- Powinniśmy już wychodzić. - kobieta wyszła z twojej łazienki - Zabierz wszystko co potrzebne i ruszajmy, lepiej być wcześniej i zobaczyć jak się rozstawiają.
Już po chwili szliście razem w stronę doków. Kątem oka spojrzałeś, że nieopodal w tym samym kierunku podążają jeszcze dwie postacie. Po kilkunastu minutach i przejeździe winda zobaczyłeś spory budynek wyglądający na slums, który zasłaniał sobą większość doków.
Klasycznie. Na dach prowadziła tylko jedna droga, schody w środkowej klatce. Poczekaleś, aż winda stanie, po czym zrezygnowałeś z wejścia do niej i czując się parszywie wszedłeś po schodach. Rozłożyłeś się na dachu, widząć sporą równoległą do budynku aleję, przy której niczym zęby grzebienia dokowały kolejne jednostki. Naprzseciwko ciebie, jedna z nich właśnie podchodziła do doku. Przed nim, z paczek i betonowych kloców ustawiona była barykada, za którą stało kilku uzbrojonych przedstawicieli Błęktnych Słońc.
[Jeżeli oczekujesz, że będę dokładnie wiedział co robisz i opisywał ci dokładnie otoczenie, sam pisz obszerniej. Jeśli nie - nie dziw się, że czegoś nie zauważyłeś albo stało się coś, na co nie zwróciłeś uwagi.]
Najpierw rozglądam się za innymi członkami błękitnych słońc niedaleko barykady,a jeśli są to melduje o nich grupie uderzeniowej. A jeśli nie ma to melduje o barykadzie i przybyciu transportowca grupie uderzeniowej w następujący sposób:
-Grupa udzerzeniowa jednostka błękitnych słońc w polu widzenia.
Zauważasz dwóch snajperów, po obu stronach barykady. Jeden z nich ukrył się w podnosniku do kontenerów, za którym się czaił, drugi natomiast schował się między pakunkami na tyle dobrze, że tylko jego broń spod nich wystawała.
Tymczasem, do dokującej jednostki podjechał transporter kontenerowy.
- Przyjąłem. Widzimy ich. Zdejmij na nasz znak, my też ruszamy... Trzy, dwa, jeden, teraz! - usłyszałeś w odpowiedzi. Pod tobą rozległa się kanonada, seria z Vindicatora trafiła jednego turianina ze Słońc.
Pierwszego z nich udało ci się trafić bez pudła, przygnieciony mocą Wdowy oklapł w swojej kryjówce. Zobaczyłeś, jak tuż za nim lokuje się człowiek z twojej grupy, jeden z tych, którzy mieli atakować z boku. Niestety, padł on od strzału drugiego ze snajperów Słońc.
Zanim zdążyłeś przycelować w drugiego, barykada zorientowała się o twojej obecności i oddelegowała jeden z ciężkich karabinów maszynowych, aby zajął się wyłącznie tobą. Zasypany dziesiątkami pocisków dach sypnął pyłem i kawałkami gzymsu.
Bezskutecznie. W porównaniu z siłą karabinu wsparcia ogniowego nie miałeś żadnych szans. Zasię nie pozwalał twoim pociskom czynić jakąkolwiek szkodę, więc jedyne, co spowodowałeś, to malutkie rozbłyśnięcia tarcz kinetycznych Niebieskich Słońc.