Nie chcę mi się komentować wypowiedzi niektórych osób, bo byłby to nudny wykład moralny z problemem kompleksu wyższości na czele.
Heh. Tak się składa, że zachowałem odpis
. Pewnie przewidziałem taką sytuację. A więc oto sposób w jaki (na samą prośbę Olci) prostacko zabijam jej postać
. Za całość przepraszam(y)
. (Nic nie zmieniłem, błędy jak były, tak są.)
Posted by Rincewind
Mag wyciągnął dłonie ku górze i zaczął starannie wymawiać inkantacje. Nagle przerwał w połowie.
- Jakie miasto państwo sobie życzą? - spytał z akcentem kupca zachwalającego swoje towary.
- Byle jakie. Aby z dobrą tawerną - odpowiedział szybko Nazin.
- I nie za duże - dodał Fink.
- Hmmmm. Dobrze. W takim razie może Westgate, nad Jeziorem Smoków? Pokaże wam mojego przyjaciela, którego poznałem ostatnio podczas mojej krótkiej nieobecności - Rincewind uśmiechnął się tajemniczo.
- Dawaj, byle szybciej - rzuciła Atis.
Po chwili przed stojącymi towarzyszami pojawiło się małe, granatowe pole magiczne, które zaczęło szybko rosnąć. Po chwili uformowało się w wrota wielkości porządnej, miejskiej bramy wjazdowej. Każdy wiedział co ma robić...
... - Uffff, przynajmniej lądowanie było normalne - powiedział rzeczowo Nazin, mając jeszcze w pamięci niedawny upadek z dość dużej wysokości, po podobnym zdarzeniu.
- Ale to nie jest miasto - zauważyła Atis.
- No właśnie. Gdzie my jesteśmy?
- Nie, tylko nie to - Aya popatrzyła krzywo na Rince'a.
- Ups... - skomentował sprawę mag. - Wyszedłem z wprawy. Musimy być po drugiej stronie Faerunu, bo jest ciemno.
- Co ty nie powiesz! - krzyknęła Atis i udała się w stronę jakiegoś obozowiska.
Było bardzo ciemno i towarzysze wiedzieli tylko jedno. Na pewno byli w lesie. Wiatr groźnie szeleścił liśćmi drzew, a w oddali widać było płomień ogniska.
- Gdzie ona idzie? - zapytał Ashgan.
- Tam, ciemnoto - Ramizes wskazał palcem jasny punkcik oddalony o jakieś tysiąc metrów.
Po chwili cała drużyna maszerowała w tym samym kierunku. Wszyscy bez wyjątków klęli pod nosem.
- Medivh przeniósł by nas tam, gdzie chcieliśmy - przerwała ciszę Atis.
- Ale Medivh ledwo co idzie. Nie ma mowy o żadnych zaklęciach. Zresztą ma przebite płuco i nie wypowie inkantacji - próbował się bronić elf. - Chyba, że umie czarować bezgłosowo - tu spojrzał na Meda. Mag pokręcił znacząco głową.
- Na mnie nie patrzcie - od razu powiedział Nazin. - Nie mam energii.
- Ty nigdy jej nie masz - zgasiła rozmowę Atis.
Mała Joan uważnie przyglądała się małej panice, która wdzierała się w szeregi naszych towarzyszy. Śmiała się pod nosem, bo sama znała zaklęcie Magicznych Wrót, ale przecież nikt ją o nic nie prosił. Wkrótce ekipa znalazła się w pobliżu obozowiska. W około zapalonego ogniska stały trzy spore namioty.
- Halo! Jest tu kto? - krzyknęła Atis.
Nikt nie odpowiedział.
- No to mamy przynajmniej gdzie spać. los nie spartaczył tak roboty jak ty, Rince - dziewczyna jeszcze raz krzywo spojrzała na maga. Ten jednak w ogóle się tym nie przejął. Popatrzył tylko z uśmiechem na ognisko i pocałował Ayę.
- Zamawiam namiot dla siebie! - krzyknął Nazin.
- Chyba zwariowałeś - oszacował trzeźwo sytuację Ramizes. - Przecież nas jest ósemka, nie licząc Markusa i Xenona.
- Oni i tak śpią w środku - słusznie zauważył Nazin.
- My chcemy jeden - powiedziała Aya.
- Chyba sobie żartujesz - śmiał się Nazin. - Rince skrzanił zaklęcie, ale może teraz wyczaruje wam domek.
Czarownik obdarzył jedynie Nazina krzywym uśmiechem.
- Dzielimy się tak - zaczęła Atis. - Ja z Medem i Nazinem raz, Ashgan, Ramizes, Fink dwa, Rince i Aya trzy.
- Ale... - zaczął Fink.
- Nie ma dyskusji!
- Dzięki - powiedział mentalnie do Atis mag.
- Odwal się - odpowiedziała normalnie.
Po chwili Aya buszowała po lesie w poszukiwaniu dziczyzny. Ramizes udał się w tym samym kierunku z podobnych pobudek. Wszyscy grzali się przy ognisku, a Fink opowiadał właśnie sprośny żart.
- Hahaha, hahah. A to dobre! - śmiał się Nazin. - Kupuję go od ciebie.
Rincewind poczuł nagle w skroniach silny ból. Coś działo się z Xenonem. Wstał tak szybko, że wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwienie.
- Coś się stało? - spytał Ashgan.
- Coś się dzieje z Xenonem. Pewnie znów zaczepił jakiegoś wilka albo niedźwiedzia. Zaraz wrócę - ostatnie słowa wypowiedział szybko już się oddalając.
Po chwili czarownik gnał co sił w płucach, a serce biło mu niesłychanie szybko. Oczywiście nigdy nikt nie atakował smoczka, także z podobną sytuacją Rince jeszcze się nie spotkał. Biegał jak opętany po lesie nasłuchując. Nazin próbował się skontaktować z nim mentalnie, jakby przeczuwając niebezpieczeństwo, jednak mag odrzucił rozmowę. Po chwili usłyszał cieniutki wrzask smoka. Szybko udał się w tamtym kierunku, ledwo co omijając gęsto rosnące drzewa. Nagle padł na ziemie, ścięty z nóg. Poczuł ogromny ból serca. Klęczał na kolanach, oparty jedna ręka o runo, a drugą trzymając się klatki. Oddychał głęboko i szybko. Zaraz jednak ból minął i to tak błyskawicznie, jak przyszedł. Rincewind wstał i dalej biegł w kierunku, z którego usłyszał Xenona. Nagle zauważył przed nogami martwego smoczka. Znów ukląkł, a w jego oku pojawiła się łza.
- Co to było? Co go zapiło? - pytał sam siebie. - Nie ma żadnych cięć. Nie wyczuwam też magii. Na pewno jakieś zwierze zabiło go mocnym uderzeniem - mag starał się trzeźwo analizować sytuację.
- Pomocy! - usłyszał krzyk Ayi. - Ratunku!
O ile wcześniejszy bieg maga można było nazwać szybkim, o tyle teraz gnał niczym dziki kot. Nie zwracał już uwagi na krzaki. Przedzierał się przez nie taranując sobie drogę drobnymi czarami. Głos zbliżał się bardzo powoli. Jednego czarownik był pewien. Aya też musiała biec, lub przed kimś uciekać. Po chwili jednak wołanie się urwało, a Rincewind zauważył w oddali postać kneblującą dłonią Ayę. Mag nie przestawał biec. Nagle głowa napastnika zbliżyła się do szyi dziewczyny.
- Nie waż się tego robić! - krzyczał elf.
Ramizes nie zwracał na niego uwagi. Nie był w tej chwili sobą. Widział tylko krew... Po chwili upuścił już dziewczynę na ziemie, oblizując przy tym kły. Rince próbował panować nad sobą, ale czuł, że tym razem mu się nie uda. Próbował wytrzymać, myśląc, że elfka jeszcze może żyć, zaś jego wybuch mógłby zabić wszystkich. Gdy dobiegł do miejsca wampir bezczelnie stał w pobliżu i przyglądał się szyi maga. Nic nie powiedział. Pierwszą reakcją czarownika było przyłożenie ucha do piersi Ayi.
- Żyje. Jakież to szczęście.
Od razu po tym mag wstał i rozłożył dłonie w geście zaklęcia. Koncentrował się tak mocno, że po chwili na czole widać było krople potu. Wampir cofnął się o krok. Tymczasem za ciałem otworzyły się takie samie wrota, jak kilkadziesiąt minut wcześniej. Elf wziął Ayę na ręce i skierował się do drzwi. Przed przekroczeniem progu odwrócił się jeszcze. Jego oczy płonęły chęcią zemsty.
- Zabiję cię, Ramizes. Niech tylko tu wrócę.
Magiczne Wrota zamknęły się w tej samej chwili...
Posted by Ola
- Gdzie jesteśmy? - wykrztusiła ostatnimi siłami Aya, zaraz potem tracąc przytomność. Rincewind słyszał jednak cichutkie bicie serca trzymanej na rękach kobiety.
- W Evermeet... W Evermeet ... - powiedział, właściwie do siebie, przestając odczuwac złość, lecz przeszywający ciało i duszę strach. Co może zrobić?
Elf spojrzał na wyrastającą przed nim, nie znaną wieże, jakiegoś elfiego maga i rzucił się do biegu po stromych schodach, wyobrażając sobie wszystkie chwile spędzone z Ayą, począwszy od dzieciństwa, przez pierwszy pocałunek, na zgryźliwym spojrzeniu skończywszy. To wzbudziło w nim jeszcze większy strach, zaczął wspinać się przeskakując po trzy stopinie. Prawie wpadł na drzwi uderzając w nie ramieniem. Ruszył za klamkę, było zamknięte. Zamknięte... Maga w środku nie było.
- Nie... - wyszeptał Rincewind - NIEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Kucnął przy drzwiach trzymając w obięciach Ayę, przyłożył dłoń do tętnicy, życię opuściło młodą elfkę.
Rincewind szlochał tuląc zakrwawione caiło ukochanej, jednoczeście zastanawiając się co dalej...