Twoje ciśnięte pociski śmignęły niczym dwie zabójcze błyskawice. Pierwszy z nich zrobił szramę na prawej stronie twarzy trolla. Drugi z nich wbił się miękko w lewe oko stwora.
Bestia zawyła złowieszczo, lecz nie przejęła się zbytnio ranami. Prawą łapą wyszarpała tkwiący w oku shutiken. Jej oczodół zamknął się natychmiast.
Napełniony nową furią, troll ruszył z miejsca. Jak poprzednio, nie troszczył się o jakąkolwiek finezję czy obronę. Po prostu ruszył na ciebie z łapami gotowymi do mordu.
- Poczuj zimny dotyk ŚMIERCI!!!! - zaryczał mnich, rozpędzając się i skacząc w stronę nacierającego stwora, celując mniej więcej w okolice jego głowy. Jeśli uda mu się tam doskoczyć, zaciśnięte w pięściach ostrza nie wbiją się w czaszkę, w poszukiwaniu mózgu (ten był zbyt mały i zbyt głęboko osadzony), lecz rozerwą tętnice szyjne lub pozbawią trolla drugiego oka.
Twój nagły kontra atak zaskoczył nacierającą bez ustanku bestię. Tak najwidoczniej nie spodziewała się jakiegokolwiek oporu. Twoja broń gładko i bez problemów wykonała swoje zadanie. Drugie oko stwora zamokło się, a z szyi wytrysnęła ciepła ciecz.
Pozbawiona wzroku bestia zaczęła szarpać się w chaotycznym tańcu. Jej ramiona zaczęły wymachiwać na oślep szukając celu na wyładowanie swojej frustracji. Wydawało by się, że teraz stałą się jeszcze bardziej niebezpieczna, działając bez większego planu.
Jedna rzecz tylko zaczęła cię niepokoić. Raza twarzy, którą zdałeś kilka chwil wcześniej, zaczęła się sklepiać.
- Śmierć i klątwy...! - zaklął pod nosem Varenberg, wściekły na swoją głupotę. Po prostu zapomniał o trollowej regeneracji. Cóż, teraz musiał po prostu zabić go szybciej... Chociaż z drugiej strony nie to go tu przywiodło. Czuł wyraźnie, że jest tu coś nieumarłego, widział też błyski metalu, mogące świadczyć o czyjejś tu obecności.
Zostawiając chwilowo szamocącego się na ślepo stwora jego bezsensownej furii, ruszył dalej, w dół zbocza. Jeśli trafi na ludzi wyposażonych w broń, łatwiej będzie mu zabić trolla przy ich pomocy, niż samemu, za pomocą pięści. Jeśli zaś przypadkiem wpadnie w jakieś kłębowisko nieumarłych... Przy założeniu, że tępy olbrzym po zregenerowaniu się, nadal będzie go gonił, wpuszczenie go w sam środek hordy plugawych zombie będzie masakrą znacznie przyjemniejszą Milczącemu Władcy, niźli samotne i bezsensowne starcie jego mnicha z dzikim zwierzęciem.
Ruszyłeś w dół zbocza dostrzegając że nie będzie to takie łatwe i bezpieczne jak się wpierw wydawało. Nachylenie podłoża może nie było jakoś specjalnie, lecz pokrywający ją żwir i mniejsze kamienie potrafiły nieźle namieszać. Wystarczył jeden zły krok i już pędziłeś na łeb na szyję w dół.
Stawiając małe ostrożne kroki, zacząłeś oddalać się. Zrobiwszy niecałe dziesięć metrów, usłyszałeś wściekłe zawodzenie trolla, który (o dziwo!) pędził w twoim kierunku na niepewnym gruncie.
Cokolwiek żyło (lub nie-żyło) w okolicy, nie mogło nie zauważyć lub nie usłyszeć tej wściekłej góry mięcha. Varenberg wiedział, że uciekając na łeb na szyję faktycznie spadnie na łeb na szyję w dół zbocza, a jeśli nawet obie te części jego ciała nie połamią się w trakcie, to rozmaśli je spadający tuż za nim troll.
Wobec tego, że stwór nie zdoła zachować należytej ostrożności i równowagi na niepewnym gruncie nie było żadnych wątpliwości. Dla mnicha oznaczało to kolejną zmianę planu działania.
Stanąwszy nieco pewnie czekał, aż żądny krwi imbecyl dobiegnie do niego i rzuci się całą furią i ciężarem w jego stronę. Zważywszy nachylenie zbocza, sypkość i niestabilność podłoża, przede wszystkim zaś masę oraz siłę rozpędzonego trolla, wystarczył zwykły odskok plus ewentualne popchnięcie, by stwór sam zleciał na łeb na szyję. W jego wypadku skręcenie karku i połamanie kończyn będzie jeszcze prostsze.
Jedyne i największe niebezpieczeństwo polega na wyczuciu momentu. Jeśli się spóźni, Van zostanie stratowany przez trolla, zgnieciony jego pięścią lub pociągnięty za sobą (i najpewniej pod sobą) na dół.
No cóż, nikt nie mówił, że życie w służbie Śmierci będzie łatwe i przyjemne.
Bestia biegła z pełną prędkością ku tobie. Przygotowany na "podłożenie nogi" zastałeś w bezruchu czekając.
Troll, mniej więcej dwa metry przed tobą zachwiał się niebezpiecznie, tracąc równowagę. Kontrolowany bieg bestii zamienił się w łamany bieg z niewidzialnymi przeszkodami. O ile wcześniej mogłeś ocenić kiedy i jak odskoczyć, teraz stało się to cholernie trudne. Do tego stwór nie dając za wygraną, nawet pomimo swojej raczej kiepskiej sytuacji, starał się dosięgnąć cię swymi łapskami.
Troll był już tuż tuż. Masz mało czasu na reakcję.
Mnich skurczył się, spiął wszystkie mięśnie i wystrzelił w bok jak sprężyna, w najmniejszej możliwej odległości od wielkich łapsk. Jeśli troll, osuwając się w dół i drastycznie szybko tracąc równowagę, spróbuje jednocześnie gonić go w bok po zboczu, nie ma takiej siły, która utrzymałaby go w miejscu.
Twoje mięśnie zacisnęły się niczym setki węży na ciele swoich ofiar. Twój przeciwnik przeleciał obok ciebie niczym szarżujący byk, mijając cię o centymetr. Lecz to właśnie ten centymetr okazał się zgubny.
Przelatujące obok szponiaste łapska, zahaczyły minimalnie o twoją togę. Szybkość spadania trolla plus siła jego mięśni, szarpnęły tobą, posyłając w dół za potworem.
Szybko uwolniłeś się ze zdradzieckiego uścisku, lecz zjeżdżałeś już niepewnie w dół, niebezpieczniej zwiększając szybkość.
Po krótkiej, lecz jakże niebezpiecznej jeździe zauważyłeś jak bezwładnie już spadający troll, ląduje z hukiem w gęstwinie karłowatych drzew.
Zapierając się co sił nogami i rękami poczekał, aż przestanie zsuwać się w dół. Następnie poczekał jeszcze chwilę, pozwalając poruszonym kamieniom i ziemi potoczyć się dalej, a następnie przemieścił się w wygodniejsze i bezpieczniejsze miejsce.
Teraz pozostawało czekać. Co stanie się po tej krótkiej, acz mocno hałaśliwej walce i któż jakoś na nią zareaguje, ukazując się jego oczom, o ile faktycznie ktokolwiek (cokolwiek) jeszcze się tu znajduje?
I, rzecz równie ważna oraz newralgiczna, czy przeklęta bestia pozbiera się po tym karkołomnym (miejmy nadzieję) upadku, a jeśli tak, to czy zdoła wgramolić się z powrotem? Przy założeniu, że wstrząs mózgu (troll trollem, ale jednak mózg jakiś posiada) nie spowoduje, że stwór zapomni kogo tak uporczywie i bezsensownie ścigał.
Ze strony "potoczonego" trolla jak na razie nic ci nie groziło, przynajmniej na to wskazywało brak jakiegokolwiek wydawanego przez niego dźwięku. Mimo to nie uspokoiło to twoich zmysłu.
Gdzieś dalej, kilkadziesiąt metrów dalej w gąszczu można było usłyszeć jakąś szamotaninę, powarkiwania i tym podobne dźwięki.
W dodatku, co jakiś czas do twoich oczu dociera przebłysk światła. Powraca skojarzenie metalu.
Czas pozostawić trolla bratu Milczącego Władcy - Snowi. Van powoli kierował się w stronę gąszczu i odgłosów szamotaniny, bacząc przy tym na refleksy światła. Jeśli byłby to element uzbrojenia, musiałby należeć do wyjątkowo miernego szpiega, który najwyraźniej siedział na jeżu. Mało prawdopodobne, więc prędzej jakiś śmieć. Albo pułapka. Trzeba iść ostrożnie, patrząc uważnie w obie te strony. Jeśli troll zbudzi się i wstanie, raczej i tak mnich się o tym dowie, nie ma więc po co rozpraszać się dodatkowo, zerkając przez ramię.
Minąłeś kilka skarłowaciałych drzewek, gdy twym oczom ukazał się następujący widok.
Na małej "polanie" (mały obszar nie porośnięty drzewkami) trwała walka. Stroną atakującą, jak można się było domyślić, była banda kilku trolli. Te osobniki były jednak znacznie mniejsze niżeli troll z którym ty walczyłeś. Między nimi zaciekle bronił się mężczyzna, odziany jedynie w szerokie spodnie i bezrękawnik. Ciął, kuł, parował zaciekle swoim dziwnie zakrzywionym mieczem. Okolicę przepełniał dźwięk warczących trolli, oraz odgłosy broni zatapiającej się w ciało.
Po raz pierwszy tego dnia mnich poczuł się niepewnie. Walcząc z trzema trollami na raz, nieznajomy udowadniał, że jest godnym, choć zapewne nieświadomym, sługą Milczącego Władcy. Z drugiej jednak strony zdawało się całkiem możliwe, iż jakakolwiek ingerencja mnicha w zaistniałą sytuację zakłóci przebieg próby, której został on poddany.
Borykając się z tymi filozoficznymi wątpliwościami, Van zbliżał się w stronę walczących. W sprawach życia i śmierci decyzję trzeba było podejmować błyskawicznie, nie można pozwalać na zbędne rozmyślania i dywagacje. Idziesz za instynktem. Wybierasz dobrze - żyjesz. Wybierasz źle - giniesz. Reszta w rękach Śmierci.
Ta prosta analiza pozwoliła mu jak zwykle wesprzeć się na wierze. On sam jest zaledwie mikrym trybem w ogromnej, milczącej machinie zagłady. Cóż mógłby uczynić, by pokrzyżować plany samego Władcy? Każdy jego czyn, czy to słuszny, czy błędny, posłuży jedynie Jego sprawie i służbie.
Nie pozwalając sobie stać bezczynnie, Varenberg ruszył biegiem w stronę walczących. Liczył na element zaskoczenia, nie spodziewał się bowiem, by nagle z jakiejś przyczyny któryś z trolli miał zrezygnować z atakowania wcześniejszego celu i zwrócić się w tył, wprost ku nadbiegającemu mnichowi. Jeśli jednak miałoby się tak stać, cóż - tym lepiej dla niego.
W obecnej sytuacji mnich nie mógł pozwolić sobie na zasypanie przeciwnika śmiertelnym gradem ciosów, to trwałoby zapewne zbyt długo i było zbyt ryzykowne, zważywszy na dwa pozostałe trolle.
Plan był więc prosty - wykorzystać atuty przeciwnika, tak jak zrobił to przed paroma minutami. Tym razem wystarczyło dokładnie i mocno wymierzyć kopnięcie.
Trolle mają jeden naprawdę OGROMNY atut. Atut tym bardziej wrażliwy w walce, im większe są jego rozmiary. Ułomność wspólna dla niemal wszystkich humanoidalnych samców. Mnich liczył, że jeśli trafi tak, jak chciał, zbrojny w ostrze wojownik będzie wiedział, co zrobić.
Wkroczyłeś na polanę z jasno określonym celem. Złożyłeś się w biegu do kopniaka, po czym zadałeś bolesny, precyzyjny cios.
Troll zatoczył się nie spodziewając się nagłego ataku z tyłu. Wydobył z siebie warczący dźwięk po czym potknął się kilka kroków w przód.
Zaskoczenie i niepewność człowieka trwała naprawdę krótko. Nim zdążyłeś się zorientować, jego ostrze już leciało w stronę karku bestii. Szybkie, czyste cięcie i głowa została oddzielona od reszty plugawego ciała.
Bezgłowy korpus potrząsł kilka razy członkami, po czym upadł głucho na ziemię.
Pozostałe trolle (cztery jak policzyłeś) nie traciły czasu. Trzy monstra umiejscowione po twojej lewej kontynuowały swój atak, czwarty zaś odwrócił się w twoją stronę, warcząc diabelsko. Twoim nozdrzom przyszło przywitać się znowu z tą śmierdzącą wonią.
Skrzywił się wyraźnie, gdy fetor dotarł do jego nozdrzy. Te były przyzwyczajone do znacznie gorszych trucizn, podobnie jak cały jego organizm, niemniej zniesmaczył go kontrast między zapachem brudu, a zapachem śmierci.
Grymas przeobraził się w uśmiech, za tym poszła reakcja. Vareberg odskoczył od przeciwnika, na tyle daleko, by nie znaleźć się w bezpośrednim zasięgu łap lub nagłej dzikiej szarży, jednak nie dość daleko, by troll stracił nim zainteresowanie lub uznał, że nie zdoła go złapać. Powoli odciągał go w stronę trzech pozostałych, aby wykorzystać to, do czego szkolono ich od samego początku - walki z wieloma przeciwnikami.
Główna zasada takiej potyczki jest banalnie prosta. Nigdy nie podchodzić do atakujących z kilku stron frontem, lecz obchodzić, odskakiwać i atakować z doskoku, używając jednego jako tarczy przed innymi. Nacierając bez sensu, w szale, przeciwnicy przeszkadzają sobie wzajemnie, wskakują na plecy, wchodzą pod nogi, uniemożliwiają jeden drugiemu skuteczne zadawanie ciosów, co więcej - i co ważniejsze w tej sytuacji - sami nierzadko inkasując razy przeznaczone dla nas.
To rodzaj defensywy wymagający sporej szybkości, gibkości i kondycji. Bardzo trudny, choć tym łatwiejszy, im większa dysproporcja masy, sprawności i szybkości między broniącym się, a atakującymi.
W tym wypadku należało dodać też dysproporcję bezdennej, wzmocnionej bitewną furią głupoty.
Varenberg niemal z uśmiechem wbiegał między pozostałe trolle a broniącego się mężczyznę. Oto świetna okazja, by osobiście pokłonić się Milczącemu Władcy. A tymczasem - niech zacznie się chaos.
Troll który obrał cię jako swój cel, zabulgotał złowieszczo po czym pokazał szereg sowich krzywych, żółtych zębów.
Obchodząc z boku, pozostawiłeś pozostałe trolle dokładnie między tobą a ostatnim trollem. Ten nie tracąc czasu ruszył w twoim kierunku rozpychając tamtych trzech swoimi łapskami. Odpowiedź mężczyzny przyszła w postaci kilku błyskawicznych cięć. Jak zdążyłeś zauważyć kontem oka, kolejne dwa trolle leżały po chwili u jego stup. Truchło pierwszego trolla zaczęło niepokojąco drgać i ruszać lekko łapskami.
Ty jednak miałeś teraz inne zmartwienie. Obaj z mężczyzną mieliście teraz pojedynek jeden na jednego z trollami. Twój zbliżał się szybko niesiony krokami bestii.
Przyszedł czas zatańczyć ze Śmiercią. Van nie miał z tym problemu, jednak problem stanowiło co innego. W zwyczajnej walce opierał się głównie na unikaniu lub parowaniu ciosów przeciwnika. Mógł też przyjmować je często i bez większej szkody, wiedział jak to robić, miał też znacznie wyższą niż przeciętna tolerancję na ból. Jednak tu nie mógł pozwolić sobie na przyjmowanie uderzeń trolla na gardę lub zbijanie ich w powietrzu. Nie można było nawet mówić o ciosach, jedynie o obszernych, nieskoordynowanych zamachach i wymachach o sile kopiącego konia.
Mnich postanowił więc tańczyć z trollem tak długo, jak będzie to konieczne. Szybkie uniki, szybkie odskoki, jeszcze szybsze, pojedyncze kontrataki. Nie zamierzał wdawać się ze stworem w bezsensowną i ryzykowną wymianę, jedynie uderzał w potencjalnie bolesne, osłabiające lub nokautujące miejsca - wątroba (szczególnie duża w tym wypadku, więc dobry pojedynczy cios powinien zwinąć trolla w paragraf), kopnięcia na uda (w tym wypadku high-kicki, nie low-kicki, jednak te powinny wchodzić jak w masło, bo troll raczej nie wiedział, co to blok). To jednak tylko przy okazji.
Niechże troll lata, niech biega, atakuje i trafia w powietrze. Im większe cielsko, im więcej ma mięśni, tym więcej potrzeba mu krwi, a w niej tlenu. I tym szybciej tego właśnie tlenu zaczyna w nim brakować.
Troll zatańczył tak jak mu zagrałeś. Jego zamaszyste ciosy nie były dla ciebie zbytnim wyzwaniem i unikałeś ich bez większego problemu. Gorzej było z atakami zadawanymi przez ciebie. Albo stwór miał mniejszą tolerancję na ból i był bardziej odporny na ciosy, albo był gierojem wśród swojego gatunki. Twoje precyzyjne ciosy nie odbiły się zbytnim echem na ciele stwora.
Twoja walka przeciągała się.
Mnich czekał. Okrążał, odskakiwał, unikał. On wiedział jak należy kontrolować oddech w walce, troll nie. On wiedział, jak należy poruszać się, trzymać dystans i trwonić możliwie najmniej energii - troll nie. Wiedział też, na czym polega odpoczynek w trakcie walki, wykorzystywanie każdej chwili spokoju, jaką daje przeciwnik. Troll nie wiedział.
Koniec końców to musiało przynieść jakiś efekt. Albo w postaci nagłej, zdradzieckiej szarży uzbrojonego człowieka, jeśli ten poradzi sobie z własnym przeciwnikiem, albo w postaci tego jednego momentu, w którym stwór zmęczy się, zawaha, zdyszy lub przestrzeli kolejnym atakiem bardziej niż zwykle. Wówczas jeden silny, precyzyjny cios Ogłuszającej Pięści powinien wyłączyć go na kilka sekund. Aż nadto, jak dla niego.