Po oględzinach wracam do konia, wyjeżdżam na trakt i jadę w ich stronę. Niech konia słychać, nie chcę, by byli zaskoczeni. Gdy będę już przy świetle zatrzymuję się i mówię:
- Dobry wieczór państwu. Czy mógłbym się dołączyć? Spokojnie, nie mam złych zamiarów, jestem uzdrowicielem - pokazuję symbol do światła - A w kupie bezpieczniej.
Twarze przybyłych rozjaśniły się w niespodziewany sposób. Byłeś przyzwyczajony do karawan, które na odgłos zbliżania się do ich obozowiska reagują taktycznym ostrzałem z kusz. Widziałeś takie, gdzie w krąg światła nie miał prawa wejść nikt bez uprzedniego postraszenia widłami. Nawet takie łagodne podejście, gdzie spotykałeś się z niechęcią i nieufnością by cię nie zdziwiło. Gościnność zaś była swego rodzaju novum.
- Witajcie, siadajcie. Nasze modlitwy zostały wysłuchane, choć poniewczasie. - rzekł, uśmiechając się szeroko, ojciec rodziny. Jego żona również uśmiechnęła się zachęcająco, podając ci misę z resztkami kolacji. Ser i ułomki chleba. - Siądźcie, przybyszu. Jestem Ulf, a to moja żona, Neda. Z dziećmi uciekamy do Oxenfurtu.
- Dziękuję. - najpierw zsiadam z konia i muszę go rozkulbaczyć. Dopiero potem siadam koło nich i biorę jedzenie. - A co się właściwie stało, że jestem poniewczasie? - pytam, próbując jedzenia.
Żarcie okazało się całkiem znośne, chociaż był to zwykły posiłek chłopa. Wodząc oczami po obozowisku doszedłeś do wniosku, że ci ludzie taszczą ze soba cały dorobek życia.
- Ano, gdybyście przyjechali wcześniej, może nasze sioło by się ostało. A tak, droga nam pisana i niepewność. - na jego twarzy, mimo pozornego optymizmu, zobaczyłeś troskę i żal. Zupełnie jakbyś czymś im zawinił. Oczy jego żony wyrażały to samo.
- A cóż takiego się stało waszej wiosce? - pytam zdziwiony. Nie często miano do mnie żal za rzeczy, przy których mnie nie było. Zazwyczaj złorzeczyli, gdy mi się nie udało kogoś wyleczyć.
- Zaraza. Morowa. Nie wiedzieć skąd się wzięła. Mówili, ze kara za grzechy, ale ja nie wierzę w takie rzeczy. Po mojemu, nieludzie ją sprowadzili, żebyśmy wszyscy pomarli. I udało im się, niestety. Mór nas na razie oszczędził, bośmy zostawili dobytek i umkli, ale przyszłość niepewna, niepewna.
- Zarazy są powodowane brudem, w jakim się żyje. Żadna tam kara boża. Pewnie i elfy nie mają z tym nic wspólnego. - mówię. - A samiście nie chorzy? Może zbadam dla pewności? Nie macie opuchlizn na członkach, plam czarnych?
Ulf spojrzał na swoją żonę.
- Nie, nic takiego nie zauważylim. Umknęliśmy w sam czas. - NEda odpowiedziała skinieniem głowy. - Ale nie mówcie mi, cny panie, że to brud i że nie elfy. Jak woda w rzece pachnie jak miód z agrestem, to chyba nie jest normalne, a? Nieludzie to, powiadam, wodę zatruli, żeby sioło mieć dla siebie.
- Nieludziom wioski nie potrzebne, wolą w górach i lasach żyć. Ale jak chcecie. - milknę i jem dalej coś z tego, co mi podali. Po pewnym czasie pytam:
- Będę mógł do rana w obozie zostać? Lasy dalej, strach po nocy jechać.