Kiedy pomyślę, że ledwie dwa dni temu rozmawiałem o możliwości ekshumacji pewnych postaci i pomysłów, które miałyby zapewnić sukces nowym "Gwiezdnym Wojnom", a dziś moje domysły okazują się nie być jedynie gorzkim dowcipem, ogarnia mnie pusty śmiech. To, że George Lucas nie będzie miał nic wspólnego z nowym epizodem "Gwiezdnej Sagi" nikogo nie zaskoczyło. Zaskoczyć może jednak osoba domniemanego reżysera, bo jeśli chodzi o Harrisona Forda...
... to okazuje się, że Lenin wiecznie żywy! Odtwórca roli najsławniejszego przemytnika, wedle anonimowych, aczkolwiek zaufanych źródeł, na które powołują się choćby InsideMovies czy CNN, jest żywo zainteresowany udziałem w produkcji datowanej na rok 2015. Co więcej, w głowie Harrisona Forda odżyć miał też pomysł uśmiercenia Hana Solo, który aktor przedstawił Lucasowi przy pracach nad "Powrotem Jedi", nie znajdując wówczas aprobaty reżysera.
Jeśli to prawda, a niestety wiele na to wskazuje, to co czeka nas dalej? Idąc moim przedwczorajszym tokiem rozumowania "Epizod VII: Powrót Żywych Trupów" nie może obyć się bez kolejnej, nieśmiertelnie kultowej postaci. Na to jednak, mam nadzieję, szanse są znacznie mniejsze. Po pierwsze dlatego, że w odróżnieniu od Harrisona Forda Mark Hamil nigdy nie miał zbyt wiele wspólnego z aktorstwem i jego brak dla nikogo nie będzie odczuwalny. Po drugie zaś, ślicznych i nijakich chłopczyków do odtwarzania jednowymiarowych głównych ról (niestety) nigdy nie zabraknie. Z resztą, jakby to wyglądało...
Ostateczny wygląd całej produkcji zależeć będzie od reżysera. Tym, wedle doniesień collider.com, ma zostać Matthew Vaughn, który dał dotąd poznać się szerszej publiczności za sprawą scenariuszy "X-Man: Pierwsza Klasa" czy "Gwiezdnego Pyłu". Czy to jednak wystarczy na zapewnienie odpowiedniego poziomu produkcji tak obarczonej ciężarem oczekiwań pokoleń fanów? Czy może raczej wskazuje to kierunek, w którym wytwórnia Disney'a zamierza poszerzyć granice odległej galaktyki?