Sesja Jedi Mastera

[ [url="thunderstruck ac dc"]Ilustracja[/url] ]

Był środek nocy, wracaliście twoim Jaguarem do Łodzi ze spotkania w Warszawie. Z głośników na całą głośność nocnej, praktycznie pustej jak na sobotę trasy, napierdalało AC/DC. Po rozmowie z Księciem Radziwiłłem Marius wpadł w tak wisielczy humor, że nie można było tego tak zostawić, a nie znałeś lepszego sposobu. Na szczęście, skutkowało.
- Dokładnie tak, niechaj szlag trafi Sabat razem z tym przeklętym miastem. - mówił ksiądz, podrygując lekko w rytm muzyki. Na zaproszenie stołecznej Rodziny i osobiste Radziwiłła, Marius pojechał "wyjaśnić" przebieg ostatnich łódzkich wypadków, więc poprosił ciebie o wyruszenie z nim, z dość oczywistych względów. Przyjęto was na salonach, w głębokich podziemiach Pałacu Kultury, gdzie nawet wpuszczono cię na audiencję. Widać bardzo zależało im na informacjach Korothira, a pewnie i na jego współpracy, jednak na większość pytań i propozycji ksiądz odpowiadał "nie".
Po kolejnej takiej odmowie poczułeś, że zaraz może zrobić się gorąco. Jednak "dworska" etykieta, w połączeniu z niewątpliwymi obawami wobec dwóch ludzi, którzy bezpośrednio przyczynili się do zabicia Sehona, pozwoliły wam opuścić spotkanie we względnie dobrej i uprzejmej atmosferze.
Ty sam spędziłeś w Warszawie nieco więcej czasu jeszcze przed tym spotkaniem, załatwiając różne swoje i fundacyjne sprawy, a teraz wracałeś tym pilniej, że Euthanatosi nastawali mocno na twoją obecność. W Łodzi panował burdel nieustanny, to nic nowego. Jednak z tego, co słyszałeś, to przez miesiąc twej nieobecności przerodził się on w total shitstorm, z którym nie radził sobie nikt. Wiedziałeś więc tylko tyle, że Fundacja zwróciła się o pomoc do kogoś z warszawskich Chakravandi w problemie, do rozwiązania którego ty również jesteś niezbędnie potrzebny.
No tak. Wampiry i ich makiawelliczne zachowania, ten kto myśli, że człowiek po śmierci mądrzeje, sam jest głupcem. A Reznor po spotkaniu z rodziną Warszawy czuł się takim prowincjonalnym głupkiem, jacy to rodzą się co minutę. Mocno rozczarowały go rozmowy po których oczekiwał sam nie wiedział czego, a podczas których czuł się jedynie jak podchujaszczy jednego z ważniejszych graczy tej całej telenoweli, kilka razy złapał się na tym jak totalnie przestaje słuchać wywodów Księcia a swoją uwagę skupia na obserwowaniu gry spojrzeń obecnych wampirów i obmyślaniu najlepszego planu ucieczki na daną chwilę. Z jednej strony był trochę zły na Mariusa o taki obrót spraw, " w razie czego, Ty mógłbyś walczyć z każdym z nich jak równy z równym, pewnie zajęło by Ci chwilkę zanim w ferworze walki wywołanej Twoim bezczelnym wobec monarchów zachowaniem, zorientowałbyś się, że teraz stanowię część dekoracji ściennych" Z drugiej jednak strony wiedział, że na miejscu Mariusa zachowałby się tak samo... ostatecznie jako wygnaniec jednego z potężniejszych rodów magów hermetycznych i zarazem były eutanatos który sam skazał się na wygnanie był znienawidzony przez całkiem imponującą rzeszę ludzi (i nie tylko) a zarazem pożądany jako poseł przez być może jeszcze większą ilość osób... Wielokrotnie długa lista tych którzy go nienawidzili pokrywała się z listą dzieci ukrytego świata które pragnęły mieć go blisko siebie, co na przestrzeni lat (tego i tak dość relatywnie krótkiego jeszcze życia) nauczyło Maga mieć oschły i bez emocjonalny stosunek do najbliższych współpracowników, a co ważniejsze dla jego wartości w otoczeniu- dość krytyczne spojrzenie na poczynania swoich zwierzchników, nawet tych najpotężniejszych.
Wszystko to sprawiało, że czuł wobec całej tej sytuacji tą samą niechęć co jego nieumarły towarzysz i w pełni popierał każde przez niego tej nocy wypowiedziane słowo, a jednak czuł lekkie ukłucie wobec faktu, że tak radykalne odmowy czyni się kiedy nie ma ryzyka- na przykład utraty życia przez kogoś kto swoje prywatne wciąż jeszcze całkiem mocno ceni.
Wypowiedzi wszystkich uczestników spotkania przelatywały mu przez pamięć zupełnie jak słupki drogowe które uderzane światłem reflektorów jego Jaguara uciekały pospiesznie w mrok. Starał się przypomnieć sobie wszystkie wypowiedzi jakie tylko padły tego wieczora i ewentualnie rozpoznać ich ukryte znaczenia może nie wiedział wszystkiego o wszystkim, ale kiedy już coś wiedział to trzymał się tego mocno, a to co wiedział na pewno to to, że setki lat życia w roli skrytobójczej bestii w skórze człowieka, czyni ze wszystkich wampirów nie kwestionowanych mistrzów intrygi...
Reznor zna aż za dobrze gorzki smak zdrady, nie raz już widział pióra mordercze bardziej niż miecz, dlatego resztę drogi pokonał w milczeniu, w ich interesie jest czym prędzej ustalić wszystkie możliwe skutki tego niesympatycznego spotkania... teraz ich ruch.
Z ciekawszych momentów tamtego spotkania przypominałeś sobie cztery. Pierwszy, gdy jeszcze jako tako zważałeś na treść dyskusji, był serią pytań dotyczących okoliczności śmierci Sehona, całej bitwy rozegranej w tym celu oraz waszego osobistego zaangażowania. Na te pytania Marius odpowiadał tak zdawkowo, jak tylko było możliwe. Wyraźnie nie życzył sobie, by jego rozmówcy wiedzieli cokolwiek, co mogłoby w choć trochę istotnym stopniu zmniejszyć ich niewiedzę. Kolejny interesujący moment dotyczył obecnej sytuacji łódzkiej Rodziny, tego kto stoi lub może stanąć na jej czele, jak rysuje się schemat politycznych zależności wampirów po tej rozpierdusze. Tutaj ksiądz stwierdził z rozbrajającą szczerością, że nie wie i nic go to nie obchodzi. Wywołało to lekką konsternację wśród obecnych, w wyniku której padło pytanie, po co w takim razie w ogóle tu przyjechał. Marius odparł, że również się nad tym zastanawia, co było trzecim interesującym momentem. Moment ostatni, poprzedzony krótką wymianą zdań na stronie między Księciem a jego doradcami, zaowocował subtelną sugestią, by duchowny zechciał rozważyć możliwość przypomnienia sobie tych rzeczy, których - jak twierdzi - nie pamięta, bo przecież dobrze by było, by ktoś, kto może stanąć na czele łódzkiej Rodziny był dobrze zorientowany w jej problemach i wydarzeniach, zwłaszcza jeśli był ich istotnym elementem. Na tę propozycję Malkavian odpowiedział bezceremonialnym wyśmianiem oferty i oferującego, co było równie bezczelne i szalone, jak on sam potrafił być.
Taki był koniec spotkania. Teraz, poza wspominaniem jego przebiegu, absorbowało cię to, po co wzywała cię Fundacja. Wiedziałeś, że w Łodzi panuje bajzel, ale nie wiedziałeś dokładnie jaki. Twym przemyśleniom przyszedł w sukurs Marius.
- Muszę ci powiedzieć, że martwi mnie sytuacja w mieście. - powiedział, przyciszając nieco muzykę. - Jest coraz gorzej, coraz... ciemniej, beznadziejniej. Deiforma Sehona rośnie, a magowie chyba niewiele z tym robią. Z Mateuszem nie widziałem się już od dawna, co też nie wróży dobrze. Nie wiesz co na to Euthanatosi?
Eutanatosi? Zapewne wspomną coś o nieprzerwanym łańcuchu życia, o początku który jest końcem i końcu który jest początkiem, jednak nic o końcu który mógłby być końcem. Są to Magowe zapleśnieli w swych poglądach, nie spodziewaj się po nich niczego spontanicznego, ani niczego bezinteresownego. Rzekł Reznor zmieniając ustawienia zmieniarki CD samochodu na kopakt z muzyką Hanza Zimmera- surowy minimalizm nowoczesnego prymittywizmu symfonicznego koił jego skołatane nerwy. Co do Mateusza to nigdy nie wszedłem z nim w na tyle zażyłe relacje bym mógł Ci przekazywać na bieżąco co u niego, natomiast nie potrzeba geniuszu by domyślać się że teraz generalnie z mało kim rozmawia. Dostali po dupie. Nawet mnie go troche żal. W między czasie saochód dostojnie okrętuje się na małym podjeździe plebani na złotnie. Cichy, przyjemny szum szutru pod oponami subtelnie oznajmia mężczyznom, że ich wspólna podróż dobiegła końca. Reznor przez krótką chwilę wpatrywał się być może w przednią szybę swojego samochodu być może w coś co widział za nią, po czym odezwał się niby od niechcenia odwracając wzrok w stronę bocznego lusterka- Będę teraz miał trochę swoch spraw, eutanatosi nalegają na spotkanie, mam się spotkac z jednym magiem z dalekiego zachodu, będziemy chyba rozpoznawać tę sprawę, badać jej Magyę... O ile się zgodzę. Choć te ostatnie słowa mag wypowiedział lekko sciszonym głosem, to Marius mógłby przysiąc, ze za każdym razem kiedy Reznor mówił o Eutanatosach, lub o którejkolwiek z innych tradycji, to słowa jego- gdyby zacytowane- były by zapisywane zawsze z małej litery.
- Mhm, rozumiem... - wampir pokiwał z wolna głową. - Cóż, ja sam chętnie odpocznę. Mam już tak dość tego wszystkiego, jak to tylko możliwe. Jeśli nie zajmę się wreszcie tą parafią choć trochę, to nawet Konieczny mnie tutaj nie utrzyma. - uśmiechnął się ironicznie. - Nie zatrzymuję cię zatem. Bóg z tobą. - uścisnął ci dłoń i przeszedł przez bramę. Założyłbyś się, że ostanie zdanie wypowiedział w podobnym charakterze, jak i ty swoje.
Wykręciłeś i ruszyłeś na Ogrodową. Dojechałeś niemalże od razu, zwłaszcza przy praktycznie zerowym ruchu (była w końcu sobota, w pół do dwunastej), ale po wyjechaniu ze Złotna im bliżej centrum, tym bardziej posępniałeś, jakby nie tylko sama wizja spotkania z Klupą, Latryną i Kutrepos, ale samo przebywanie w mieście było dla ciebie przytłaczającym ciężarem.
Kiedy przejeżdżał koło motodromu przeszył go ten niezdrowy dreszcz, który dla większości ludzi bywa pierwszym syndromem przeziębienia, a który ostatnimi czasy nawiedzał maga dość systematycznie. Jak dotąd nie ustalił jeszcze dokładnej przyczyny tych anomalii, powtarzał sobie, ze jeśli sprawa nie rozwiąże się sama za jakiś czas będzie zmuszony udać się do akolitów Verbeny po jakieś śmierdzące remedium. Reznor jednak- choć sam przed sobą nie chciał tego przyznać- obawiał się że nie jest to jakiś tam jesienny katar. Niezależnie od tego jak niesłychanie by to nie brzmiało, Reznor Barnaba był magiem dość racjonalnie podchodzącym do życia. Przez cały czas trwania jego magycznej kariery udawało mu się unikać zabobonnych lęków tak trudnych do odróżnienia od prawdziwych niebezpieczeństw, które wbrew pozorom potrafiły przybierać bardziej materialną postać niżby tego którykolwiek z magów mógł chcieć, a jednak teraz... Teraz czuł narastający w nim bliżej nie nazwany lęk, pojawiający się irracjonalnie, pozazmysłowo i nieoczekiwanie, to czego nie lubił w tym uczuciu jednak najbardziej to to, że zdawało się ono przytłaczać z dnia na dzień coraz bardziej. Zbliżając się do terenu fabryk poznańskich, widział i powoli zaczynał sobie zdawać sprawę, że cienie w tym mieście robią się coraz dłuższe i... gęstsze. Kiedy ruszał ze świateł na drewnowskiej w stronę bram cmentarza, w radiu leciał kawałek jednej z wielu pomniejszych łódzkich kapel, ( w tle ) a syn marnotrawny lokalnych magów patrzył i widział prawdziwie jak miasto które wydawało mu się, że znał powoli, zamienia się w mroczny moloch, żywiący się światłem tego świata, tylko po to by srać mrokiem i apatią. -Jeszcze trochę i wiatr naprawdę zacznie tu zawracać dla ludzi, czy możliwe jest by moi niedorozwinięci koledzy z piaskownicy zabili wszystko co było tu do zabicia? Jeśli tak, to nic jak tylko developować tu sanatoria dla pijaw- rzekł w myślach mistyk i obiecał sobie w wolnej chwili rozpatrzeć na poważnie opcje tak intratnej inwestycji. Chwilę potem zaparkował swoje brytyjskie coupe u bram posępnej siedziby dawnych pobratymców, wysiadł i podniósł kołnierz czarnego trencza który lubił nosić w te jesienne, wietrzne wieczory i udał się prosto do tajemnego przejścia, w którym należało podać magiczne hasło by wejść do podziemnej fundacji, -Honey, I'm ho ome! - burknął ironicznie pod nosem nim zniknął pod ziemią.
[ ilustracja ]

Tym, co uderzyło cię jeszcze na schodach była... irlandzka pieśń, której echo niosło się gdzieś z dalszych korytarzy Fundacji, przy akompaniamencie skrzypiec. Co do...?
Gdy tylko zszedłeś do głównej krypty, zobaczyłeś Nikodema, na którego naskakiwała Lachezis. Stara purchawa gestykulowała coś żywo, pokazując palcem w stronę korytarza prowadzącego wgłąb Fundacji. Nikodem, wyraźnie zrezygnowany, jedynie potakiwał, a zobaczywszy ciebie ruszył w twoją stronę niemalże z radością. Nic dziwnego, bo wieszcząca kutrepa na twój widok przybrała najohydniejszy wyraz twarzy, na jaką było ją stać (a stać było ją na wiele w tej kwestii), po czym prychnąwszy zniknęła w którymś z pomieszczeń.
- Witaj... - powiedział Nikodem z głosem pełnym rezygnacji. - Dobrze, że już jesteś. Nasz gość przybył krótko przed tobą. - tu skrzywił się lekko, dzięki czemu pojąłeś wnet kto wykonuje ten folklorystyczny koncert - Mamy tu nie lada problemy i trzeba będzie wszystkich twoich kontaktów. Pozwól że... - wskazał ci gestem stół, przy którym usiedliście. Muzyka rozbrzmiewała w najlepsze i zdało ci się, że przyłączają się do niej jakieś bębny.
- Od dobrego miesiąca panuje totalny chaos. - rozpoczął Kruk, patrząc ci w oczy. - Nie możemy porozumieć się z innymi Tradycjami, wszyscy jakby pozamykali się u siebie i nie utrzymują kontaktów z innymi. Może poza Chórem, ale zwykle nie sposób się do nich dobić. Kainici chyba wciąż toczą swoje wojny o sukcesje, choć w tej kwestii nie mam rozeznania. Nie ma też żadnego kontaktu z Lupinami, nikt ich nigdzie nie widział. A problem jest taki, że to coś, co stworzył Sehon, najwyraźniej staje się coraz mocniejsze. Rezonans miasta jest coraz bardziej entropiczny, ale w sposób, którego nie sposób kontrolować. Ten... duch manifestuje się coraz częściej, a jego działania rozrywają Zasłonę i zagrażają pieczęciom na Dąbrowie i Lublinku. Najgorsze, że nie wiemy dokładnie co to jest. Wchodzenie do Umbry jest teraz bardziej, niż ryzykowne, a nie dowiemy się sami co z tym zrobić bez pomocy innych Tradycji czy bez kontaktu z kimś, kto wie o tym więcej, niż my. - odetchnął, złapał oddech. - Dlatego chcieliśmy, by przyjrzał się temu ktoś z zewnątrz. Ten Euthanatos to detektyw, mieszkał wcześniej w Irlandii, teraz w Warszawie. Chciałbym, żebyś pomógł mu dotrzeć do tych osób i miejsc, które mają znaczenie dla istnienia tego... entropicznego konstruktu, którym jest ta istota. Co ty sam o niej wiesz? Sehon coś o niej mówił, zanim się go pozbyliście? Masz nadal dojścia do Geyera i tego księdza, który ponoć tyle wie?
Reznor przez cały czas rozglądał się po Fundacji w poszukiwaniu zrozumienia dla tej badziewnej muzyki. Nikodem wiedział jednak, że wcale nie oznacza to iż jego rozmówca go nie słucha, kiedy skończył, mag odchrząknął, strzelił bladymi, chudymi palcami i spojrzał gdzieś daleko przed siebie. Po chwili milczenia podczas której najwyraźniej zastanawiał się co powiedzieć zwrócił wzrok na dawnego pobratymca i odrzekł- Jeśli dziwi Cię zamknięcie wszystkich łódzkich Fundacji na współpracę z zewnątrz, to nie wiem gdzie byłeś przez ostatnie 100 lat tutejszej polityki, co do Niebiańskich chujów, to nie spodziewałbym się po nich więcej niż po "szmatce boskiej" którą tak ogromnie czczą, może i mają dobrą pozycję, ale myślę, że właśnie dlatego nie będzie im zależeć na kooperacjach z innymi tradycjami, a może wręcz będzie zależeć na takiej współpracy braku. Frakcje z którymi uważam, że znacznie bardziej rozsądnie da się rozmawiać to choćby wirtualni adepci, w tym mieście jest wśród nich paru chłopców którzy sprawnie balansują po ścieżkach tej przedziwnej wektorowej Magyi, a przy okazji są zbyt młodzi i żądni wrażeń aby być nadętymi balonami jak chór, verbena czy hermesi. To samo myślę, że mogę powiedzieć o łódzkich synach eteru- choć ich drogi są dla mnie obce to raz już znaleźliśmy wspólny język i myślę, że mógłbym spróbować tego przymierza jeszcze raz.
Co do wilków to nie wiem i nie jestem pewien czy na ten moment chce wiedzieć co się u nich dzieje, wiem, że są mocno zdziesiątkowani, zapewne mają w tym momencie zbyt wiele dziur do załatania- w tym wszystkim oberwali chyba najmocniej. To dumna i surowa rasa, nie przyjmą pomocy i nie przyznają się do problemów, zapytani o słabe punkty ich społeczeności nie uwierzą żadnemu magowi który stwierdzi, że chce im pomóc, stawiam moją morderczą gaz rurę, że mag który zaproponuje pomoc twierdząc, że wilk jest słaby straci głowę nim dokończy zdanie... w sumie osobiście nie widzę w tym nic dziwnego- nie ma dla wilkołaków gorszego skurwysyństwa na tym świecie niż magowie pijący z ich świętych źródeł.
Jeśli pytasz z koleji o pijawy, to tak się składa, że owszem mam z Mariusem dobry kontakt, ale nic wam do tego. Wampiry walczą o sukcesje, ale robią to chaotycznie, w mazowieckim uważają, że wiedzą kogo obstawić bo myślą że ugłaszczą kaznodzieje, ale tak naprawde gówno wiedzą o rodzie pojebanych romów wujaszka Grgi i społeczności gnojków ssających z połykiem wszystko co powie Lenin, chyba, że potrafią ukryć swoją wiedzę nawet przede mną... pytanie tylko czy w takim razie byliby tak mili dla Mariusa, gdyby wiedzieli wszystko. ("a gdyby wiedzieli wszystko, to wiedzieliby na przykład że Marius ma ich w dupie"- dodał w myślach) Reznor sięgnął do kieszeni eleganckiej, czarnej kamizelki i wyjął z niej mały żeliwny zegarek kieszonkowy, spojrzawszy na cyferblat dodał- To tyle jeśli chodzi o ploteczki, myślę, że powinienem poznać tego detektywa, zanim powiem wam co mogę zrobić z tą sprawą dalej.
Nikodem spojrzał na ciebie z ukosa, ale pokiwał głową.
- No dobrze, jeśli jeszcze nie poszedł spać, to zastaniesz go albo w sali wspólnej, albo w komnacie gościnnej za nią. Ale ciągle nie powiedziałeś mi nic o tej entropicznej Idei. Przez ten miesiąc straciliśmy trzech acarya, którzy usiłowali to zbadać, a gdy Siostry chciały ją wyśledzić, przez Paradoks o mało co nie straciliśmy Lahesis. To nigdy się dotąd nie zdarzyło, nie mówiąc już o tym, co jak skończyli Technokraci, gdy chcieli wprowadzić tu swój mały stan wojenny swoimi oddziałami. - tutaj uśmiechnął się paskudnie.
PYTANIE DO MG- Przypomnij mi jak wygladaja wpływy i dotychczasowe ważniejsze ruchy technokracji w naszym uniwersum

[Dodano po 45 minutach]

Technokretynów bym się nie obawiał- dodał - puki co, zbyt słabi w Łodzi by szukać w tym swojego interesu, zbyt silni w warszawie by interesować się takimi peryferiami jak łódzkie- powiedział z przekąsem. - A co, przypuścili na was jakiś atak? Tym razem choć zdarzało się to nie często Reznor zdawał się mieć zaskoczoną minę.
- Owszem. Widocznie uznali, że w bajzlu powstałym po śmierci Sehona zdołają coś ugrać. O mało co nie porwali Koniecznego, ktoś odbił go w ostatniej chwili. W centrum natomiast zrobili sobie mały stan wojenny ze swoimi specjalnymi jednostkami. I wtedy pojawił się ten twór. Został po nich tylko złom i trochę sprzętu. To coś kumuluje w sobie prawie cały rezonans miasta, a w dodatku nie ogranicza go chyba miejsce ani czas. Musimy wiedzieć co to jest.
Hmm, i dobrze, nie powiem aby nie cieszyły mnie wieści o tak bezsensownej śmierci kilku techno. Ale pytasz mnie co to jest? Reznor wyjął z kieszeni czarnych niegdyś, lecz na ten moment mocno spranych spodni drewnianą fajkę o klasycznej prostej głowni z czarnego dębu i czarnym lakierowanym krótkim ustniku, z drugiej kieszeni wyjął małą metalową puszeczkę i zaczął nabijać fajkę chochlą którą wyjął z pudełka. - Jest to na nasze szczęście mniej niż sam Sehon, lecz obawiam się że znacznie więcej niż sama idea i jej deiforma. Mówimy o koncepcji postapokaliptycznej wizji świata w którym nie istniały by dotychczasowe sojusze i skostniałe spory sięgające, nikt nie wie kiedy. Było by tak w tej wizji, ponieważ jest to wizja świata w którym niepodzielnie rządził by on, ponury władca śmierci, pogromca światła "Sehon Krwawy" przedwieczny wampir który chciał absolutnie wszystkiego. Pytasz czy jest to wizja sekty jego wyznawców zatem? Nie. Jest to idea jak sam zauważyłeś, tyle tylko że idea posiadająca coś na wzór własnej swiadomości, niezależnej od zbiorowej świadomości tych którzy tu ściągnęli. Teraz kiedy w kominie fajki tlił się czerwonawy żar a ponad głową rozmówców unosił sie dym pachnący miętą i czekoladą, Reznor odchylił się na oparcie tak, że jego twarz schowała się w mroku nieoświetlonego kąta sali a kontakt wzrokowy był możliwy tylko dzięki leciutkiej pomarańczowej łunie odbijającej się szkliście w oczach posła. Rozejrzyj sie po mieście, widziałes kto tu zciąga? Z dnia na dzień przybywa smarkatych pseudowampirów 10, 11 a nawet 12 pokolenia, sam widziałem, że niektórzy z nich mogą wręcz chodzić za dnia, wokół niektórych unosi się trochę kwintesencji która jednak bardziej niż aurę przypomina parę unoszącą się nad świeżym gównem, myślisz, że czemu tu przyjechali? Bo wątpię aby wabiły ich opowieści o epickich melanżach w Catedralu. Obawiam się że są dla rodziny tym samym co moje potępione dzieci magyi dla tradycji. New wave'owe dzieciaki którymi wzgardziliście uznając niegodnymi, kiedy tylko dostały okazję od kogoś kto nie patrzył na nie przez pryzmat niedorzecznej polityki pokazały jak bardzo mogą być pomocnymi w walce z czarną odchłanią czychającą na to przeklęte miasto. Tutaj mag pociągnął dłuższego bucha tak, ze małe płomyczki odbijające się w jego oczach na chwile pojaśniały - Tego jak ich traktujecie wam nie zapomnę. Ale wyobraź sobie jaki potencjał drzemie w dwukrotnie już liczebniejszej rzeszy takich "szczurzych dzieci" które przybyły tu jedynie za opowieściami o upadku systemu i nadzieji na lepsze- mniej pogardliwe wobec nich jutro. Oni sami nie wiedzą po co tu przybywają, bo cokolwiek tu zastaną jest lepsze od kpin i odrzucenia które wygnały je z ich dawnych domów, dać wiarę w możliwość nowego porządku to ogromna moc, która nawet pośmiertnie może okazać się atutem. Z dotychczasowego śledztwa którego członkiem byłem wynika, że rozmawiamy tu o błędnym kole apokalipsy w którym miejsce śmierci jednego tyrana staje się ziemią obiecaną dla tych którzy przed tyranią podziałów politycznych i praw ustalanych przez najsilniejszych, przybywają tu by swoją wiarą wzmacniać ducha tyrana.
Rzecz mogłoby sie wydawać z góry przegrana gdyby nie pewna myśl na którą mogłeś już wpaść- to brzmi tak jakby ktoś pomagał im myśleć w taki sposób, byłoby zbyt nieszczęsnym zbiegiem wypadków gdyby młodzież z całego kraju i nie tylko wpadała tu i myślała dokładnie tak samo- jeśli tak pomyślałeś to masz rację. Musimy zabić chodzących jeszcze po ziemi akolitów Sehona, tak, aby on i jego wizja upadku starego systemu na zawsze zostały zapomniane, inaczej czeka nas zaklinanie jego rosnącego w moc z każdą chwilą ducha. Entropię miałeś szansę studiowac dłużej ode mnie wiec nawet nie będę próbował opowiadać Ci o niebezpieczeństwie takiego scenariusza. Kiedy wydawało się, że Reznor nic już wiecej nie powie, dodał z prawie niezauważalną nutą melancholii w głosie - To... i masowe egzekucje na dzieciach...
Nikodem, wysłuchawszy tego wykładu, jakby zwiotczał i zmiękł. Oparł się na krześle i westchnął ciężko.
- No to pięknie... Wobec tego zrób co możesz w tej sprawie, albo przynajmniej pomóż temu detektywowi, Mackiewiczowi. Ma doświadczenie w różnych dziwnych sprawach tego typu. Prosiłem go o pomoc, bo chyba łatwiej będzie komuś z zewnątrz, kto nie przesiąkł tym wszystkim tak, jak my, poskładać w sensowną całość tę szaloną układankę.
Poszedłeś korytarzem wgłąb Fundacji, mijając kolejne sale użytkowane przez akolitów i mentorów. Minąłeś salę wspólną i zapukałeś do drzwi jednej z gościnnych komnat. Po krótkiej chwili otworzył je mężczyzna około trzydziestki, na oko metr osiemdziesiąt, krótkie, potargane czarne włosy, koszula i dżinsy. Spojrzał na ciebie pytająco.
Mackiewicz? Witaj, ta fundacja poprosiła mnie tak samo jak Ciebie o pomoc w tej paskudnej sprawie, mam być kimś w rodzaju "animatora wycieczki" Powiedział bezceromonialnie Reznor przeczesując palcami pół długie kruczo-czarne włosy patrząc gdzieś w bok i po chwili spojrzał badawczo lodowato jasnymi oczami na człowieka który stał w progu i dodał wyciągając żylastą bladą dłoń Reznor Barnaba.
- Dowcip z pytaniem, co masz dziewięciocalowego pewnie już ci się znudził. - podał ci rękę. - Jestem trochę zajęty, jak widać. Zaczekasz na mnie chwilę? Wszedłeś w nienajlepszym momencie.
Wzruszyłeś obojętnie ramionami, stwierdzając, że zapewne przerwałeś mu medytację albo coś podobnego, co niechaj dokończy. Zaczekałeś w sali wspólnej, teraz już zupełnie pustej, i zaparzyłeś sobie kawę. Mieszając łyżeczką w kubku, z tępym zamyśleniem na twarzy, poczułeś jak o łydki ociera ci się kot.
Nie taki zwykły kot.
Zawsze lubiłem Twoje wizyty... wszak nie należy winić doręczyciela złych wieści za wieści które przynosi... Rzekł z uśmiechem nie przestając bełtać bezmyślnie w kawie.
- Doręczyciel może przestać je przynosić, jeśli adresatowi nie podoba się to, co doręcza. - usłyszałeś jej głos w swej głowie, nieco obrażalski, ale wiedziałeś, że to tylko żart. Wskoczyła na blat obok ciebie. - Na jakiekolwiek ścieżki się wybierzesz, bardzo uważaj. W Umbrze dzieją się baaardzo dziwne i złe rzeczy. Coś ją rozrywa, a przez wyrwy wychodzą rzeczy, których nie powinno być na tym jej poziomie. - zamruczała, robiąc leniwie koci grzbiet.
← Sesja WoD
Wczytywanie...