Sesja CSki

Callahan uśmiechnął się, podobnie jak meksykański duchowny, Archivald dla odmiany skrzywił się.
- Zatem idziemy. Oczy dookoła głowy, broń w pogotowiu. - oświadczył, na co odpowiedział mu zgodny chór przeładowywanej broni. Ruszyliście ostrożnym krokiem w stronę miasta.
- A jakie to umiejętności posiadasz, Zoe? - zapytał zaciekawiony Lorenzo.
Odpowiedz
Zoe podniosła wzrok w stronę głosu. Tego człowieka jeszcze nie miała okazji słyszeć, niespecjalnie też mu się przypatrywała. Pojęła jednak, że ma do czynienia z ojcem Mendozą. Odparła pozornie obojętnym tonem:
— W naszym kościele mam kolor żółty. Oznacza to, że poza leczeniem i chemią zajmuję się jeszcze tym wszystkim, co w jakimś stopniu potrafię. A co potrafię? Hm, nie mnie to oceniać... Umiem udzielić pierwszej pomocy, wykonać niezgorszą amunicję, strzelać, czasem pogrzebię przy komputerze lub coś naprawię... No i coś-niecoś wiem o świecie naszych przodków. Ale to nie czas na pogawędki, słowa i tak jedno, a praktyka drugie. Nie ze wszystkiego chciałabym korzystać, jeśli nie muszę...
Tu urwała. Nie chciała wdawać się w bardziej zaawansowane konwersacje i być wylewną w stosunku do ledwo poznanego człowieka. Poza tym naprawdę uważała, że to nie czas na pogwarki. Przechwalanie się uznawała za niestosowne, a fałszywą skromność za niepotrzebną i szkodliwą, lepiej więc, pomyślała, pozostać przy podstawowych, oszczędnych komunikatach.

||Przepraszam za opóźnienia, ale jestem dosyć mocno zalatana. Postaram się odpisywać już regularniej. ||
[font="Courier New"](...)Zanim zawirują ostatnie przed oczami
Psychodeliczne koła przedsennych majaczeń
Oddam za biel czystą jej dzisiejsze barwy
Tak bardzo wyzbyte dawnych swoich znaczeń


Febrę śmiertelną, różowe więc wypieki
Na liniejących ścianach brunatne zacieki
Żółć promieniotwórczą
I szpitalną zieleń
Brudną przezroczystość stłuczonych butelek
Krew rdzawą, czerwień krwawą
Błękit sinej skóry
Niezdrowo matowych tęczówek lazury


Wypłucz proszę, kolory, jak kiedyś na kanwę
Losu mojego prządko, naniosłaś te barwy
Rozszczepione w pryzmacie twojego kaprysu
Złącz je razem teraz w supeł życiorysu
[/font][font="Courier New"]
Białą flagę wywieszam i prawdą bieleję:
Że wtedy przed oczami wcale nie ciemnieje
Płonąc w blasku z nadzieją jedną pozostanę
W nim wyprażone – barwy zostaną wyprane
[/font] [font="Courier New"]

(Z wiersza: \"Biel\", listopad 2011. Nie kradnij. Wkurzony autor jest gorszy niż radiacja.)




[/font]
Odpowiedz
[Nie ma problemu, rozumiem to świetnie Jeśli będziesz wiedziała z wyprzedzeniem, że nie odpiszesz przez dłuższy czas, po prostu daj znać w temacie organizacyjnym ]

Lorenzo szedł słuchając co masz do powiedzenia Zoe, a zarazem rozglądał się w bronią w ręku. Ta cisza bynajmniej nie była przyjemna. Mimo wszystko parł do przodu w pierwszym szeregu. Szczególnie zwracał uwagę na okiennice, które obserwowały was ślepym wzrokiem wybitych szyb, a niektóre z nich klekotały niegościnne powitanie, obijając się o framugi, między którymi świstał wiatr. Podmuchy roznosiły pył, który z upierdliwą gorliwością osiadał na wszystkim, nie wyłączając was i waszej broni. Byliście pewni, że nikt nie przejeżdżał tędy przynajmniej od paru dni, a przeczucie sugerowało znacznie dłuższy okres czasu. Granite i trzech jego ludzi ostrożnie przyciskali się do rzędu ścian po prawo, osłaniając się wzajemnie, a ty kryłaś się za nimi. Mendoza robił to samo z kolejnymi trzema i Callahanem po przeciwnej stronie. Poruszaliście się w ślimaczym tempie, grzęznąc w coraz mocniej świdrującej przestrzeń ciszy, rozpiętej między budynkami jak sieć niewidzialnych strun. Jako jedyny przecinał je Vhailor, sunący środkiem przed siebie spacerowym krokiem, który pobrzmiewał regularnie brzękiem ostróg i chrzęstem piachu pod jego butami.
Odpowiedz
Cisza była aż nadto złowroga; Zoe zgadywała, że w miejscach takich jak to będą gośćmi nie mniej spodziewanymi niż zjawy dawno umarłych. Czuła się jak intruz i intruzem z pewnością musiała się jawić — pojęcia gościnności, otwartości i towarzyskości dawno zostały zniweczone lub paskudnie i groteskowo przeobrażone przez apokalipsę.
Naśladując towarzyszy, stąpała ostrożnie, ściskając swojego Springfielda i kuląc się pod ścianami. Nie wychodziła przed szereg, nie gadała po próżnicy, nie starała się pokazywać głupiego animuszu, którego jej zresztą brakowało. Milczenie Lorenzo poczytała sobie za dobrą monetę; nie czynił uwag w styl "Na co ty się, mała, nadajesz", nie uśmiechał się lekceważąco, wątpiąc w to, czy dziewczyna cokolwiek potrafi i nie kwestionował wymienionych przez nią zdolności. Zresztą, skoro sama rzekła, że praktyka pokaże swoje, co miał komentować, stwierdziła Zoyka, przypatrując się jeszcze przez chwilę sylwetce, będącej dziwną krzyżówką mnicha i skradającego się łotrzyka — asasyna.
Dlatego też kiedy dojrzała pewność siebie Vhailora, pewność siebie graniczącą z beztroską, dziewczyna tylko otworzyła usta, a jej brwi powędrowały w górę. "To taka taktyka czy nieostrożność?". Zerknęła po reszcie, czy cokolwiek zauważyli (zauważą?) i czy mają co do powiedzenia odważnemu sędziemu z Federacji Appalachów.

||Jestem już. Dam radę, szkoda byłoby sesji. Można mi skrócić rozgrywkę jakimś szerszym wpisem MG, no problem. ||
[font="Courier New"](...)Zanim zawirują ostatnie przed oczami
Psychodeliczne koła przedsennych majaczeń
Oddam za biel czystą jej dzisiejsze barwy
Tak bardzo wyzbyte dawnych swoich znaczeń


Febrę śmiertelną, różowe więc wypieki
Na liniejących ścianach brunatne zacieki
Żółć promieniotwórczą
I szpitalną zieleń
Brudną przezroczystość stłuczonych butelek
Krew rdzawą, czerwień krwawą
Błękit sinej skóry
Niezdrowo matowych tęczówek lazury


Wypłucz proszę, kolory, jak kiedyś na kanwę
Losu mojego prządko, naniosłaś te barwy
Rozszczepione w pryzmacie twojego kaprysu
Złącz je razem teraz w supeł życiorysu
[/font][font="Courier New"]
Białą flagę wywieszam i prawdą bieleję:
Że wtedy przed oczami wcale nie ciemnieje
Płonąc w blasku z nadzieją jedną pozostanę
W nim wyprażone – barwy zostaną wyprane
[/font] [font="Courier New"]

(Z wiersza: \"Biel\", listopad 2011. Nie kradnij. Wkurzony autor jest gorszy niż radiacja.)




[/font]
Odpowiedz
Twe domysły potwierdziły się natychmiast. Zachowanie spacerowicza niezbyt podobało się Lorenzowi.
- Panie Vhailor, może by tak bardziej ostrożnie? - zapytał ściszonym głosem.
- Jestem sędzia Vincent Vhailor! - odpowiedział gromowym głosem, nie jemu jednak, lecz otaczającej was zewsząd ciszy. - Przedstawcie nam swoje prawa i zwyczaje, byśmy mogli uszanować je zgodnie z ich przeznaczeniem i ruszyć dalej w pokoju!!!
Na moment ton jego głosu, niewzruszona pewność i swoista władczość, a także bezdenna głupota całego posunięcia przyprawiła o paraliż nie tylko ciebie, ale też całą resztę grupy. Nawet wiatr oniemiał przez chwilę, przerywając swój koncert gwizdów i zawodzeń między okiennicami, które jakby zastygły z rozdziawionymi na wzór ust skrzydłami. Mimo to żadna odpowiedź - wokalna ani ołowiana - nie padła. Pustka była tak samo pusta i smętna, jak przed dwoma sekundami.
Wypuściłaś powietrze z płuc, Lorenzo wzniósł oczy ku niebu.
- To chyba tyle na temat cichego rekonesansu. Polecam rozdzielić się, jednak na tyle by utrzymywać ze sobą, chociaż pojedynczo, kontakt wzrokowy. Zbadać teren. Bandyci mistrzami kamuflażu nie są. Nie podoba mi się to wszystko...
Kiwnęliście do siebie głowami jeden po drugim i powoli zaczęliście się rozdzielać. Szybko jednak twą uwagę ponownie przykuł latynoski duchowny. Odwrócił się gwałtownie, by zobaczyć przygarbionego, pomarszczonego staruszka, który wspierając się na drewnianej lasce stał w pozbawionym drzwi wejściu do budynku, przy którym się kryliście.
- Jeśli macie ze sobą prawdziwego sędziego, chodźcie za mną. - oznajmił krótko i odwrócił się, idąc przed siebie w rytm miarowego postukiwania laski na deskach werandy.
Dalej akcja potoczyła się już do przodu, choć nadal bardzo powoli. Dziadzio zaprowadził was do względnie nietkniętego budynku rady miejskiej, gdzie po zdaniu broni strażnikom odbyliście krótką rozmowę z miejscowym burmistrzem. Łysiejący mężczyzna zapytał o cel waszej podróży, który w żołnierskich słowach streścił Lorenzo, oferując w zamian za możliwość postoju i noclegu porady prawne w osobie sędziego Vhailora. Ten wygłosił jeszcze kategoryczny sprzeciw wobec miejscowego prawa zabraniającego noszenia broni w granicach miasta, argumentując, że sprawiedliwośc nie może pozostać bezbronna. O dziwo burmistrz przystał na ten warunek.
Wyszliście więc z budynku rady, wracając w stronę autokarów. Callahan, Archivald i Mendoza przeprowadzili krótką debatę o fanatyzmie, zgodnie wpatrzeni w plecy idącego przed nimi Vhailora, który zaraz potem zniknął we wnętrzu miejscowej pijalki.
- Pomogę naszemu sędziemu w konsultacjach społecznych. Mieszkańcy mogą mieć równe pojęcie o Bogu, co o jego sprawiedliwości. - stwierdził Frank, a Archivald zgodził się z nim.
- Niech będzie, ale zostaw mi broń. Nie chcemy prowokować niepotrzebnych awantur. - Granite wziął od Callahana jego Magnum i obrócił się w stronę autokarów, przy których stała wciąż liczna grupa wiernych. - Trzeba będzie jakoś zorganizować czas, nocleg i ewentualne "zwiedzanie". Turystów mamy sporo, a pilotów wycieczek przeciwnie. Najlepiej będzie możliwie najszybciej pojechać w dalszą drogę.
- Jestem zdania by pojechać jutro. - ozwał się Meksykanin. - Przenocować w mieście. Ludzie niech rozprostują kości. Zaczerpną spokoju. My również powinniśmy cieszyć się, że Pan dał nam szansę na w miarę spokojną noc pod dachem. Wykorzystamy któryś z nieużywanych domów jako noclegownię. Po pierwsze jednak trzeba wjechać do miasta. Nie będziemy trzymać tak auta na widoku.
Odpowiedz
Zmęczenie z jednej, wyostrzona uwaga z drugiej strony, a także posłuszeństwo i szacunek wobec Ojca HC złożyły się na milczenie Zoe, która, łowiąc poszczególne frazy z tej całej wymiany zdań, wolała nie wdawać się w dysputy mądrzejszych od siebie. Zresztą, co innego zajmowało teraz jej uwagę; martwiła się mianowicie o to, jak rozlokują tak liczną grupę w mieście. I nie szło tu bynajmniej o samą liczebność. Część pielgrzymów była dawno znużona podróżą, część, jak siostry Watson, zapewne jeszcze się ożywi i rozgdacze na okoliczność "zwiedzania". Tak śmiała ingerencja w senną atmosferę miasteczka mogła się źle skończyć, skoro odebrano im broń. Cała szansa w tym Vhailorze, pomyślała Zoe, jeśli gotów będzie poświęcić parę godzin na ferowanie wyroków sprawiedliwości, mogą wszyscy zyskać szacunek wobec pielgrzymów i ich wiary. Panna Wild nie lubiła jednak czuć się zbędna, ba, właśnie czuła się nieswojo, kiedy nie miała nic do roboty. Rzekła zatem:
— Mogę zająć się organizacją ludzi, poszukać lokum... Wiem, że to niebezpieczne, ale może to mnie prędzej zaufają... To także dobra okazja, by zrobić przegląd busów i zasobów paliwa...
Na koniec powstrzymała się przed ziewnięciem. Choć poczuwała się do obowiązków, organizm najchętniej zrobiłby woltę w stronę absolutnego lenistwa i tumiwisizmu...
"Tabletki", pomyślała Zoe. "Chyba już pora na jedną..."
[font="Courier New"](...)Zanim zawirują ostatnie przed oczami
Psychodeliczne koła przedsennych majaczeń
Oddam za biel czystą jej dzisiejsze barwy
Tak bardzo wyzbyte dawnych swoich znaczeń


Febrę śmiertelną, różowe więc wypieki
Na liniejących ścianach brunatne zacieki
Żółć promieniotwórczą
I szpitalną zieleń
Brudną przezroczystość stłuczonych butelek
Krew rdzawą, czerwień krwawą
Błękit sinej skóry
Niezdrowo matowych tęczówek lazury


Wypłucz proszę, kolory, jak kiedyś na kanwę
Losu mojego prządko, naniosłaś te barwy
Rozszczepione w pryzmacie twojego kaprysu
Złącz je razem teraz w supeł życiorysu
[/font][font="Courier New"]
Białą flagę wywieszam i prawdą bieleję:
Że wtedy przed oczami wcale nie ciemnieje
Płonąc w blasku z nadzieją jedną pozostanę
W nim wyprażone – barwy zostaną wyprane
[/font] [font="Courier New"]

(Z wiersza: \"Biel\", listopad 2011. Nie kradnij. Wkurzony autor jest gorszy niż radiacja.)




[/font]
Odpowiedz
Lorenzo popatrzył na ciebie - Zapewne powstrzymać się Ciebie nie da, ale samej to nieco niebezpieczne i owszem, dlatego chciałbym ci ochraniać plecy. Dwójka zawsze lepsza od szwendania się solo - popatrzył na Archivalda - O ile bracia nie maja nic przeciwko, oczywiście.
Odpowiedz
← Sesja Neuroshimy

Sesja CSki - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...