Dotarliście z wysiłkiem na dół, gdzie trwała akcja liczenia strat i mnożenia zysków. Wyładunek prawie dobiegł końca, zobaczyłeś, że wśród was paru zginęło - kilku było rannych. Batarianin, najwyraźniej przeszkolony jako medyk zajął się ramieniem twojego towarzysza, zaś do ciebie podszedł spowity chmurą tytoniowego dymu szef.
- Nieźle cię urządził, asymetrycznie. Ale ty jego lepiej. - rzucił, podając turianinowi pół dawki mediżelu - to wystarczyło, żeby utrzymać go świadomego i żywego, ale zbyt mało, by doprowadzić go do stanu używalności. - Jakieś życzenia? Wisimy wam, jakby nie wasza grupka byłoby krucho. - wskazał na leżących obok napastników - nie byłeś w stanie stwierdzić, czy żyją z tej odległości.
Gdy szef zaczął coś do mnie gadać, to natychmiast poczułem zapach tytoniu z jego ust. Gość chyba nie ograniczał się do kilku cygar, bo cały czas musiał mieć to świństwo w ustach. Nie martwiłem się jednak o jego zdrowie, po prostu ten zapach działał na mnie drażliwie.
- Oddacie mi tego turianina, gdy już nie będzie wam potrzebny. - odpowiedziałem na szybko do szefa. - Muszę mu zrobić z twarzą to samo, co mnie zrobił. Strasznie to wygląda?
- Po co ci to było idioto? Teraz was pozabijam. - zaśmiał się ranny snajper, gdy mediżel zadziałał. Nie czekając wcale na kolejne komentarze, człowiek przykopał mu kilkukrotnie, najwyraźniej niwecząc przeciwbólowe działanie leku.
- Fikasz? Znalazł się, jaszczur nieskrobany! - człowiek znaki przestankowe kontrapunktował kopniakami w poraniony bok - Znalazł się, kogucik! Zobaczymy, jak zaraz będziesz śpiewał!
Szef spojrzał na ciebie krótko - Jak pół dupska zza krzoka. Dla mnie wszyscy jesteście paskudnymi skurczybykami, z tym tam co ci odpadło czy nie. - człowiek splunął brunatną od tytoniu śliną - Zabaw się z nim. Przy okazji możesz się dowiedzieć dla kogo pracuje. Jak rozładujemy to wrócę tu do was.
- Już teraz mogę go trochę poturbować? Sądziłem, że najpierw ty będziesz chciał go przesłuchać, ale w sumie ta umowa bardziej mi pasuje. - powiedziałem do szefa. Powolnym krokiem zacząłem iść w stronę leżącego turianina ciesząc się każdą chwilą. Bo każdy musi czuć strach w najgorszych chwilach, a już na pewno, gdy jest się bezbronnym.
- Najpierw powiesz mi dla kogo pracowałeś. - szepnąłem do snajpera na tyle cicho, by tylko on to usłyszał. I tak pewnie zaraz powie mi coś krzycząc, ale niech sobie zda sprawę w jak beznadziejnej sytuacji jest.
Przez moment turianin śmiał się tylko, a przynajmniej próbował, z krwawymi bąblami tworzącymi się na pancerzu. Dopiero gdy podszedłeś, zrzedła mu mina.
- To jak, powiesz mi coś ciekawego? Mamy tu dużo medi-żelu, więc zapomnij o szybkiej śmierci. - mówiłem do turianina powoli, by każde słowo trafiło do jego nie do końca sprawnej głowy. - Więc, ciężką nogę szefa już poznałeś. Chyba za dużo wtedy mówiłeś, nie? Wiedz sobie, że ja nie lubię ciszy. Dlatego teraz odpowiesz na moje wcześniejsze pytanie lub zapoznam cię z moją nogą. Czekam, i wiedz sobie, że nie pozwolę ci się wykrwawić.
Kiedy wysączyłeś swoje słowa do jego ucha, głowa turianina zwisła bezwładnie. Oddychał słabo, ale najwyraźniej przed chwilą zbytnio się wysilił i teraz odpłynął.
- Cholera, czy naprawdę musiałeś stracić przytomność w najprzyjemniejszym dla mnie momencie? Niech cię próżnia pochłonie! - powiedziałem z furią do nieprzytomnego turianina, który i tak nie był w stanie mnie teraz słuchać. Zacisnąłem pięść, by przywalić mu raz w twarz. Kto wie, może odzyska świadomość po tym.