Dwójka policjantów podeszła do ciebie. Jeden stanął tuż przed tobą, a drugi zaczął oglądać sześcian.
- C-Sec, dokumenty proszę. Co to za pudło? - ten, który mówił był człowiekiem, co nie nastręczało trudności. Ten drugi natomiast, turianin, noszący broń nawet w cywilu wyglądał jednak na osiłka.
- Pudło jak pudło - odparłem, próbując zagrać obojętność, choć trochę się spinałem. W dodatku czułem lekkie mrowienie w łapach - pewnie organizm już się cieszył na myśl o pier*olnięciu adrenaliny. Przezornie skrzyżowałem ręce na klacie.
- A skąd mam w ogóle wiedzieć, że jesteście ps... yyy, z C-Secu? - tym razem mówiłem tak, by w moim głosie słychać było nutę podejrzliwości. - Skąd mam wiedzieć, że nie chcecie mnie wyruchać i opitolić z kasy? Hę?
Możliwe, że trochę przegiąłem z tą grą. Nawet bardzo możliwe. Już kombinowałem jak i w jakiej kolejności ich spacyfikować. Ciężka sprawa.
- Zwykłe pudło? Pokaż co masz w środku! - warknął turianin, podczas gdy człowiek odstąpił o krok i odsłonił odznakę spod marynarki. Odznakę i broń, niestety, standardowy pistolet Cześka. Obaj wstali, wyraźnie czekając aż otworzysz "pudło". Nie wydawali się zadowoleni z faktu, że uzbrojony w cholerną armatę żabol łazi sobie w środku zakłóceń, podczas alarmu, tuż przed zaostrzeniem sankcji przeciw noszeniu broni...
No tak - pomysł z wylegitymowaniem tajniaków był kiepski. Sam nie wiem na co liczyłem - chyba tylko na czas do namysłu, choć i tak niewiele to dało.
Zacząłem szukać dokumentów, choć wiedziałem, że kwas jest nieuchronny. Na rozkaz otwarcia sześcianu zarechotałem im szczerze w mordy, ale pudła nawet nie tknąłem.
- Sami se otwórzcie - prawdopodobnie popełniłem wielką gafę, ale do chu*a - nie byłem negocjatorem.
Wręczyłem im swoje papiery i zastygłem w oczekiwaniu. Czułem jak adrenalina rozpływa się po moim ciele. Jeszcze chwila.
Jeszcze chwila i nie wytrzymam, walnę między gały.
Nie wytrzymałeś. Kiedy turianin zaczął wypowiadać sławne, znane ci doskonale "Pan pójdzie z nami", przywaliłeś mu prosto w łeb. Twardy, turiański łeb. "Pan pójRYP!" zabrzmiało w okolicy.
Zdziwiłeś się tą reakcją. Od czasów młodzieńczych nie straciłeś panowania nad sobą w tak głupiej sytuacji. No i zacząłeś od niewłaściwego kolesia. Następne parę minut nie zapowiadało się różowo, ale póki co inicjatywa była po twojej stronie.
Dobra, teraz już nie ma czasu na pierdo-lolo. Powiedziało się A, trzeba powiedzieć B.
Zaciskam szczękę i z furią wyprowadzam mocnego kopa prosto w turiańskie jaja, przygotowując się już na poprawienie bułą w gębę. Człowiekiem zajmę się za chwilę - te chuchra wymiękają po jednym mocnym uderzeniu w twarz. Takich nie powinni wypuszczać bez hełmu z domu.
Do tej pory nie zastanawiałem się nad tym, co robi quarianin. Teraz by się przydał, choćby po to by zająć drugiego nim wyjmie gnata.
Nie było szans na pomoc ze strony towarzysza. Szczęśliwie, ty sam nie byłeś taki całkiem bezbronny. Turianin trafiony w cokolwiek turianie mają w tym miejscu zaskowyczał. Chociaż sam cios był niczym uderzenie w suchy chleb, to twoja łapa była mocniejsza - i jaszczur też to odczuł. Pięścią trafiłeś go w ucho, gdy zginał się w pół pod ciężarem bólu. Nie było łatwo ogłuszyć turianina, więc nawet na to nie liczyłeś, ale wystarczyło, żeby położyć go glebę.
Człowiek, cholerny, miękki człowiek, najwyraźniej wziął sobie do serca nauki nowego komendanta C-Secu. A brzmiały one - strzelaj najpierw, potem mu przeczytasz prawa. I strzelił. Pocisk trafił cię w prawy bark, odstrzeliwując kawałek pancerza i miękko wbijając się gdzieś w prawe, górne, przednie płuco. Zabolało.
Ryknąłem. Dziura w klacie zawsze boli tak samo chu*owo.
Spodziewałem się, że człowiek sięgnie po broń. Spodziewałem się, że strzeli, a nawet że trafi. Nie sądziłem jednak, że tak skutecznie. Byłem debilem.
Jestem debilem. Właśnie sięgam po pistolet zamocowany przy biodrze, ale wiem, że nie zdążę, więc wyskakuję w jego stronę by pociągnąć mu z bara. Warczę przez zaciśnięte w bólu zęby. Chcę rozmazać tego fiu*a po ziemi jak skundlonego vorcha.
Turianinem przez moment się nie interesuję, chwila minie nim dojdzie do siebie, a w tym czasie może uda mi się już zneutralizować człowieczka.
Swoją drogą - mam teraz dobitny (arrr) dowód na to, że czas najwyższy zmienić skorupę na nieco lepszą. By byle dureń fuksem mnie nie zaciukał.
Może i człowiek miał jaja, ale tylko dwa. A to oznaczało, że widok szarżującego kroganina powodował u niego nagły atak paniki. Zamiast strzelać, rzucając się w bok, on próbował wcelować ci między oczy. Druga kula utkwiła oczywiście w pancerzu na garbie, a człowiek niczym szmaciana kukiełka zawisł na twoim barku i przeleciał kilka metrów, zatrzymując się dopiero na stylowym kwietniku. Jeśli dobrze pamiętasz, karki tych miękkich istot nie zginają się pod takim kątem.
Z drugiej twojej strony, turianin zdołał jakoś opanować otłuczone podbrzusze i właśnie wzywał pomoc przez komunikator. Jednocześnie pełzł chwiejnie w stronę korytarza, z którego wyszedłeś, zasłaniając męskość ramą pistoletu.
- Do nogi, psie! - ryknąłem do turianina, nie przejmując się tym, że zwracam na siebie tym samym uwagę. Zwróciłem ją już dawno. Odwracam się w jego stronę i unoszę uzbrojone ramię. Chcę dobrze wymierzyć. Pies to pies, ale nawet takiemu nie strzelę w plecy. Nogi to co innego, dlatego w nie celuję i strzelam. Raz. Potem drugi. I trzeci. Walę, by unieruchomić.
Zastanawiam się, gdzie podział się ten pieprzony technik. Zaraz będzie tu gęsto od C-Sec'owców, zacznie się regularny rozpiździel, a ja będę musiał jeszcze chronić quarianina.
Mam nadzieję, że strzały, które właśnie padły skłonią go do pośpiechu.