Sesja VLa

- Jeżeli zadowoli się ojciec kwaterą w naszej skromnej plebanii lub domu parafialnym, to służę gościną. Poproszę ojca Callahana, by dostarczył niezbędne przedmioty, o których mówiliśmy. Zbiórka jutro o świcie przed naszą katedrą.
Odpowiedz
- Rozumiem. Życzę dobrej nocy. Z Bogiem - pożegnał się i skierował swój spokojny chód w stronę plebani. Czuł, że staje się coraz bardziej senny.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Pożegnawszy się opuściłeś szybko pomieszczenie, wychodząc na podwórze prowadzące do dalszej, mieszkalnej części plebanii. Całość stanowiła coś na kształt bungalowu, który na przekór przeciwnościom trzymał się jeszcze we względnie jednym kawałku. Po przejściu parunastu metrów i minięciu kolejnych drzwi udałeś się na piętro, do pokoju, w którym zostawiłeś swój bagaż. Już od schodów dobiegło cię drgające światło świec, dobiegające z głębi pomieszczenia, do którego wszedłeś pośród ciszy i kojącego spokoju wnętrza, tak kontrastującego ze zdewastowanym obrazem niegdyś wielkiego miasta, rozciągającego się na zewnątrz.
Usiadłeś na małym, nieco skrzypiącym łóżku, jeszcze raz przeglądając swój bagaż pod kątem zapakowanej zawartości. Nie spieszyłeś się, gdyż senność i zmęczenie mijającym dniem dawały ci się już we znaki. Zastanawiałeś się nad pójściem spać, gdy od strony schodów dobiegło cię czyjeś beztroskie pogwizdywanie. Rozglądając się za jego źródłem przez uchylone drzwi dostrzegłeś postać w szerokim czarnym kapeluszu, czarnym płaszczu i eleganckiej czarnej koszuli z koloratką pod szyją. Duchowny, niosący przewieszoną przez ramię skórzaną torbę, uśmiechnął się przyjaźnie i zdjął kapelusz, skłaniając nieznacznie głowę.
- Frank Callahan, szczęść Boże. - przedstawił się wysoki, lekko siwiejący mężczyzna o ostrych rysach twarzy i bardzo mocnej, jak na mężczyznę wyglądającego mniej więcej na czterdziestkę, budowie. - Ojciec Granite prosił, bym dostarczył kilka rzeczy, o które ojciec prosił.
Odpowiedz
- Niech będzie pochwalony! - opowiedział ciepło otwierając drzwi - Proszę, proszę - zaprosił Franka do środka - To bardzo hojne z waszej strony. Chciałbym z całego serca uniknąć konfliktów, aby tej amunicji w ogóle nie używać, ale niestety, nie przyszło nam żyć w spokojnych czasach - rzekł zasmuconych tonem.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Callahan parsknął krótkim śmiechem, a połowa jego ust uniosła się w rozbawieniu.
- Tak... Jeżeli kiedykolwiek takie były. Proszę - wyjął na mały kredens zawartość torby - , trzy magazynki, mało, ale więcej nie zdołaliśmy zorganizować na szybko, tym bardziej, że akurat tego kalibru nie używamy. Dobrze będzie mieć ze sobą kolejnego pasterza, który wie jak odstrzeliwać wilki. - dodał z dziwną satysfakcją, ty zaś zauważyłeś fragment tatuażu, który wystawał spod rękawa koszuli na wierzch jego dłoni.
Odpowiedz
- Burzliwa przeszłość? - zapytał spostrzegłszy tatuaż. Zwykle posiadali go przestępcy lub członkowie sekt. Lorenzo wiedział też o ich znaczeniu rytualnym lub nawet ochronnym. Jak zwykle, dzieło ludzkie mogło słuzyć dobru jak i złu. Wszystko zależało od intencji.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Zaskoczone spojrzenie, które przesłał ci Callahan świadczyło, że nie od razu zrozumiał o co pytasz. Szybko jednak zreflektował się i, uśmiechając, odpowiedział:
- Bardzo. Niekiedy wręcz porywająca. Aż za bardzo. - rzekł ściszonym, zdawkowym tonem, najwyraźniej sięgając pamięcią do niezbyt przyjemnych obrazów. Nim ukrył tatuaż pod długim mankietem rękawa, odniosłeś wrażenie, że przedstawia jakby pokryty łuskami ogon lub mackę, ale nie miałeś pewności. - Czy potrzeba ojcu jeszcze czegoś? Ojciec Granite zamierza wyruszać skoro świt, więc niewiele będzie rano czasu na przygotowania.
Odpowiedz
Lorenzo nie zadawał więcej pytań odnośnie przeszłości. Najważniejsze, że Callahan znalazł właściwą drogę i nią podąża.
- Jeśli chodzi o mnie to będzie wszystko. Będę korzystał z zapasów danym nam wszystkim - powiedział powstrzymując się od ziewnięcia. Dopadała go senność.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Sen przyszedł równie szybko, jak szybko wyszedł ojciec Callahan, pozdrowiwszy cię uprzednio. Nie pamiętałeś z niego wiele, zaś żaden z pozostałych w umyśle obrazów osobno nie przedstawiał sobą większej całości ani wartości, lecz obudziłeś się ogólnie wyspany. Był sam świt, choć na ulicach wciąż niepodzielnie panował mrok i blade, trupie światło oddalonych nieco od ciebie latarni.
Odpowiedz
Sama myśl o nowej misji bożej dawała mu energię. Dość sprawnie i nieco pośpiesznie zebrał się z łóżka i ubrał. Następnie ukląkł przed łóżkiem i przeżegnawszy się odprawił szybką modlitwę w podzięce za spokojny sen i z prośbą o błogosławieństwo na dzień dzisiejszy. Wstał i zebrawszy swoje rzeczy skierował się ku głównemu wejściu by poszukac ojca Archivalda.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Szybko znalazłeś się pod drzwiami plebanii, lecz pomimo pukania i nawoływania do drzwi nikt nie odpowiedział. Po paru nieprzyjemnych minutach w dojmującym chłodzie miasta, wciąż przykrytego całunem nocy, który strzępił się z wolna przecinany tępym jeszcze ostrzem nadchodzącego świtu, postanowiłeś udać się po prostu na miejsce zbiórki. Tam mogłeś podziwiać w całej "krasie" zarówno katedrę, trzymającą się w jednym kawałku chyba tylko siłą gromadzących się w niej wiernych i dobrych chęci Archivalda, jak i okolicę, która nie trzymała się nawet w kawałku, a co najwyżej w kupie śmieci i gówna. Butelki, plastikowe opakowania i cała masa innych, niezliczonych odpadków wypełniała najbliższy krajobraz tak, jakby stanowiła jego naturalny element.
Na placu przed katedrą zebrał się już spory tłum. Poza "zwykłymi" ludźmi twoją uwagę zwrócił też poznany zeszłego wieczoru Callahan, znajdujący się w towarzystwie dziewczyny, która stała nieco z boku, poprawiając co i rusz przewieszony przez ramię karabin, kręcąc się w miejscu w wysokich trzewikach, zapinanych na klamry w kształt krzyża, błyskając oczyma zza pomarańczowych szkiełek, odznaczając się z daleka żółcią bandanki i znakami profesji Kościoła Humanitarnego. Sam Callahan rozmawiał z wysokim człowiekiem w skórzanym, brunatnym płaszczu sięgającym kostek i takim też kowbojskim kapeluszu. Twarz przesłaniała mu czarna chusta, przewiązana przy szyi, a przez plecy przewieszona była długa, lśniąca katana, za jego plecami zaś stał najprawdziwszy Harley "Roadking".
Z minuty na minutę pielgrzymów przybywało. W dużej mierze były to kobiety w wieku sióstr Watson, z których większość znałaś przynajmniej z widzenia, także kilku starców, lecz również paru mężczyzn w sile wieku. W ciągu kwadransa na placu przed świątynią znajdowało się już około 30 osób, objuczonych rozmaitymi bagażami.
Drzwi kościoła jęknęły i powoli otworzyły się. Tak jak wszyscy zgromadzeni powędrowałeś wzrokiem w tamtym kierunku, by zobaczyć Archivalda, w towarzystwie siedmiu mężczyzn, z których każdy uzbrojony był w długą strzelbę lub karabin.
Odpowiedz
Ojciec Lorenzo podszedł do Callahana przywitał się - Niech będzie pochwalony - po czym zwrócił swoją uwagę na Archivalda i jego otoczenie. Wydawało się, że Bóg ma ich w swojej opiece. A przynajmniej pod wzlgędem zbrojnym. Lorenzo przypuszczał, że to całe stadko już się zebrało.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Nie trzeba było czekać długo, by na placu zebrała się cała grupa pielgrzymkowa pod wezwaniem. Około pięćdziesięciu postaci, objuczonych torbami, plecakami, workami, masą najróżniejszego żelastwa, sprzętu i złomu o nieocenionej przydatności. Podzwaniające patelnie, rondle, chrobot drewnianych, paciorkowych różańców i chrzęst ich metalowych, zrecyklingowanych odpowiedników (wszak recykling według niektórych był współczesną formą rezurekcji), zlewające się z ogólnym gwarem rozmów i głosów pełnych starczego, nabożnego podniecenia, które gdzieniegdzie przybierało postać pierwszych, nieśmiałych pieśni.
- Ojcze Mendoza. - powitał cię Granite, wskazując stojącego obok mężczyznę. - Oto sędzia Vincent Vhailor z Federacji Apallachów. - przedstawił harleyowego kowboja z kataną, który skłonił się sztywno.
- Do usług. Ojciec Callahan przekazał mi ustalenia, wedle których ruszymy dawną 80-tą międzystanową na wschód aż do Lincoln, kierując się na St. Louis, Indianapolis i dalej aż do Harrisburga wzdłuż dawnej 70-tki. To oznacza wizytę w Kansas. To miasto nie zna ani prawa, ani Boga, nie powiem, żeby mi się to podobało. To także niebezpiecznie blisko Missouri...
Przez to wszystko przedarł się pomruk tak złowieszczy i plugawy, że hałas Vhailorowego Roadkinga był przy nim prawdziwą muzyką. Nie potrzebowałeś lat doświadczeń w roli mechanika, by przy akompaniamencie wystrzałów z wydechowej rury zidentyfikować wołającego o pomstę do nieba gruchota. Gdy ów Behemot pojawił się wreszcie, robiąc koło wokół placu, mogłeś dobrze przyjrzeć mu się ze wszystkich stron.

Ilustracja1
Ilustracja2
Odpowiedz
"Pomoc Boga będzie bardzo potrzebna" pomyślał patrząc na wrak. Wrócił jednak do rozmówców i planów.
- Panowie, proponuję pojechać do Omaha. Zatrzymać się tam. Jeśli łaska boża będzie z nami w zdrowiu spotkamy tam mojego przyjaciela, szeryfa tego miasteczka, Johna Wayne'a. To człowiek dobrej woli. Jednakże widziałem się z nim ostatnio 2 lata temu. Mam nadzieję, że wciąż jest w zdrowiu. Potem MOŻEMY się skierować w stronę Chicago, ale bardzo bym tego odradzał. Z tego co wiem od innych podróżnych, jest tam istna strefa wojny. Zatem pozostaje nam Kansas. Przy przychylności boskiej uda się wynegocjować myto i przejedziemy możliwie spokojnie... Reszta zgodnie z planem. Innej drogi raczej nie widzę, Panowie - spojrzał badawczo na każdego z obecnych.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Obaj duchowni pokiwali w zamyśleniu głowami, sędzia zrobił to raz, acz zdecydowanie. Gdy wierni zaczęli tłoczyć się w okół autokaru, którego kierowca przerażony naporem wyraźnie bał się otwierać drzwi, Archivald od razu zajął się kwestiami organizacyjnymi. Jak się okazało, w samą porę, bo ledwie "Złomobus" zatrzymał się i zgasił silnik, pozwalając wszystkim zgromadzonym zatonąć w rozlewającej się wokół, pełnej konsternacji ciszy, gdy radioaktywny wiatr przyniósł echo kolejnych niewyraźnych odgłosów, które tak jak poprzednio zbliżały się, stopniowo przybierając na sile. Kierując swą uwagę i wzrok w tamtym kierunku stwierdziłeś, że ów dźwięk to coś na kształt śpiewu, głośnego i czystego, jednak wciąż niewiadomej treści. Ta stała się jasna w kilka chwil później, gdy oto drugi autokar zjawił się tak jak poprzedni na końcu najbliższej ulicy, rosnąc w waszych oczach i jeszcze bardziej poszerzając goszczący już w nich wytrzeszcz.



Patrzyłeś, jak ze wszech miar obrzydliwy i na pierwszy rzut oka znajdujący się w nadspodziewanie dobrym stanie pojazd zatacza krąg i parkuje tuż obok "Złomobusu". Dojmująca cisza zniknęła równie nagle, jak się pojawiła, jednak obłok konsternacji pozostał, dodatkowo wzmocniony przez dźwięki sączącej się na cały głos muzyki:

[ Ilustracja ]
Odpowiedz
- A cóż to za diabelstwo? - zapytał stojących najbliżej. Muzykę skąś kojarzył, ale nie był melomanem, więc nie potrafił zgadnąć co to za zespół. Poza tym, był onieśmielonym czterokołowcem. Jak zresztą nie on jeden.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Przynajmniej część zgromadzonych na placu pielgrzymów podzielała twoje nastawienie, sporadycznym śmiechem i radosnym gwarem zagłuszając ponure pomrukiwania bardziej niezadowolonych i wzburzonych takim rozwojem i charakterem sytuacji. Spora grupa ruszyła ochoczym krokiem w stronę bardziej kolorowego z pojazdów, jednak przez ogólny zgiełk, śpiew z głośników i dźwięk silników przebił się podniesiony głos Archivalda:
- Nie nie, bardzo proszę do pierwszego autokaru! Bracia z Kościoła Nieśmiertelnego Króla użyczyli nam swój wraz z zaopatrzeniem, a nie byłoby rozsądnie, by ktokolwiek z was jechał obok beczek z paliwem i części zamiennych! - przekrzykiwał się przez tłum, który wyraził zgeneralizowane rozczarowanie przymusem stłoczenia się w zdecydowanie mniej atrakcyjnym samochodzie.
Dostanie się do pojazdu i zajęcie miejsca zdecydowanie nie należało do najprostszych wyzwań, jakie mogłeś napotkać jeszcze przed początkiem wyprawy. Począwszy od przepchania się przez tłum, poprzez uniknięcie stratowania i zmiażdżenia atakującymi cię ze wszystkich stron garnkami, torbami i toną innego żelastwa, po przeciśnięcie się przez drzwi zatłoczone jak górski przesmyk podczas tarła. Gdy dopchałeś się wreszcie do wnętrza, niesiony nurtem ludzkiej rzeczki zakotwiczyłeś mniej więcej w połowie autokaru, chwytając się kurczowo pobliskiego siedzenia i uciekając z pole walki rozszalałych przekup. Ściągnąłeś z siebie bagaż, mimochodem obserwując rozgrywające się sceny.
A że przodem. A że bokiem. A że przy oknie. A że w środku. A że z tyłu. Tymczasem "złomowóz", we wnętrzu którego się znajdowałeś, charczał, warczał, trząsł, trzeszczał i popiardywał radośnie spalinami.
Odpowiedz
Zapowiadała się długa i jakże wygodna podróż. Nie mniej jednak, miał gdzie posadzić swój świętobliwy zadek, więc nie było to takie złe. Kwestia przyzwyczajenia. Ojciec zajął miejsce gdzieś przy oknie. Zawsze lubił widzieć co jest za oknem. Podziwiać bożą karę ludzkości. Tak postrzegał mały armagedon. Takie delikatne ostrzeżenie i zarazem w łasce miłosierdzia dał ludzkości jeszcze jedną szansę. Lorenzo miał jednak obawę, że ludzkość sama w sobie nigdy się nie zmieni. Taka natura człowieka. Dobro i zło. Do końca.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
Rozważając ontologiczne zagadki ludzkiego istnienia ściągnąłeś z siebie bagaż i usadowiłeś możliwie najwygodniej. Przez spazmatyczny charkot autokaru, niosący ze sobą niepomyślne wróżby na przyszłość, przebił się głos Archivalda, który stanął na przedzie autokaru i przekrzykując całą grupę, rzekł:
- Bracia i siostry! Chwalmy ten dzień, w którym w imię Pana ruszyliśmy w podróż przez mękę, trudy i zwątpienie na naszej drodze do zbawienia! Chwalmy Pana!!!
- Chwalmy Pana!!! - odpowiedziało chórem 50 głosów, wzbijając się ponad ryk silnika.
- Moi drodzy... Czeka nas wiele prób podczas tej pielgrzymki. Wiele niebezpieczeństw, wiele zła pod postacią złych, nikczemnych, czasem zaś biednych, chorych i zdesperowanych ludzi, którzy utracili wiarę i nadzieję. - kontynuował kazanie, mówiąc wciąż głośno, lecz znacznie spokojniej, jeszcze mocniej skupiając na sobie uwagę grupy. - To właśnie wiara i nadzieja są powodami, dla których wielu z nas po raz pierwszy opuszcza granice naszego miasta, by wyruszyć na tę pielgrzymkę. To właśnie wiara i nadzieja poniosły największe straty w wojnie, która zniszczyła cywilizację, z gruzów której usiłujemy podnieść się od tylu lat. Dziś pozostały po nich tylko popioły, które wiatr rozrzuca po pustkowiach zatrutego świata, zatrutego pustką, rozpaczą i zwątpieniem. Jednak nasz Pan ma moc, która pozwala człowiekowi podźwignąć się z tych popiołów, by za ich sprawą ponownie odnaleźć nadzieję i wiarę. Bracia moi, powiadam wam! - znów uniósł głos, powiększając napięcie, które narosło pośród słuchających go wiernych - W tej podróży, tak jak każdego zwykłego dnia naszego zwykłego, trudnego życia, możemy stracić wiele. Majątek, zdrowie, życie. Ale powiadam wam także, co znacznie ważniejsze, nie wolno nam tracić wiary i nadziei!!!
- AMEN! - wybuchło w autokarze, zagłuszając nawet wycie prehistorycznego silnika. Granite stał na przedzie wozu z uniesionymi rękami, zaś przez tylną szybę widziałaś malejące z wolna budynki i przedmieścia Detroit.
- Ponieważ w tę duchową podróż Pan wysłał z wami aż trzech pasterzy, pozwolę ojcu Callahanowi i ojcu Mendozie również przemówić do was, bracia i siostry. - oznajmił uroczyście, gdy wrzawa po jego przemówieniu nieco przycichła.
Odpowiedz
Słuchając przemowy bardzo ciekawej przemowy Archivalda niemal zakręciła mu się łza w oku, widząc jakże wielki ogień Pana w sercu tego człowieka. Czuł i wiedział, że żadna siła na tym świecie nie jest w stanie go zgasić. Może to zrobić jedynie Stwórca, gdy nadejdzie czas.
Z zachwytu przebudziło wywołane swoje nazwisko. Nieco zawstydzony powstał z miejsca i słał szczery uśmiech do ludzi podszedł na *mównicę*, czyli tam gdzie znajdował się Archivald.
- Dziękuje, ojcze - zwrócił się do *przyjaciela po fachu* i skierował swe słowa do pielgrzymów - Zaiste, drodzy bracia i siostry, darem jest być tu i teraz, w tej jakże chwalebnej chwili! - mówił coraz bardziej się nakręcając - Nie mam żadnych wątpliwości, że sam Pan sprawił, że zjawiłem się w tymże mieście, by jako skromny Jego sługa, pomagać wam w trudach tej podróży - skupił się teraz bardziej na tym, by słowa zabrzmiały mocniej, twardziej - Podróż będzie trudna, męcząca i może kosztować zarówno was, jak i nas zdrowie, a nawet życie...ALE SIĘ NIE ZLĘKNIEMY, GDYŻ SAM BÓG NA NAS SPOGLĄDA! Czuję obecność Świętej Trójcy, radują się z nami Anioły i Święci, gdyż stawiamy czoła pustkowiu, sprawdzianowi wiary, oraz naszym własnym słabościom. Jednak apeluję do was, drodzy pielgrzymi, NIECH W WASZYCH SERCACH NIE ZAGOŚCI STRACH, A JEDYNIE DUMA I ODWAGA! Bo gdy nadejdzie czas... - tutaj wzrokiem powędrował od lewej do prawej po ludziach. Wzrokiem hipnotyzującym, strasznym niczym ogień Pana jak i równie zbawiennym co Jego łaska - ...a nasza wiara będzie sprawdzana...I GDY PRZYJDZIE CZAS ZAWITAĆ W OGRODACH PANA, PÓJDZIEMY TAM Z UNIESIONĄ GŁOWĄ, BO MY CHOĆ MROCZNĄ DOLINĄ KROCZYMY, ZŁA SIĘ NIE ULĘKNIEMY, BO PAN JEST Z NAMI! - po chwili nieco ochłonął i rzekł ładniej - Chwalmy Pana oraz dziękujmy wszystkim, którzy pilnują was i nas w tej podróży - tutaj zwrócił swój wzrok ku dwóm pozostałym pasterzom.
Jestem Wampirem.
Jestem jedynym istniejącym Bogiem.
Jestem dumny z tego, iż żeruję na ludziach i oddaję honor moim zwierzęcym instynktom.
Odpowiedz
← Sesja Neuroshimy

Sesja VLa - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...