Sesja Hubrisa

- Straciliśmy go. - usłyszałeś ze swojej prawej strony miękki głos chirurga.
- Panie Raz'Rallen, pacjent nie wykazuje oznak życia od pięciu minut. Siedmiokrotna reanimacja nie przyniosła skutku. Jest pan prawnie zobligowany do ogłoszenia czasu śmierci i zaprzestania akcji reanimacyjnej. - z lewej strony męczył cię głos VI anestezjologicznej.

Dwadzieścia minut później było po wszystkim. Pacjent został umieszczony w sterylnym i hermetycznie zamkniętym pojemniku i zamrożony. Jego ciało miało być przewiezione na ojczystą planetę by go pogrzebać, lecz ciebie to obchodziło raczej niewiele. Nie lubiłeś tracić pacjentów - nikt nie lubi. Ten jednak sam się o to prosił. Czy było ci przez to łatwiej? Raczej nie. W niesterylnej części swoich kwater miałeś okno, przez któe mogłeś obserwować powierzchnię księżyca, wokół której z wolna orbitowałeś ty, stacja medyczna MSS 114/B "Ochna", oraz jeden więcej voluski trup.

Z rzadka leczyliście ludzi. Na Arvunie było wystarczająco dużo klinik, by nie była potrzebna stara stacja orbitalna, powstała jeszcze przed wybuchem kolonizacyjnej koniunktury. Wyremontowana i dobrze wypoażona, nazwana na cześć salariańskiej pionierki chirurgii doktor Ochny, zmarłej tysiąc, a może dziesięć tysięcy lat temu - nie obchodziło cię to - stacja medyczna stała się kliniką dla wszystkich nie-ludzi. Jedyną zdolną przeprowadzać poważne operacje w promieniu czterech AU, mekką zwłaszcza ras, które bezustannie nosiły kombinezony, exo-suity i enviroskóry. Volusów głównie, aktywnych w tym sektorze. Chociaż na terraformowanym przez nich księżycu mieli stację medyczną, ustępowała ona waszej pod każdym względem.

W takim właśnie miejscu znalazłeś swój kąt. Kwaterę, która zapewniała ci jako takie wygody oraz cleanroom wielkości sporej szafy, odkażany w czterogodzinnym cyklu przez prymitywne wystawienie całego pomieszczenia na działanie próżni i wiatru słonecznego. Nie narzekałeś na swoje życie, lecząc głównie ofiary toksycznych ekspozycji, tak jak twój ostatni pacjent, chociaż czasem zdarzał się powypadkowy z komplikacjami, przywożony promem medycznym w polu stazy.

Za tobą otwarły się drzwi, usłyszałeś lekkie kroki salariańskich stóp.

- Wszystko gra, Rallen? - znajomy głos chirurga a jednocześnie przyjaciela, wyrwał cię z obserwacji wolno przesuwającej się powierzchni Arvuny.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Co? - odparł automatycznie, orientując się, że ktoś wszedł do pomieszczenia. - Ach tak, wszystko w porządku, zapatrzyłem się w kosmos.

Odwrócił się od okna i powolnym krokiem ruszył w stronę chirurga. W takich sytuacjach cieszył się, że miał na sobie kombinezon, za którym mógł skryć swoje zmieszanie. Od dość długiego czasu zdarzało mu się przyłapać na tym, że zaskakują go pojawienia innych osób w jego kwaterze. W Wędrownej Flocie była to norma. Przy takim ścisku często zdarzało się, że ktoś przez przypadek lub celowo przechodził przez czyjąś wydzieloną strefę. Na stacji jednak pokoje były na prawdę prywatne, tak więc nie licząc jego samego jego pokój pozostawał pusty przez co odzwyczaił się od tego typu najść.

- Dzisiaj straciliśmy kolejnego. - dodał po chwili ponuro. - Ale nie po to tutaj przyszedłeś prawda? - powiedział zmieniając ton na bardziej luźny. - Chcesz coś do picia? Mam... wodę - odrzekł po namyśle. Yhm... wybacz, nie jestem przyzwyczajony do przyjmowania gości. Co Cię do mnie sprowadza? - ostatecznie spróbował zmienić temat.
- Powinieneś był mi zaproponować coś do picia, ale i tak bym odmówił. - uśmiechnął się, siadając bez zaproszenia na jednym z trzech twoich krzeseł. W jego naturze nie leżały długie pogawędki i tracenie czasu na uprzejmości, gdy są zbędne. - Zagramy?

W jego dłoniach pojawiła się talia kart, a na stole butelka salariańskiego mchowego piwa. Alkohol w ich społeczeństwie był postrzegany jako coś bardzo niewłaściwego, wykorzystywanego tylko w specjalnych okazjach, a regularniej popijający nawet niewielkie ilości byli uważani za głęboki margines, podobnie jak u ludzi narkomani a u turian drobni oszuści. Szybko przetasował karty i nie czekając na twoją zgodę lub odmowę, rozdał je na dwie, przygotowując się do salariańskiej gry, której reguł nauczył cię przed kilku laty. Grywaliście dość regularnie i chociaż zazwyczaj Kalden wygrywał, obaj czerpaliście z tego przyjemność. Zwłaszcza, gdy on popijał, a ty włączałeś odpowiednią funkcję neurostymulatora, twój jedyny odpowiednik.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Raz nie był zbyt przychylnie nastawiony do alkoholu. Wychodził z założenia, że wszystko co otępia twoje zmysły nie dość, że utrudnia Ci funkcjonowanie, to może doprowadzić kiedyś do twojej zguby. W przypadku Kaldena przymykał jednak oko. Był jego przyjacielem, jednym z niewielu na tej stacji, a dopóki nie przeszkadzało mu to w pełnieniu swoich funkcji, nie sprawiało żadnego bezpośredniego zagrożenia. Nie pozwalając zbyt długo na siebie czekać podszedł do stołu i zajął miejsce naprzeciwko swojego przyjaciela. Jednym ruchem swojej trójpalczastej dłoni zgarnął z blatu swój przydział kart i pobieżnie im się przyjrzał.

- Nie powinieneś tyle pić. - rzucił, przeglądając dokładniej to co trafiło mu się podczas tej partii. - Kiedyś wpadniesz przez to w kłopoty.

Choć Kalden mógł tego nie widzieć, Raz przez krótką chwilę uważnie mu się przyglądał. Zastanawiało go jak dał się wplątać w ten nałóg. Odsunął jednak od siebie te myśli. Jeżeli Kalden będzie chciał to sam o tym kiedyś opowie, skoro jednak dał już się wciągnąć w tą grę to równie dobrze mógłby ją wygrać. Grywali od jakiegoś czasu więc wszystkie zasady miał już przyswojone. Teraz należało tylko ułożyć odpowiedni plan.
Gra, jak każdy salariański wynalazek miała proste zasady, które jednak pociągały za sobą niezwykle skomplikowane konsekwencje. Zobaczyłeś, że na twojej ręce znajduje się w miarę zrównoważona liczba blotek i figur, co zapowiadało długą grę. Zacząłeś od wystawienia dużej figury niebieską stroną, stawiając na szybki rozwój swojej "bazy". Obaj gracze na początku musieli wystawiać bądź przejmować przeciwnikowi karty niebieskie, które stanowiły ich zaplecze. Dopiero później, w zależności od swojej bazy, mogliście wystawiać karty czerwoną stroną, ofensywnie. Kalden wystawił niebieską blotkę, na co odpowiedziałeś własną blotką. Nieopatrznie jednak, ponieważ zamiast przed, ustawiłeś ją z boku swojej figury i kładący czerwoną blotkę na stole salarianin uzyskał częściową kontrolę nad twoją figurą.

- A kiedyś wyjdzie mi to na dobre. Pamiętasz tego człowieka, któremu leczyłeś kontaminację i przemrożenie po wypadku górniczym? Wypiłem z nim conieco, jak go wypisywaliśmy.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Przypomnij mi. Nie spędzam z pacjentami zbyt dużo czasu poza pracą i nie pamiętam każdej osoby, która tu trafiła.

Na razie postanowił skupić się na obronie. Zapewni sobie w miarę stabilną pozycję, a dopiero później zaatakuje. Z każdą swoją kolejką na jego stronie stołu pojawiało się coraz więcej niebieskich kart.
Kalden wykorzystywał to bezlitośnie. Chociaż samemu prawie nie miał zaplecza, skutecznie niwelował twoje niebieskie atuty swoimi licznymi, chociaż słabymi, blotkami. Część z nich została obstawiona tak, że żaden z was nie miał z tego korzyści, ale jeden z atutów został przez niego całkowicie przejęty.

- Okazał się być sztygarem czy nadsztygarem w kopalni na Tamgaucie. Paskudna planeta, ale wspominał coś o dobrze płatnej robocie.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Trzeba było to wykorzystać. Rzucił kilka czerwonych kart po obu stronach bazy przeciwnika. Pozostałości obrony powinny zapewnić bezpieczeństwo na tyle, by udało mu się zdobyć chociaż jeden z atutów przeciwnika.

- Dobrze płatnej robocie? - zapytał z zainteresowaniem. - A na czym miałaby polegać ta robota?

Mimo iż życie na stacji nie należało do najgorszych Raz czuł się tu trochę nie na miejscu. Już od jakiegoś czasu zbierał kredyty, na własny statek kosmiczny, ale jak wiadomo cena takowych do najniższych nie należała. Po co mu statek? Ażeby móc swobodnie podróżować po sektorze, a w pierwszej kolejności przenieść swoją działalność gdzieś bliżej Cytadeli. Oczywiście mógłby zakupić tańszy transport, ale z kolei na miejscu nie wiadomo było czy znalazłby tak łatwo pracę jak tutaj. Celem tych przenosin było obserwowanie pojawiających się quarian na pielgrzymkach, którym mógłby zaoferować pomoc i wsparcie. Kto wie? Może ta praca zbliży go o krok do swojego celu.
Salarianin nie mrugnął nawet, kiedy wrzucił na stół największy czerwony atut, jaki mógł wystawić, najwyraźniej szykując się do desperackiej obrony, przesunął też swoje morze blotek na front i flanki przed bazą, odcinając twoje okrążenie od wsparcia.

- Chodzi o kilkutygodniowy wyjazd na Tamgautę. Ponoć mają w jednej z tamtejszych kopalni jakąś epidemię. Zastanawiam się co zrobić, bo nie uśmiecha mi się spędzić dwa miesiące w enviroskórze. - pociągnął łyk z butelki - Ale ponieważ się lubimy, daję ci znać.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Są wygodniejsze niż myślisz, jeśli się już przyzwyczaisz. - odparł wesoło pukając w szybkę swojego skafandra. - Brzmi nawet interesująco. Skontaktujesz nas?

Kiedy wszystkie karty były na swoich pozycjach, przeszedł do gwałtownego ataku. Gdy karty z dwóch flanek odciągnęły uwagę salarianina, on mógł spokojnie wystawić kolejną kartę w środkowej strefie i wziąć odpowiadającą strefę Kaldena w potrójne kleszcze. Oczywiście zostawił parę blotek do obrony, gdyby ten planował coś w odwecie.
Jego odegranie cię zaskoczyło. W ostatniej chwili zaczął poświęcać własną bazę, by przenieść atak na twoją własną. Trzeci atut mocno go spowolnił, ale udało mu się go ominąć na tyle, że tak jak ty stałeś przed jego bazą, tak on stał przed twoją - tylko twojej było jeszcze warto bronić. Odcięcie od zaopatrzenia zabolało cię bardziej niż jego.

- Mogę. Tak naprawdę myślałem, że możemy tam polecieć razem. W kopalni albo mają coś, co przywieźli ze sobą, czyli nic poważnego, albo jakiś zimnolubny zarazek z Tamgauty. Wygląda na prostą sprawę, a zapewniają wszystkie możliwe wygody - czyli pewnie mieszkanie z prefabu. No i pieniądze. Sześćdziesiąt tysięcy za za dwa miesiące - ja tyle zarabiam w dziewięć.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Mi taki układ odpowiada, przynajmniej nie będziemy się nudzić w wolnych chwilach. Oczywiście o ile takie się znajdą. - dodał z przekąsem. - Jak rozumiem naszym oczekiwanym pojawieniem się jest: jak najszybciej?

Swój najmocniejszy atut zostawił sobie na koniec. Teraz pozostało mu już tylko umocnienie obrony, do której go dostawił i pozostawienie reszty kart w celu kontynuowania ataku. Przez chwilę jeszcze wahał się czy nie cofnąć którejś karty ze środkowej linii i ostatecznie tak zrobił. Cenniejsze było dla niego uratowanie własnej bazy niż zniszczenie obcej.
Dopiero, gdy Kalden wykonał swój ruch, przypomniałeś sobie najważniejszą z zasad salariańskich gier karcianych, która wynikałą wprost z ich kultury i była dla wszystkich salarian oczywista. Jeśli coś nie jest zabronione, to jest dozwolone. Jeśli zasady czegoś nie zakazują, nie umówiliście się naprzód, że czegoś nie wolno, to wolno wszystko. Zobaczyłeś, jak chirurg z uśmiechem odsuwa swoje blotki, odkrywając ukryte pod nimi atuty. Atuty, które mógł zagrywać, gdy istniała jeszcze jego baza, ale zasłaniał je blotkami, kładąc dwie karty jedna na drugiej. Nie przyszło ci do głowy, żeby to sprawdzić, ale teraz nie miało to znaczenia. W pozorowanym szaleńczym ataku na twoją bazę i pozornym odsłonięciu swojej, salarianinowi udało się podzielić twoje wojska, a potem okrążyć znaczną ich część. Nawet gdyby chirurg wyszedł ze starcia z najgorszym możliwym wynikiem, i tak będzie miał nad tobą przewagę. Chociaż twoje kleszcze były perfekcyjną strategią, podstęp Kaldena wyprowadził go na prowadzenie.

- Poddaj się. - rzucił hasło, które oznaczało, że jeśli nie jesteś w stanie skontrować ruchu, przegrywasz - Czekają na decyzję. Przyślą tu prom w trzy dni po potwierdzeniu i przesłaniu umów.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- Obawiam się, że będę musiał odmówić. Poddawanie się prowadzi do nikąd i choć w tym przypadku mogłoby się wydawać, że Twoje siły są przeważające. - przerwał sobie na przewrócenie kart salarianina do poprzedniej pozycji. - To jednak złudzenie, za którym kryje się prawda. A prawda jest taka, że zasady nie zabraniają mi odwracać Twoich kart. - dodał z zadowoleniem.

W przypadku Raza nie miało to zbyt wielkiego znaczenia. Jego karty były przeróżne. Na odwrocie jedne słabsze, drugie silniejsze, a obecny bilans sił powinien wychodzić na jego korzyść.

- Do tego czasu mamy być zwarci i gotowi? - wrócił do poprzedniego tematu. Pakowanie się raczej nie było problemem. Quarianin nie był przyzwyczajony do gromadzenia przedmiotów, co zresztą świetnie obrazował jego pokój. Nie było tam nic oprócz okna, stołu, dwóch krzeseł i niewielkiej szafki, no i może składanego łóżka, które rozkładał dopiero kładąc się do snu. - Przyznam, że nawet cieszę się z tego zlecenia. Dawno nie podróżowałem po kosmosie. Brakuje mi trochę tego uczucia. - powiedział nagle zupełnie zmieniając temat.
- Oczywiście, że nie, bo po co zabraniać tak bezsensownego ruchu? Przecież zawsze mogę je odwrócić tak jak były w następnej turze, one przecież nie znikają ze stołu. - zdziwił się Salarianin powracając do poprzedniego układu - Poddaj się.

- Tak, ich propozycja mówi, że kiedy podpiszemy umowy, mamy trzy dni na rozpoczęcie pracy. Ale z tymi podróżami bym nie przesadzał - w końcu to tylko przelot wewnątrz układu, a potem planeta. Mimo wszystko cieszę się, że postanowiłeś się zgodzić. W takim razie i ja polecę.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
- No to mamy pat, bo ten układ można powtarzać w nieskończoność. Chyba, że pójdę za Twoją wskazówką i znikną ze stołu. - powiedział po namyśle i umieścił karty salarianina na talii odrzuconych, a w tym przypadku zasady jasno mówiły, że nie można stamtąd zagrywać kart. - Poddaj się? - dorzucił na koniec.

- Możemy lecieć kiedy będziesz gotowy. Ja i tak nie mam zbyt wiele rzeczy do zabrania. - powiedział wskazując ręką na pusty pokój.
- Niech ci będzie. - zaśmiał się - Nie sądziłem, że aż tak ci zależy. Z drugiej strony, to, co powiedziałem wcześniej nadal jest w mocy, one nie znikają ze stołu bez wyraźnej przyczyny. Skoro będziemy tam we dwóch, pewnie będziemy grać częściej. Jeśli chcesz, mogę ci przekopiować książkę o Rozwoju.

Salarianin wstał, zabierając ze sobą swoją butelkę. Pożegnał się machnięciem dłoni i wyszedł z korytarza. Po chwili, która wystarczyła na to, by doszedł do swojej kwatery, zobaczyłeś na swoim omni-kluczu wiadomość z dwoma linka - jednym były spisane zasady gry, którą właśnie wygrałeś, drugim link do umowy.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
Lubię grać do końca - odpowiedział półżartem. - Jasne, z chęcią się zapoznam.

Pierwszą rzeczą, którą się zajął był link odnośnie umowy. Wolał za wczasu dowiedzieć w czym miał brać udział. Rozłożył swoje łóżko, położył się na nim wygodnie i odpalił ekran swojego omni klucza. Leniwym ruchem palca przesuwał kolejne linijki tekstu szukając czegoś do czego można się przyczepić. Czytanie przerwało przydługie ziewnięcie, które przypomniało mu jak zmęczony jest po całym dzisiejszym dniu. Postanowił więc zaznaczyć sobie gdzie skończył, a resztę doczytać rano. O Rozwoju będzie miał jeszcze dość czasu poczytać w trakcie podróży na miejsce zlecenia.
To, co do tej pory przejrzałeś nie było specjalnie zaskakujące. Otóż firma Elkoss Resources, należąca do Kombinatu, za pośrednictwem lokalnego oddziału górniczego chce ciebie zatrudnić poprzez polecenie biznesowe i umowę trójstronną z mniejszym podwykonawcą... Ta część kompletnie cię nudziła i wiedziałeś, że choć z pewnością jest pewna kruczków, to żaden volus nie posunie się do przekroczenia standardowych wytycznych dla umów o pracę.

Miałeś być zatrudniony w trybie natychmiastowym i przetransportowany na jedną z kopalni na Tamgaucie. Oni zapewniali mieszkanie, transport, wyżywienie i płacę na bardzo godziwym poziomie. Szczerze mówiąc, było to, gdy prędko odjąłeś podatki, prawie trzy razy tyle ile zarabiałeś na stacji. Do umowy dołączona była lista zadań służbowych, na czele której była pomoc medyczna ofiarom epidemii oraz praca naukowa w celu rozpoznania czynnika zakaźnego oraz opracowania leku. Zasnąłeś wiedząc, że została ci tylko nużąca sekcja prawna.

Obudziłeś się jednak nie samodzielnie, lecz komlink, na którym zobaczyłeś twarz Kaldena.

- Jeszcze nie wstałeś? Podpisywałeś umowę? Czytałeś ją chociaż? Jesteś spakowany? - mówił szybko, jak każdy salarianin w obliczu problemu - Chodź szybko do sali konferencyjnej, przed chwilą przylecieli przedstawiciele z Tamgauty.
Młodość i niedojrzałość mijają z czasem, ignorancję pokonać można nauką, a pijaństwo trzeźwością, za to głupota jest wieczna. - Arystofanes
W pierwszej chwili nie ogarnął co się dzieje, ale w końcu słowa Kaldena zaczęły układać się w miarę sensowną całość. Szybko zerwał się z łóżka, a potem wypadł przez drzwi, prosto na korytarz.

- Jak dobrze, że nie muszę się w nic przebierać. - pomyślał mijając kolejne pomieszczenia.

Pędził przed siebie nie orientując się nawet jaka jest teraz godzina. W ostatnim momencie wskoczył do windy, która jechała na szczęście w stronę parteru. Dwójka volusów przyglądała mu się z zaciekawieniem, podczas gdy sam Raz lekko zmęczony oparł się o ścianę starając się przeanalizować swoją obecną sytuację. Kontraktorzy przylecieli. Dlaczego Kalden nic o tym nie wspominał? Nie miał jednak czasu zbyt długo się nad tym zastanawiać, bo drzwi windy znowu się rozsunęły i na powrót pędził przez korytarze bazy, prosto do sali konferencyjnej . Kilkanaście metrów przed nią zwolnił, łapiąc oddech. Nie wypadało przecież wpaść do sali zdyszanym. Gdy tylko chwilę odetchnął, wkroczył do sali.
← Sesja ME
Wczytywanie...