Wilkołak [runda 9]

O księżniczce Achai można było powiedzieć prawie wszystko, ale z pewnością nie to, że była delikatna i subtelna. Przeżyła kocenie w wojsku. Straszne tortury polegające na wbijanie zatrutych szpilek w cycki. Sprzedawała swoje ciało za bezpieczeństwo. Spędziła trochę czasu w kamieniołomach na ciężkiej, niewolniczej pracy. Pracowała na wsi pomagając ludziom z tamtejszymi trudami. Walczyła w kilku bitwach obserwując pourywane i poszatkowane ciała. No i wielokrotnie pokazała się jako wspaniały, natchniony szermierz.
- Nie dostaniesz wódki i koniec zdania, mała zarazo. Poza tym pasuje Ci ta płeć, stałeś się jeszcze bardziej płaczliwy i rozwrzeszczany... Jak na chłopca przystało. - Mówiła wyciągając zza kołnierza pojedyncze szczurze ogonki. - Fuj, jak to śmierdzi. Naprawdę sądziłeś, że jakkolwiek mnie tym wystraszysz? Trzeba było je wrzucić za kołnierzyk Edwardowi, wtedy miałbyś reakcję gwarantowaną. A tak?
Harry posmutniał. Z wielu powodów. Po pierwsze, Ielenia zburzyła cały jego system przekonań - jak mogą istnieć niedelikatne i niesubtelne dziewczęta? Co z uż i tak wątłym i niestabilnym przekonaniem Harrego o przewidywalności świata? Po wtóre, kara okazała się nieadekwatną, niedopasowaną do obiektu; co za ból! Po trzecie zaś - wciąż nie dostał wódki. Smutek, wielki smutek. Łzy wielkości grochów zaczęły spływać po policzkach młodzieńca i skapywać na jego odzienie. Całe szczęście, że ma pelerynkę, przynajmniej nikt nie uzna go za beksę.

- Ielenia, nie lubię cię. Bardzo. Jesteś niemiłą osobą. Ja cierpię. Cierpię jak nikt inny. Za cały świat cierpię. Nigdy tego nie zrozumiesz - wychlipiał. - W "Proroku codziennym" piszą, że jestem Wybrańcem; jestem - ale w innym sensie: "Nazywam się Milijon - bo za milijony kocham i cierpię katusze." - zacytował wieszcza i od razu poczuł, jak poprawia mu się humor. Jest przecież tak inteligentny! Tak mądry, tak oczytany! Nie to, co ta dziwna Achaja.
- Założę się, że nawet nie umie czytać. - pomyślał. I zaraz do głowy przyszła mu myśl kolejna - Edward? To w gruncie rzeczy dobry plan. Może ona jednak nie jest taka znowu bardzo głupia? Nie będę się nudził, a denerwowanie ludzi również przyjemnym bywa. Zatem: gdzie jest Tamc?

Harry dzielnie zlokalizował Edzia. Ale zanim umieścił za jego kołnierzykiem jeden z ogonków (oj, nie mógł się powstrzymać!), wrzucił też jeden Mattowi. I jeden, co uznał za wyjątkową wspaniałomyślność, a nie złośliwość - Kotu, do karmy. Niech ma jakieś urozmaicenie.

- Sesesesese! - zaśmiało się chłopczęcie złowieszczo. Zupełnie jak Brzydal z "Troskliwych Misiów".
Kot zjadł ogon ze smakiem. W końcu koty są po to, żeby na szczury polować. Miał nadzieję, że Harry zapozna go kiedyś z legendarnym Krzywołapem.

Co zaś się tyczy sprawy wilków, cóż, popełnił ogromny błąd. I cóż miał teraz zrobić? Zaczął przyglądać się każdemu z osobna....
Harry zbyt płaczliwy, Snow nic nie wie, Edward jest tak czy siak potworem, co to za różnica którym? Hija nie radzi sobie z zaklęciami, a co jak na siebie rzuciła zaklęcie i nocą zamienia się w wilka? Achaja zaś przeżyła zbyt dużo tych bitew. Ciekawe, czy zwykłej księżniczce to by się udało? A może była na jakichś wilko-dopalaczach?
Półprzezroczysta istota podniosła się powoli z twardej ziemi. Zachwiała delikatnie, ale po chwili stanęła całkiem prosto i powiodła wzrokiem po swych towarzyszach.
- Witam wszystkich - wybełkotała niewyraźnie. - Przepraszam za swą nieobecność i chwilową niedyspozycję. Jak widać zwierzenia potrafią przysporzyć wielu niedogodności . "Głównie żołądkowych"- dodała w myślach.
- Chyba wiele nas ominęło - odezwała się bardziej trzeźwa część Hiji. - Tig nie był wilkołakiem, więc kto nim jest?! I co one na nas szykują, skoro tej nocy dały nam spokój? - rozmyślała głośno.

Po głowie chodziło jej jedno zdanie: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni...
Harry ucieszył się, że Kot był zadowolony z prezentu. Pozwolił sobie nawet na poufałość i delikatnie pogłaskał go po głowie. Nieco niepewnie, acz - z szacunkiem. Jest o wiele milszy niż Krzywołap.

- Szkoda, że nie mogę nakarmić go Parszywkiem - pomyślał. - Ale też... Vitanee może znikać. A przecież ktoś tu ostatnio kogoś zniknął. Nie byłem to ja, pelerynka wciąż jest przecież na mnie - chłopczęcie kontynuowało myśl. - Niech więc będzie ten miły futrzaczek.

Tuż po podjęciu decyzji Harry poczuł wszechogarniający smutek. Bo jak tu uśmiercać kotka? W dodatku tak sympatycznego?
Dlatego też, niewiele myśląc, skulił się w kącie i rozpłakał jeszcze bardziej. Cierpiał w samotności, nierozumiany przez nikogo.
-Hmm, pomyślmy, Harry głosuje na mnie, ostatnio na Harry'ego głosowała Hija. Niech więc będzie:Niiin.Pomyślcie trochę, obłąkani ludzie i nie-ludzie. Ja jestem obłąkany. Różnię się skrajnie od psa (i wilka), który jest istotą zdecydowanie nie obłąkaną. Koty bowiem warczą (mruczą), gdy są w dobrym humorze i machają ogonem, gdy są w złym, odwrotnie niż pies.
Edward odłożył przenośny telewizorek, który znalazł na stoliczku i wstał zadowolony. To był dobry wieczór. Liga Mistrzów i piwo, piwo i Liga Mistrzów.

- Trzeba wrócić do rzeczywistości. - Upomniał się. W głowie kręciło mu się niemiłosiernie i wiedział, że dziś nie będzie z niego za wiele pożytku, a zanim legł na ziemię powtórzył sobie słowa matki: "Edzio, bądź konsekwentny."

Tym samym nie pozostało mu nic innego:

- Choć nie mam 100% pewności, stawiam na Niiin! - rzekł i padł nieprzytomny, otulony alkoholową poświatą przyjemności i nieświadomości.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

-Och Hija, nawet nie wiesz jakich niedogodności. - mruknęła księżniczka kładąc sobie rękę na brzuch, masując go lekko. - Tak, Tig niestety nie był wilkołakiem, zabiliśmy niewinnego. Mówiąc szczerze ja również podejrzewam Kota z Cheshire znanego także jako Vitanee... Jeszcze wczoraj bardzo wyraźnie podkreślał, że osoba, która zabiła Gandalfa była personą z umiejętnościami do znikania ciał i rzeczy. Wczoraj także chronił Niiin, a oskarżał dwukrotnie Tiga, tak, że pomyślałam przez chwilę, iż jest Wyrocznią i dlatego poszłam za jego przykładem. A co robi teraz? Oskarża ją. Wprawdzie jak mówiłam, dla mnie obie są podejrzane, jednak ja stawiam na naszego zwierzęcego znikacza. Czyż kot z Cheshire nie jest znany z idealnego znikania?
- Ważę starannie wasze argumenty, by nie popełnić złego osądu. Jednak widać jak na dłoni, że prócz Bagażu Rancewinda tylko Kot z Cheshire umie znikać! Aż łzy mi napływają do oczu, gdy pomyślę, że Vitanee - nasz milusi kotek może pod swym futerkiem kryć wilkołacze szpony... - uroniła jedną dużą łzę i odwróciła się plecami do pozostałych, by nie zauważyli jej słabości.
- Więc tak? Chcecie mojej zguby? Niech więc tak będzie, Vitanee. Może to wam uświadomi, kto jest dobry, a kto zły!
Po czym Kot z Cheshire, po raz ostatni wziął łyka kawki z mlekiem, poszukał, czy nie zgubił jakichś zębów po drodze ze swojego Uśmiechu, uśmiechnął się przyjaźnie do wszystkich i ... zniknął.

W oddali słyszalne było jeszcze mruczenie:
- Ojej - Harry zaprzestał na chwilę nurzania się we własnych smutkach - Kot chyba musi być bardzo smutną osobą. Przecież nikt radosny i szczęśliwy sam by na siebie nie wskazywał. Szkoda, w innych okolicznościach moglibyśmy się może zaprzyjaźnić? Dzielić razem codzienne smutki i radości? No, raczej smutki. Ale cóż, jest jak jest. Ostatecznie - i tak by mnie nie zrozumiał. Nikt nie jest tak wyjątkowy jak ja - i nikt tak nie cierpi.
-Vitanae...

Dlaczego ona, pytał się w myślach. Ale tak naprawdę nie miał żadnego innego kandydata...
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Koniec dnia czwartego.

[Dodano po 2 godzinach]

Podsumowanie

Dzień 4:

Zlinczowani: Vitanee

Osądzeni przez Sędziego: brak

Uratowani przez Kaznodzieję: brak

Uratowani przez Doktora: Tamc.

Zabici przez Wilkołaki: brak

Zabici przez Czuwającego: brak

Nie głosowali i nie pasowali: Matt (2), Dalej…(1), maliwa (1), Tig (1), Niiin (1)

___________________________

Aktualnie grający:
- Matt
- Vitanee
- Wiktul
- Tamc.
- Dalej...
- Ielenia
- maliwa
- Thorot
- Tig
- Niiin

___________________________

Pomyłka z dnia poprzedniego znacząco zmniejszyła szanse przeżycia tak zwanych bohaterów pozytywnych. Tych, którzy stoją po stronie Dobra, tępiących Zło na wszystkie możliwe sposoby. Doprawdy, ironią losu było, że sami się pozbawili swojego sojusznika, choć najprawdopodobniej nie obeszło się bez chętnej pomocy tych złych i niedobrych. Niby to była strata jednej tylko duszy, niby wciąż była zachowana przewaga liczebna, ale zawsze to jedna głowa, która myśli i wyciąga wnioski mniej. Chociaż tyle dobrego, że istoty nocy nie miały dodatkowego żeru… co z powodzeniem nadrobiły dnia kolejnego przedłużyło tę dziwaczną historię o kolejny rozdział. A może o kilka?
Tym razem zgromadzeni wyraźnie podzielili się na dwa obozy. Niiin czy Vitanee? Która była winną nocnych mordów? Obie najwyraźniej dysponowały umiejętnością znikania, bycia niezauważoną, co wybitnie pasowało do profilu zabójcy, który wyłaniał się nie tyle z popełnionych mordów co z bycia kimś wręcz nieuchwytnym.

Po długich sporach, szala być może dziwacznie pojmowanej sprawiedliwości, której nie powstydziłby się sam Ozyrys, przechyliła się na niekorzyść Kota. I tu pojawił się problem: jak pozbyć się kogoś, kto nie tylko znika, ale i składa się z samej tylko głowy? Ściąć jej nie potrafił nawet podwładny królowej Kier, a co dopiero mówić o istotach z zupełnie innych światów, które niekoniecznie muszą mieć pojęcie na temat lewitujących i znikających kocich głów, do tego niewątpliwie szalonych.
Na szczęście, a może i nieszczęście, Kot wywiesił białą flagę, z godnością przyjmując swój los. Nie wyrywał się, nie uciekał, tylko ze stoickim spokojem czekał, aż jego byli towarzysze odeślą go do… bogów. Tak się bowiem złożyło, że eksterminacji Vitanee towarzyszyło ponadnaturalne światło, opromieniające ją i tylko ją, najwyraźniej łagodząc cały ból towarzyszący próbom rozerwania, zmiażdżenia mieczem, uparcie schowanym w pochwie, spalenia zaklęciami. I choć spostrzeżono pomyłkę, to nie było już odwrotu – sprawy zwyczajnie zaszły już za daleko. Kot powoli znikał i znikał, aż został jedynie Uśmiech przez duże U, ze słowami "You're all mad here." Nie utrzymał się jednak długo, zniknął.

A wtedy…
Rozpętało się pandemonium. Błyskawice, rozrywające niebiosa raz po raz, deszcz zmieszany z gradem, siekający bezlitośnie niewydarzonych sędziów, lodowaty wiatr, przenikający aż do kości.
W tej sytuacji rozsądnym wydawało się ukrycie w ruderze, która mogła dać choć częściową ochronę. Tak się jakoś złożyło, że Tamc. Trafił do jednego pomieszczenia razem z włochatymi towarzyszami. Ci zaś, żądni krwi po jednodniowej głodówce, zdecydowanie skorzystali z okazji. I co z tego, że dookoła rozpętało się prawdziwe piekło? Krew, krew, KREW (choć wyssana najpewniej z pumy) i ciepłe zimne mięso znajdowało się tuż pod samym nosem, drażniąc powonienie, wzmagając apetyt.

- Kolacja nadchodzi… - wysyczała jedna z bestii, najwyraźniej dając tym sygnał do ataku.
Skok na biednego zdezorientowanego i najwyraźniej wciąż pijanego Edwarda został wykonany wręcz popisowo, idealnie. Dwie pary pazurzastych łap wyciągnęły się w jego stronę, dwa garnitury ostrych zębów były tuż, tuż i… Doktor wkroczył do akcji. Za sprawą jego dziwnych mocy, skóra Tamc.a, która powinna była się świecić jedynie w przypadku opromienienia przez słońce, ogień bądź cokolwiek innego, co daje światło, rozjarzyła się sama z siebie, dzięki czemu zaskoczone potwory zostały oślepione, oszołomione, a co za tym idzie – nie dopadły celu, lecz z warkotem i jękiem bólu wpadły na siebie.

Teoretycznie była to znakomita okazja, by dopaść przynajmniej jednego wroga, ale deski starego domostwa zaczęły podejrzanie trzeszczeć. Ziemia w wybuchu furii bogów się zatrzęsła, dając jednocześnie wszystkim impuls, by uciekać z tego miejsca, zanim zwali im się na głowę.

W całym tym rozgardiaszu ucieczki, nikt nie zauważył, że dwie osoby dołączyły nieco później do towarzystwa, z minami wyrażającymi raczej niezadowolenie, a nie strach przed konsekwencjami niefortunnego linczu. Zdążyli w ostatniej chwili.

Budowla, która przetrwała całe lata i wciąż mogła dawać jako takie schronienie, zakończyła swój żywot, zapadając się w sobie. Cała połamana, nadawała się już tylko na opał bądź do budowy prowizorycznego schronienia. Ten akt zniszczenia najwyraźniej zakończył boski gniew, bowiem wszystko ucichło. Nie było wiatru, nie było chmur. Zostały tylko gwiazdy, milczący świadkowie wielu wydarzeń.

I tak, w atmosferze jeszcze większej nieufności, z wciąż nieuchwytnymi niczym duchy wilkołakami (może najwyższy czas wezwać Sama i Deana Winchesterów? Podobno jakiś stuknięty prorok napisał o nich całą serię, więc zaproszenie na tę ponadnaturalną imprezkę chyba byłoby na miejscu), rozpoczął się…

___________________________
… dzień piąty.
Dzisiejsza noc była dla Edwarda jedną z najgorszych, jakie przeżył. I nigdy słowo "przeżył" nie brzmiało tak dosadnie. Z jednej strony dotknął go fakt, że prawie uległ swym największym wrogom, wilkołakom. Z drugiej jednak, prawie to prawie - niezmiernie cieszył go fakt, że jest wśród tych wszystkich ludzi ktoś, kto ma głowę na karku. Przynajmniej jeszcze dziś.

- Dzięki ci, nieznajomy. - powiedział w duchu wierząc, że i następną noc uda mu się przetrwać z tą niezaprzeczalną pomocą.

Po dłuższym czasie, gdy wreszcie otrząsnął się ze złego wspomnienia i alkoholowego upojenia, które kładło się z nim spać, dotarło do niego coś innego - reszta znów go nie posłuchała i znów popełniła błąd.

- Przeklęci bohaterowie przeklętych bajek, dający się nabijać w butelkę wilkołakom jak dzieci.

Młodzieniec zastanawiał się, dlaczego reszta go nie słucha.

- Czy bezpłodna osoba nie może być dobrym przywódcą? - pytał się.

Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że najbliższa noc okaże się kluczowa dla całego starcia. Na planszy nie zostało za wiele figur, a każdy zły ruch skończy się niechybną porażką. Czy przekonanie, w którym trwa od 3 dni na pewno jest słuszne i nie będzie gwoździem do trumny, którą do tego przeklętego miejsca zamówiły złe decyzje podjęte przez otaczających go imbecyli?

- Powiedzcie mi, kogo typujecie, a powiem Wam, kim jesteście... - Powiedział tajemniczo, zacierając ręce.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

-Cóż widać, że Doktor przynajmniej raz odwalił kawał dobrej roboty. - powiedziała Achaja. - Z drugiej strony bardzo mi szkoda Kota z Cheshire. To była wielka pomyłka i strata ważnego sprzymierzeńca...
Podniosła w niemym geście butelkę wódki i łyknęła z niej solidnie. Wszystko winą tego, że na trzeźwo nie potrafiła trzeźwo myśleć. Nigdy więcej.
- Nie wiem już nic. - mruknęła - Kto jest człowiekiem, a kto jest Wilkołakiem. Pewnym elementem jest tylko Edward. Ja się poddaję - to mówiąc pociągnęła tyle z butelki wódki, że po chwili film jej się urwał.
Nie wiedział już co sądzić. Był prawie pewien, że Vitanae to wilkołak, a los znowu, jak zawsze zresztą, postanowił zagrać po swojemu. Wiedział już chociaż, że Tamc. to nie wilkołak, ale to była jedyna dobra wiadomość.

- Paniczu, jesteś tu jedyną godną zaufania osobą! Pomóż nam, pójdziemy za tobą! - Jon znów wojowniczo próbował wyciągnąć z pochwy miecz na znak odwagi, ale klej widocznie jeszcze nie puścił.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Przez cały ten czas Hija stała z boku i przysłuchiwała się ich rozmowom. Bała się głośniej odezwać, by znów nie ściągnąć na siebie podejrzeń towarzyszy. Od kilku nocy żyła w ciągłym stresie. Śmierć groziła jej zarówno ze strony krwiożerczych wilkołaków jak i ludzi, którzy ją niewłaściwie osądzają.
Postanowiła przyjrzeć się bliżej każdemu. Wyrobiła sobie jako takie zdanie o każdym prócz... Matta. Kim on tak naprawdę jest? I co kryje się pod maską tchórzliwego młodzieńca? Czemu pojawił się dopiero trzeciego dnia? Czyżby nas obserwował i próbował znaleźć nasze słabe punkty, by potem łatwiej nas wyeliminować? I co najważniejsze: czemu na krok nie odstępuje swojej maskotki - WILKORA?!
To mnie bardzo niepokoi...
Harry był zły. Zły i rozgoryczony. Wściekły.

Przecież zginął kotek. Mały, uroczy, uśmiechnięty. Puchaty. Zignął ktoś, z kim Harry mógł się zaprzyjaźnić. Być może była to jedyna osoba na świecie, która byłaby w stanie - w niewielkim stopniu, ale jednak! - zrozumieć cierpienie chłopca, który przeżył. A czyja to wina?

Oczywiście - nie Harrego. To, że sam na Kota głosował, nie miało nic do rzeczy. Więc...

- To Achaja! To jej sprawka! - myślał - Głupia księżniczka, niedelikatna baba, która w dodatku poskąpiła mi wódki! Muszę znów ją ukarać!

Jak pomyślał - tak zrobił. Poskakał wokół stoliczka, zdobył eliksir wielosokowy, wrzucił do niego wyrwany dzień wcześniej włos....

- Hej, słuchajcie wszyscy - rzekł Harry, wyglądający teraz zupełnie jak Achaja - Mam ogłoszenie! Jestem księżniczka Achaja i jestem wilkołakiem!
Spojrzał na Niiin z wyrzutem, najprawdziwszym w świecie żalem. Jak mogła tak o nim mówić? Taka młoda, miła dziewczyna.

- Drogi Pani, to niegodne damy oceniać kogoś po jego maskotce. Naprawdę ciężko było się rozeznać czy mówi serio, czy po prostu aż tak ma nierówno pod sufitem.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
-Chyba niespecjalnie mamy wyjście. - warknęła półprzytomna spod stołu. -Zamierzam dzisiaj zagłosować na osobę, którą wskaże nasz błyszczący się kolega Edward. W końcu jest człowiekiem no i widział owe wilki z bliska. Wręcz czuł ich oddech na swoich plecach.
Niespecjalnie przejęła się zaczarowanym Potterem, który oskarżał ją o całe zło świata. Sama nie czuła się specjalnie dobrze po dwóch ostatnich linczach, w których brała udział, więc stwierdziła, że zachowanie chłopca wynika z wychowania bez rodziców, braku wódki i ogólnie rozumianego gówniarstwa.
- Jak chcesz głosuj na mnie Potter śmiało. Chcę już wrócić do swojego świata, o ile to jeszcze możliwe...
"Zdążyli w ostatniej chwili" - przypomniała sobie dzisiejszy poranek. Zdążyli, więc jeden on i jedna ona. Czy to by oznaczało, że Matt faktycznie się zwilkołaczył?
← Wilkołak
Wczytywanie...