Wilkołak [Runda 3]

Potarł bolący bok - Evrina prawie przebiła się do jego wnętrza. Za pół godziny obejrzy pewnie bardzo interesujący siniak..
- Kiedy ja nie o tym - powiedział z uśmiechem, sprawdzając, czy chrupnięcie było tylko ostrzeżeniem czy pęknięciem. - Ech, czy taka niegrzeczna dziewczyna potrzebuje jeszcze mutacji? - mruknął cicho, pozostając wciąż w zasięgu zgiętej ręki, nie bacząc na zagrożenie. Uniósł znów rękę, jakby zamierzał zrobić to samo co przed chwilą. Ciekawe, co się stanie za drugim razem?, zastanawiał się, przestając powoli myśleć o wilkołakach. Dobrze mieć co innego do myślenia, niż wciąż co dzień to samo.

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

Cóż, odsunęła się od niego, na względnie bezpieczną odległość. Nie chciała dać mu drugiej szansy do popełnienia tego jakże niepożądanego czynu. I raczej tylko siniak mu zostanie, nie posłużyła się aż tak wielką siłą, by coś złamać.
-Nie wiem, o czym myślałeś, ale wiem jedno: łapy trzymaj przy sobie!-wysyczała z irytacją a w jej dłoni... błysnął widelec. Znakomity do wbicia w miękkie ciało. Zaś w jej oku pojawił się iście morderczy błysk. Nie ma to jak wyzwolić instynkt zabójcy...
On zaś na razie się nie przysuwał, bo i po co? Widelec, dobry do wbijania w miękkie ciało, pewnie wbiłby się także w niego. Założył ramiona na piersi, uśmiechając się wciąż lekko. Nie miał ochoty na tym poprzestawać, ale z drugiej strony, jak się z taką bawić? Teraz trudno będzie nie zepsuć, tak się nastroszyła.
- Posmotret, jaki charakterek - wzruszył w końcu ramionami i usiadł na krześle, stojącym dwa kroki dalej. Patrząc wciąż na kobietę, wrócił do rozmyślań, rozważając, jaką ma pewność jej człowieczeństwa. Rozmyślania zeszły szybko na Eni.

Eni zagłosowała na nią przed śmiercią.. niespodziewaną śmiercią. Gdyby przeczuwała, że zginie, mogłaby ją wskazać jako wilkołaka, co po jej śmierci byłoby wskazaniem odwrotnym.
Tymczasem głos został oddany przez wilkołaka albo na wilkołaka, żeby w razie śmierci jednego z nich drugie było kryte, albo na człowieka, przy jednoczesnych wywodach o niewinności całej reszty. A co ona tam mówiła?

O Kresselacku-wilkołacku, oczywiście z umiarkowanym przyzwoleniem na lincz, skoro było to przesądzone. O Matthiasie, stawiając go w złym świetle, ale on na razie odpada jako kandydat na wilka. O trójce milczków - Strateksie (który faktycznie niewiele mówi), Morttonie (który też może uchodzić za milczka) i Taramellionie.. Który milczkiem nijak nie jest. Do tego że niby nikt na niego nie głosuje. Jasne..
Czyli Taramellion by pasował.. A dalej Eldirian, który z kolei mnie się nie podoba ni cholery, a i nim Eni mówiła brednie, że się nie odzywa.. to ten drań przyłożył rękę do śmierci Ieleni. I wreszcie Hubris, o którym powiedziała co każdy wie. I ja sam, o którym powiedziała, że nie wydaje się jej, że jestem wilkołakiem. Co mnie samego stawia w złym świetle..

Może nie podzielę się przemyśleniami z resztą, pomyślał w końcu, dodając dwa do dwóch..

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

Pogroziła mu jeszcze widelcem, dając przestrogę, by się później ewentualnie nie zbliżał. Tak na wszelki wypadek. Potem zaś udała się do swojej celi, gdzie się położyła. Westchnęła ciężko, wbijając wzrok gdzieś w sufit. Coś jej się wydawało, że większość będzie czekała z linczem do końca dnia. A wtedy może być niewesoło.
Brodacz unikał poruszania się wśród światła słonecznego, tego dnia współwięźniom ukazał się dopiero późnym wieczorem. Jego posępną na ogół twarz rozjaśniał ledwo widoczny uśmiech.
– Myliłem się. To nawet dobrze, jeszcze tylko jedna właściwa decyzja, a nas stąd wypuszczą w jednym kawałku.
Tiaa... Od razu powiem, że nie mnie szukacie. Potrafię to nawet udowodnić. No, bo jestem tym, który osądza, mam więcej od was do powiedzenia, mimo, że za dużo nie gadam, ha, ha. Udowodnię to, głosując skrycie na Evrinę – jutro będziecie już mieli pewność co do mojej roli tutaj. Ale niech ten cały Doktor chroni mi tyłek, bo jeszcze mnie coś zeżre. A tego byśmy nie chcieli, zwłaszcza ja, ha, ha.
Ale nie wiem, kogo wybrać oficjalnie, kto został jeszcze do odstrzału. Tig, bo dużo gada? A może Ty, dziewczynko? Matthias? Nie, to byłby nonsens.
Jako, że usiedzieć w celi nie mogła, to wyściubiła z niej nosa. W sam raz, by usłyszeć słowa Strateksa.
- Raczej głupie posunięcie, ujawniać swoją tożsamość. Poza tym, może to ja powinnam do doktora nawoływać? W końcu, kto wie, czy martwy już futrzak przyjął moje słowa za prawdę.. bądź nie.
Wzruszyła lekko ramionami, jakby ją to w gruncie rzeczy nie interesowało.
- Poza tym, gdybym futrzakowała, to raczej nie nabijałabym się tak z Kressa razem z Hubrisem, czyż nie? Bez sensu byłoby głosowanie na niego, raczej należałoby wybrać zgodnie inną ofiarę do linczu... i przeważyć szalę. Bo kto wie, czy inni nie poszliby wtedy za nami? Ale rób co chcesz, tylko uważaj, bo możesz się pomylić.
– Bynajmniej. To akurat przypadek, że wybieram Ciebie, dziewczynko, nic osobistego. Może sobie jesteś wilczkiem, może nie. Tu chodzi o mnie tylko. A kiedy ja będę czysty i kryty, lista potencjalnych mutantów zmaleje o jedną osobę. A kiedy zmaleje, szybciej psiego syna dopadniemy. A mi zależy na czasie.
Och, panie Tig nie lubi mnie pan. Przykro mi to słyszeć, ponieważ nie chciałem nikogo zrazić do siebie. hmm...Mówi pan, że przyłożyłem ręce do śmierci leleni, ale czy nie zrobił tego też pan Ven'Diego, a nawet sam Sędzia? Czemu pan nie uwziął się na niego? Chyba dzisiaj nie zagłosuję na nikogo.
hmm... Nie wiem co tu wpisać.
Dziad zastanawiał się jeszcze przez chwilę, marszcząc krzaczaste brwi, po czym ozwał się chytrze w ten sposób:
– Swoją drogą zabawne, że aż tak się obruszyłaś po kilku moich słowach. Może rzeczywiście to Ty powinnaś być następna? Wilkołak, żeby zabijać – a może, żeby inni zabijali za niego – musi się dużo nagadać. To by z kolei miało sens.
Mój pierwszy głos także pójdzie na Ciebie, przemiła. To nic osobistego, naprawdę. Dla mnie takie rozwiązanie jest najwygodniejszym z możliwych.
Zagłosować na kogoś muszę. Tak mówią zasady. A żeby stąd wyjść, trzeba ich przestrzegać.
Jeśli zostałabyś przypadkiem zlinczowana, a okażesz się wilkiem – wspaniale.
Jeśli zostaniesz zlinczowana, a będziesz niewinna – niewątpliwie będę miał dług wdzięczności u Twoich zwłok.
Jeśli zaś ocalisz skórę – w najgorszym razie się trochę pokłócimy. A ja się chętnie kłócę z takimi gorącymi kobietami...
Tak czy inaczej, będzie wiadomo, że ja wilkiem nie jestem. A w naszej zasranej sytuacji dobrze mieć kogoś, komu można zaufać, ha, ha.

Evrina
- Ven'diego wykazał się powodem do podejrzeń.. Kretyńskim, ale każdy potrzebował czegoś o co się można oprzeć. Gorzej, że ty się oparłeś o ten kretyński powód. Femnizm.. oznaka likantropii - prychnał Tig. - A sędziego nie będę się czepiał, bo to człowiek, wszystko jedno jakiego rodzaju. Ciebie na razie też nie będę się czepiał.
Wymówiwszy więcej słów niż chyba przez cały dotychczasowy pobyt w więzieniu, przespacerował małą odległość, by stanąć między Strateksem a Evriną.
- Taramellion - powiedział wyraźnie, zakładając znów ręce i patrząc na Strateksa.

„Była to naprawdę całkiem sympatyczna dziewczyna, nawet jeśli jej łono zostało najwyraźniej zaplanowane dla osoby o dwie stopy wyższej. Ale nie była Nią*.

*Profesor nadzwyczajny gramatyki i jej stosowania poprawiłby pewnie to zdanie na «okazało się, że ona to nie ona», na co profesor logiki zakrztusiłby się drinkiem.” - Terry Pratchett, Niewidoczni akademicy

Dziś był w kropce. O ile wcześniej Wilkołak praktycznie sam naprowadził go na swój trop, o tyle teraz nie miał zielonego pojęcia kto może być ostatnim z nich.
- Tig, Hubris, Taremelion, Evrina, Ven, Eldirian, Tig, Hubris, Taramelion, Ebrine, Ven, Eldirian.... Tig. To całkiem proste kiedy zdajesz się na wyliczankę.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Koniec dnia czwartego.

[Dodano po 47 minutach]

Podsumowanie

Dzień 4:

Zlinczowani: brak (Tig 2), (Tar 2), (Evrina 1+1)

Uratowani przez Kaznodzieję: Tig

Osądzeni przez Sędziego: Evrina

Zabici przez Wilkołaki: Hubris

Ochronieni przez Doktora: -

Zabici przez Czuwającego: Eldirian

Nie głosowali: Mortton (1), Tar (2), Eldirian (1), Ven'Diego (1)

--------------------------------------------------------------

[font="Comic Sans MS"]D[/font]zień czwarty okazał się najdziwniejszym z dotychczasowych. Psycholodzy wściekali się, że zachowanie grupy badanej w żaden sposób nie przekłada się na weryfikację lub falsyfikację ustalonych wcześniej hipotez. Wielki, wściekły, wytatuowany "Meks" - Ven'Diego, stwierdził, że w dupie ma ten cały interes... a przynajmniej tak można było założyć, bo po prostu zamknął się sam w celi, zabarykadował łóżkiem, wyrwanym ze ściany zlewem i sedesem, i siedział tam, nawijając do siebie po hiszpańsku, rzucając poduszką w każdego, kto zbliżył się do krat. Tar tymczasem oddał się komentowaniu rycin, które wyrzynali na przestrzeni lat w ścianach jego celi poprzedni skazańcy, przy okazji usiłując odnaleźć sposób na ułożenie przemyconej nie wiadomo skąd kostki Rubika za pomocą języka. Tego było już za dużo niektórym więźniom.
- No nie wierzę, ludzie, kropnijmy tego świra, bo jeszcze nas dojedzie w nocy. Toż to gorsze od tych pierdolników wojskowych...
- A polać mu wódki, dobrze gada.
- zawtórował mu kto inny, podchodząc do krat celi Tara. - Ej, koleżko. Panowie schizolodzy powiedzieli, że cierpisz na syndrom wtórnego niedoje'ania i trzeba cię natychmiast uwolnić od cierpień, cho no tu... - ogłosił i zaczął wchodzić do środka, gdy na ramię spadła mu czyjaś ciężka ręka.
- Te, ty nie bądź taki sędzia, co?
- Spieprzaj, cwelu, bo ci ubliżę!
- Jak mnie nazwałeś?

Perswazja niewerbalna poszłaby zapewne dalej, gdyby nie ostudzono atmosfery kolejnymi oskarżeniami. Dorzucono Tiga i Evrinę, a wzajemne zarzuty i kłótnie nie pomagały wybrać ofiary. No i jak to zrobić? Utopić w kiblu? Znowu zrzucić z trzeciego piętra? Nieee, wtedy to był błąd...
Trwało to do nocy, Ven mamrotał do siebie, Tar stwierdził, że kostkę lepiej rozkładać, niż układać, a sądzący wciąż debatowali, grając w "Dupę" o to, która z trzech typowanych osób zawiśnie na prześcieradle. Hubris przegrał swoje rozdanie i trzy fajki, więc niepocieszony tak bolesną stratą udał się do swej celi, by zasiąść w świątyni dumania. Dzięki temu, że wydumał co leżało mu na żołądku, nie popuścił na widok tego, co stanęło w drzwiach celi.
Krzyki Hubrisa zagłuszył odgłos spłukiwania, tylko bestia słyszała, jak jej ofiara wzywa na pomoc swego Brata, który jednak nie usłyszał wołania.
Tymczasem "Dupa" rozstrzygnęła, że zlinczowany zostanie Tig. Przywiązano mu prześcieradło do szyi, drugi koniec do balustrady, do gardła wepchnięto stęchłą skarpetę i zrzucono w dół (tym razem z drugiego piętra).
Prześcieradło pękło.
Zgodnie z prawami fizyki Tig i tak powinien ponieść śmierć na miejscu, obracając się w powietrzu tak, by upaść na parter łamiąc sobie kręgosłup. Tak również się nie stało.
Tig zawisł w powietrzu, tam, gdzie pękła stara szmata. Zdziwiony do granic rozejrzał się wokół, by zobaczyć, jak jego niedoszli oprawcy uciekają w panice do swoich cel, przerażeni tym nadprzyrodzonym zjawiskiem, sprokurowanym niewątpliwie przez Kaznodzieję.
Również wilkołak, obserwujący tę dziwną scenę, zamarł na moment w mroku, w którym się ukrywał, obserwując Tiga. Gdy ten zniknął wreszcie na swoim piętrze, bestia rozpoczęła powolną przemianę w ludzką postać. Trwało to relatywnie długo.
O moment za długo.
- Były sobie świnki trzy... - usłyszał za sobą drapieżne warknięcie i nim zdążył się odwrócić, z oka wystawał mu już posrebrzany nóż z zastawy naczelnika. Czuwający patrzył beznamiętnie, jak włochate cielsko maleje powoli, przemieniając się na powrót w postać Eldiriana.


Zgodnie z umową grupa pozostałych morderców została ułaskawiona. Otrzymali też pokaźną "zaliczkę" na "nową drogę życia", wystarczająco atrakcyjną, by nie odczuwali potrzeby udzielania wywiadów prasie, czy pisania wspomnień z pewnego dziwnego eksperymentu, w dawno zamkniętym więzieniu. Bestie zginęły, bestie wyszły na wolność. Co jeszcze im pozostało?
Chyba już tylko zbrodnia doskonała.

-----------------------------------------------

KONIEC rundy 4
← Wilkołak
Wczytywanie...