- Słucham uważnie. Jakie konkretnie tomy może mi pan zaoferować, panie Tremere? - zainteresował się księgarz, lecz mogłeś jak na dłoni wyczytać z jego spojrzenia, że jest wielce sceptycznie nastawiony do myśli, wedle której ktoś taki jak ty mógłby faktycznie zaproponować mu coś ciekawego.
- Bo nie ukrywam, że tożsamość opisanego jegomościa jest mi znana.
- Z całym szacunkiem panie Leonie, ale rzucanie tytułami jest niczym chód dziecka we mgle. Czy za pozwoleniem moglibyśmy się udać do tamtego pomieszczenia i rzuciłbym okiem na pańską kolekcję? Łatwiej mógłbym sprawdzić co by pana zainteresowało - zaproponował patrząc na rozmówcę. Oczywiście było to prawdą. Poza tym, że mógłby spokojnie dostrzec jakie skarby on tam posiada.
- Bardzo mi przykro, ale obawiam się, że dostęp do pomieszczenia, które niefortunnie miał pan okazję zobaczyć został przeze mnie ograniczony. Jedynie ja mam tam wstęp, więc nawet gdyby ktoś się tam włamał, nie zobaczyłby nic godnego uwagi. Wobec tego będzie pan zmuszony zainteresować mnie bez wiedzy o moim stanie posiadania. Proszę się jednak nie obawiać, chętnie przyjmę cenne tomy nawet jeśli mam już takie w swojej kolekcji. A już poprzednio zauważyć pan musiał, że interesuje mnie historia naszego gatunku, badania nad nim, jak również wszelkie traktaty ezoteryczne i gnostyczne, niewazne, trafne czy też nie, byleby dokumentowały odkrycia jakiejkolwiek grupy, choćby i ludzi, na temat tego co nadprzyrodzone. Niech pan określi, co pan może zaoferować. Jestem uczciwym wampirem. Pomimo naszego poprzedniego, nieprzyjemnego kontaktu, który postanawiam puścić w niepamięć dla dobra naszej społeczności w mieście, nie będę zdzierał ani próbował oszukać. No chyba, że mnie pan postanowi obrazić swoją ofertą. Jestem szanowanym antykwariuszem, którego wiedza ma swoją cenę, a nie pierwszym lepszym gnojotwarzym z kanału, który za ćwierć szczura i stare skarpetki opowie o preferencjach gastrycznych zmarłego księcia. - żachnął się.
Marek przytaknął - Rozumiem i zapewniam, że klan Tremere nie zbiera byle śmieci i ceni sobie wiedzę z najwyższej półki - zapewnił by nieco ochłodzić rozmówcę. Bibliotekę Mistrza znał na pamięć i co niektóre tomy mógłby recytować w środku dnia. Nie mniej, nie mógł sobie pozwolić na zbyt wielką stratę na rzecz księgarza. Nie mógł też dać byle śmiecia, to oczywiste. W głowie, niczym wyszukiwarka w komputerze, szukał odpowiedniego materiału na wymianę. Po niezbyt długiej chwili nadeszła pozycja, która mogła zainteresować Lasombrę - Być może zainteresuje pana księga zakonnika Manfreda "Infinitum turpis Vita - Nocte de Mali" napisana przez łowcę wampirów tuż przed nadejściem maskarady - zaproponował. Była to księga opisująca wampiry i (o dziwo) dość skuteczne metody ich niszczenia. Tajemna księga stała się niemal bezpośrednim czynnikiem nadejścia Maskarady, gdyż ukazała jak sobie radzić z krwiopijcami. Księga z racji wartości dla Kościoła jest chroniona i nie wiadomo nawet ile egzemplarzy tak na prawdę istnieje obecnie. Dodatkowo księga ta nie obnaża Tremere, więc byłaby idealna na wymianę.
- Oryginał? Przepis czy nowożytna kopia? - zainteresował się - Jeśli to manuskrypt, jestem w stanie zaakceptować taką formę zapłaty. Widzę, że nie ma pan jej przy sobie, więc ostrzegam, że w przypadku oszustwa będzie pan spalony, ahaha. - zaśmiał się bez radości.
- Możemy więc przejść do pytań. Proszę dokładnie określić co takiego chciałby pan ode mnie usłyszeć, dobrze? Nie chcę się rozwodzić ponad miarę. - Sięgnął po oprawiony w skórę notatnik, który miał schowany za ladą i coś w nim zapisał, kartkując go uważnie, jakby obmyślał strategie handlowe wielkiej korporacji.
Po zapewnieniu antykwariusza, że ów księga to oryginał i że nie lubi przypalanych rzeczy przystąpił do zadawania pytań. Nie miał bynajmniej zamiaru od razu postawić księgarza pod gradobiciem pytań, więc spróbował skupić się na konkretach. - Interesuje mnie jego godność. Wszelkie konkretne informacje o nim. Imię, nazwisko, pochodzenie, kim jest i jeśli może mi pan pomóc też określić motywy jego działań. Dlaczego zabił księcia? Czy to może sprawa osobista czy po prostu kolejne zwarcie Camarilly z Sabatem bez żadnych podtekstów? - zapytał spoglądając to na księgarza to na jego notatnik.
- To będzie dłuższa rozmowa. - wampir wstał i włączył muzykę na dyskretnie umieszczonym za ladą odtwarzaczu.
- Jean-Baptiste Parat de Gascogne. Całym sercem Sabatnik, członek Czarnej Ręki. Lasombra, a jakże. Stary, prawdopodobnie pamięta okres rewolucji francuskiej, tam się też ponoć wychował, lecz mało wiadomo o jego przeszłości. Nie wiadomo jak trafił do Polski. Łatwo go poznać, bo jego zmysł mody zatrzymał się gdzieś w dziewiętnastym wieku, lecz nie jest znany z częstego wychodzenia. Woli kryć się w cieniach i pozostawać niewidzianym przez nikogo spoza sfory przez tygodnie i miesiące, żeby potem popisać się jakąś spektakualrną akcją. Pierwszorzędny fechmistrz, zabójca i żołnierz. Prawdopodobnie nie ma w okolicy wampira, który mógłby przeżyć pojedynek z Jean-Baptiste. Słyszałem, że jego ulubionąbronią jest szpada, ale wiem z dobrego źródła, że zabił kilku z Camarilli z broni palnej, umiejętnie zrzucając winę na łowców. Jest członkiem sfory, którą przewodzi arcybiskup, którego zresztą jest templariuszem. Posłuszny niczym pies, ale to zapamiętany żołnierz "za sprawę", raczej niezdolny do działania wbrew Sabatniej starszyźnie, za to doskonale zdolny do wpływania na nią. Owszem, wiem, że zabił waszego księcia. Nie wiem za to dlaczego to zrobił. Wszystko wskazuje na to, że był to rozkaz Arcybiskupa, lecz to nigdy nie zostanie potwierdzone, starsi Sabatu nie mają zwyczaju się tłumaczyć ze swoich podjętych i nie podjętych decyzji - zwłaszcza tak dużych.
Księgarz zrobił pauzę, jakby się zastanawiał jak wiele informacji warte jest jeszcze obiecane mu tomisko.
- Nie wiem jak dobrze orientujesz się w stosunkach Sabatu, ale jeśli tak dobrze jak reszta twojej sekty, to zdaje mi się, że powinienem cię oświecić, Tremere. Bo twoi wrogowie znają waszą strukturę od podszewki. - ciągnął - Sabatem na Śląsku kierują trzy postacie. Arcybiskup Jovanović, oraz dwóch biskupów - Malkavian Dejnarowicz i Lasombra Sieńczyłło. Dwaj pierwsi należą do katowickiej sfory, którą rządzi formalnie Malkavian, lecz ponieważ jest w niej Arcybiskup, nie ma żadnej realnej władzy. Prowadzi za to sfory w Gliwicach i na północno-zachodnim Śląsku. Jest zaskakująco sprawny i wszelkie zadania wykonuje nadzwyczaj dobrze. Drugi, Sieńczyłło, prowadzi sforę jaworznicką i nadzoruje całe Zagłębie. W przeciwieństwie do pozostałych, najchętniej przemaszerowałby przez Camarillę i wybił was do nogi i - uwierz mi - niedawno był całkiem blisko przeforsowania tej idei. ARcybiskup jednak się rozmyślił i od tamtego czasu na sabatniej "górze" toczy się prawdziwa zimna wojna. Nie zrozum mnie źle - zimna wojna jest naprawdę zimna, bo nadal ich wszystkich obowiązuje bezwzględne posłuszeństwo, o jakim wasz nieboszczyk księciunio mógłby jedynie pomarzyć. Najprawdopodobniej to Sieńczyłło byłby pierwszym, który nakazuje zabójstwa, jednak nie ma takiej władzy, która by mu na to pozwoliła. Pozostali, według mojej wiedzy, nie byliby gotowi na tak drastyczny ruch, chociaż w tej chwili jesteście tak otwarci, skłóceni i wrażliwi, że trudno mi sobie wyobrazić lepszy początek zbrojnej inwazji.
Wampir zmitygował się, zauważając, żę popłynął z nurtem dygresji, lecz prędko odzyskał kontenans. Popatrzył na ciebie z zainteresowaniem, oczekując twojej reakcji.
Marek chłonął każde słowo księgarza, niczym gąbka, zapamiętując każdą informację. Siedział nieruchomo. Nawet nie przytakiwał. Tremere przypominał kamienny posąg wpatrzony w Lasombrę. - Oczywistym jest, że śmierć księcia spowoduje tymczasowy chaos, lecz on dobiegnie końca i Sabat nie będzie już taki pewny siebie - odpowiedział rozsiadając się nieco wygodniej - Co gorsza, z tego co mi wiadomo Sabat równą, o ile nie większą, nienawiścią poza Cammą darzy tych, którzy nie są z nią. Działanie w ramach starej zasady "jeśli nie z nami to przeciwko nam" - było to sugestywne napomnienie, że i Lasombra nie powinien czuć się zbyt pewnie w obliczu nadchodzących kłopotów ze strony sabatników. Gdy padło pytanie o koleżankę przeszła mu na myśl Joanna. Pewności jednak było brak. Zawiercił się niespokojniej- Słucham? - zapytał nie chcąc się zbyt szybko zdradzić.
- Do tej pory, zdaje mi się, moje bezpieczeństwo nie było dla pana powodem do zmartwień, czyż nie? - uśmiechnął się szyderczo.
- Twoja towarzyszka, też Tremere. Przyjezdna. Chyba się zgubiliście, co? - uśmiech nie znikał z jego twarzy - Ciekaw jestem ile zapłaciłbyś za tę informację.
- Bo i nie jest - odparł z równie miłym uśmiechem - Jednakże zawartość pańskiej biblioteki to inna bajka. Na szczęście jest świetnie broniona w razie zbrojnego napadu, więc jak już pan rzekł, ochrona jest tutaj zbyteczna - odparł i machnął ręką na pytanie bibliotekarza - Nic. To profesjonalistka. Zna swój zawód i ryzyko z nim związane. Jeśli wpadła w tarapaty z pewnością sobie poradzi - rzekł niemal nonszalancko. Nie w jego interesie było ochraniać czyiś tyłek. Nawet jeśli to Tremere. Każdy musi sobie radzić sam, a on bynajmniej nie miał zamiaru zabawiać się w Szklaną Pułapkę. Miał inne zadanie.
- Skoro nie chce pan wiedzieć, gdzie się znajduje, pana wola. Oby tylko się pan nie spóźnił z dowiadywaniem się tego na własną rękę. Inaczej niemieccy kandydaci na księcia mogą być całkiem niezadowoleni, a już tym bardziej ich mocodawcy. - mruknął, najwyraźniej ubawiony całym zajściem.
- Skoro nie ma pan już pytań, czas chyba się rozstać. Nie chcę pana zatrzymywać, wolałbym otrzymać swój tom zanim spotka pana podobny los co panią Marchlewską. Dwie noce nie będą chyba wygórowanym terminem zapłaty, biorąc pod uwagę wciąż rosnące zagrożenie w mieście, prawda? - wstał, odprowadzając cię do drzwi, gdy zobaczył, że nie przedstawiłeś mu żadnych następnych pytań.
- Niech pan na siebie uważa. Żenia Rozpruwacz jest w mieście. - rzucił na odchodnym.
Żenia Rozpruwacz, znałeś to imię. Tak naprawdę Jewgienij Kotow. Legendarny łowca, postrach Sabatu, senny koszmar wszystkich wampirów, które nie należały do ścisłej starszyzny. Zawsze w towarzystwie ponurego mordercy o aparycji terminatora i nieodłącznej siekiery, która spadła na niejeden wampirzy kark. Facet po czterdziestce, milicjant z podmoskiewskiej miejscowości. Przez kilka lat był zwykłym łowcą, jednym z wielu na mapie świata. Aż do tej nocy, którą do dziś szeptem wspominają neonaci. Jednej nocy, on, jego podwładny troglodyta Zykow, jeden młodziutki wilkołak-ronin i jeszcze dwóch ludzi, z czego jeden ponoć wampir po golkondzie, wyrżnęli wszystkich sabatników ze swojego miasta. Urządzili prawdziwą rzeź, nie oszczędzili nikogo, w kilka godzin Prawdziwą Śmiercią umarło kilkadziesiąt wampirów, włączając to sabatniczą starszyznę, biskupów, zabili nawet arcybiskupa. Nie wiedziałeś ile jest w tym prawdy, lecz z każdego miasta, które odwiedziła ta przerażająca dwójka znikało po kilka - kilkanaście wampirów. Zwykle wariatów, łamiących maskaradę pijaw, sabatników i innego śmiecia, lecz jednak liczby, jakie padały obok jego nazwiska przerażały najodwazniejszych i najcwańszych z Rodziny. Żenia Rozpruwacz. Ponoć jego pierwszym łowem była jego własna ukochana żona, którą zarąbał toporem kilka tygodni po jej Przeistoczeniu. Ponoć to ten sam obuch, który nosi do dziś.
"A co mnie ona interesuje? Wpakowała się w kabałę to niech z niej się wykaraska...W końcu za to jej do cholery płacą" pomyślał wychodząc ze antykwariatu. Zasadniczo cieszył się, że jego misja praktycznie została zakończona. Ma dokładne informacje i dupie z resztą. Będzie mógł wrócić do badań. Entuzjazm co prawda ostudzał killer Żenia grasuje po mieście. Z drugiej strony, z pewnością taki rozrabiaka nie zajmowała by się płotką jak Marek. Nie miał jednak wątpliwości, że gdyby przypadkiem się na niego natknął jego kark znalazłby się w niebezpieczeństwie. Nie miał jednak zamiaru się wychylać. Niech brujah się nim zajmą. Lubią dawać i dostawać wpierdol to będą mieć okazję...Obrady zapewne jeszcze trwały, więc postanowił wybrać się do Elizjum. Łyknie trochę zimnej krwi, zrelaksuje.
W Elizjum, zgodnie z twoimi przewidywaniami, wszyscy siedzieli jak na szpilkach, oczekując na zakończenie obrad. Wśród zgromadzonych harpii trwały miałkie dyskusje o tym co może a co powinno zdarzyć się za zamkniętymi drzwiami. Rzecz jasna każdy wampir miał własny pomysł na rozwiązanie problemu i każdy uważał się za najlepszego specjalistę w sprawach lokalnej polityki, bezpieczeństwa i społeczności. Zauważyłeś jednak jeden trend - ktokolwiek by się nie wypowiadał, w słowach można było odczuć strach, ten zwykły, przed nieznanym i ten nowy, przed przedwczesną, niepotrzebną, Ostateczną Śmiercią. Chociaż nikt nie wypowiadał się głośno, każdy zadawał sobie w głowie to samo pytanie.
Jak długo przeżyje następny książę?
Nie zdążyłeś się rozgościć, gdy otwarły się podwoje, a oczy zebranych zaszkliły się od ekscytacji. Z sali, z której huczały jeszcze podniesione głosy wymaszerował Diehl, a za nim, ledwo nadążając, twój opiekun. Niemiec minął cię bez słowa, za to drugi wampir gestem i przejętą miną ponaglił cię, byś do nich dołączył.
Sugerując się niedawno zdobytymi informacjami posada księcia nie była niczym zachwycającym. Istniały realne szanse na krótką kadencję.
Dostrzegłszy nowo obecnych Marek natychmiast podniósł się z miejsca i ponaglił do mistrza. Jego twarz wyrażała proste pytanie odnośnie wyniku obrad.
Weszliście do niedużego pomieszczenia, przypominającego małą salkę konferencyjną. Richard pieczołowicie zamknął za wami drzwi. Diehl rozsiadł się, wyraźnie podenerwowany.
- Mów. - zakomenderował. nim jednak zdążyłeś się odezwać, Kozub wszedł ci w słowo.
- Obrady zakończyły się fiaskiem. Nie udało się wybrać nowego Księcia, choć nikt nie liczył, ze uda się już dziś. Sytuacja się nie zmieniła, ale książęta są na krawędzi otwartej wojny. nikt nie chce nikogo poprzeć, każdy patrzy swojego, a rozsądny zwykle Ulman odciął się od wygłoszenia jakiejkolwiek opinii dopóki śledztwo nie zostanie zakończone. Musimy się dowiedzieć...
- Jeśli coś musimy, to utrzymać tron. Mów. I gdzie, do cholery, jest Joanna? - Diehl po raz kolejny okazał Kozubowi brak szacunku.
Markowi nie podobał się brak szacunku względem Mistrza, lecz nie zamierzał się wtrącać w sprawy wyższej wagi. Choć miał przeczucie czy chciał czy nie i tak został w nie wplątany. - Zatem mówiąc po kolei. Poznałem tożsamość zabójcy. Nazywa się Jean-Baptiste Parat de Gascogne, członek Czarnej Ręki. Stary Lasombra z okresu rewolucji francuskiej. Najprawdopodobniej zleceniodawcą zabójstwa jest Arcybiskup Jovanović, bo nikt inny nie ma takiej realnej władzy, by wydać rozkaz zabójstwa - zrobił krótką przerwę po czym kontynuował - Odnośnie Joanny z niepotwierdzonych źródeł istnieje prawdopodobieństwo porwania jej lub, co gorsza, mogła napotkać Żenie Rozpruwacza, który pojawił się w mieście -zakończył wymownie nie musząc dodawać co by to mogło oznaczać dla niej. Czekał na reakcję Diehla.
Miałeś wrażenie, że Richard pobladł, gdy usłyszał nazwisko łowcy.
- Świetnie się spisałeś. Jestem bardzo zadowolony. - Diehl odpowiedział zimnym, beznamiętnym tonem, który sugerował coś zupełnie przeciwnego - Skoro tak szybko się uwinąłeś, został czas, żeby przedstawić ci, jak wygląda sytuacja.
- Pan Marcus jest, jak wiesz, kandydatem. Niestety, żadna z frakcji go nie poprze, dopóki nie przyniesie jej to konkretnych korzyści albo dopóki nie poczuje prawdziwego respektu. To już polityka. Na razie nie wyklarował się żaden lider. Jest ośmiu głosujących, potrzebujemy pięciu głosów, chyba że wykształtuje się wynik 4:4, wtedy zdecyduje głos Nadii. W tej chwili na pewno nie poprze nas Riedel ani Gontarczyk, a są tak skłóceni, że jeśli jeden nas poprze, drugi na pewno zrobi odwrotnie. Ulman popiera swojego współklanowca, Tendaja z Jaworzna, ale jeszcze tego nie ogłosił. Chujek twierdzi, że należy zlikwidować instytucję, ale będzie go można kupić później, czeka tylko na najlepszą ofertę. Zagadką jest księżna Sosnowca Artner, ale co ciekawe, wygląda na to, że nie poprze Ventrue, żeby zachować suwerenność. Tendaj przychyla się do wniosku pana Marcusa, żeby rozstrzygnąć wątpliwości za pomocą walki, przeciwnie książę Nowacki, który chce dyplomatycznie zapewnić większość swojemu kandydatowi. A my nie mamy na razie żadnej karty przetargowej, która pozwoliłaby przechylić szalę korzyści na naszą stronę. Wszyscy musimy się skupić na zdobywaniu poparcia. Oczywiście nieoficjalne pertraktacje zostały zakazane, ale wiesz dobrze jak to wygląda w praktyce. Pan Marcus nie może oficjalnie prowadzić kampanii, ale jest nas dwóch. Ja wziąłbym na siebie książąt, którzy z tobą nawet nie będą chcieli mówić. Byłoby dobrze, gdybyś pogadał z Chujkiem, Ulmanem, Riedlem i Gontarczykiem, zobaczył czego w ogóle oczekują w zamian za swój głos.
- Jest jeszcze jedna możliwość. - znowu przerwał Kozubowi Niemiec - Karta przetargowa, o której mówisz, to głowa wspomnianego Jean-Baptiste. Potrzeba nam więcej informacji. Być może będę w stanie go pokonać, pod warunkiem, że uda się doprowadzić do równej walki. Do wyśledzenia go potrzebna jest jednak Joanna. To, co polecił ci twój mistrz to jedno, lecz masz dołożyć wszelkich starań, żeby nasza pani detektyw się odnalazła. I nie, nie dorwał jej Żenia, wiedziałbym o tym. Nie wiesz, że wasze miasto ma Obserwatora? Nikt z przyjezdnych ani starszyzny nie jest zagrożony, chyba że zrobi coś naprawdę głupiego. Powinieneś się z nim spotkać, może będzie mógł pomóc z gaskońskim asasynem. - rzekł, nadal władczo, lecz już życzliwiej.
Marek słuchał uważnie raportu Diehla. Jak to w polityce, nic nie wynikało od razu. Cała zabawa dopiero się rozpoczynała. Nie mniej, Tremere wolałby pozostać obserwatorem, niż marionetką polityczną dlatego bardziej obstawiał czy opcji nr 2. Spojrzał w kierunku Mistrza. - Jeśli mogę pozwolić sobie na opinię, to głowa asasyna, była by bardzo mocną kartą przetargową. Dodatkowo mógłbym się zając zaginięciem Joanny. Upiekłbym dwie pieczenie na jednym ogniu. Zabawa z polityką zajmuje czas, a nie sądzę byśmy mogli sobie pozwolić na taki luksus - wzrok skierował ku Niemcowi - Jeśli mamy odnaleźć panią detektyw całą i zdrową czas gra na naszą niekorzyść, zatem gdzie znajdę tego obserwatora i kim on jest? - zapytał spodziewając się, że będzie to śmierdzący Nosferatu.
Myliłeś się. Nosferatowie zwykle zajmowali tego rodzaju stanowiska, lecz tym razem przypadło ono w udziale komuś jeszcze bardziej tajemniczemu.
- Obserwator jest bezstronnym nie-wampirem, który obserwuje i czasem reguluje wampirze sprawy. Stara się zachować równowagę pomiędzy liczną populacją Rodziny i Sabatu a populacją ludzi. Dba, może nie o dobro, ale o istnienie jednych i drugich. Zapobiega chaosowi. To ktoś w rodzaju nadzorcy, a my jesteśmy królikami w hodowli. Tym kimś jest mag, który ponoć kiedyś był wampirem. Tak, nie dziw się, takie chodzą plotki. - odpowiedział Kozub - Wie o jego istnieniu starszyzna, ale generalnie pozostaje tajemnicą. Nazywa się Michel Gassonet, mieszka w Katowicach i jest kimś w rodzaju maga śmierci, na tyle, na ile jesteśmy w stanie to ocenić. Możesz się z nim porozumiewać przez skrzynkę kontaktową. Po prostu zostawiasz list, a on go dostaje za parę godzin. - Richard zapisał adres na karteluszku.
Taka opcja bardziej pasowała Markowi, niż spotkanie z jakimś śmierdzielem. Dodatkowo kwestia przeistoczenia się z wampira w nie-wampira była bardzo ciekawa, aczkolwiek to wyssana z palca historyjka by powiększyć aurę tajemniczości obserwatora. Marek odebrał kartelusik po czym zapytał - A jak wygląda odebranie odpowiedzi od obserwatora? Będzie ona czekać również w skrzynce czy Michel stosuje bardziej wysublimowane sposoby odpowiedzi?