Pamiętacie, jak kilka miesięcy temu informowałem o fundamentach, na których oparty będzie sieciowy projekt „Neverwinter”? Jeżeli tak, to możecie śmiało wyrzucić tę wiedzę do śmietnika, bo od tego czasu sporo zmieniło się w mieście lorda Nashera i można to określić mianem małej rewolucji.
W majestatycznych salach dworskich, wyłożonych najprzedniejszym marmurem, zasiadają nowi zarządcy, którzy wzięli sobie do serca wprowadzanie nowych porządków. Perfect World Entertainment Inc. wstrząsnął murami odrodzonej metropolii i powoli zaczyna być klarowne, dlaczego produkcja ukaże się dopiero pod koniec 2012 roku, a nie w okolicach zbliżającej się gwiazdki. Wspomniany wiatr zmian może wprowadzić większy zamęt w głowach pasjonatów serii niż Królowa Moraga i Król Cieni razem wzięci.
No dobra, to zaczynamy z grubej rury. Tytuł z CORPG przekształcił się w pełnoprawną grę MMO. Dla mnie to był zawsze jeden pies, ale dla fanów sagi ta metamorfoza może okazać się sporym rozczarowaniem, gdyż serwuje ona mocnego kopa w tyłek miłośnikom samotnych wypraw i nie jest zbyt zgodna z duchem serii. Tak jak kolejna zmiana, czyli model rozgrywki zaczerpnięty z „Vindictusa”, gdzie system walki opiera się w dużej mierze na zręczności i sprycie gracza niż na statystykach jego bohatera. Duuuuuży błąd, zważywszy, że potencjalny „target” tytułu nie szaleje za katowaniem lewego klawisza myszki, a skłania się bardziej do wirtualnej partii szachów.
Z milszych faktów – „Neverwinter” nie wymaga od nas miesięcznego haraczu i każdy poszukiwacz przygód będzie mógł się cieszyć urokami „Klejnotu Północy” za darmo. Pytanie tylko, jak bardzo? Perfect World obecnie nabiera wody w usta w kwestii modelu mikropłatności i ciężko rzetelnie ocenić, czy ten wybór nie odbije nam się czkawką. Miejmy nadzieję, że większe profity przyniesie pot i mozolne szlifowanie umiejętności niż miniaturki polskich królów podwędzone z portfela babci.
Tymczasem... Zieeew... Zapowiada się kolejne typowe MMO? Skoro jest „Dungeons & Dragons: Online”, to po co przepłacać?