Wilkołak [runda 9]

- Cóż no, czym chata bogata. Dołącz do mnie i do Kota przy stole. - rzekła księżniczka wskazując stolik ręką. - Tylko żeby się nie okazało, że w nocy staniesz się bestią i spróbujesz mi łeb odgryźć, bo wtedy wstanę zza grobu i się zemszczę, a Kot i oczy wydrapie. No chyba że jesteście w zmowie... - demonstracyjnie pomachała im palcem wskazującym przed nosami, na znak niemej groźby. Sięgnęła po butelkę i nalała sobie kielicha. Po chwili nalała i Jonowi mówiąc - Ech, a co mi tam śmierć, jak wódka stoi na stole. To dla Ciebie. Wypijmy w takim razie zdrowie Twojego nieboszczka ojca!
Edward spoglądał z niedowierzaniem na biesiadującą trójkę.

- Co oni, Facebooka nie mają, że siedzą razem i gadają w realu? Pf.

Młodzieniec zdawał sobie sprawę, że niewiele czasu pozostało do północy, kiedy księżyc zalśni najsilniej jak potrafi, a część towarzyszy tego głupkowatego przedsięwzięcia zmieni się w potworne bestie. Tym bardziej nie rozumiał lekkiego nastroju panującego pośród reszty. Kto jak kto, ale prawie-wampir musiał obawiać się wilkołaków. A linię obrony stanowili... baba, chłop bez jaj i kot.

- Daj mi Boże obudzić się jutro rano z głową na karku.

Zamachnął do reszty:

- Ejże, wiemy, kto z obecnych siedzi tu z po-po-po-po-poker face?

W młodzieńcu kiełkowało uczucie podpowiadające mu, że nie powinien zmieniać zdania i trzymać się swego. Mimo to, zdecydował jeszcze przez chwilę poczekać na osąd innych...
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

- Hurra! - wykrzyknął Harry radośnie po wypiciu eliksiru dostarczonego przez magiczny stoliczek. Przynajmniej to się udało; magicznej różdżki jak nie było, tak nie ma, ale... Jest całkiem nieźle. Należy się teraz zastanowić, jak wykorzystać przeciwko wilkołakom szczurze ogonki. Nie da się tym przecież czarować...

-Ielenia, Kocie... - odezwał się niepewnie, jak na chłopczęcie przystało - Dostanę trochę wódeczki? Mogę się podzielić czekoladowymi żabami i fasolkami wszystkich smaków Bertiego Botta...
- Tak, zrrróbmy sobie spotkanie przy herrrbatce. Jednak brrrakuje nam Szalonego Kapelusznika. I... Tiga!- znów spostrzegł Kot.
-Dziecko, co najwyżej możesz sobie gulnąć soku dyniowego, wraz z tym anemicznym dziwakiem. - Spojrzała w stronę Edwarda z politowaniem. Pijąc wódkę zastanawiała się nad tym, kto jest mordercą. - Cóż Thorot zniknął, więc nie wiemy czy zginął. W każdym razie są tu cztery osoby, które potrafiłyby kogoś zniknąć. Mamy na pokładzie dwóch magów - Maliwę - Pottera, chwilowo bez różdżki, więc w teorii można go wykluczyć. No i Niiin - Hija, która jest potężną czarodziejką i bez trudu doprowadziłaby do zniknięcia kogokolwiek. Trzecią jest nasz Kot, który z godzinę na godzinę wydaje mi się coraz bardziej podejrzany, mimo jego tłumaczeń i przesympatycznej mordki. Czwartą jest rzeczywiście Rincewindowy bagaż, aczkolwiek raczej nie sądzę, że to on, gdyż za wcześnie zagłosował na swojego. Cóż ciężka decyzja nie powiem... Kot czy Hija, Hija czy Kot?
- Miłościwa Księżniczko, szacowny kocie, młodzieńcze - półprzezroczysta postać skłoniła się każdemu po kolei. - Czyż użyczycie mi miejsca przy stoliczku? Chętnie się poczęstuję wybornymi trunkami i posłużę wam przenikliwym okiem ducha.
- Pełnoletnia jesteś, to siadaj. - podała jej kieliszek wódki - I poopowiadaj nam co potrafiłaś przed utknięciem między wymiarami, tylko szczerze!
- Znacie mnie i dobrze wiecie, że rzucałam niegdyś potężne zaklęcia, lecz co mi z tego teraz, skoro zostałam pozbawiona mocy i mojego ciała? - mówiła, wlewając sobie raz po raz do gardła kieliszki z procentowym napojem. - Czuję się jak ostatnia ofiara. Gdybym była jednym z wilkołaków, to zjadłyby mnie żywcem, żebym im się nie pałętała między nogami - łkała cichutko.
- Cycki, cycki, wszędzie cycki! - Edward w myślach podsumował towarzystwo i zdał sobie sprawę, że musi wziąć sprawy w swe ręce, jak na prawdziwego mężczyznę przystało.

- Niiin, Twa próba odwrócenia uwagi od owłosionego tak zapadła mi w pamięć, że nie mogę postąpić inaczej.

Głowę prawie-wampira przeszła myśl i lekka nuta strachu: obym się tylko nie mylił.

- Lelenia, jutro pijemy wódkę! Albo za triumf i kolejnego ubitego wilka, albo z rozpaczy i za mój błąd!
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

- Ciężki to wybór, naprawdę. Ale po długim zastanowieniu i wewnętrznej walce ze sobą, chyba jednak zagłosuję tak, jak mówi Kot. Co Ty na to Tig? Faktycznie Twój Bagaż potrafi sprawić, że ktoś zniknie skutecznie... A tłumaczenia Hiji i Kota wydają mi się bardziej wiarygodne niż Twoje milczenie. Zapomniałam też o Potterowej pelerynie niewidce, ale dziś, już zdania swojego nie zmienię. - powiedziała Achaja dokańczając butelkę. Po chwili jej ciało rąbnęło w stół i znad księżniczki słychać było głośne chrapanie.
Po chwili zastanowienia przytaknął swoim towarzyszkom i z komicznie poważną miną zakomunikował:

- Może i nic nie wiem, ale czuję, że wilkołakiem może być Tig!

Na wszelki wypadek przestawił swojego pluszaka blisko stolika, przy którym pili.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Koniec dnia trzeciego.
- Wstrzymuję się od głosu, bym nie wskazał człowieka. Gdy już się okaże, że byłem niewinny, mój osąd mógłby narobić więcej szkód - rzekł wyniośle i począł uciekać. W tym był najlepszy: biegł, ile sił, powtarzając "dolichadolichadolichadolichazginętuzginętuZGINĘ!"

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

Podsumowanie

Dzień 3:

Zlinczowani: Tig

Osądzeni przez Sędziego: brak

Uratowani przez Kaznodzieję: brak

Uratowani przez Doktora: brak

Zabici przez Wilkołaki: brak

Zabici przez Czuwającego: brak

Nie głosowali i nie pasowali: Matt (2), Dalej…(1), maliwa (1), Tig (1), Niin (1)

___________________________

Aktualnie grający:
- Matt
- Vitanee
- Wiktul
- Tamc.
- Dalej...
- Ielenia
- maliwa
- Thorot
- Tig
- Niiin
___________________________

Ten dzień zapowiadał się na tak nudny, że ewentualni czytelnicy by przy nim zasnęli wydawcy, na których by padło, z miejsca odrzuciliby książkę, uznając ją za dzieło wątpliwej jakości. Bo gdzie kłótnie, prowadzone z werwą? Gdzie lejąca się strugami krew? Gdzie ciskane raz za razem zaklęcia? Nic z tego, były tylko uprzejme rozmowy i korzystanie z dobrodziejstw nieocenionego w tych warunkach stolika.
Nawet sam pomysłodawca tej farsy przysypiał w fotelu, zapominając o sumiennym katowaniu maszyny do pisania, na którą spadł nieszczęsny los utrwalania na papierze grafomańskich zapędów.

Cały ten marazm przerwało na chwilę pojawienie się nowej postaci, która najwyraźniej przespała całe dwa dni w krzakach, a co za tym idzie, nikt nawet nie podejrzewał, ze istnieje jeszcze jeden towarzysz niedoli. Przynajmniej miał dużą maskotkę, która mogłaby z powodzeniem utulić do snu kilka osób.

Im niżej słońce znajdowało się nad horyzontem, tym większe napięcie wisiało w powietrzu. Nawet sparklenie Edwarda nie mogło go rozproszyć. Aż w końcu impas został przełamany. Niemalże jednogłośnie zapadł wyrok na Tiga. Maggus Papuggus widząc, co się święci, zrobił to, co potrafił najlepiej: wziął nogi za pas. Niestety, oprawcy, mając do pomocy zbuntowany Bagaż dopadli nieszczęśnika i zaspokoili apetyt krwiożerczego w tej historii kufra, który po wchłonięciu w swe czeluści Rincewinda-Tiga zniknął na dobre.

Kolejna opowieść nie znalazła swojego prawdziwego zakończenia.

Oszołomieni swą pomyłką bohaterowie siedzieli jak na szpilkach, błagając niebiosa, by nocne potwory nie przyszły po nich.
Wciąż nieuchwytne, wciąż nierozpoznane, krążące niczym duchy wilkołaki tej nocy nie zaatakowały. Po spokojnej nocy, czerwony świt przyniósł…

___________________________
…dzień czwarty
Księżniczka patrzyła na znikające ciało Tiga. A więc nie był wilkołakiem, a ona podjęła złą decyzję. Coś jej mówiło, że może trzeba było się wstrzymać. Smutek i zbyt duża ilość alkoholu, która chyba jednak nie działa trzeźwiąco, zatrzęsła kiszkami i Achaja odbiegła od reszty w krzaki. Dźwięki, które stamtąd dochodziły, wskazywały na to, że alkohol powrócił.
Kiedy się pozbierała spojrzała na Bagaż, który zeżarł Rincewinda.
-Szkoda, że nie wyprawiliśmy Ci ładniejszego pogrzebu. - Mruknęła pod nosem, a po chwili odwróciła się do towarzystwa. - No i co teraz? Jakieś pomysły kto nas pchnął w tę otchłań szaleństwa? - spytała spozierając na Kota.
Był zdruzgotany. Już mu się wydawało, że chociaż raz zrobi coś dobrze - a tu dupsko, jak zawsze los pokazał mu wała i zrobił coś po swojemu. Czemu on się temu dziwił? Przecież...

- Nic nie wiesz, Jonie Snow.

Miał ochotę wydrzeć się, aby głos w głowie przestał powtarzać te przeklęte słowa. Musiał spróbować zachować jasny umysł, bo przecież niebezpieczeństwo nie zniknęło, wręcz przeciwnie.

- Cośmy najlepszego narobili...
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Edward z niedowierzaniem pokręcił głową, gdy dowiedział się, że ludzie nie poszli za jego głosem i ubili niewinnego.

- Co za ignoranci i debile...
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Jon Snow nie zwykł nie reagować, kiedy ktoś obrażał jego dobre imię.

- Hejże, nicponiu! Czemuś taki niemiły dla nas? Ludzie popełniają błędy, mój drogi. Nauczył mnie tego mój nieboszczyk ojciec!

Profilaktycznie skrył się za swoim pluszakiem.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
-Wiesz co Edziu... - Rzekła lekko skacowana, gdyż obiecała sobie nie chlać więcej - Równie dobrze moglibyśmy teraz kręcić głową nad zwłokami Niiin. Zgadzam się ze Snowem, który tym razem coś wie. Pomylić się każdy może.
Profilaktycznie podeszła do chowającego się Jona i poklepała go pocieszająco po głowie. Spod dłoni dobiegł odgłos brzmiący jak "pac, pac".
Harry, na wczorajsze podejrzenia kierowane w jego kierunku, zareagował jak przystało na dojrzałego chłopca w jego wieku; mało tego - zareagował, jak przystało na prawdziwego mężczyznę. Co prawda reakcja była sporo opóźniona, ale to też cecha prawdziwych mężczyzn.

-Ielenia! Wiesz co?! Wiesz co..?! Jak tak możesz?! Jesteś okropna! Okropna i straszliwa! Powiennaś się wstydzić!
- nawet nie tyle wykrzyczał, co wypiszczał. - To ja tu cierpię, to mi tu płeć zmieniono, mnie zabrano z Hogwartu, zabrano mi różdżkę - a Ty mnie jeszcze bezpodstawnie oskarżasz?! Jak śmiesz? Jak miałbym cokolwiek zrobić bez różdżki? Owszem, pelerynę niewidkę mam; ale mam ją tu, w ręku. Patrz! - zarzucił ją na siebie i zniknął. - Po co miałbym znikać kogokolwiek innego, skoro mogę zniknąć siebie? Może dzięki temu wilkołaki mnie nie znajdą? - rzekł Harry, już całkowicie skryty przed wzrokiem towarzyszy.

Taki zniknięty postanowił Ukarać Ielenię za to, że tak uraziła jego chłopięcą dumę. Odczekał więc chwilę, zakradł się z tyłu i wprowadził w życie swój plan straszliwej zemsty. Plan genialny w swej prostocie. On ma szczurze ogonki. Dziewczęta są delikatne i subtelne - i dziwaczne, i absurdalnych rzeczy się brzydzą. Więc za kołnierzem koleżanki przypadkiem pojawił się jeden z ogonków.
- A masz! - pomyślał. - Masz i cierp!

Przy okazji wyrwał jej też z głowy jeden włos - i zachował. Może stoliczek da mu kiedyś eliksir wielosokowy, może kiedyś będzie okazja go użyć..?
← Wilkołak
Wczytywanie...