Nie od razu zobaczyli czym jest twój towarzysz, choć nie trzeba było na to czekać długo.
- Dobry Boże mych oktanów, co to za menda...? - padły wyrazy niedowierzania.
- Co ty, jakiś pojebany, że z mutkami się szlajasz? - zapytał agresywnie barczysty murzyn, patrząc na ciebie spode łba. Jedynie twój pierwszy rozmówca parsknął krótkim śmiechem.
- Cicho debile, bestiomistrz się nam trafił, hahaha. No chodź malutki, chodź, wujek Tony cię pogłaszcze. - wyciągnął rękę i zaczął mówić do warana, gdy ten zbliżył się na parę metrów, stąpając zdecydowanie, acz nieufnie. - Jak go nazwałeś? Puszek?
- Jeśli nie chcesz skonać w niewyobrażalnym cierpieniu, lepiej zabierz tą rękę. - Mówię poważnie do bladego - Inaczej stracisz i rękę, i życie. Jego ślina jest bardziej zabójcza niż jego szczęka.
Uznając pytanie za retoryczne, mówię do jaszczura w sowim języku.
- Spokojnie Apenimon, to są... przyjaciele. Jeśli jakiś będzie natarczywy, postrasz go, ostatecznie możesz się bronić. Może im wtedy pomogę.
- Ape co? - usiłował powtórzyć facet, który sam siebie nazwał Tonym. - To pewnie "Puszek" po indiańsku, mam rację? - zażartował i odwrócił się do pozostałych. - Francuz, nie przerywaj sobie seksu z chłodnicą. Mimo wszystko wierzę w twój sprzęt i technikę oraz to, że skończysz pieprzenie się z tym przed nocą. BigDick, T.G, miejcie okolicę na oku i celowniku. Jeśli ktoś pojawi się w zasięgu wzroku, chcę to wiedzieć przed nim. Reszta nie szwendać się i nie pocić, wody mamy jeszcze mniej niż wachy. - ponownie odwrócił się do ciebie. - No dobra, panie jakiś tam. Jak cię zwą? I dokąd zmierzacie ty i twój smokozord?
- Askuwheteau - odpowiadam automatycznie - Nie dano mi jeszcze poznać celu mojej podróży.
Uznając że konwersacja dobiegła końca, zabieram nowo 'zakupione' rzeczy i odchodzę kilka metrów od obozu. Rozsiadam się gdzieś pod jakimś głazem i wpatruję się w horyzont.
Wpatrywałeś się w horyzont, on zaś wpatrywał się w ciebie, lekko rozbieganym, załzawionym wzrokiem falującego na linii waszych spojrzeń żaru. Szorstką od piasku ciszę przetykały krótkie i ostre jak igły podmuchy wiatru, a także pochmurny gwar rozmów i inwektyw wymienianych między bladymi twarzami z czarnych samochodów, które z każdą minutą mimo woli właścicieli coraz lepiej kamuflowały się w otoczeniu.
Po mniej więcej pół godziny ponownie zbliżył się do was Tony, powitany ostrzegawczym syczeniem przez leżącego obok ciebie warana.
- Hej, hawk, stary. Przybywam w pokoju. - powiedział do bestii, unosząc wysoko ręce, po czym zapytał cię: - Opowiesz mi coś o nim? Od dawna się tym zajmujesz? Zawsze chciałem mieć psa albo chociaż chomika, ale jakoś się nie składało...
Odwracam powoli głowę w stronę bladego, głaszcząc uspokajająco jaszczura. Przyglądam się uważnie człowiekowi.
- Odkąd pamiętam. Znalazłem go kiedy wykluł się z jaja. - Po chwili dodaję. - Wy blade twarze myślicie że jedyny sposób na oswojenie dzikiego zwierza to złamanie jego woli i dominacja. Jeśli zwierze same nie będzie chciało nawiązać kontaktu, nic nie zdziałacie.
Przyglądał się przez moment Apenimonowi nieruchomym wzrokiem.
- Pewnie masz rację. Cały ten pierdolony świat to jeden wielki efekt łamania woli i dominacji. A teraz została komunikacja tylko ze zwierzętami... - dodał, oglądając się przez ramię i patrząc na mechanika, który wkurwiony na murzyna rzucał w niego kluczem nastawnym jak nożem. - Zostajecie tu na noc, czy idziecie dalej? Nie wiem, czy w pobliżu jest miejsce, gdzie ktoś zechce kupić twoje umiejętności, ale zawsze możesz zabrać się z nami. A przynajmniej napić. - zakończył, uśmiechając się.
Zastanawiając się chwilkę nad propozycją bladego, pytam.
- Gdzie w ogóle zmierzacie? - Jeśli natrafiłem tych ludzi na swojej drodze, to może nie na darmo?
- Na południe. - odparł lakonicznie, po czym dodał pospiesznie. - Jesteśmy kurierami, wieziemy trochę cennego towaru do prywatnego klienta, któremu bardzo zależy na czasie, rozumiesz więc skąd nasze zdenerwowanie. - skinął głową w kierunku rozbebeszanej przez mechanika półciężarówki. - Jak widzę tobie się nie spieszy, więc jeśli chcesz nająć się w jakiejś mniejszej osadzie, to kilka kilometrów na wschód stąd jest jakaś wiocha, gdzie mogą być zainteresowani treserem, który nauczy ich zmutowane cielaki zjadać gangerów albo obcych, jeżeli dobrze pamiętam stare mapy. No, chyba, że chcesz iść dalej na północ do samego Detroit, tam zawsze jest miejsce dla wszystkich dziwactw tego świata. Ale wtedy radzę ci zabrać ten kanister i prowiant, który zgamblowałeś ode mnie i oszczędnie ich używać, bo parę dni będziesz spacerował.
Odwracam wzrok od bladego i spoglądam na horyzont. Dawno nie podróżowałem z innymi ludźmi.
- Zostanę z wami tej nocy. Ranek przyniesie odpowiedzi. - Odpowiadam spokojny, jak zawsze głosem.
- Świetnie. - ucieszył się Tony, podnosząc się z kucek i odwracając w kierunku samochodów. - Wieczorem wypijemy coś mocniejszego na rozgrzanie. - oznajmił tonem zaproszenia.
Gdy odchodził, obserwowałeś jego i całą ekipę, podobnie jak siedzący obok ciebie jaszczur, który syczał cicho i przeciągle. Czułeś, że nie ufa tym ludziom.
- Co jest mój przyjacielu? Nie ufasz tym ludziom? - Mówię cicho do jaszczura lekko głaszcząc go po twardym grzbiecie.
Jeśli zwierze nie ufa jakiemuś człowiekowi, to musi mieć ku temu jakieś powody. Zwierzęta wyczuwają fałszywców. Trzeba mieć się na baczności.
Przez kolejne długie minuty obserwowałeś całą grupę, ale nie dostrzegłeś znamion niczego szczególnego. Parę razy przystawali dwójkami i mówili coś, wskazując jakby na ciebie i jaszczura, albo sprawdzali jakiś ładunek półciężarówki, którego nie mogłeś podejrzeć, ale nic ponad to. Tymczasem słońce zaczęło zniżać się powoli nad horyzontem, temperatura opadła, pozwalając odetchnąć nieco zmęczonym, spoconym ciałom, tobie zaś zebrało się na sranie.
Z naturą się nie wygra ;p
Odchodzę kilkanaście metrów od obozu za głosem potrzeby fizjologicznej. Załatwiam co mam do załatwienia i wracam do obozu.
Układam się wygodnie między ziemią a kamieniem. Nie idę jeszcze spać. Obserwuję uważnie okolicę.
Spać pójdę wtedy, kiedy będę musiał.
Przedwczesny sen może prowadzić do przedwczesnego zgonu.
Czekanie - jak to czekaniem zwykle bywa - stawało się coraz bardziej monotonne. Apenimon to leżał, to kręcił się dość nerwowo jak na niego, wypatrując bezskutecznie potencjalnej zdobyczy. Gdy zmrok zapadł już na dobre i zaczęło robić się chłodniej, Tony ponownie podszedł do was.
- To jak tam wodzu? Napijesz się z nami trochę wody ognistej? - zapytał zawadiacko, wskazując na grupę samochodów, które oświetlały reflektorami najbliższą okolicę, tworząc coś na kształt karłowatej karawany.
Wstaję z mojego wygodnego leża i spoglądam na grupę ludzi. Pewnie widać nas z kilkunastu kilometrów, jeśli nie z dalsza.
Podchodzę spokojnie do bladych.
- Jeśli w pobliżu kilkunastu kilometrów znajduje się jakiś nieprzyjaciel, z pewnością już zauważył te wasze Las Vegas na kółkach. - mówię spokojnie z poważną miną.
Siadam powoli gdzieś w pobliżu, nie biorę jednak alkoholu.
- Optymista się znalazł. - zakpił Tony, wskazując ci przedni fotel pasażera. - A kogo się tu spodziewasz? Mutków raczej nie bardzo, przynajmniej za dnia nie widzieliśmy żadnego w promieniu wielu kilometrów, a w razie czego jest nas dziesięciu. Gangerów też nie ma, a nawet jeśli będą, to zobaczymy ich równie szybko co oni nas. - wyjął ze schowka butelkę czegoś przejrzystego i podał tobie. Gdy odmówiłeś, wyjął korek zębami, wydudlił kilka łyków, skrzywił się, łzawiąc nieco i podał specyfik jednemu z trzech siedzących z tyłu kumpli. - A nawet jeśli nie, to i tak dość szybko, żeby zwinąć się z tym czym prędzej. Fixer twierdzi, że "kobyła" - wskazał butelką na półciężarówkę - będzie do rana gotowa do drogi.
- A co z tobą wodzu? - wtrącił basowym głosem siedzący za tobą "BickDick". - Czym się zajmujesz w tym najchujowszym ze światów, hm?
- Czterdzieści lat temu też myśleliście że wszystko jest 'ok. Takie pewniaki, imperium świata. Mocarstwo. A teraz kupa śmierdzącego, dymiącego gruzu. - Komentuję odpowiedź białego. - Jeśli czegoś nauczyłem się żyjąc na pustkowiu, to tego, że niczego nie można być pewien. Spokojna okolica może stać się piekłem w kilka minut.
Kończąc zdanie poprawiam nerwowo gogle. Irytują mnie te białasy i ich brak odpowiedzialności. Takie zachowanie może przynieść tylko kłopoty.
Atmosfera ścięła się, zgęstniała i skisła momentalnie na tyle, że spokojnie można było pokroić ją nożem.
- Patrzcie, filozof się znalazł. - przerwał milczenie pełnym zaczepnego niezadowolenia tonem "BigDick". - A gdzieś ty niby był to czterdzieści lat temu, że teraz prawisz tu morały, co? Wleźliście do tych swoich rezerwatów, siedzieliście na drzewach i tacy jesteście mądrzy, bo nikomu nie chciało się do was strzelać...
- Ej, ej, wyluzuj dobra? - przerwał mu Tony. - Ty też nie bądź taki straszny i wielki bambus, bo czterdzieści lat temu twoich starych dopiero łapali w siatkę w Afryce, więc...
- Oj, kurwa, bo jak ci zaraz wyjebę, too...
- ... WIĘC nie zaczepiaj kolegi czerwonego tylko dlatego, że jest zgryźliwy. Jeszcze wyjdziesz na rasistę, a ja najbardziej nie znoszę rasistów i czarnuchów.
- Historia postawiła na was kreskę, albo zrobi to niedługo. Do nowych warunków będą mogli dopasować się tylko ci, którzy wsłuchają się w rytm ziemi.
Spoglądam uważnie na ludzi spod szkieł gogli. Tacy lekkomyślni. Są jak biegające bezgłowe kurczaki. Czekają aż padną z sił i staną się karmą mutantów, czy innych ustrojstw.