Mac, na takie dictum, faktycznie przyszedł. Pojawił się w kokpicie rozczochrany, minął ciebie siedzącego przy stanowisku nawigatora i zapakował się na fotel pilota. Po chwili faktycznie dołączył do was holownik - była to mała jednostka, której 90% objętości stanowiły potężne silniki. Mac obrócił w odpowiedni sposób Hendrixa, podśpiewując przy tym cicho. Zasunął ograniczniki awaryjne silników impulsowych i zabezpieczył łożyska. Rzucił kilka komunikatów do radia, podając między innymi masę, moment i wytrzymałość waszej krypy ale też do ciebie.
- Wyłącz tarcze. Bez tego nie podejdzie.
Okazało się, że holownik w rzeczy samej jest "pchaczem", który za pomocą sześciu masywnych łap, podobnych do tych w dokach ucapił was za silniki. Po chwili cisnął was w stronę orbity parkingowej i stacji paliw.
- Dobra, szefie. Wygląda na to, że wracam na stanowisko. Jeśli mamy im spierdalać, to to będzie jakby ostatni gwizdek.
- Jak na razie nic nie dzieje się takiego, byśmy musieli spierdalać. Zatankujmy na spokojnie, poczekajmy. Postaram się, żeby ciebie i Nirvaga nie przesłuchiwali, nie byliście na Eiryaku. Zostajesz tu? - mówię do Maca, po czym ustawiam komunikator, by porozumieć się z Francisem:
- Hej, Bravehearcie, zbieraj się, bo lecimy do stacji, a później na małe przesłuchanko. Wziąłeś już walium? - mówię do Francisa, podśmiewając się jednocześnie z niego.
- Zdupcaj, kretynie. To poważna sprawa. - Francis wszedł na mostek w polowym mundurze Gunnery Chiefa Sojuszu.
W międzyczasie, zadokowaliście do stacji paliwowej i zobaczyłeś, jak wskaźnik wypełnienia ogniw wodorowych rusza w górę. Co was nieco zdziwiło, paliwo zostało załadowane do pełna, a wy nie zapłaciliście za to ani kredytu - mimo że rachunek na pewno wyniósł kilka tysięcy minimum. Holownik odczepił się, a Mac rozpoczął swój powolny walc w stronę planety, eskortowany przez czujnych pilotów myśliwców.
- Przynajmniej nam zafundowali paliwo. - mówię do Maca, op czym obracam się w stronę Francisa:
- Miałem nadzieję, że nie będę musiał włożyć munduru, ale już skoro ty włożyłeś, to chyba też jestem zmuszony.
- Ta. Leć, może dostaniesz koszarową zupkę. - rzucił Francis.
Myśliwce zostawiły was gdy tylko Hendrix wpadł w atmosferę księżyca. Teraz byliście pod komendą ochrony przestrzeni powietrznej, wasza eskorta zawróciła do lotniskowca, z którego wylecieli. Minęliście posłusznie duże porty, lecąc według podanego wam wojskowego wektora, aż wreszcie zobaczyliście sześciokątne miejsce do lądowania. Mac wkleił się pięknie w hangar, w którym zaraz złapały was łapy stabilizatorów. Gdy tylko znieruchomieliście, Mac zaczął wyłączać silniki, a wy staliście przed śluzą, za którą z pewnością był już komitet powitalny. Nawet Nirvag, zmartwiony, pojawił się przy mostku.
Sprawdzam guziki przy mundurze, czy są zapięte i czyste. Mundur leżał w szafie już przynajmniej dobry rok i miałem nadzieję, że następny rok też tak spędzi. Ale cóż, jak mus, to mus. Wyłamuję palce.
- Teraz się kurwa zacznie.
- Pan jest kapitanem tej jednostki? - zaskoczył cię młody oficer, gdy tylko wrota śluzy się otworzyły - Proszę za mną. - za nim dwóch żandarmów spojrzało po sobie, gdy zobaczyło wasze uniformy. Spodziewali się cywili, a teraz chyba byli przekonani, że jesteście statkiem kaperskim.
- Tak. Operations chief Jack Page. Z gunnery chiefem Francisem McDouglasem wchodziliśmy kiedyś w skład wojsk Przymierza, stąd te mundury. - mówię do oficera, po czym robię znak do Francisa głową, by szedł za oficerem pierwszy.
[Tak wyskoczyłem z tym Servicemanem, ale potrzebowałem jakiegoś stopnie, a od kumpla wiem, że nie jest jakiś wysoki i mógłbym spokojnie go osiągnąć podczas służby w wojsku.]
[Biotycy rzadko zajmują stopnie szeregowych, zazwyczaj oficerskie. Biorąc pod uwagę, że nie starałeś się o jakąś poważną karierę w wojsku, dałbym ci raczej któregoś z NCO np. Operations Chief. Serviceman 3rd class to odpowiednik kaprala. Wątpię, żeby biotycy schodzili poniżej sierżanta.]
Żandarmi szli za wami bez słowa. Widziałeś, że drużyna żołnierzy, mieszana, żandarmów i obsługi naziemnej idzie w stronę Hendrixa, lecz nie wiedziałeś po co. Żandarm, który szedł za tobą pokręcił ostrzegawczo głową, gdy się obejrzałeś.
Oficer zaprowadził was do pokoju, który - byłeś tego pewien - jest pokojem przesłuchań wystylizowanym na wygodny salonik z książkami i dwoma wygodnymi kanapami.
- Kawy? Może coś słodkiego?
[Powiedzmy już, że będzie ten Operations Chief, bo mało się znam na stopniach wojskowych, musiałem się kumpla podpytać, a on z ME jest trochę na bakier, stąd taki byk.]
- Papierosa, jeśli można. Ostatni raz paliłem trzy dni temu. - uśmiecham się do oficera, po czym swobodnie siadam na jednej z kanap i zakładam nogę na nogę.
- Słucham o co chodzi.
Oficer uśmiechnął się i położył przed tobą wyjętą z kieszeni fajkę. Oczywiście, McDouglas sięgnął pierwszy, ale w paczce było dość dla was obu.
- Nazywam się Jonah Tucker, kapitan. Chcę usłyszeć wasze sprawozdanie. Widzę, że byliście w wojsku. Debriefing, raport z akcji. Zamieniam się w słuch, panowie. - odchylił się na krześle, dając wam do zrozumienia, że to łagodny i spokojny sposób załatwienia tej sprawy. I że można ją będzie załatwić w mniej łagodny sposób.
Jezu, Pall Malle... Francis je pali, przyzwyczaiłem się już do ich smaku, podbierając mu kilka codziennie, z racji braku swoich, ale i tak nic nie przebije smaku Marlboro. Sięgam do kieszeni, gdzie wsadziłem zapalniczkę. Iskra z krzemienia zatańczyła na tytoniu, ale następna już podpaliła knot. Uśmiecham się półgębkiem do Francisa, podpalam jego papierosa, zaciągam się fajką, i paląc ją, opowiadam, robiąc dłuższe lub krótsze przerwy, by gunner mógł wtrącić swoje trzy grosze.
- Z góry mówię, że daruję już sobie suche fakty, postaram się opowiedzieć po swojemu jak było, bo kilka lat już minęło, odkąd zdawałem ostatni prawdziwy raport. Wtrącaj się Francis, jeśli uznasz za stosowne. A więc, wszystko zaczęło się od tego, że brakło nam paliwa i jedzenia. A więc dryfowaliśmy sobie w stronę najbliższej planety, akurat Arvuny. Byłem na mostku, rozmawiając z pewnym hmm... panem, z którym się jakiś czas temu posprzeczałem, gdy zobaczyłem statek, lecący leniwie w naszą stronę. Tak się składa, że w załodze mam Quarianina, który jak to oni, sporo wie o technice i szczerze powiedziawszy, stwierdziłem, że można by się podłączyć i uszczknąć dla siebie trochę paliwa i żarcia. Tego, że to statek wojskowy, oczywiście nie wiedziałem, znałem tylko nazwę, bo była napisana na burcie. Przegoniłem Francisa z działka, przebraliśmy się w pancerze, uzgodniłem z Quarianinem, że zhackuje statek i spróbuje przelać paliwo. Na pokładzie znaleźliśmy gościa, to był chyba N3. Dostaliśmy plany statku od naszego towarzysza. I wtedy zaczęły się dziać dziwne rzeczy... Okazało się, że to nie my zhackowaliśmy ich statek, tylko ich statek nasz. Tak tylko wspomnę, że cały mostek był doszczętnie rozwalony. W miejscu, gdzie znaleźliśmy N3 były racje żywnościowe. Co do samego N3... jak on się nazywał? Zaraz... Jebediah Carlyle. Z jakiegoś miasta w Utah w USA. Francis ma chyba kartę czipową tego gościa. W każdym razie weszliśmy do ładowni, i wtedy się już zaczęła rzeźnia. Było tam kilka mechów LOKI, nie pamiętam dokładnie ile, coś około 6. Ale... powiedzmy, że nigdy nie widziałem takich zachowań u mechów, a z kilkoma już walczyłem. Widział pan kiedyś coś takiego, my mechy uciekały przed granatem,. a jeden z nich, uszkodzony, rzucił się na granat? Nie mówiąc już o tym, że ktoś lub coś uziemiło impuls, kiedy przeciążałem mu tarcze i wszystkie mechy włączyły się w JEDNYM momencie? Szczerze powiedziawszy, to przez swoją głupotę oberwałem nieźle w klatę, ale dostałem medi-żel, i jakoś żyję. Cóż, z pomocą wydatną Francisa, udało mi sią je rozwalić, chociaż wynikały w walce różne dziwne sytuacje, jak chociażby to, że mechy podglądały nas przez kamery. Na samym końcu musiałem biotyką rzucić Francisem w mecha, bo wysiadła tam grawitacja, ale później ją nasz pilot przywrócił. Wróciliśmy na statek, zabraliśmy żarcie, Eiryaku się odłączył i odleciał. Nasze wyliczenia co do przewidywanego toru lotu wam wysłaliśmy, razem z koordynatami gdzie się znajdował. Tyle. - kończę wywód, gasząc papierosa w popielniczce.
[Sorry za text wall, ale stwierdziłem, że jeśli z kimś gram, to możesz sobie scopypastować ]
- Rozumiem. - oficer skrzętnie zebrał czit, który Francis rzucił na stół - Zostaliście zhackowani, tak? W takim razie obawiam się, że żeby porządnie zbadać sprawę musimy objąć wasz statek kwarantanną. - dał sygnał adiutantowi, który sięgnął po mały panel i poklikał na nim kilka razy.
- Wybaczcie, ale takie są standardowe protokoły bezpieczeństwa. Czy zdarzyło się jeszcze coś podczas waszej podróży? Czy weszliście w kontakt z innymi jednostkami oprócz naszej eskorty? Czy zabraliście jakieś przedmioty z Eiryaku?
Sięgam po drugiego papierosa, podpalam go i paląc odpowiadam.
- Myślę, że badanie naszego statku jest bez sensu, bo zwalczyliśmy już całe zhackowanie. Co prawda poszło trochę omni-żelu, kilka godzin przy swoich omni-kluczach też przesiedzieliśmy, ale szczerze powiedziawszy, to raczej już nie ma nawet po tym śladu. W tym przypadku jednak oskarżenie o zacieranie śladów jest bezsensu, bo gdybyśmy tego nie zrobili, to mielibyśmy trudności w lataniu i użytkowaniu statku. Czy zabraliśmy coś? Jedzenie, ale na badanie go już jest za późno. Interakcja z innymi miejscami? Łączyłem się przez boję komunikacyjną z jednym miejscem. Co do statku jeszcze - jeśli go zabierzecie na przebadanie, to po pierwsze proszę o nie przetrzymywanie go bez konieczności i jakieś kwatery. My może i jesteśmy przyzwyczajeni do wojskowych warunków, ale nasi towarzysze w wojsku nigdy z tego co wiem nie byli.
- Przykro mi, ale taka jest procedura. Wasz statek pozostaje w kwarantannie, nie wolno wam z niego wynosić żadnych urządzeń elektronicznych. Gdy skończymy rozmawiać będziecie musieli również oddać swoje omniklucze. Zwrócimy wam wszystko, gdy kwarantanna zostanie zakończona, ale prawdopodobnie, jeśli to faktycznie była zbuntowana AI, będziemy musieli sformatować wszystkie dyski. Myślę, że nie potrwa to dłużej niż dwa tygodnie i przez ten czas będziecie proszeni o pozostanie w bazie.
- Zaraz, dwa tygodnie? - podskoczył Francis - Jaja sobie robicie? I jeszcze format wszystkiego? Wiecie ile danych nam się zmarnuje? Ile miesięcy pracy?
- Nie możecie po prostu ich jakoś przejrzeć, czy coś? Nam trochę zależy na danych, bo mamy na nich trochę swojej pracy. Omni-klucze zostaną nam zwrócone? Do mojego jestem trochę przywiązany, nie mówiąc już o naszym techniku, bo on jak mu odbierzecie klucz, to zrówna waszą bazę z ziemią chyba. - mówię do kapitana, strzepując popiół do popielniczki.
- Przykro mi, ale nie mogę niczego zagwarantować. - odpowiedział spokojnie oficer - Jeśli znajdziemy ślady procedur AI gdziekolwiek w pamięci, wszystko będzie musiało zostać usunięte. Nie możemy ryzykować drugiego incydentu jak quarianie. Sprzęt zostanie wam zwrócony.
- Pomówmy jeszcze o kwestii bezpieczeństwa. W interesie naszym i naszych obywateli jest, żeby informacja o tym incydencie nie przedostała się do środków masowego przekazu. Czy mogę liczyć na panów i załogi dyskrecję?
Gaszę papierosa.
- Tak, wiem, panika. Może pan liczyć na naszą dyskrecję. Jednak, liczylibyśmy na swego rodzaju zadośćuczynienie, jako że jesteśmy uziemieni, Wie pan, nasza załoga, to ludzie interesu, dla nich uziemienie, to odcięcie od zarobków, a odcięcie od zarobków często kończy się bankructwem. Jestem pewien, że Przymierze Systemów ma jakiś fundusz przeznaczone na takie okazje. - mówiąc, wstaję z kanapy, siadam przy stole, i składam dłonie w "piramidkę".
- Myślę, że możemy zorganizować coś w rodzaju odszkodowania... Napisze pan podanie, w którym opisze jakie straty pan poniósł, a my się ustosunkujemy. Nie liczyłbym jednak na więcej niż 5-10 tysięcy kredytów dziennie. To nie jest wielki frachtowiec, który generuje potworne straty, sam pan rozumie. - oficer patrzył na was i zrobił gest obok swojej szyi, jakby dawał znak przerwania czegoś.
- Teraz jesteśmy poza nagraniem. Niech panowie słuchają uważnie, bo nie będę powtarzał. Załóżmy, że po zakończeniu całej tej historii na waszym statku znajdzie się niewielka walizka, z powiedzmy, stoma tysiącami w gotówce. Taka zagubiona, niczyja. Uważam, że to byłby wystarczający powód, żeby nie szczekać o całej sprawie na prawo i lewo. Z drugiej strony, gdyby panowie odmówili i uznali to za swój obowiązek, żeby powiadomić galaktyczną społeczność o tym małym incydencie, mamy podstawy do postawienia panów przed sądem wojskowym za zdradę tajemnicy państwowej. Albo może nawet coś gorszego, na pewno coś się znajdzie. Przemyt broni, narkotyki... różne rzeczy możemy na tym statku znaleźć. Czy wyrażam się dostatecznie jasno?
- Jak słońce. Czy podczas pobytu w bazie, będziemy mieli wolność poruszania się po planecie? Musimy coś załatwić z pewnym panem. - drapię się po brodzie po czym składam ręce, jakbym sobie chciał wyłamać palce i opieram na nich głowę.