- Biegnąc. Mamy. Chwilę.- Niklo mówił między oddechami, by nie wybić się z rytmu. - Bądźcie. Czujni. Wyjaśnię. Technikę. Pobieżnie. W razie. Jakbym. Zginął. - Na chwilę zamilkł próbując ułożyć to, co miał w głowie.
- Moc nas. Otacza. Jest wszędzie. Dla mnie. Jak woda. Głęboka. Chcę wygłuszyć. Wypływam. Tworzę. Wyspę. Gdzie. Mocy nie ma. Większa wyspa. Trudniej. Wskoczyć. Wystarczająco. Duża. Wyspa. Odcięcie. Od Mocy. - Ponownie zamilkł, zapewne szukając bardziej zrozumiałej analogii.
- Może. Być las. Żywa. Dżungla. I. Wyjście. Z niej. Oddalenie się. Przez góry. Albo Pustynia. I wejście. Do jaskini. Im głębiej. Tym dalej. W waszym. Wyobrażeniu. Musicie. Koncentrować się. Na Mocy. Jakby. Odsuwającej się. Ginącej. Daleko. Od was. Ja robiłem. To. Latami. Ale. Może. Wam. Przyjdzie. Łatwiej. Możliwe. Że na kimś. Da się. Zrobić. To samo. Zmusić. Do. Posadzenia. Na wyspie. Odciągnąć. Na siłę. Od Wody. Tak. Przypuszczam.
- Kunem zajmę się ja. - Solusar, biegnąc, uważnie słuchał instrukcji Nautolanina. - Mam niejakie doświadczenie w walce z nim. Wybaczcie, ale wiem mniej więcej co potrafi, jakie techniki stosuje, a to czyni mnie bardziej odpowiednim od was. Poza tym, mam z nim niedokończone sprawy. - uśmiechnął się ironicznie.
- Nie wiem. Czy to. Dobry. pomysł.
Niklo nie przerywając biegu spojrzał na człowieka. Zaufał Mocy by pokierowała go swoim nurtem tak by na nic nie wpadł.
- Kun zna. Ciebie. także. I ma. Przewagę. Doświadczenia. My możemy. Go zaskoczyć. Uderzymy. Wspólnie. Będzie. Zmuszony. Do defensywy. Jeśli. Poznałeś. Go dobrze. Znajdziesz lukę. I uderzysz, ale. Nie powinieneś. Walczyć. Pierwszy.- Nautolianin spojrzał teraz na swojego towarzysza, złowrogą jaszczurkę. - Makankos. Na tę. Walkę. Chcę. Byś dał. Z siebie. Wszystko. Nie myśl. O gniewie. Myśl. O przeciwniku. Broni w dłoni. O tym. Że jest. Częścią. Ciebie. Myśl. O walkach. Między nami. I ramię. W ramię. Znasz. Mój styl. Moje możliwości. Przypomnij sobie. Gdy. Podczas. Walki. Nawiedzą cię. Myśli. Iż coś. Będę robił. To mój. Sygnał. Na działanie. Jak. Się skoncentrujesz. Też dasz rade. W więzi. Będziemy. Potężniejsi. Jeśli. Mi. Zaufasz. Wierzę w. Ciebie.
Jaszczur prychnął pogardliwie.
- Dobrze tato. Zrobię co zechcesz. Byle tylko uwolnić się od tego pieprzenia.
Byliście już nieco zmęczeni nieustannym biegiem, lecz wyjście z kanionu rysowało się już w zasięgu waszego wzroku. Gdy wyszliście na wydmy, zobaczyliście w oddali wielkie, celujące w niebo iglice połamanego wraku, który przy upadku rozpadł się na jedną główną i kilka mniejszych części. Pierwszym, co uderzyło cię najbardziej, była zaskakująca cisza, przerywana jedynie wyciem szalejącego wokół wiatru. Wzbijał on wszędzie tumany piachu, które co rusz przesłaniały ci wizję i atakowały twarz, nawet sam wiatr nie pasował do tego, co już nazbyt dobrze znałaś z pustynnych realiów - był zimny, ostry i porywisty. Za ruchomymi zasłonami kurzawy widziałaś majaczące sylwetki dziesiątek jurt i namiotów, rozstawionych szerokim, nieregularnym kordonem wzdłuż krawędzi leja powstałego w miejscu upadku okrętu. Nigdzie jednak nie widziałaś Tuskenów, nie słyszałeś ich wycia, nie dostrzegałeś też praktycznie żadnych zwierząt czy ruchomych obiektów.
- A mówiłem na statku, by uzbroili dwie głowice i drugą dali na tyle. Wtedy nic by nie zostało.- Niklo przyglądał się wrakowi. - Wszystkich ludzi pustyni musimy uznać za martwych i przemienionych. Będzie ich sporo. Może powinniśmy się skontaktować z siłami sithów? To dla nich też problem. No i pomyślałem o jednej rzeczy, która może dać nam przewagę, albo nawet załatwić problem. Ale jest to świrnięty plan i raczej wam się nie spodoba.
- Poradzimy sobie sami. Ostatnim, czego tu chcę to setka szturmowców i innych Darthów. Jednak myślę, że powinniśmy Kuna i Siona zaatakować w parach. Jeśli skupimy się na jednym, drugi będzie mógł go przejąć. Myślę, że Sionem powinniście zająć się wy - Solusar kiwnął na Nikla i Makankosa - podczas gdy my zajmiemy się Kunem. Ruszajmy dalej. Chyba, że twój plan jest lepszy? - ruszył już nie biegiem, ale spokojnym chodem i włączył obydwa ostrza delikatnym impulsem Mocy.
Wokół panowała nienaturalna, lodowata cisza. Tumany brudnej, ciemnoszarej kurzawy wciąż krążyły przed wami i wokół was, ale nawet gwizd wiatru jakby przycichł, a tobie zrobiło się jakby chłodniej. Szliście ostrożnie przed siebie lecz nie potrzeba było wiele czasu, byście dowiedzieli się, co stało się z Tuskanami.
Dziesiątki, być może setki martwych, jakby częściowo spopielonych ciał, wyściełało niemal całe zbocze wydmy prowadzącej do krawędzi leja z wrakiem w zaskakująco regularnych, półokrągłych liniach. Wyglądało to tak, jakby zbiegając z góry, od strony linii obozowiska, wszyscy w jednym momencie umarli w niewyjaśniony sposób. Kilka potencjalnych przyczyn leżało tuż obok. Odcięte ręce, nogi głowy, przepołowione i porozcinane korpusy świadczyły o śmiercionośnej precyzji energetycznej broni. Jednakże wielu z nich zdawało się nie mieć żadnych obrażeń... A jednak.
Ciała Tuskenów, które początkowo wzięłeś za wypalone, były po prostu zdegenerowane. Martwe. I to w sposób, który kazał ci sądzić, że były martwe nim jeszcze padły bezwładnie na zboczu tej wydmy. Część ciał rozsypała się po prostu w dziwny, czarnoszary pył, nieprzyjemnie podobny do wirującego wokół piasku.
- Nie wiem. Ja po prostu chciałem to wszystko znów wysadzić w cholerę. - Niklo uśmiechnął się i rozświetlił swoje niebieskie ostrze. - Może to ich nie powstrzyma, ale spowolni. Przypuszczam, iż Kun pragnie nieśmiertelnego ciała Siona. Jeśli je znów rozproszymy albo tym razem zniszczymy, duch będzie mniejszym problemem. Jak Kun był wcześniej uwięziony? Może bylibyśmy w stanie to powtórzyć? Zamknąć na Yavin IV albo jeszcze dalej.
Powoli podeszliście na krawędź leja, stając pośród pustego, widmowego obozu Ludzi Piasku, rozciągniętego wzdłuż krawędzi daleko poza zasięg waszego wzroku. Stąd mieliście pełen ogląd na przytłaczająco wielką jednostkę bojową, mierzącą połamanym dziobem w błękit tatooińskiego nieba. Wrak rozpadł się na kilka części - jedną główną, stanowiącą jakieś 2/3 głównego okrętu oraz kilka mniejszych odłamków. Widziałaś śluzy i drzwi, co do działania których mogłeś mieć wątpliwości, lecz do dostania się do wnętrza wraku wystarczyło przejść przez którąkolwiek z niezliczonych dziur i wyrw w kadłubie.
- Jego dusza była uwięziona w mieczu. I chyba on sam ją tam zamknął. Zapewne ten Sith znalazł jego jakiś artefakt. Zastanawia mnie tylko, czy gdybyśmy zniszczyli ten artefakt, zniszczylibyśmy duszę Kuna. - stwierdził Kyle.
- Dobrze byłoby to też wysadzić, by oczyścić teren z chodzących nieumarłych. Na razie mają nad nami przewagę liczebną... Jak mogliśmy przegapić, coś tak wielkiego wchodzącego w atmosferę? - Nautolianin spojrzał pytająco na Makankosa. - Jak samopoczucie? Rana nie doskwiera? To nie było jakoś dawno temu.
Trandoshanin wzruszył ramionami.
- Blizny, to biżuteria mężczyzny. Dopóki czujesz ból, dopóty jesteś pewny, że żyjesz.
Cała wasza czwórka schodziła możliwie ostrożnie, by nie stoczyć się po niestabilnym zboczu leja wprost na kupę jakiegoś wystającego z piasku złomu lub drągów. Na dole minęliście spory fragment kadłuba zagradzający wam drogę i stanęliście przed największą, główną częścią okrętu. Stanęliście, bo tuż przed wami pod sporą wyrwą prowadzącą do wnętrza wraku, stały dwie postacie. Słysząc wasze kroki obróciły się ku wam. Jedną z nich był Sith, którego widziałaś podczas wspólnej medytacji z Kylem, dowódca statku, który przepuścił was na orbicie. Ubrany w ten sam strój, w jakim widziałeś go ostatnio - prosty, wojskowy uniform i płaszcz, bez zbędnych ozdób. Jego towarzysz, nieco przewyższający go wzrostem, cały okryty był długim płaszczem w kolorze piasku. Jego twarz natomiast skrywała się pod dziwną, pozbawioną wyrazu maską, posiadającą jedynie małe otwory na oczy i usta.
- Proszę, proszę, a panowie do kogo? - Kyle, zapewne by nie podgrzewać atmosfery, wyłączył ostrza.
Tymczasem Niklo, ku twemu lekkiemu zaskoczeniu, odetchnął i uśmiechnął się. Najwyraźniej uważał obecność znajomego mu Sitha za coś pozytywnego.
- Witam. - ozwał się, kiwając nieznacznie głową.
-Witam.- odparł krótko imperialny kapitan, nie drgnąwszy nawet o cal. Jego zamaskowany towarzysz nie poruszył się również. - Mniemam, że i my i wy przyszliśmy tu do tej samej... osoby... Jednakże z żalem równym stanowczości muszę poinformować, że w tym miejscu wasze poszukiwania kończą się. Odejdźcie stąd. Natychmiast. - powiedział z wyraźnym naciskiem, lecz bez nuty groźby. Zupełnie jakby obawiał się czegoś, przed czym chciał was ostrzec. Jego zamaskowany towarzysz nie odezwał się ani nie poruszył.
- Nie. Jesteśmy świadomi, że Tatooine jest pod jurysdykcją Imperium, jednak cóż, jesteście trochę niedoinformowani. Przyszliście po Siona? Zajmijcie się nim, nie mam nic przeciwko. To również nam ułatwi sprawę, my przyszliśmy tu w podobnej sprawie. Jednak odradzałbym, żebyście szli tam we dwóch. Bardzo bym odradzał. - oponował Solusar.