Przymrużone światła Omegi kiepsko oświetlały twoją drogę. Dach niedużego budynku, wyrosłego na kawale pogórniczej skały był zapuszczony i pokryty drobnym pyłem, najwyraźniej pochodzącym z ogromnej powierzchni skalnej, do której budyneczek był przyklejony. Dookoła panował typowy krajobraz Omegi - wyfedrowane kawerny o nierównych, zaokrąglonych ścianach, na których rosły niczym grzyby bezładnie konstruowane pomieszczenia. Ty przed chwilą wyszedłeś dachowym wyłazem na miejsce, gdzie las zabudowań kończył się i można było podziwiać coś na kształt panoramy stacji. Pomimo wielu lat, jakie minęły od zasiedlenia stacji, dziesiąt metrów od sklepienia kawerny wciąż nie zostało zagraconych powierzchnią mieszkalną - prościej jest wykopać kogoś siłą niż zbudować własny kąt.
Skała błyszczała się drobinkami bezwartościowych minerałów, odbijających światła. Pięćdziesiąt metrów dalej w prawo uskok kończył pieczarę, a drugi jej koniec majaczył prawie półtora kilometra dalej. Na szczęście, interesujące cię okno było bliżej, jakieś pół kilometra stąd. Wąska ścieżka wzdłuż ściany zmusiła cię do przemykania bokiem. Jeszcze dziesięć metrów... pięć... zgodnie z opisem, zobaczyłeś niewielkie wyżłobienie, pradopodobnie podstawę pod jakiś rodzaj górniczego stempla - miałeś to gdzieś. Ważne było to, że mogłeś się tam położyć. Małym pistoletem wypaliłeś w skałę, zostawiając w niej szpilkę alpinistyczną, przez której oczko przechodziła opasująca cię lina. Szarą narzutę położyłeś obok, żeby mieć miejsce, by wypakować z futerału i złożyć karabin...
- Eranos, zgłoś się. Jesteś na miejscu? - zaskrzeczał komunikator w twoim uchu.
Nie miałeś zbyt wiele czasu, żeby się rozstawić, ale zgodnie z poleceniem i doświadczeniem ustawiłeś karabin wyborowy w kierunku głównej alei osiedla. Nakryty szarym kocem wyszukałeś odpowiednie okno. W środku od razu dostrzegłeś dwójkę ludzi i jednego salarianina, wszystkich ubranych w charakterystyczne fioletowe pancerze Zaćmienia. Omni-klucz na twoim lewym przedramieniu wyświetlił niezbyt wyraźnie zdjęcie twojego celu - podstarzałego batarianina.
- Uwaga, wchodzą. Potwierdź kontakt wzrokowy z celem i czekaj. - usłyszałeś w słuchawce głoś swojej obserwatorki. Nigdy się z nią nie spotkałeś, nigdy też nie wiedziałeś gdzie jest - ale była twoim bezpośrednim przełożonym i zawsze asystowała ci przy podobnych misjach. Nie wiedziałeś nawet jakiej jest rasy - ale miałeś swoje przypuszczenia.
Kilka sekund później zobaczyłeś, jak przesuwne drzwi w ścianie się otwierają i wchodzi przez nie batarianin, w asyscie turianina i człowieka, tym razem wszyscy w mundurach Niebieskich Słońc.
- Oczekuj. Chcemy się dowiedzieć, o czym rozmawiają.
Batarianin i salarianin usiedli na krześle, które były postawione obok stolika na środku pokoju - bokiem do ciebie. Ich ochrona zajęła miejsca nieco bardziej z tyłu pokoju, za nimi - stali, spięci, wyraźnie oczekując na fałszywy ruch drugiej strony. Siedzący przy stole liderzy, włączając w to twojego batarianina zaczeli o czymś dyskutować - nie wiedziałeś o czym, odsłuch z pluskwy miała na pewno twoja obserwatorka, ale nie uznała za potrzebne przekierowanie go na twoją słuchawkę.
Przez moment jakby nic się nie działo. Obaj liderzy rozmawiali, salarianin wydawał się dobrze bawić, za to batarianin wyglądał, jakby miał wszystkich zaraz pozagryzać. Chwila gestykulacji, bezczelny uśmiech lidera Zaćmienia, po czym batarianin wstał i podszedł do okna.
- Niczego się nie dowiemy, to tylko emisariusze. Masz autoryzację, przygotuj się do strzału. - usłyszałeś w słuchawce znajomy głos.
Batarianin wyglądał, jakby go ktoś wystawił. Spojrzał wprost na ciebie, zmrużył oczy. Nie miałeś wiele czasu.
- Strzelaj. Strzelaj. Strzelaj. - trzykrotnie powtórzona komenda nadawała rytm snajperowi niczym perkusista orkiestrze. Pierwsze dwa słowa wyznaczały odstęp czasowy do trzeciego, trzecie było jednoczesne z pociągnięciem za spust. Polecenie było jednoznaczne.
- Stój, brak autoryzacji! Jesteś spalony! - usłyszałeś krzyk w słuchawce
Nie zdążyłeś. Obserwatorka była ułamek sekundy zbyt wolna. Karabin ucisnął na twój pancerz siłą odrzutu, a pocisk przemierzył dystans dzielący ciebie i cel. Tępy odgłos wystrzału rozniósł się po kawernie, ale nie wcześniej, niż kawałek na gorąco kształtowanego metalu przebił grubą szybę i urwał głowę batarianinowi, tworząc w środku istne pandemonium.
-Teraz mi to mówisz?! Teraz kiedy głowa batarianina lata jak piłka?! Masz refleks szachisty. Ale spokojnie w raporcie napiszemy, że palec mi się powinął.
Śmieje się do słuchawki.
Twój strzał wywołał niemałe poruszenie. Szczególnie na poziomie gruntu, gdzie, jak zauważyłeś, czekała mała grupka Zaćmienia - pokazywali nawzajem w Twoją stronę, chowając się pospiesznie za naprędce znajdowanymi osłonami.
Gdzieś pomiędzy zrzucaniem z siebie szarego koca maskującego i zabieraniem się za rozkładanie broni w skałę uderzyła kilkunastopociskowa seria. Było zbyt daleko, żeby ktoś mógł cię trafić, ale chmurka kurzu, która nagle wzbiła się na skalnej ścianie, na której miałeś swoją miejscówkę, ładnie zaznaczyła twoją pozycję.
- Co ty tam jeszcze robisz? Mają rakietnice, zabieraj się stamtąd!
Udaje ci się złożyć broń względnie szybko. Wstajesz, żeby wąską ścieżką, którą szedłeś poprzednio, uciec w stronę dachu - nie zdążyłeś. parę metrów za tobą wybucha pierwsza rakieta.
Szczęśliwie, byłeś na tyle szybki, że uderzenie nie było bardzo blisko - mimo wszystko, podmuch zrzucił cię ze skały. Przez pół sekundy żegnałeś się z życiem, po czym poczułeś, jak na twoim pasku zaciska się linka bezpieczeństwa. Żelazny uchwyt dłoni na futerale i wygięcie ciała pozwoliło ci oprzeć się stopami o ścianę. Kątem oka zobaczyłeś, że jedna rakieta, to był dopiero początek.
Przystając co jakiś czas po drodze, jesteś w stanie zaobserwować, że twój strzał wywołał niemałe poruszenie wśród Słońc i Zaćmienia. Mniejsze jednak niż sądziłeś - nie wybuchła wojna gangów, a przynajmniej na razie nie. Szkoda. Wojna to coś, w czym odnalazłbyś się swobodniej.
Po czterdziestu minutach docierasz do swojej kanciapy. Opłacona przez tylu pośredników, że właściwie nie wiesz kto jest jej właścicielem. Nie jest bardzo czysto, jest za to trochę ciasno - ale wystarcza. Masz tu miejsce do spania, stół, mały terminal komputerowy, trochę ubrań i miejsce na broń - właściwie nie potrzebujesz nic więcej.
Noc minęła spokojnie. Nie dostałeś żadnych wiadomości od twojej obserwatorki. Nie wiesz nawet czy przeżyła akcję. Póki co będziesz musiał się przyczaić, żeby nie zwracać na siebie uwagi żadnej z grup. Ostatecznie, wciąż jeszcze nie domyślali się kim jesteś i traktowali cię jak kolejnego wyrzutka, który tylko na Omedze mógł układać sobie życie.
Sprawdzam czy w kryjówce jest jedzenie jeśli tak to urządzam sobie śniadanie, a jeśli nie ma to wychodze w zwykłym ubraniu i z ciężkim pistoletem po śniadanie jeśli posiadam jakieś kredyty. A jeśli nie posiadam to kłade się dalej spać.