[ Ilustracja ]
Rozlewałaś się w możliwie najwygodniejszej, najluźniejszej i najbardziej lekceważącej pozycji, na jaką było stać w tym momencie twe drobne, zgrabne ciało, na jednej ze skórzanych sof, stanowiących większą część umeblowania klubu. Skóra skrzypiała przyjemnie, w zapachu i fakturze potwierdzając swą autentyczność - rzecz niebywała jeśli chodzi o masowe miejsca młodzieżowej rozrywki. Jednakże między innymi dzięki takim ekscentryzmom "Zemsta" wyglądała i brzmiała jak należy, to znaczy jak świetny, atrakcyjny, oryginalny i popularny klub dla akademickiej dzieciarni, zblazowanych gotów w wersji dark oraz elektro, niedojaranych punków, niewydymanych lasek, a także dla wszystkich mrocznych inaczej, którzy z tych czy innych powodów upodobali sobie specyficzną atmosferę bladych, krwistych świateł, dziesiątków świec migocących w wyrwach w nietynkowanych ścianach i rozmaitych dźwięków, przy których lecący aktualnie kawałek mógłby spokojnie stawać w jednym rzędzie z soundtrackiem dobranocek.
Wszystko to, cały ten na pół radosny, na pół komiczny harmider, był dla ciebie tym, czym są ludzie dla każdego, kto jest wystarczający stary, by widzieć w nich głównie źródło rozrywki, a jeszcze nie dość stary, by całkiem się nimi znudzić.
Ot, w tym właśnie momencie, na drugim końcu twojej sofy, otoczony grupką mrocznych licealistek w niedwuznacznym, połowicznym negliżu, lansował się na potęgę wyjątkowy jegomość, w niewyraźnym świetle prezentujący się mniej więcej tak.
- Ależ oczywiście, że jestem wampirem. Wampiryzm to moja podstawowa natura, jeden ze środków wyrazu bardziej złożonej osobowości.
Bezrozumne, pełne nieartykułowanych "ochów" i "achów" spojrzenia wymienione między otaczającymi go samiczkami, świadczyły o piorunującym wrażeniu, jakie wywarło na nich to wyznanie, okraszone tak porażającą ilością skomplikowanych wyrażeń.
- Ale... To znaczy, że naprawdę chodzisz tylko w nocy, śpisz w trumnie i pijesz krew? - zapytała siedząca najbliżej ciebie, sądząc po rozmiarze negliżu i cycków - przywódczyni stada.
- Hmhmhmhm... Ależ bynajmniej. - odparł pretensjonalnym, nosowym śmiechem jej lestatowy ideał, wyraźnie bawiąc się świetnie. - Trumny, słońce, krzyże, woda święcona, to tylko przesądy masowej kultury, którą odrzucam jak każdy mainstream. Picie krwi zaś ma znaczenie bardziej rytualne, niż biologiczne. Stanowi pewien symbol, wyraz duchowych potrzeb i pragnień, które z czasem udzielają się także ciału...
Kolejna porcja niewerbalnych przekazów utwierdziła cię w przekonaniu, że audytorium jest już gotowe do rozrodu.
- Łaaał, ale to... To czym się zajmujesz, w sensie, normalnie?
- Różnie. Fotografią, malarstwem, generalnie sztuką. Istnieje wiele dziedzin, w których można się realizować...
Jak świat światem, jedna prawda pozostawała ponadczasowa. Toreadorzy, choćby i mniej prawdziwi niż forma, którą w tym momencie zechciało ci się przybrać, zawsze i wszędzie są jednakowo wkurwiający.
Rozlewałaś się w możliwie najwygodniejszej, najluźniejszej i najbardziej lekceważącej pozycji, na jaką było stać w tym momencie twe drobne, zgrabne ciało, na jednej ze skórzanych sof, stanowiących większą część umeblowania klubu. Skóra skrzypiała przyjemnie, w zapachu i fakturze potwierdzając swą autentyczność - rzecz niebywała jeśli chodzi o masowe miejsca młodzieżowej rozrywki. Jednakże między innymi dzięki takim ekscentryzmom "Zemsta" wyglądała i brzmiała jak należy, to znaczy jak świetny, atrakcyjny, oryginalny i popularny klub dla akademickiej dzieciarni, zblazowanych gotów w wersji dark oraz elektro, niedojaranych punków, niewydymanych lasek, a także dla wszystkich mrocznych inaczej, którzy z tych czy innych powodów upodobali sobie specyficzną atmosferę bladych, krwistych świateł, dziesiątków świec migocących w wyrwach w nietynkowanych ścianach i rozmaitych dźwięków, przy których lecący aktualnie kawałek mógłby spokojnie stawać w jednym rzędzie z soundtrackiem dobranocek.
Wszystko to, cały ten na pół radosny, na pół komiczny harmider, był dla ciebie tym, czym są ludzie dla każdego, kto jest wystarczający stary, by widzieć w nich głównie źródło rozrywki, a jeszcze nie dość stary, by całkiem się nimi znudzić.
Ot, w tym właśnie momencie, na drugim końcu twojej sofy, otoczony grupką mrocznych licealistek w niedwuznacznym, połowicznym negliżu, lansował się na potęgę wyjątkowy jegomość, w niewyraźnym świetle prezentujący się mniej więcej tak.
- Ależ oczywiście, że jestem wampirem. Wampiryzm to moja podstawowa natura, jeden ze środków wyrazu bardziej złożonej osobowości.
Bezrozumne, pełne nieartykułowanych "ochów" i "achów" spojrzenia wymienione między otaczającymi go samiczkami, świadczyły o piorunującym wrażeniu, jakie wywarło na nich to wyznanie, okraszone tak porażającą ilością skomplikowanych wyrażeń.
- Ale... To znaczy, że naprawdę chodzisz tylko w nocy, śpisz w trumnie i pijesz krew? - zapytała siedząca najbliżej ciebie, sądząc po rozmiarze negliżu i cycków - przywódczyni stada.
- Hmhmhmhm... Ależ bynajmniej. - odparł pretensjonalnym, nosowym śmiechem jej lestatowy ideał, wyraźnie bawiąc się świetnie. - Trumny, słońce, krzyże, woda święcona, to tylko przesądy masowej kultury, którą odrzucam jak każdy mainstream. Picie krwi zaś ma znaczenie bardziej rytualne, niż biologiczne. Stanowi pewien symbol, wyraz duchowych potrzeb i pragnień, które z czasem udzielają się także ciału...
Kolejna porcja niewerbalnych przekazów utwierdziła cię w przekonaniu, że audytorium jest już gotowe do rozrodu.
- Łaaał, ale to... To czym się zajmujesz, w sensie, normalnie?
- Różnie. Fotografią, malarstwem, generalnie sztuką. Istnieje wiele dziedzin, w których można się realizować...
Jak świat światem, jedna prawda pozostawała ponadczasowa. Toreadorzy, choćby i mniej prawdziwi niż forma, którą w tym momencie zechciało ci się przybrać, zawsze i wszędzie są jednakowo wkurwiający.