dzikim szale wbiegł do lasu, wrzeszcząc w niebogłosy.

______________________________________________

Tym czasem Ven'Diego chodzac po mieście szukał sklepu z instrumętami.
-Kurcze Żeby nawet małego kramu... - Mówił do siebie
-Hej panie kupi pan nóż do owoców? - zaczepił go stary pomarszczony człowiek, Uchylając lekko swój płaszcz pokazując niezłą kolekcję noży.
-Hmmmm jak by ci to powiedzieć żeby cię nie urazić......nie - Odparł szybko Ven - Chociaż wiem kto kupi...
-Tak powiedz mi panie...
-Tam o tam daleko, widzisz takiego osobnika, ten w długim płaszczu, to mój znajomy on zbiera noże - Odparł z ukrywanym uśmiechem Ven
-O dzięki ci panie, proszę to dla ciebie, taki upominek - Stary podał mu krótki nożyk z drewnianą rękojeścią
-Eeee niewiem co powiedzieć...nie mogę przyjąć takiego drogocennego daru
-Ależ nalegam...Ven'Diego
-Ej skąd znasz moje imię - Powiedział zdziwiony Ven, lecz starego już nie był. Może to jego naturalna zdolność znikania, a może po prostu znikł w tłumie. Tego Ven nie wiedział.
Przyjrzał się nożowi. Na rękojeści widniał napis: "Twój przyjaciel jest w wielkim niebezpieczeństwie, spodziewaj się najgorszego od tego kto patrzy ci na ręce. Napisał to Alberich, wróg twojego wroga"
Po chwili zastanowienia jak tak długi napis mógł sie zmiescic na małej rekojeści, Ven udał sie dalej na poszukiwanie sklepu z instrumentami. W głowie Odbijało się mu tylko jedno imię, Alberich
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Joan wyszła z teleportu tuż za domem. Bezboleśnie upadła na nogi. Teraz w głowie krążyła jedna myśl i jedno imię. Czuł podekscytowanie tym, co niebawem ma się wydarzyć. Jednakże wciąż pomimo tego jedna rzecz wbijała się jej w umysł niczym cierń w bok "Zabił się..." to nie dawało jej spokoju. Chciała się dowiedzieć czym prędzej o tym samobójstwie. Chciała wiedzieć wszystko a przede wszystkim widzieć wampira całego. Gdy wyszła przed dom zobaczyła jak jakiś osobnik wbiega z krzykiem w las a za nim biegł przez chwilę Nazin. Ten ostatni zatrzymał się przed lasem i krzyczał coś lecz na darmo. Odwrócił się i zauważając Joan przyśpieszył do niej kroku.
- A więc jesteś już? - zapytał spoglądając na pergamin - Podarunek od Cladiusa?
- Tak...Dzięki temu możemy wskrzesić Ramizesa.
- Mogę zobaczyć?
- Oczywiście - podała Nazinowi pergamin. Mag delikatnie go otworzył. Chwilę wędrował wzrokiem po całym i rzekł - Zadziwiające...Czar tak potężny napisany takim prostym językiem...Ten Cladius jest na prawdę potężny jak mówią...Jednakże to tego będziemy potrzebować magów. Med'a, Rinc'a i hmm...Finka.
- Ale przecież Fink nie żyje - odrzekła natychmiast. W odpowiedzi Nazin zachichotał - Z czego się śmiejesz?
- No jakby ci to wyjaśnić...Fink *powinien* nie żyć ale żyje i jest w domu... - zaczął tłumaczyć dziwnie powoli jakby zwlekając z wyjaśnieniem.
- Tym lepiej dla nas!
- Tak...Tylko, że widzisz...On jest...Kobietą! - znów zaczął się śmiać. Na to ostatnie stwierdzenie Joan otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Jak to...Kobietą?...Mówże jaśniej! - denerwowała się ta prawdziwa kobieta na co Nazin natychmiast spoważniał.
- Ekhm...Fink powrócił z zaświatów lecz jego dusza została przydzielona do ciała kobiety. Co więcej, nieumarłej kobiety...
- Jest wampirzycą?! - niemal krzyknęła oburzona przerywając magowi.
- Nie, nie! Jej..Jego...Nie wiem jak ja go...Ją nazywać....W każdym razie klątwa polega na tym, że gdy dotknie czegoś żywego gołymi dłońmi to natychmiast ta istota obumiera. Rośliny umierają a ludzie...Cóż...Póki co to mdleją. Zależy chyba ile to coś ma kontakt z...tym - znów rechot.
- No to bardzo ciekawie ale teraz przystąpić do wskrzeszenia *prawdziwego* nieumarłego. Gdzie reszta magów?
- Poszli do miasta na zakupy...
- To wzywaj ich czym prędzej! - przerwała rozkazująco.
- Nie dasz im ani chwili wytchnienia?-
- NIE! - syknęła w odpowiedzi. Nazin szybko zrozumiał, że kobieta chcę jak najszybciej ujrzeć wampira.
- Dobrze już dobrze. Zaraz ich poinformuję - jak rzekł, tak zrobił. Telepatycznie skontaktował się z Rincem i Med'em.
- Powiedz im też aby sprowadzili tutaj jakieś ofiary. Potrzebna będzie krew...Dużo krwi! - Nazin nic nie rzekł tylko przytaknął.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

- Wygląda całkiem apetycznie, nie sądzisz? - zapytał Med Atis wskazując na pięknie pachnąca szarlotkę.
- Dawno nie miałam takiej w ustach... - oblizywała usta wpatrzona w ciasto niczym w obrazek.
- Uważam jednak, że i tak jesteś słodsza od wszelkich słodyczy! - rzucił komplement wzmacniając go pocałunkiem w policzek.
- Jesteś słooodziutki - odrzekła patrząc w oczy Med'owi.
- "Med, odezwij się" - usłyszał w głowie głos Nazina mag.
- "Słucham cię" - powiedział odsuwając się trochę na bok z dala od gwaru ludzi.
- "Joan wróciła. Ma czego potrzeba do wskrzeszenia Ramizesa. Potrzeba jednak siła magiczna. Przybywajcie."
- "Już się robi"
- "Aaaa i jeszcze jedno...Nie wiem jak ale załatwcie krew...Dużo krwi."
- "Eeee to znaczy?" - zapytał lekko zdziwiony oraz zniesmaczony Med.
- "Nie wiem...Przyprowadźcie jakiś ludzi...Cokolwiek byle miało krew dobrej jakości. Tak mówi Joan."
- "Coś wymyślimy."
- "Czekamy na was" - przerwał więź telepatyczną Nazin.
- Co się dzieje? - zapytała Atis z miną wskazującą, że jej się to nie podoba.
- Joan wróciła do Cladiusa i chce zacząć wskrzeszać Razmiesa. Jesteśmy tam potrzebni.
- Ehhh - wzdychała - Czyli koniec zabawy po mieście?
- Nie koniecznie - odrzekł zamyślony - Musimy sprowadzić tam krew..I to w sporych ponoć ilościach.
- Ooo, to coś miłego - uśmiechnęła się na co Med spojrzał z podniesioną brwią - Żartowałam...
- Powiadomię Rinca... - ledwo to rzekł gdy dostrzegł go przed wystawą porcelany tuż przed nimi. Rince oczywiście był w towarzystwie Ayi. Atis i jego kochanek podeszli do przyjaciół.
- Jak się bawicie? - zapytał Rince gdy podeszli. Dostrzegłszy ich miny od razu spoważniał na twarzy - Coś się stało?
- "Tak. Joan chce wskrzesić Ramizesa. Musimy wrócić" - odpowiedział telepatycznie Med aby wieść ta nie doszła do niepowołanych uszu.
- "Rozumiem"
- Nie nic, tylko ceny widzę całkiem spore - odpowiedział na pierwsze pytanie Rinc'a.
- Taa, za drogo. Chodźmy gdzieś indziej.
- Zawsze mogę spuścić z ceny! - zachęcił sprzedawca.
- Nie, dziękujemy - odrzekł uprzejmie Rince i ruszyli do bram miasta.
- Gdzie idziemy? Co się dzieje? - pytała Aya spoglądając na kochanka.
- Zaraz ci wyjaśnię, kochana - powiedział Rince a nagle Med się zatrzymał. Wszyscy spojrzeli na niego pytająco.
- Idźcie. Zaraz do was dołaczę - Atis przytaknęła zrozumiawszy co chce zrobić kochanek i pociągnęła resztę za sobą. Mag zrobił w tył zwrot i ruszył chodnikiem zastanawiając się skąd wziąć krew. Wiedział, że jeśli będą to ludzie to żywy nie wrócą. Świadomy był do czego zdolny jest głodny wampir. Nie zostanie w człowieku choćby kropla krwi. Tylko suchy worek.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Rince skontaktował się telepatycznie z bardem informując go aby przybył pod bramę czym prędzej. Nie czekali na niego długo.
- Co się dzieje?
- Czekamy na Med'a i wracamy do domku. Mamy sprawę do załatwienia, która musi być załatwiona czym prędzej - "wyjaśnił" mag na co bard tylko przytaknął nadal nie rozumiejąc zbytnio o co chodzi. Póki co, zachował dla siebie przygodę ze sprzedawcą noży. Postanowił, że opowie ją kiedy ta ważna sprawa zostanie załatwiona.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Medivh tym czasem chodził po mieście w zadumie. W normalnym wypadku może krew zwierzęcia takiego jak świnia czy krowa by starczyła ale była mowa o krwi dobrej jakości a zwierzęca ponoć takowa nie jest według wampirów. Tłum ludzi się gęścił. Cały czas się o kogoś odbijał. Nie mógł skupić się na obecnym problemie. Skręcił w jakąś boczną zabrudzoną uliczkę. Była ona pomiędzy budynkami. Brudna i śmierdząca ale za to cicha. Szedł nią rozmyślając. Nie widziało mu się skazywanie kogoś na śmierć...
- Wybierasz się gdzieś, chłopaczku? - z zadumy wyrwał go jakiś męski głos. Gdy spojrzał stało przed nim trzech facetów. Już na pierwszy rzut oka widać, że to przestępcy.
- Dawaj co tam masz.
- Ooo tak..Dostaniecie - uśmiechnął się zadowolony z szczęśliwego rozstrzygnięcia sprawy Med. Trójka spojrzała pytająco na siebie dostrzegli tylko jak mag podnosi ręce do góry coś szeptając. Po chwili padli na ziem. Żywi ale uśpieni.
- "Mam...towar" - zgłosił Rincowi.
- "Kiedy będziesz pod bramą?"
- "Nie będę. Ruszajcie już a ja się teleportuję stąd."
- "Jasna sprawa" - zakończył Rince. Czwórka wyszła poza miast i z dala od niego Rince stworzył portal, który przeniósł ich do domku. Tak samo uczynił Med biorąc jednego z oprychów na plecy.
- Ale skurczybyk ciężki! - zasapał przechodząc przez portal.
Na środku podwórka czekała cała paczka poza Roakiem, który gdzieś wyparował. Była tam też pani Fink, która stała dumnie lecz mało kobieco.
- Rince, możesz mi pomóc? Jest tam dwóch jeszcze - poprosił przyjaciela gdy położył cielsko na trawę.
- Jasne - Magowie weszli w portal, wzięli śpiące ciała i przyszli z powrotem zamykając za sobą portal.
- No to mamy chyba wszystko co nam potrzeba? - zapytał dla pewności Nazin spoglądając na Joan. Ta przytaknęła - Odsuńcie się a my rozstawmy się w prostokąt koło mogiły wampira - Tak też uczynili. Nazin podał każdemu pergamin aby się z nim oznajmił. Gdy już to uczynili ustawili się w figurę prostokąta. Fink i Nazin od góry a Med i Rince u dołu. Nazin trzymał pergamin i zaczął z niego odczytywać powoli słowa. Cała czwórka rozstawiła ręce wzdłuż i po nie całej chwili promienie łączyły się z każdym po kolei. Niebieski od Finka łączył się z Nazinem i resztą i tak każdy tylko, że inny kolor. Med czerwony, Rince fiolet a Nazin żółty. Nad miejscem gdzie leżał Ramizes utworzył się tajemniczy znak złożony z kolorów magów. Cały czas ulegał transformacji nie mając stałości. Nagle ziemia się rozsunęła ukazując rozkładające się zwłoki. Były przysypane delikatnie ziemią. Ze znaku, który był utworzony nad ciałem wyłonił się jeden promień zawierający wszystkie kolory wbite w jedno. Trafił w ciało wampira a ono drgnęło.
- Teraz, dajcie mu krew! - rzekł Nazin. Natychmiast ruszyła Joan biorąc najbardziej utuczonego i ciągnąc go po ziemi wrzuciła go do grobu. Promienie zaczęły się cofać i zachodził proces odwrotny do tego, który się dział. Promienie poczęły wracać do właścicieli. Promienie znikły.
- Co jest do dia... - przemówił zaspanym głosem tłuścioch lecz jego głos został przerwany głośnym przestraszonym krzykiem - Co to kurwa jest?! Szarpał się dostrzegając, że leży na trupie lecz kościste dłonie zacisknęły się na nim niczym łańcuchy. Nazin, Rince i Med odeszli z grobu nie chcąc na to patrzeć. Joan i Fink patrzyli. Po chwili Zauważyli jak usta się otwierają ukazując diablo długie kły, które zachowane były w idealnym stanie -AAAAAAAAAAAAA! - darł się lecz nie na długo. Czaszka wykonała szybki ruch prosto w tętnicę wbijając się niemal w całości -Aaaaa.... - ściszył się a gdy z ust poczęła wypływać krew nic nie mógł mówić tylko się nią krztusił. Kościste palce wbiły się tak głęboko, że w miejscach gdzie był poczęła również płynąć krew. Joan patrzyła bardziej otwartymi oczyma. Widziała wszystko jak na dłoni. Nieopisany strach w oczach ofiary oraz to jak jej ukochany wraca do "życia". Jak na dłoni widziała zrastające się tkanki, jak szybko odbywa się proces regeneracji, który dokonuje się na oczach.
- Pij kochany, pij... - szeptała patrząc zachwycona widokiem swojego kochanka w jego wampirzej naturze. Fink zachowywał kamienną twarz chociaż oczy wskazywały, że mu się to podobało. Nie trwało to długo. Ramizes nabrał bardziej ludzkie kszałty lecz nadal mu troche brakowało. Gdy cialo było puste wyrzucił je w powietrze z wielką siłą. Joan nie czekała i natychmiast wrzycuła następne ciało niczym. Obserwowanie tego przypominało oglądanie jak pająk zjada mrówkę gdy wrzuci się ją w pajęczyne. Wampir szybko złapał swoją ofiarę. Joan dostrzegła już na twrzy rysy typowe dla Razmiesa. Wbił się w tętnicę już spokojniej i pił nie wylewając już tak krwi. Proces regeneracji trwał. Gdy skończył wyglądał jak ciało, które nie ma skóry lecz same mięśnie. Jak ktoś żwycem obdarty ze skóry. Trzeci człowiek sprawil, że nabrał on już skóry, włosy, paznokcie. Wszystko było jużna miejscu. Ramizes był cały nagi. Sylwetka jak na trupa bardzo się podobała Joan. Blada, upaćkana we krwi, dobrze zbudowana i wyrzeźbiona. Nie mogłą się nie podobać kobiecie...No może inna kobieta wykazywała inne uczucia niż Joan...
- Fink, przynieś mu jakieś ubranie - rzekł a Fink bez słowa odszedł do domu gdzie reszta poszła podczas tego prcesu - Razmies? - zapytała nie pewna. Wampir podniósł się na pozycję siedzącą. Nic nie mówił. Zacisknął dłonie w pięść. Zaczął się dotykać jakby sprawdzając czy jest cały i niczego nie brakuje. Podniósł głowę i spojrzał swoimi trupimi oczyma na Joan. Usmiechnął się ukazując zakrawione uzębienie. Cała buzia wampira była czerwona. Pięknie dla Joan kontrastowało to ze skórą bladą niczym kartka papieru. Wystawił dłoń tak jak to zrobił gdy ona szła do Cladiusa. Joan nie zastanawiając się długo uchwyciła dłoń. Poczuła jakże przyjemne zimno dłoni. Wampir pociągnął mocniej i wpadła do grobu wprost na Ramizesa. Poczuła chłód bijący od umarłego. Była zaskoczona. Teraz jedyne co jej przyszło na myśl to, to, że zaraz podzieli los tamtych trzech. Już widziała jak kły zmierzają w jej tętnicę, zamknęła oczy. Poczuła jak ostre końcówki kłów dotykają jej skórę...lecz nic się nie stało. Poczuła za to liźnięcie a zapach krwi unosił się uderzając przyjemnie w nozdrza kobiety. Otworzyła oczy i dostrzegła w jego oczach...Pożądanie. Zresztą nie tylko tam...Jego pokrawione usta zbliżały się do jej. Usadowiła sie wygodniej dłońmi piszcząc jego tors i krew na niej będąca. Ich usta spotkały się. Poczuła językiem jego kły, które powoli się zmniejszały. Powaliła go na łopatki. Czuła cały czas wzrastające porządanie. Fink, który przyniósł spodnie widząc parę w grobie tylko się uśmiechnął i położył je koło grobu. Nie chciał preszkadzać zakochanym. A ci nadrabiali stracony czas...Fink wrócił do domu.
- I co?
- Nie przeszkadzajmy im...Są *bardzo zajęci* - odrzekł(a) dziwnie na co reszta popatrzyła każdy na każdego nie wiedząc co powiedzieć.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Wielkie zamknięcie na prośbę autorów (?). No, przynajmniej zapadła jakaś decyzja.
*

*
So Deunan wears a Prada and Briareos does a John Woo... Shirow save us...!
← Fan Works
Wczytywanie...