Sesja Krixa

Zapowiadał się piękny, letni dzień. Jaskrawe promienie czerwcowego słońca w najlepsze rozgościły się w księgarni, bez cienia skrępowania przepychając się, jeden przez drugi, przez główną witrynę wystawową oraz małe okienko drzwi wejściowych. W tej ciepłej ulewie światła doskonale bawiły się drobinki kurzu, które wirowały radośnie w przedziwnym, tajemniczym tańcu za każdym razem, gdy ty lub Mary przestawialiście któreś z dostarczonych właśnie pudeł z książkami, które przyszły dziś przed dziesiątą.
Zdawało się, że również innym mieszkańcom Londynu przynajmniej do południa dopisuje humor. Z całą pewnością można było powiedzieć to o redaktorach londyńskiej rozgłośni radiowej, którzy z typową dla wszystkich Anglików ironią, lekce sobie ważyli wyznaczane przez bieżącą politykę nastroje i trendy. Audycja, która właśnie nadawała tempo pogodnym tańcom pyłu na słonecznym parkiecie, była tego najlepszym przykładem.

[ Ilustracja ]

Jak świat światem, zawsze znajdowali się ludzie, którzy chcieli pozbyć się niepotrzebnych książek, czy to ze względu na znudzenie lekturą, czy przez brak miejsca na ich przechowanie, czy też wreszcie przez najmniej dla ciebie zrozumiały brak pociągu do literatury. Dość powiedzieć, że średnio raz w miesiącu trafiała się wam dostawa od "anonimowych antykwariuszy", jak zwykła nazywać Mary wszystkich tych, których książki składały się na tę właśnie dostawę. Trzeba było więc przejrzeć je, ocenić zużycie, jakość poszczególnych pozycji, posegregować, wycenić, skatalogować. Praca tyleż przyjemna, co czasochłonna.
W tym czasie miałeś sporo czasu na rozmyślania. Ich temat, tak jak przez ostatni rok, pozostawał niezmienny. Robert nie dawał znaku życia. Armia konsekwentnie odmawiała podania jakichkolwiek informacji, choć było wątpliwe, by twój brat poległ gdzieś na froncie, gdyż na początku wojny Wielka Brytania nie angażowała się bezpośrednio w żadne większe operacje, a mniej więcej od tego czasu nie masz od niego żadnych wieści...

"[font="Courier New"]Nie milkną echa wczorajszego ataku włoskiego lotnictwa na Maltę. Jak dotąd brak wieści o zabitych i rannych po stronie obrońców, jednak źródła wojskowe donoszą, że bombardowanie nie poczyniło poważnych szkód, a RAF i Royal Navy nie poniosły żadnych strat. Premier Churchill we wczorajszym wystąpieniu nazwał Maltę "Niezatapialnym lotniskowcem" i zapewnił, że Włosi wkrótce otrzymają stosowną odpowiedź. Tymczasem dziś w nocy Włosi przeprowadzili kolejne atak powietrzny, tym razem na wyspę Bizerta. Raporty donoszą o kilku zniszczonych samolotach francuskich oraz kilku rannych...[/font]"

- Widzisz? A ty wciąż chcesz się pchać w sam środek tego kotła licząc, że gdzieś znajdziesz Roberta. - odezwała się ponuro Mary, która stojąc na drabinie układała kolejne książki na wyższej półce.
Odpowiedz
Nim James odpowiedział jego chude ręce wysunęły się z pudła i wylądowały na bokach. Wgiął się nastawiając strzykające kości. Podrapał się po czarnej brodzie.
-Kochanie, rozmawialiśmy już o tym nie raz. Robert gdzieś tam jest, a my nic nie wiemy o jego losie.- Przejechał palcami po włosach lądując na niewielkiej łysinie i w duchu przeklął, że tam jest. Nie przeszkadzała mu, ale czasem tęsknił za bujną fryzurą. Odwrócił się do żony a jego szare oczy otworzyły się szeroko zza okularów.
-Mary oszalałaś? Miałaś nie wchodzić w swoim stanie na drabinę.-Podbieg szybko do ukochanej żony by asekurować ją podczas schodzenia. Bał się o nią i ich nienarodzone dziecko. Szalejąca wojna nie pomagała w tych troskach. Do tego jeszcze mała Sara. To wszystko powodowało iż James odkładał podróż za bratem. Ale czuł gdzieś w głębi, że trzeba coś zrobić. Czekał też ciągle na jakieś wieści, potrzebował tropu by rozpocząć. Poszukiwania. Może w jednostce z której zniknął? Jednak wpierw trzeba było załatwić sprawy tu. -Wiem, że nie jesteś zadowolona tym pomysłem ale może powinnaś udać się z Sarą na jakiś czas do moich rodziców. Tam, poza miastem, będziecie bezpieczni póki nie wrócę.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
- Nie jestem kaleką, James, tylko kobietą w ciąży. - odparła, jak zwykle niby naburmuszona. - To naturalny stan, nie grozi niczym szczególnie straszliwym...

"[font="Courier New"]...formacje na temat wojny w Europie nie są ani trochę bardziej pomyślne. Jak donosi nasz korespondent, Ethan Murray, większość sił Wehrmachtu przedostała się bez większych strat za Linię Maginota, spychając lub rozpraszając oddziały francuskie. Choć walki wciąż trwają, zdaje się, że to, co dotąd wydawało się niepojęte, lada dzień stanie się faktem. Potęga armii francuskiej została starta w proch błyskawicznymi posunięciami wojsk niemieckich i wszystko wskazuje na to, że dla Francji nie ma już wiele nadziei...[/font]"

Mary westchnęła, a na jej twarzy pojawiła się delikatna zmarszczka smutku czy też zakłopotania.
- Dobrze wiesz, że twoi rodzice mają już wystarczająco wiele problemów, jak wszyscy w tych czasach. Poza tym, kiedy słucham takich wieści, zaczynam wątpić, czy jeszcze gdziekolwiek można czuć się bezpiecznie... Przejrzyj proszę jeszcze tamte dwa pudła, mam nadzieję, że skończymy ze wszystkim jeszcze przed lunchem.
Zawieszony przy drzwiach dzwonek rozbrzmiał pogodnym, metalicznym dźwiękiem, a przez uchylone wejście wraz z klientem wślizgnęło się parę żywych odgłosów ulicznego rozgardiaszu. Szybko jednak zniknęły, zatrzymane przez zamknięte na powrót drzwi, na klamce których trzymał dłoń starszy jegomość w bardzo eleganckim garniturze, zaopatrzony w futerał na skrzypce. Gdy odwrócił się od wejścia, można było przyjrzeć się mężczyźnie dobrze po sześćdziesiątce, który mimo upływu lat zachował bystrość spojrzenia i elegancję. Nie podszedł od razu do was, ale stał spokojnie w miejscu i powoli, ciekawie rozglądał się po księgarni, jakby wszedł do ogrodu botanicznego pełnego niezwykłych, kolorowych okazów.
- No już, uwijaj się, nie możemy cały dzień siedzieć w pudłach. - szepnęła twoja żona, zbierając z lady rozrzucone woluminy. - Ja zajmę się klientem.
Odpowiedz
James kiwną głową na przytaknięcie i posłusznie ruszył w stronę pudeł. W drodze przyjrzał się jednak klientowi. Z jakiejś przyczyny mu nie pasował. To nie kwestia, że ich księgarnia nie była odwiedzana przez ludzi tak... dostojntch? James miał problem określić co jest nie tak. Może kwestia, że często zjawiała się służba miast tak elegancki gość .Zabrał się za zawartość pudeł i wyciągał kolejne tytuły. Mimo to co i róż patrzył na gościa ich księgarni.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
Przerzucałeś kolejne tytuły, które zalegały w pudle stojącym na przeciwległym do wejścia stole, jednym okiem przyglądając się jegomościowi.
Byron... romanse... romanse... jakaś literatura dla dzieci... O, "Am Westen nicht neues", lektura na czasie, nie ma co...
Przywitany uprzejmie przez twą żonę gość podszedł do kasy. Skłonił się uprzejmie, choć sztywno i podniósł wyżej futerał, który następnie położył na blacie. Mary spojrzała nań wyraźnie zaskoczona, lecz zaraz roześmiała się, bo starszy pan otworzył futerał, w którym, sądząc po reakcji małżonki, zamiast lub oprócz skrzypiec musiały znajdować się książki.
Przeglądałeś dalej - Edgar Allan Poe... "20 tysięcy mil podmorskiej żeglugi"... znowu romanse... "Cień nad Innsmouth" jakiegoś H. P. Lovecrafta... cały zestaw dzieł Conana Doyle'a, w różnym stanie zużycia...
W radio rozbrzmiała zupełnie inna melodia zza oceanu, grana przez - jak twierdził spiker - jeden z najpopularniejszych obecnie zespołów w U.S.A.
Rozmawiający z Mary mężczyzna nagle odwrócił się w stronę radia i spojrzał na nie z dziwnym, nieopisanym wyrazem twarzy. Słuchał przez moment płynących zeń dźwięków, by wreszcie powiedzieć jakby do samego siebie:
- Dziś nikt już nie szanuje klasycznej muzyki...
- Em... Przepraszam pana...?
- powiedziała Mary nieco głośniej, niż należało, chyba bojąc się, że starszy mężczyzna w zamyśleniu jej nie dosłyszał.
- Co? A, tak tak, przepraszam panią najmocniej... Więc za ile chce pani ją kupić? - zapytał, budząc się z zamyślenia, a ty usłyszałeś w jego głosie nutę niemieckiego akcentu.
Odpowiedz
Dla Jamsa ta radiowa muzyka była pewną odskocznią od zaprzątających jego głowę myśli. Prawda jednak, to nie była muzyka klasyczna. Dziwnym było jednak trzymać książki w futerale od skrzypiec. Początkowo powstrzymując się Cooper zdecydował się jednak zagadnąć do klienta. Niosąc kilka książek podszedł do żony oglądając przyniesione przez dżentelmena książki.
Witam pana. Słysze iż jest pan entuzjastą muzyki, to by tłumaczyło futerał na skrzypce. Gra pan może? Od czasu całego tego chaosu nie mieliśmy okazji z Mary nawet zajrzeć do opery.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
Mężczyzna spojrzał na ciebie tak, jakby dotąd nie zdawał sobie sprawy z twojej obecności. Miałeś wreszcie okazję przyjrzeć mu się bliżej. Pociągła twarz poznaczona niezliczonymi zmarszczkami, o zaciętych ustach i czujnych, choć teraz zaskoczonych oczach. Wyraźnie dobrze po sześćdziesiątce, lecz jeszcze przed starczym zniedołężnieniem, za to naznaczona piętnem licznych trosk. Było w tym jegomościu coś niepokojącego, sympatycznego, smutnego zarazem, lecz zdało ci się, że boi się czegoś, a ten niejasny niepokój udzielał się mimochodem.
Mężczyzna przełknął ślinę i jakby odzyskał świadomość miejsca i czasu.
- Tak, jestem... byłem... muzykiem. Od pięćdziesięciu dwóch lat gram na skrzypcach. - wskazał gestem piękny instrument, który spoczywał w futerale, lśniąc w blasku przebijających się przez futrynę promieni słońca. Tuż obok niego leżała książka w kunsztownej, skórzanej oprawie, zdobiona inskrypcjami, których nie zdołałeś przelotnie rozszyfrować.
- Z przyjemnością poleciłbym państwu jakąś dobrą operę... Wagner, Mozart, Strawiński być może... Ależ, gdzież moje maniery? - wyciągnął do ciebie dłoń. - Erich Zann. Miło mi poznać.
Odpowiedz
James podał mężczyźnie rękę w serdecznym uścisku. Nawet jeśli czuł ciągle zaniepokojenie, jego pierwsze niepewne myśli się uspokoiły. Poczuł też podziw do starszego mężczyzny. Muzyka tworzona przez skrzypce była dla niego jedną z piękniejszych. Dając nie raz radość i dreszcz. Był rad spotkać kogoś kto gra już od tak dawna.
-Martin James Cooper. Mi także bardzo miło pana poznać, panie Zann.- Teraz powtarzając to nazwisko szukał w pamięci czy mógł je słyszeć. Nic jednak nie przychodziło do głowy. Ostatecznie nawet jeśli był sławnym skrzypkiem, był zapewne często jedynie elementem orkiestry. Ale któż wie, może kiedyś James wraz z Mary byli nie operze gdzie jego smyczek grał ważne nuty. James zwrócił swój wzrok na wspaniały instrument. Przy okazji oglądając książkę. -W innym czasie zapewne z chęcią byśmy skorzystali z pana wiedzy w dziedzinie muzyki. Niestety wojna komplikuje życie codzienne i drobne przyjemności.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
- To prawda... To prawda, niestety... - Zann zasępił się ponownie, spojrzawszy na radio. - Pozostaje mieć nadzieję, że wojna szybko się skończy. A muzyka... Muzyka przetrwa wszystko, to największa z potęg znanych człowiekowi...
Jego wzrok, jakby mimochodem, powędrował w stronę leżącego na blacie woluminu. Dostrzegłeś, że mężczyzna wzdrygnął się wyraźnie. Dziwne było to zachowanie, jakby podyktowane strachem czy odrazą, których przyczyn na próżno szukałeś w przedmiocie obserwacji, choć ten, nie ulegało wątpliwości, to więcej niż zwykła książka. Faktura skóry, w którą ją oprawiono, zdradzała bliżej nieokreślony, lecz na pewno odległy czas wydania, zaś kunsztowne, złocone zdobienia świadczyły o bardzo wysokiej wartości egzemplarza. Już na pierwszy rzut oka dostrzegłeś w nim coś fascynującego
- A skoro już o tym mowa, to właśnie przedstawiałem pańskiej uroczej małżonce mą propozycję sprzedaży.
- Tak...
- potwierdziła Mary, uśmiechając się z zakłopotaniem. - Ale, tak jak powiedziałam już panu, panie Zann, nie mogę wycenić ani kupić książki, o której nic nie wiem. Gdyby zechciał pan powiedzieć coś więcej, tytuł, gatunek, autor...
- To wszystko zbyteczne. Muszę po prostu sprzedać ten egzemplarz. Proszę podać jakąkolwiek cenę.
- A-ale tłumaczę panu...
- zakłopotanie Mary stało się jeszcze większe. - Może gdyby pozwolił pan, że zerknę chociaż na treść... - wyciągnęła dłoń w stronę książki.
- Nein! Mein liebe Gott!!! - wykrzyknął staruszek, gwałtownie przyciągając tom bliżej siebie. - Proszę jej nie czytać! Nigdy!
Zapadło pełne napięcia milczenie. Nawet radio zamilkło. Spojrzeliście z żoną po sobie, nie bardzo wiedząc, jak się zachować, podczas gdy Erich Zann wygładził nieskazitelne klapy swego garnituru i przeczesał dłonią resztki siwych, starannie ułożonych włosów.
- Najmocniej państwa przepraszam za moją nieuprzejmość. - przemówił na powrót spokojnie. - Po prostu niezwykle zależy mi na sprzedaniu tej książki. Nie mogę... Nie jestem... Nie potrafię zdobyć się na to, by pozbyć się jej ot tak po prostu, ale sprzedając ją, uwolnię się raz na zawsze od tego problemu. Dlatego bardzo proszę, podajcie państwo cenę, a z pewnością dojdziemy do porozumienia.
Odpowiedz
-Przepraszam pana najmocniej, ale czy coś jest nie tak? - Przyglądał się teraz dokładniej dżentelmenowi. Jego zachowanie do naturalnych, na pewno nie należało. Czy mogła być ta książka?

[Wybacz, jestem nieprzytomny jeszcze, postaram się bardziej w następnych postach albo najwyżej później dopiszę bo coś miałem w głowie ale ulotne wszystko jest. Raz jeszcze przepraszam]
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
- N... nie, jeszcze raz najmocniej przepraszam. - powtórzył stary muzyk jeszcze bardziej zakłopotanym i żałosnym tonem. - Po postu... muszę... sprzedać tę książkę, a nie jestem w stanie o tak... po prostu... pozbyć się jej. Dlatego bardzo państwa proszę, żebyście kupili ją za dowolną cenę. Widzę, że akurat w tm miejscu znajdzie ona spokojnych... jak to się...? A, - statecznych właścicieli.
Odpowiedz
-Statecznych właścicieli?- Takie stwierdzenie bardzo zaskoczyło Jamesa. Czemu książka wymaga statecznych właścicieli? Czy spokojnych, na tą miarę. Od kiedy książka wymaga? James sam miał szacunek do literatury i rozumiał wartość duchową jaka jest niesiona przez książki. Jednak jakby ich nie cenił były to tylko przedmioty. Jego rodzina była dla niego ważniejsza. Jego żona, córka i nienarodzone dziecko były dla niego wszystkim. Rozumiał, że ktoś inny może mieć większe zaangażowanie do książek, ale mężczyzna przed nimi jakby się bał czegoś. To było niepokojące -Czy na pewno czuje się pan dobrze? Pan chyba rozumie iż nie moglibyśmy od tak, za przypadkową cenę, przyjąć książki. Moja żona, zna się na literaturze jak nikt inny na świecie. Wychowała się wśród książek. Proszę mi wierzyć, w jej rękach będzie ona bezpieczna, ona ją obejrzy i będzie mogła Panu podać wartość i jakąś sumę.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
- NIE! - staruszek chwycił cię nagle za koszulę i z obłędem w oczach zawołał błagalnym tonem - Nie wolno tego czytać! Pan nic nie rozumie! To przekleństwo... Gdyby nie muzyka... AAach! - puścił cię, machając nagle rękami i rzucając jakieś długie, szorstkie niemieckie przekleństwo, z którym wybiegł na ulicę. Tylko dzwonek, dyndający radośnie w prawo i lewo, świadczył o tym, że ktoś w ogóle wchodził dziś do sklepu.
Odpowiedz
-Mary, poczekaj tu. Sprawdzę czy wszystko w porządku.- Cooper uspokajająco wyciągnął rękę do żony, po czym pośpiesznie ściągnął sklepowy fartuch i ruszył na ulicę miasta. Słysząc za sobą dzwonek i zamykane drzwi w pierwszym momencie rozejrzał się po ulicy w poszukiwaniu mężczyzny. Biedak widać był obłąkany i potrzebował pomocy. To, że był Niemcem nie sprawi mu przyjaciół w tym czasie. Równocześnie rozglądał się za patrolującym konstablem, albo jego budką. Lepiej było poinformować policję.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
Czym prędzej wybiegłeś za staruszkiem, lecz w pierwszej chwili nie dostrzegłeś go nigdzie. W drugiej również, zupełnie jakby zapadł się pod ziemię, choć zdawałeś sobie sprawę, że to określenie na wyrost. Ruch uliczny miał się już dobrze, we wszystkie strony przejeżdżały samochody, dorożki, przechodnie wypełniali sobą chodniki, przechodząc przez ulicę, choć daleko było jeszcze do zenitu wielkomiejskiego zgiełku. Mimo to fakt, że nie widziałeś starca nigdzie w pobliżu zaniepokoił i zadziwił cię jeszcze bardziej, choć szybko wytłumaczyłeś sobie, że mógł przecież skręcić w którąś bramę lub alejkę.
Po dwóch czy trzech minutach wróciłeś do sklepu. Twoja żona spoglądała niepewnie to na ciebie, to na pozostawioną na blacie książkę. Zdało ci się też, choć było to równie irracjonalne, co nagłe zniknięcie starszego jegomościa, iż wraz z jego wyjściem do radia powróciła muzyka.
Odpowiedz
-Zostawił książkę? Myślałem, że trzymał ją przy sobie. Starzeję się już Mary.-Zmartwiony podszedł do blatu przy kasie i oparł o niego ręcę. Przyjrzał się książce która teraz leżała między nimi. Potem popatrzył na swoją ukochaną żonę. -Konstabla też nigdzie nie było jak zawsze gdy są potrzebni. Co teraz? Może odłóżmy na razie tą książkę na bok, ten dżentelmen dojdzie do zmysłów i wróci po nią.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
Książka zdecydowanie była niezwykła. I zdecydowanie cenna. Widziałeś grubą, skórzaną oprawę, naznaczoną upływem wielu lat, być może nawet kilkuset. I bez brania jej do rąk byłeś w stanie ocenić, że strony, których przynajmniej z dwieście liczy sobie tom, są równie stare, pożółkłe, sądząc po wyglądzie i charakterystycznym zapachu, wykonane na pergaminie. Po środku pierwszej strony oprawy widniał wyryty w skórze i pokryty jakąś złotą substancją znak.



- Masz rację James, lepiej odłożyć. Kto wie w jaki szał wpadnie, jeśli wróci i nie zastanie jej na miejscu. Choć mimo wszystko wolałabym nie gościć tu już tego "sympatycznego" staruszka. Niemcy mają jednak coś w sobie...
Nie skończyła, bo mówiąc sięgnęła po książkę, którą zamierzała odłożyć gdzieś na bok. Gdy tylko jej palce dotknęły oprawy, krzyknęła, jakby ze strachu czy zaskoczenia, i upadła bezwładnie za biurko, upuszczając książkę na podłogę.
Odpowiedz
James bez zwłoki ruszył za biurko do żony. Przykucnął i objął ją w ramiona. -Kochanie? Wszystko w porządku?- Mamrotał do niej przykładając swoje ucho do jej ust w poszukiwaniu oddechu. Rękę położył na jej brzuchu by sprawdzić czy dziecko jest całe. Miał w kącikach oczu łzy z obawy o nich oboje. Co mogło im się stać? Wzywać pogotowie? Co się dzieje?
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
Wszystko wskazywało na to, że po prostu zemdlała. Czułeś puls i oddech, po chwili ocknęła się i zapytała o coś niewyraźnie, wciąż jeszcze nie wiedząc co się dzieje. Po jakiejś minucie lub dwóch leżąc na podłodze, zapytała:
- James? Co się stało? Nagle zrobiło mi się tak słabo... - zamknęła oczy, wciąż z głową na podłodze. Zapewne jeszcze kręciło się jej w głowie.
Odpowiedz
-Spokojnie kochanie, zaraz wezwę pomoc.-James powstał od swojej żony i poleciał do telefonu wezwać pogotowie. Może i odzyskała chwilowo przytomność, ale nic nie wiadomo co z dzieckiem. Musi ją zbadać lekarz. W drodze popatrzył na książkę z nienawiścią. Czy to mogła być jej wina? Później będzie dochodził sensu w tym wszystkim. Teraz najważniejsze było życie ich bliskich. Złapał za telefon - Halo? Centrala? Chciałbym wezwać pogotowie. Szybko.
Nie liczy się cel a droga do niego

Who's the more foolish: the fool, or the fool who follows him?- Obi-Wan Kenobi
Odpowiedz
← Sesja Ktula

Sesja Krixa - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...