Sesja VLa

Głośne "Amen!" kilkukrotnie rozlegało się z kilkunastu, kilkudziesięciu gardeł, gdy robiłeś przerwy w kazaniu, które ostatecznie zwieńczyło potężne, entuzjastyczne "Alleluja!". Po nich nastąpiły oklaski, pełne aprobaty gwizdy i życzliwe spojrzenia. Archivald podziękował ci i skłonił uprzejmie, po ucichnięciu wrzawy zwracając się do Callahana.
- Frank, zechcesz?
- Oczywiście. - odparł zapytany, wstając z miejsca, zdejmując szeroki, płaski kapelusz pastora i zajmując miejsce Archivalda. Stanął tak, patrząc po obecnych z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Robił to, nie odzywając się, na tyle długo, że kilka babć i murzynek z kościelnego chóru zaczęło oglądać się na siebie, szepcąc coś nerwowo, lecz wtedy Callahan przemówił głośno i dobitnie.
- Bracia! Siostry! Ojcowie! Wszystko to tylko tytuły, które nadajemy sobie szukając oparcia pośród wszechobecnego chaosu. Bo przecież nie jesteśmy prawdziwą rodziną, bo przecież nic nas nie łączy, bo przecież te imiona, to życie i świat, nie są prawdziwe. - mówił stalowym głosem, patrząc kolejno po każdym pielgrzymie, jakby rzucał mu wyzwanie. - To wszystko namiastki, ochłapy prawdziwego życia, świata i więzi, których chwytamy się, by zupełnie nie utonąć w obłędzie i złu, zalewającym nas na każdym kroku. Na pewno wielu z was tak sądzi! Na pewno wielu z tych, którzy topią nas w tym obłędzie i złu, również tak sądzą. Nie ma dla nich więzi, nie ma dla nich świata ani imion, które wobec Pana musieliby nosić z godnością, odpowiedzialni za swe uczynki. Czy mylę się mówiąc, że dla wielu z was wszystko to jest ułudą? Iluzją, która zastąpić ma rozpacz, będącą chlebem powszednim każdego z was? - pytał, przeszywając wzrokiem kolejne osoby. Wszyscy słuchali go w oszołomionej ciszy, nawet autokar zdawał się wyć mniej, niż dotąd. Jedynie Archivald uśmiechał się nieznacznie, wpatrzony w Callahana z głową wspartą na pięści. - Czy mylę się, bracia i siostry?
Kolejne ołowiane spojrzenie Południowca przetoczyło się ciężko po twarzach pielgrzymów, wciskając ich wszystkich głęboko w fotele.
- Milczycie, bracia i siostry. Nie wiem więc, czy się mylę. A bardzo chciałbym się mylić... - cedził lodowato, tonem przywodzącym na myśl frazę "ręce do góry, albo...". - Więcej: z całego serca wierzę, że się mylę. Wierzę, ponieważ nasz dobry Pan nie posłałby tylu owiec we wspólną podróż, gdyby każda z nich błądziła, goniąc za mrzonką i ułudą. A nawet gdyby! Nawet gdyby każda z nich osobno dała się zwieść złu i ciemności...! To owce błądzące w tym samym kierunku nie są już błądzącym stadem. Nie mylę się mówiąc, że są wśród nas tacy, którzy nie wierzą w sens i moc wspólnych trudów, więzi i krwi? Zatem tym większą mam pewność, że zebrani razem pośród trudów i krwi uwierzą jak nigdy dotąd!!! - wykrzyknął wściekle, wyrzucając słowa tak, jakby posyłał w powietrze serię z karabinu.

[ Ilustracja ] (polecam podkręcić głośniki na maks )

I oto wreszcie jego słowa, niczym pociski w cel, zaczęły trafiać do słuchaczy, którzy unosząc ręce, podskakując na siedzeniach i krzycząc gniewne głoski, zmieniające się gdzieniegdzie w wystrzelający głośno "Amen!", zaczęli rozumieć sens jego przemowy.
- Choćbyśmy tu i teraz byli jak nigdy dotąd słabi i obcy, to właśnie tu i teraz zwiążemy się jak prawdziwa, wielka rodzina! Uwierzyć lub zginąć! Alleluja!!!
- ALLELUJA!!!
- Prawda lub ciemność!!!
- ALLELUJA!!!
- trzasnęło ponownie, gdy ku twemu częściowemu przerażeniu komiczna mieszanka starców, młodziaków, ludzi wszelkiej, kostropatej, sprzecznej proweniencji, zmieniła się w rozszalały oddział gangerów Pana.
- I niech szlag trafi sukinsynów, którzy podniosą rękę na naszych braci i siostry!
- ALLELUJA!!!!
Odpowiedz
Lorenzo miał niemal łzy w oczach słuchając bratnich dusz, które w dany im przez Boga dar, przemawiają do wiernych. Z pasją i niemożliwym do złamania duchem. Wiedział, że tak jak i on, są oni wybrańcami Boga. Apostołami na zniszczonej ziemi. Świadomość, że nie jest sam w swojej misji dodawała mu sił, których potrzebował by przeć naprzód.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Gdy ucichły okrzyki, rozpoczęły się śpiewy, rozmowy, śmiechy. Ogólny gwar, w połączeniu z jednostajnym pomrukiem autokaru, przybrał przedziwną, hipnotyzującą postać, która w równie dziwny sposób usypiała cię i uspokajała. Nie dane ci jednak było zapaść się w sen w kojącej miękkości fotela, gdyż przez wezgłówek przechyliły się dwie siedzące za tobą bacie, które z szerokimi, szczerbatymi uśmiechami zagaiły symultanicznie:
- Szczęść Boże! Piękne kazanie, ojcze, piękne, aż się wzruszyłam...
- Naprawdę, proszę ojca, to tak dobrze posłuchać w dzisiejszych czasach prawdziwego...
- A skąd ojciec do nas przybywa?
- A właśnie właśnie, bo ojciec Archivald zachwalał, przedstawiał...
- Tak, tak...
- i ciekawe jesteśmy jakiegoż to pasterza nam Pan posyła w tej podróży.

W trakcie tego słowotoku zdążyłeś pochwycić pełne rozbawienia i współczucia spojrzenie Callahana. Kąciki jego ust zadrżały we wstrzymanym uśmiechu, a brwi powędrowały szybko w górę i w dół.
Odpowiedz
Chwała Panu, że Lorenzo niczego nie popijał, bo mógłby się zakrztusić. Posłał jedynie Callahanowi uśmieszek mówiący "Boże, uchowaj!".
- Drogie panie, spokojnie, bo poczuję się jak pod gradobiciem pytań - zaśmiał się po czym kontynuował - Moje kazanie było jedynie tłem prawdziwych kazań ojców Archivalda i Callahana - powiedział skromnie - A skąd przybywam? Z prochu, drogie panie. Jak my wszyscy z prochu powstaliśmy i w proch się obrócimy. W oczach pana nie ma znaczenia skąd jesteśmy - rzekł pouczająco po czym dodał na zakończenie nieco luźniej i szeptem - A Pasterz to mam nadzieję, że ten najlepszy - zażartował.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Obie starowinki zachichotały "figlarnie" na twe ostatnie słowa, po czym przeszły do kolejnej fazy "szczebiotania". Tak oto upływały kolejne, długie, monotonne minuty podróży. Wsłuchując się nie tyle w treść, co ton kierowanych do ciebie i otaczających cię głosów, rzucając automatyczne, zdawkowe odpowiedzi oraz śledząc mimowolnie postękiwania autokaru, uniknąłeś postradania cierpliwości i zmysłów. Po mniej więcej godzinie babcie wreszcie zmęczyły się truciem i porzuciły je na rzecz kanapek i herbaty, podczas gdy obok ciebie usiadł Callahan.
- Pan ciężko nas doświadcza. - oznajmił z bandyckim uśmiechem, który niepokojąco pasował do jego ostro zarysowanej twarzy. - Z mapy wynika, że niedługo pierwszy postój w Rock Springs. - ciągnął, wygrzebując z kieszeni sutanny pogniecioną paczkę Marlboro, z której wyjął zębami jednego papierosa. Z drugiej kieszeni wyłowił solidną, metalową Zippo, którą strzelił... a następnie zamknął, jakby przypominając sobie w ostatniej chwili, że w pojeździe nie można palić. - Jaka jest ojca opinia o naszej... gotowości do nieprzewidzianych sytuacji w takich metropoliach jak ta i następne? - pytał z papierosem w ustach i wyciągnął paczkę w twoją stronę, gestem oferując jednego. - Nie ukrywam, że wiem trochę o tych sprawach, podobnie jak Archie, czy sędzia Vhailor. A także ojciec, jak słyszałem. Ale nas jest czterech, nie licząc paru ministrantów z drugiego wozu, a naszych bezbronnych owieczek - całe stado...
Odpowiedz
Gestem otwartej dłoni podziękował za papierosa. Zadumał się na chwilę - Powiedzmy sobie szczerze... - ściszył głos by tylko Callahan go usłyszał -...jeśli mają ciężką broń, miniguny czy wyrzutnie rakiet i zaatakują, gdy będziemy w środku nasza misja zakończy się szybciej, niż się zaczęła - powiedział posępnie - Z drugiej strony, jeśli uda się nam wyjść i negocjować mamy spore szanse przejechać bez problemów - zakończył jakby celowo pozytywnym wnioskiem.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
- Negocjować...? No ta... - rozejrzał się wokół. - Mamy sporo gambli na wymianę. - stwierdził z nutą ironii.
Odpowiedz
Lorenzo zaśmiał się ponuro - Negocjować można na wiele sposobów...i wiele z nich jest drogą oczyszczającego ognia - powiedział porozumiewawczo. Wiedział, że Callahan zrozumie. Nie był pacyfistą. Tak jak i Lorenzo.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Duchowny zgodził się z tobą milcząco. Przez następną godzinę jazdy, pomijając parę niezobowiązujących rozmów, nie wydarzyło się nic ciekawego aż do pierwszego postoju. Gdy przyszła na niego pora, autobus, ku jego niemal fizycznej i namacalnej uldze, zatrzymał się in the middle of nowhere. Za oknem, tuż na wysokości twojego siedzenia, dyndała smętna tablica z zatartym przez pordzewiałą gumkę czasu napisem "Welcome to Rock Springs". Przywieszona do drewnianego stelażu na poboczu drogi, skrzypiała na wietrze, za oknem zaś rozciągał się beznadziejnie jałowy, monotonny krajobraz, świadczący niezawodnie o tym, że zatrzymaliście się jeszcze przed miastem.
Gdy spojrzałeś w stronę miasta, twoim oczom ukazały się rzędy niskich, najwyżej dwupiętrowych bungalowów, mocno nadszarpniętych przez wichury ostatnich dekad, wąskie uliczki z resztkami sygnalizacji, widocznymi z daleka i wiele im podobnych. Część zabudowań zastąpiły byle jak sklecane, wiejskie chaty, stawiane zapewne w miejsce tych, które z różnych powodów rozwaliły się na przestrzeni lat lub popadły w ruinę. Takich zapewne było sporo, choć stąd trudno było ci ocenić. Nad tym krajobrazem z daleka górowała wieża miejscowego kościoła, o dziwo wyglądająca na nietkniętą.
- Uwaga, proszę wszystkich o uwagę! - rozbrzmiał głos Archiego, który przywoływał wszystkich do siebie. - Bardzo proszę, nie rozpraszajmy się. Zorganizowana grupa, zostańcie przy samochodach. Za chwilę wydelegujemy parę osób, by zobaczyć jak wygląda miejscowa gościnność. - na w pół krzyczał, organizując pielgrzymkę.
Odpowiedz
- Zatem do roboty! - rzekł Lorenzo i poszedł zabrać swoją broń oraz paczkę amunicji. Nie spodziewał się wielkiej wojny, by brać ile ma. To raczej ma być pokojowy rekonesans. Następnie dołączył do reszty ochotników.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Ruszyłeś w kierunku Archivalda, przy którym zaczęli zbierać się Callahan, sędzia Vhailor oraz "ministranci" Granite'a. Odpędziwszy się na moment od grupy pielgrzymów zaprosił was gestem na stronę.
- Okej panowie, nie ma co zwlekać. Jeżeli mamy przejechać przez to miasto, nie ma wyjścia, trzeba do niego wejść. Jeśli ktoś z was wie cokolwiek o tutejszych prawach i społeczności... - mówił, patrząc na każdego z osobna, a gdy jego wzrok zatrzymał się na młodej dziewczynie, którą widziałeś wcześniej, wyraźnie się zdziwił. - Zoe? Też idziesz z nami? - zmarszczył brwi. - Nie wiem czy to najlepszy pomysł... Nie chciałbym, żebyś się narażała, zwłaszcza ze względu na twoje umiejętności...
- Jej umiejętności mogą być wiele warte. - wpadł mu w słowo Vhailor. - Każdy spec jest wart sporo gambli, a w razie potrzeby można wynegocjować za jej usługi sprawiedliwą cenę.
O ile mi wiadomo, drodzy panowie, nie przyjechałam na biwak... — odparła sama zainteresowana — Idę z wami i koniec. Chyba, że mnie siłą usadzicie w naszym wspaniałym automobilu... — dodała zaraz wesoło.
Odpowiedz
Zawziętość Zoe zdecydowanie spodobała się Lorenzowi. Szanował ludzi, którzy umieli postawić na swoim - A jakie to umiejętności posiadasz, Zoe? - zapytał zaciekawiony.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Zoe podniosła wzrok w twoją stronę i odparła obojętnym tonem:
W naszym kościele mam kolor żółty. Oznacza to, że poza leczeniem i chemią zajmuję się jeszcze tym wszystkim, co w jakimś stopniu potrafię. A co potrafię? Hm, nie mnie to oceniać... Umiem udzielić pierwszej pomocy, wykonać niezgorszą amunicję, strzelać, czasem pogrzebię przy komputerze lub coś naprawię... No i coś-niecoś wiem o świecie naszych przodków. Ale to nie czas na pogawędki, słowa i tak jedno, a praktyka drugie. Nie ze wszystkiego chciałabym korzystać, jeśli nie muszę...
Urwała, czy to nie chcąc rozwodzić się bardziej, czy to ze względu na fakt, że mijaliście pierwsze zabudowania. Te prezentowały się z bliska jeszcze bardziej mizernie. Kilka parterowców z werandami przeżartymi przez próchno i korniki, parę wyższych, byle jak skleconych i równie byle jak rozlatujących się w oczach. Pod waszymi stopami chrzęściły kamienie i piach, gdy stąpaliście po resztkach spękanego asfaltu, zaś wiatr gwizdał szyderczo między rozbitymi okiennicami. Na pierwszy rzut oka wszystko zdawało się opuszczone.
Odpowiedz
Lorenzo szedł słuchając co ma do powiedzenia Zoe, a zarazem rozglądał się w bronią w ręku. Ta cisza bynajmniej nie była przyjemna. Być może to przewrażliwienie, ale czuł że coś wisi w powietrzu. Mimo wszystko parł do przodu w pierwszym szeregu. Szczególnie zwracał uwagę na okiennice i czy kogoś tam nie dostrzeże.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Okiennice obserwowały was ślepym wzrokiem wybitych szyb, a niektóre z nich klekotały niegościnne powitanie, obijając się o framugi, między którymi świstał wiatr. Podmuchy roznosiły pył, który z upierdliwą gorliwością osiadał na wszystkim, nie wyłączając was i waszej broni. Byliście pewni, że nikt nie przejeżdżał tędy przynajmniej od paru dni, a przeczucie sugerowało znacznie dłuższy okres czasu. Granite i trzech jego ludzi ostrożnie przyciskali się do rzędu ścian po prawo, osłaniając się wzajemnie, a za nimi kryła się Zoe. Ty robiłeś to samo z kolejnymi trzema i Callahanem po przeciwnej stronie. Poruszaliście się w ślimaczym tempie, grzęznąc w coraz mocniej świdrującej przestrzeń ciszy, rozpiętej między budynkami jak sieć niewidzialnych strun. Jako jedyny przecinał je Vhailor, sunący środkiem przed siebie spacerowym krokiem, który pobrzmiewał regularnie brzękiem ostróg i chrzęstem piachu pod jego butami.
Odpowiedz
Zachowanie spacerowicza niezbyt podobało się Lorenzowi - Panie Vhailor, może by tak bardziej ostrożnie? - zapytał ściszonym głosem.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
- Jestem sędzia Vincent Vhailor! - odpowiedział gromowym głosem, nie tobie jednak, lecz otaczającej was zewsząd ciszy. - Przedstawcie nam swoje prawa i zwyczaje, byśmy mogli uszanować je zgodnie z ich przeznaczeniem i ruszyć dalej w pokoju!!!
Na moment ton jego głosu, niewzruszona pewność i swoista władczość, a także bezdenna głupota całego posunięcia przyprawiła o paraliż nie tylko ciebie, ale też całą resztę grupy. Nawet wiatr oniemiał przez chwilę, przerywając swój koncert gwizdów i zawodzeń między okiennicami, które jakby zastygły z rozdziawionymi na wzór ust skrzydłami. Mimo to żadna odpowiedź - wokalna ani ołowiana - nie padła. Pustka była tak samo pusta i smętna, jak przed dwoma sekundami.
Odpowiedz
"Boże miej nas w swej opiece..." - pomyślał żarliwie do Stwórcy Lorenzo - To chyba tyle na temat cichego rekonesansu - powiedział po czym dodał - Polecam rozdzielić się, jednak na tyle by utrzymywać ze sobą, chociaż pojedynczo, kontakt wzrokowy. Zbadać teren. Bandyci mistrzami kamuflażu nie są. Nie podoba mi się to wszystko... - powiedziawszy to ruszył bardziej na lewo trzymając się blisko ściany jakiegoś budynku - Nie podoba się ani trochę... - powiedział szeptem do siebie.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Kiwnęliście do siebie głowami jeden po drugim i powoli zaczęliście się rozdzielać. Wiatr zawył mocniej, dlatego też miarowe stukanie o parkiet usłyszałeś dopiero, gdy rozległo się bezpośrednio za tobą. Odwróciłeś się gwałtownie, by zobaczyć przygarbionego, pomarszczonego staruszka, który wspierając się na drewnianej lasce stał w pozbawionym drzwi wejściu do budynku, przy którym się kryliście i przyglądał ci się poprzez niewiarygodnie absurdalne szkła swych wielkich okularów.
- Jeśli macie ze sobą prawdziwego sędziego, chodźcie za mną. - oznajmił krótko i odwrócił się, idąc przed siebie w rytm miarowego postukiwania laski na deskach werandy.
Odpowiedz
Lorenzo przytaknął - Panie Vhailor, proszę trzymać się z blisko - powiedział nieco się rozluźniając. Dziadzio raczej nie stanowił zagrożenia. Przynajmniej nie bezpośrednio. Gdy bliżej podszedł Callahan zwrócił się do niego szeptem - Broń w pogotowiu.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
← Sesja Neuroshimy

Sesja VLa - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...