Sesja Vena
Gdy twa dłoń wylądowała na jej twarzy, poczułeś kolejne ugryzienie. Nie puściłeś jednak, rzucając nią o ziemię i szybkim dosiadem obracając na brzuch. Wykręciłeś jej ręce... i nagle twoje własne zmiękły i osłabły. W miotającej się wściekle na podłodze dziewczynie, rozpoznałeś swoją córkę.
- Co?! - nie mogąc uwierzyć własnym oczom przyglądam się dziewczynie jakby była przybyszem z innej planety - Natalia? Jak.. co... dlaczego
Nie mogąc zebrać ani ułożyć żadnego sensownego zdania wypluwałem pojedyncze wyrazy niczym pestki.
Momentalnie ugryzienie dało się we znaki, jakby czekając aż ujdzie ze mnie adrenalina.
Nie mogąc zebrać ani ułożyć żadnego sensownego zdania wypluwałem pojedyncze wyrazy niczym pestki.
Momentalnie ugryzienie dało się we znaki, jakby czekając aż ujdzie ze mnie adrenalina.
Żadnej odpowiedzi na żadne z niedokończonych pytań się nie doczekałeś. Natalia wykorzystała chwilę twego szoku i zrzuciła cię z siebie z nieoczekiwaną przez ciebie siła, której nigdy wcześniej nie miała. Nadal zszokowany posunąłeś plecami po dywanie jakieś półtora metra, gdy Natalia wykonała iście tygrysi skok w twoim kierunku. Jednak jeszcze w powietrzu coś miotnęło nią w przeciwnym kierunku, jakby naciągnęła jakąś przywiązaną do ściany sprężynę. Zupełnie nie wiedząc, co się dzieje, podniosłeś się i zobaczyłeś, że Natalia jest przybita czymś do ściany, czymś, co przebiło jej pierś na wysokości serca. Krzyknąłeś w pełnym przerażenia proteście, ale od drzwi dosłyszałeś uspokajający głos.
- Nie ma co krzyczeć, drogi panie. Większych cierpień, niż zaznała wcześniej, nikt jej już nie przysporzy.
W drzwiach stał mężczyzna o iście teatralnej aparycji. Jasnobrązowy skórzany płaszcz sięgał kostek, na głowie spoczywał takiż kapelusz, zaś dłonie odziane w czarne rękawice dzierżyły coś, co wyglądało jak skrzyżowanie kuszy z miniaturowym młotem pneumatycznym. Nieznajomy naciągnął jakiś mechanizm i załadował długi, drewniany kołek, który wyjął ze szlufki w wewnętrznej części płaszcza. Następnie uniósł broń i wycelował w twoją córkę. Na to nie mogłeś pozwolić. Ruszyłeś na niego tak, jak stałeś, ale on tylko obrócił się w miejscu, najpierw uderzając cię połą ciężkiego płaszcza, a potem idącym po obrocie kopnięciem. Zanim upadłeś, a on postawił nogę, mechanizm szczęknął, a kołek trafił w cel. Z wysokości podłogi obserwowałeś, jak twoja córka zamienia się w popiół, a wraz z nią twoja psychika.
Pół roku później
[ ilustracja ]
Zapierdalaliście w kierunku Łodzi w środku nocy, waszym Firebirdem z siedemdziesiątego czwartego. Arek prowadził, jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą odrzucając na bok broń i kilka samoróbek, które przygotowaliście dotychczas.
- Kurwa mać, lufa wbija mi się w jaja, mówiłem, żeby skrócić...
Był dość prostym, konkretnym człowiekiem i głównie za to go lubiłeś. O ile można w ogóle lubić człowieka, który zastrzelił twoją córkę...
Przez to pół roku zmieniło się wiele, a właściwie wszystko. Dowiedziałeś się co tak naprawdę wydarzyło się wtedy w twoim domu, kto tak naprawdę jest za to odpowiedzialny i jak go dorwać. Arek pomógł ci w tym, gdy ostatecznie poniechałeś prób zamordowania go, a następnie zrobił długą lekcję poglądową wampirzej anatomii, z uwzględnieniem wszystkich istotnych, wrażliwych organów i cech, która zakończyła się wraz ze wschodem słońca. Wtedy po raz pierwszy widziałeś samozapłon.
Od tamtego czasu dowiedziałeś się sporo o tym, gdzie szukać tych skurwysynów, a także o tym, że siedzą praktycznie wszędzie - w policji, w rządzie (wielkie zaskoczenie), w mediach, w kanałach. Przede wszystkim w dużych i wielkich miastach, jak Warszawa. Jednak z Wawy musieliście wyjechać, pozostawanie w niej przez pół roku po akcji z Natalią i tak było dużym ryzykiem. Co prawda wszelkie dowody rzekomej zbrodni rozpadły się w proch, ale nagłe zniknięcie licealistki i jej ojca żołnierza nie mogło pozostać niezauważone. Dlatego właśnie jechaliście do miejsca, które - jak mówił Arek - było obecnie największym burdelem tej części Europy.
- W Łodzi mieli ostatnio jakąś wewnętrzną wojnę. Syf taki, że nawet nikt z naszych nie chciał się w to pchać. - Przez "naszych" Arek określał innych Łowców, którzy działali na podobnych wam zasadach. Nie było ich wielu, zwłaszcza tu, w Polsce, ale jednak byli. I całe szczęście, bo bez tego nie mógłbyś przebierać w zabawkach i pukawkach tak, jak robiłeś to niegdyś ganiając Talibów.
- W każdym razie skończyło się tak, że pozostali bez Księcia, zrobił się mega bajzel, w który dodatkowo wplątały się wilkołaki i magicy. - O wilkołakach opowiadał ci, podobnie jak o Magach, ale jak dotąd nie spotkałeś żadnego z nich. - To tak, jakby ktoś wsadził kij w mrowisko, podłubał baaardzo głęboko i poszedł w pizdu. A na to wszystko trafimy my. - uśmiechnął się szeroko i sięgnął po Marlboro, podając ci paczkę. Arek lubił to, co robił, było to widać na każdym kroku: w jego stroju, w jego stylu, w jego samochodzie i wyglądzie. Ty sam nie byłeś co do tego taki pewny.
- Nie ma co krzyczeć, drogi panie. Większych cierpień, niż zaznała wcześniej, nikt jej już nie przysporzy.
W drzwiach stał mężczyzna o iście teatralnej aparycji. Jasnobrązowy skórzany płaszcz sięgał kostek, na głowie spoczywał takiż kapelusz, zaś dłonie odziane w czarne rękawice dzierżyły coś, co wyglądało jak skrzyżowanie kuszy z miniaturowym młotem pneumatycznym. Nieznajomy naciągnął jakiś mechanizm i załadował długi, drewniany kołek, który wyjął ze szlufki w wewnętrznej części płaszcza. Następnie uniósł broń i wycelował w twoją córkę. Na to nie mogłeś pozwolić. Ruszyłeś na niego tak, jak stałeś, ale on tylko obrócił się w miejscu, najpierw uderzając cię połą ciężkiego płaszcza, a potem idącym po obrocie kopnięciem. Zanim upadłeś, a on postawił nogę, mechanizm szczęknął, a kołek trafił w cel. Z wysokości podłogi obserwowałeś, jak twoja córka zamienia się w popiół, a wraz z nią twoja psychika.
Pół roku później
[ ilustracja ]
Zapierdalaliście w kierunku Łodzi w środku nocy, waszym Firebirdem z siedemdziesiątego czwartego. Arek prowadził, jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą odrzucając na bok broń i kilka samoróbek, które przygotowaliście dotychczas.
- Kurwa mać, lufa wbija mi się w jaja, mówiłem, żeby skrócić...
Był dość prostym, konkretnym człowiekiem i głównie za to go lubiłeś. O ile można w ogóle lubić człowieka, który zastrzelił twoją córkę...
Przez to pół roku zmieniło się wiele, a właściwie wszystko. Dowiedziałeś się co tak naprawdę wydarzyło się wtedy w twoim domu, kto tak naprawdę jest za to odpowiedzialny i jak go dorwać. Arek pomógł ci w tym, gdy ostatecznie poniechałeś prób zamordowania go, a następnie zrobił długą lekcję poglądową wampirzej anatomii, z uwzględnieniem wszystkich istotnych, wrażliwych organów i cech, która zakończyła się wraz ze wschodem słońca. Wtedy po raz pierwszy widziałeś samozapłon.
Od tamtego czasu dowiedziałeś się sporo o tym, gdzie szukać tych skurwysynów, a także o tym, że siedzą praktycznie wszędzie - w policji, w rządzie (wielkie zaskoczenie), w mediach, w kanałach. Przede wszystkim w dużych i wielkich miastach, jak Warszawa. Jednak z Wawy musieliście wyjechać, pozostawanie w niej przez pół roku po akcji z Natalią i tak było dużym ryzykiem. Co prawda wszelkie dowody rzekomej zbrodni rozpadły się w proch, ale nagłe zniknięcie licealistki i jej ojca żołnierza nie mogło pozostać niezauważone. Dlatego właśnie jechaliście do miejsca, które - jak mówił Arek - było obecnie największym burdelem tej części Europy.
- W Łodzi mieli ostatnio jakąś wewnętrzną wojnę. Syf taki, że nawet nikt z naszych nie chciał się w to pchać. - Przez "naszych" Arek określał innych Łowców, którzy działali na podobnych wam zasadach. Nie było ich wielu, zwłaszcza tu, w Polsce, ale jednak byli. I całe szczęście, bo bez tego nie mógłbyś przebierać w zabawkach i pukawkach tak, jak robiłeś to niegdyś ganiając Talibów.
- W każdym razie skończyło się tak, że pozostali bez Księcia, zrobił się mega bajzel, w który dodatkowo wplątały się wilkołaki i magicy. - O wilkołakach opowiadał ci, podobnie jak o Magach, ale jak dotąd nie spotkałeś żadnego z nich. - To tak, jakby ktoś wsadził kij w mrowisko, podłubał baaardzo głęboko i poszedł w pizdu. A na to wszystko trafimy my. - uśmiechnął się szeroko i sięgnął po Marlboro, podając ci paczkę. Arek lubił to, co robił, było to widać na każdym kroku: w jego stroju, w jego stylu, w jego samochodzie i wyglądzie. Ty sam nie byłeś co do tego taki pewny.
Te kilka poprzednich miesięcy było najtrudniejszymi miesiącami jakie przyszło mu przeżyć.
Ledwo odzyskał utracony skarb, można by powiedzieć dwa w jednym. Nie zdążył się nim jeszcze nacieszyć, kiedy odebrano mu go tak brutalnie. Nie dogadywał się z córką, to prawda, ale miał nadzieję że to się zmieni, z biegiem czasu. Starał się. Może gdyby wtedy został w kraju i zajął się dzieckiem...
Na dokładkę, uświadomiono go że świat, który wydawał mu się taki jakim miał być, jest bardziej popierdolony niż ustawa przewiduje.
Wampiry, wilkołaki, magowie i chuj wie co jeszcze...
Jak człowiek ma znieść takie dwie porcje chuja od losu?!
Odebrał od niego paczkę fajek. Wyciągnął jedną, zapalił, resztę odrzucił na kokpit.
Zaciągnął się, mocno.
Nie sprawiało mu to radości. Nic mu już jej nie sprawiało. Świat był teraz jedną wielką kupą nieumarłego gówna.
Został przy Arku, został bo nie widział innej drogi. Przynajmniej przyczyniał się do uszczuplenia ilości gówna na świecie. Nie wiele, ale zawsze coś.
Zawsze kiedy myśli o wampirach, ma przed sobą obraz swojej córki, zamieniającą się w kupkę pyłu.
Ledwo odzyskał utracony skarb, można by powiedzieć dwa w jednym. Nie zdążył się nim jeszcze nacieszyć, kiedy odebrano mu go tak brutalnie. Nie dogadywał się z córką, to prawda, ale miał nadzieję że to się zmieni, z biegiem czasu. Starał się. Może gdyby wtedy został w kraju i zajął się dzieckiem...
Na dokładkę, uświadomiono go że świat, który wydawał mu się taki jakim miał być, jest bardziej popierdolony niż ustawa przewiduje.
Wampiry, wilkołaki, magowie i chuj wie co jeszcze...
Jak człowiek ma znieść takie dwie porcje chuja od losu?!
Odebrał od niego paczkę fajek. Wyciągnął jedną, zapalił, resztę odrzucił na kokpit.
Zaciągnął się, mocno.
Nie sprawiało mu to radości. Nic mu już jej nie sprawiało. Świat był teraz jedną wielką kupą nieumarłego gówna.
Został przy Arku, został bo nie widział innej drogi. Przynajmniej przyczyniał się do uszczuplenia ilości gówna na świecie. Nie wiele, ale zawsze coś.
Zawsze kiedy myśli o wampirach, ma przed sobą obraz swojej córki, zamieniającą się w kupkę pyłu.
- Mogą być jednak pewne problemy. - mamrotał łowca z papierosem w ustach. - W takim bajzlu wszystkie te cholery są pewnie w stanie permanentnej wojny, więc będą gotowi na wszystko i dobrze ukryci. No, ale może trafi się nam jakaś pomoc, choć kto mówi, że jej potrzebujemy, co? - zaśmiał się krótko i szturchnął cię łokciem pod żebra.
- Co jest Greg? Coś taki posępny? - zapytał innym tonem, zerkając na prędkościomierz, wskazujący już 130 na godzinę.
- Co jest Greg? Coś taki posępny? - zapytał innym tonem, zerkając na prędkościomierz, wskazujący już 130 na godzinę.
Arek westchnął głęboko, wypuszczając dym nosem.
- Jeszcze...? - zapytał retorycznie. - W sumie, to masz rację. Przykro mi, że tak się to wtedy stało, ale naprawdę nie było innego wyjścia. Ty byłbyś sztywny, a ona skończyłaby jako jedna z nich, o ile któryś z nas nie dorwałby jej szybciej... Ech...
Nagle puścił kierownicę, zanurkował pod siedzenie i wynurzył się spod niego z flaszką Jacka Danielsa, pełną do połowy.
- Trzym. - podał ci butelkę. - Słuchaj, siedzę w tym gównie od dobrych pięciu lat i wiem, że tacy jak my nie mają lepszych perspektyw. Możesz myśleć o sobie jako o błędnym rycerzu, tragicznym bohaterze czy skończonym bankrucie z gnatem i wkurwem po uszy, ale fakt pozostaje faktem: ty wiesz, ludzie nie wiedzą, a im chodzi o to, by ludzie nie wiedzieli. I taki już nasz pech, że nie możemy na to pozwolić. Jeśli masz jakieś pytania - strzelaj.
- Jeszcze...? - zapytał retorycznie. - W sumie, to masz rację. Przykro mi, że tak się to wtedy stało, ale naprawdę nie było innego wyjścia. Ty byłbyś sztywny, a ona skończyłaby jako jedna z nich, o ile któryś z nas nie dorwałby jej szybciej... Ech...
Nagle puścił kierownicę, zanurkował pod siedzenie i wynurzył się spod niego z flaszką Jacka Danielsa, pełną do połowy.
- Trzym. - podał ci butelkę. - Słuchaj, siedzę w tym gównie od dobrych pięciu lat i wiem, że tacy jak my nie mają lepszych perspektyw. Możesz myśleć o sobie jako o błędnym rycerzu, tragicznym bohaterze czy skończonym bankrucie z gnatem i wkurwem po uszy, ale fakt pozostaje faktem: ty wiesz, ludzie nie wiedzą, a im chodzi o to, by ludzie nie wiedzieli. I taki już nasz pech, że nie możemy na to pozwolić. Jeśli masz jakieś pytania - strzelaj.
- Przypadkiem. Wracałem kiedyś z imprezy w "Chimerze" i skręciłem gdzieś w boczną alejkę. Akurat wlazłem na jakiegoś pożywiającego się krwiopijca. Jebany chciał mnie zarżnąć, ale chyba pobiłem wtedy rekord świata na setkę, a potem nie mógł już chyba mnie znaleźć w tłumie. To nie dało mi spokoju, tym bardziej, że zawsze lubiłem takie historyjki, chociaż nigdy nie wierzyłem, żeby były prawdziwe, się wie... - pociągnął solidnie z flachy. - A potem co... Praktyka, dużo głupoty i szczęścia, znalazł się ktoś bardziej zorientowany w temacie i pokazał mi to i owo. Jak się okazało, to lepsze niż dirt jump, dragi czy bungee, prawie tak dobre, jak seks, no i często całkiem opłacalne. - poklepał sugestywnie kierownicę Pontiaca, dając do zrozumienia o co mu chodzi. - Świat jest Czarny i mroczny jak niemyte murzyńskie dupsko, racja. Ale w tym mroku siedzimy my, z okiem przy muszce, i celujemy w to, co z niego wylezie. Możesz się tym cieszyć, albo zwariować. Ja, jak na swoje 28 lat, jestem za młody na tę drugą opcję.
Ciągnąc kolejny łyk z butelki, zaczynam szukać w torbie mojej płyty. Jest.
Wkładam ją do cd-romu, track nr 1.
http://www.youtube.co...?v=aiEnxthZh5k
Wszystko straciło smak. Jedzenie nie smakuje już tak dobrze jak kiedyś. Piwo wydaje się być jakieś dziwne.
Mimo wszystko muzyka, zachowała swój 'smak'.
Melodia i słowa powoli wypełniały moje uszy.
When!
When time has come for me to leave,
When!
When judgment's passed upon my life,
When!
A cold dark grave awaits for me,
Will!
Will my name live endlessly?
Musiałem
Wkładam ją do cd-romu, track nr 1.
http://www.youtube.co...?v=aiEnxthZh5k
Wszystko straciło smak. Jedzenie nie smakuje już tak dobrze jak kiedyś. Piwo wydaje się być jakieś dziwne.
Mimo wszystko muzyka, zachowała swój 'smak'.
Melodia i słowa powoli wypełniały moje uszy.
When!
When time has come for me to leave,
When!
When judgment's passed upon my life,
When!
A cold dark grave awaits for me,
Will!
Will my name live endlessly?
Musiałem
- Jesteś chory! - przekrzyczał radio Arek, ale jeszcze mocniej podkręcił głośność. Dodatkowo depnął gaz do dechy, więc "Ognisty Ptak" zaryczał ochoczo swoim V8, a prędkość wskazówka prędkościomierza zmierzała ku końcowi skali.
- Zatrzymamy się na stacji?! - przekrzykiwał nordyckie rytmy, śpiew maszyny i pęd powietrza Arek. - Chcesz coś zjeść?! Może podtankujemy?!
Minęliście znak informujący, że od Łodzi dzieli was jeszcze 60 kilometrów.
- Zatrzymamy się na stacji?! - przekrzykiwał nordyckie rytmy, śpiew maszyny i pęd powietrza Arek. - Chcesz coś zjeść?! Może podtankujemy?!
Minęliście znak informujący, że od Łodzi dzieli was jeszcze 60 kilometrów.
Zajechaliście na Statoil. Arek zatrzymał się przy dyspozytorze, poprosił żebyś zamówił mu dwa hot dogi i coś do picia. Gdy wchodziłeś do sklepu, za tobą rozległ się piękny, basowy ryk silników, a na stację wjechało pięć Harleyów, prowadzonych przez rosłych sukinsynów w czarnych skórach z absurdalną ilością ćwieków i kolców.
Metale i pancury, którzy zsiedli z maszyn, najpierw pośmiali się trochę i poprzepychali między sobą, rzucając tu i ówdzie niedopałki papierosów. Widziałeś łańcuch okręcony wokół przedramienia jednego skurwysyna z irokezem, wojskowe noże przypięte do łydek. Dwóch zostało przy motorach i dyspozytorach, trzech weszło do sklepu z głośnym rechotem, rozglądając się w drzwiach jak urodzeni władcy świata. Dojrzałeś tatuaże na rozoranych gębach, jednego kolesia o brodzie, która po kilkunastu centymetrach przechodziła w sięgający kolan dred. Jednocześnie Arek, obserwujący ich kontem oka, zaświecił raz długimi światłami.
- Heh, chciałbym. - odpowiedział, ocierając twarz z keczupu. - Widzisz tamtego? - wskazał ci hot dogiem pancura z irokezem. - Na skroni miał wytatuowany herb Klanu. A ci dwaj przy motocyklach - skinął lekko głową w stronę pobliskiej dwójki - tankowali przy mnie. Żaden z nich nie oddycha. Skoro Brujah jadą w stronę Łodzi, to musi być tam większy burdel, niż myślałem. Pytanie co robimy. - zabrał się za drugiego hot doga.